Kiedy
weszła do przedpokoju, od razu przejrzała się w lusterku, by zobaczyć, czy
wygląda należycie. Rodzice na pewno nie uwierzyliby jej, gdyby powiedziała, że
nic się nie stało, podczas gdy jej ciuchy były lekko pobrudzone, a na twarzy i
ramionach miała malutkie zadrapania. Niby nic, ale w końcu była na spotkaniu z
przyjaciółmi, więc raczej nie powinna wracać w takim stanie.
Państwo
Grangerowie siedzieli w przytulnym saloniku oglądając telewizję i pijąc
herbatę, której cudowny aromat unosił się w powietrzu. Powitała ich i poszła do
kuchni połączonej z salonem, by napić się filiżanki herbaty, kiedy usłyszała
głos swojego ojca.
-
Draco czeka na ciebie na górze.
Ledwo
co nie wypuściła filiżaneczki z zestawu mamy do herbaty, kiedy usłyszała to
imię. Wzdrygnęła się w duchu. Przecież miała się dzisiaj spotkać z Draconem, a
tymczasem uganiała się za nieznajomym mężczyzną i robiła wszystko, by pokazał
jej swoje oblicze skrywane pod czarnym kapturem. Draco nie będzie zachwycony.
Jaka ona czasami potrafi być nierozumna.
-
Dlaczego nie chciał zaczekać z wami? – zdziwiła się.
Matka
Hermiony uśmiechnęła się czule i odpowiedziała.
-
Poszedł na górę, by posiedzieć ze Scarlett. Wyglądają ze sobą naprawdę
cudownie, a ten Draco to idealny zięć dla mnie… - mruknęła patrząc znacząco na
córkę, a Hermiona wiedziała już, co kombinuje.
-
Oczywiście, mamo – odpowiedziała przelotnie z lekką ironią w głosie i wdrapała
się po schodach na górę. Cichutko uchyliła drzwi do sypialni Scarlett, ale
zobaczyła tylko malutką kruszynkę śpiącą słodko w miękkiej pościeli. Czyżby
Dracona już nie było?
Skierowała swoje kroki do sypialni i
zauważyła Dracona Malfoya, który siedział na kanapie z mnóstwem kolorowych
poduszek. Przeglądał jakąś książkę, której okładki nie potrafiła sobie zbytnio
przypomnieć, co ją troszkę zdziwiło. Kiedy weszła do środka, Draco uniósł głowę
i odrzucił na bok książkę. Oparł się wygodnie i patrzył na nią oczekująco.
Hermiona czuła się trochę tak, jakby miał ją zaraz strzelić piorun. Oczy
Malfoya przewiercały ja na wylot, a w szarych tęczówkach szalała burza.
Milczał, więc uznała, że sama musi rozpocząć jakoś tą rozmowę.
-
Wiem, że jesteś na mnie zły… - zaczęła powoli i usiadła na kanapie obok niego
próbując ostrożnie dobierać słowa.
- Nie
jestem zły, tylko trochę zawiedziony – odpowiedział nienaturalnie spokojnym
głosem. Hermiona poczuła jak nogi zaczynają jej drżeć. Wolałaby jakby krzyczał,
wypominał jej błędy, był wściekły, niż żeby mówił teraz do niej tak spokojnym
głosem. Nie chciała go przecież zawieść. Zaczęła przeklinać się w duchu, że też
zapomniała o ich dzisiejszym spotkaniu.
-
Draco, przepraszam, ja… ja naprawdę nie chciałam, by to tak wyszło. – Hermiona
poczuła jak słowa same wymykają jej się z ust. Draco westchnął i pokręcił
głową.
-
Dajmy już temu spokój. – mruknął, ale jego głos nadal był jakiś dziwnie
spokojny. – Nie jest jeszcze tak późno, więc… - zaczął, ale ręka Hermiony nagle
natrafiła na okładkę książki, która Malfoy czytał zanim weszła do pokoju. A
raczej tylko myślała, że to jedna ze sztuk z jej małej biblioteczki, która tak
naprawdę miała na sobie sporo zaklęć i mieściła dziesiątki książek. W
rzeczywistości był to… album ze zdjęciami.
-
Przeglądałeś moje prywatne zdjęcia? – przerwała mu, czując jak rumienią jej się
policzki. Nie tylko miała albumu rodzinne, gdzie były zdjęcia z różnych
przyjęć, okazji czy wakacji, ale także swoje prywatne, gdzie zamieszczała
fotografie z przyjaciółmi z mugolskiego świata, te ruchome z Hogwartu, a także
swoje osobiste zdjęcia.
- Nie mogłem się powstrzymać – skomentował Draco i uśmiechnął
się zadowolony w jej stronę. – Ile miałaś lat?
- W
tym albumie mam zdjęcia, kiedy miałam prawie 16 lat. – mruknęła ciągle zła, że
widział te fotografie, które były tylko dla niej.
-
Powinni zakazać chodzenia w tych szerokich szatach w Hogwarcie. Ukrywają
dosłownie wszystko, co najlepsze w figurze – skomentował Draco i przeglądał
powoli jej zdjęcia. – Gdybym wiedział, że tak wyglądałaś już na piątym roku,
to…
-
Dość tego, oddawaj mi ten album – warknęła Hermiona i wyciągnęła rękę, by odzyskać
swoją własność, ale Draco tylko odsunął się od niej na kanapie, więc dziewczyna
zmuszona była ponownie się do niego przysunąć. Westchnęła ciężko. – Nie baw
się, Draco, tylko mi to oddaj.
- Ale
z ciebie egoistka – prychnął. – Trzymasz te cuda tylko dla siebie, a chyba mnie
też się coś należy, prawda? – spytał i nie czekając na odpowiedź przeglądał
zdjęcia dalej. Hermiona usiadła obok niego ze zrezygnowaną miną gotowa na to,
by jak najszybciej odebrać mu swoje zdjęcia.
Nagle Draco dotarł do zdjęcia, gdzie
aż jęknęła z załamania. Draco natomiast uśmiechnął się wrednie i jeszcze
uważniej zaczął przeglądać.
-
Nawet na zdjęciach wyglądasz jak kujonka – skomentował, za co uderzyła go lekko
w ramię, a ten się zaśmiał. – Hermiono, skąd ty miałaś tyle książek? – zdziwił
się. Niektóre wydawały mu się znajome, ale większość widział po raz pierwszy na
oczy.
- To
są moje dodatkowe książki do nauki – powiedziała cicho, a blondyn zrobił
wielkie oczy. Nie skomentował tego, za co w duszy mu podziękowała.
- To
jest lepsze – zagwizdał. – Seksowna z ciebie piętnastolatka była, Hermiono –
zaśmiał się, za co dostał poduszką w głowę.
-
Skomentuj jeszcze raz, a cię zabije – ostrzegła i po chwili szybkim ruchem
wyrwała mu album ze zdjęciami i zerwała się z kanapy. Włożyła kolorową
książeczkę do biblioteczki. Oparła się o parapet i spojrzała na Dracona, który
sztyletował ją wzrokiem.
- To
naprawdę było ciekawe zajęcie – oznajmił, a Hermiona wywróciła oczyma.
- Znajdzie
się jakieś inne zajęcie, ciekawsze – odrzekła i wyjrzała przez okno, za którym
rozprzestrzeniał się widok jej ogrodu. Był cudowny, uwielbiała go.
- W
sumie, to już się znalazło. – odpowiedział Draco i wstał z kanapy, a następnie
podszedł do niej i pociągnął ją za rękę.
Zeszli na dół po schodach i stanęli
w progu drzwi do salonu, gdzie jej rodzice kończyli właśnie pić herbatę.
-
Pani Granger, panie Granger – zaczął Draco, ale Jean wtrąciła z uśmiechem.
-
Możesz mi mówić „mamo”, kochany.
-
MAMO! – fuknęła Hermiona nie kryjąc zażenowania i niedowierzania jej słowom.
Przecież Draco nie był jej mężem. Nie był nawet jej chłopakiem, a jej własna
matka właśnie zrobiła jej taki obciach przy Ślizgonie. Och, Merlinie, za co.
-
Dobrze, mamo, panie Granger, Scarlett śpi na górze, a ja porywam Hermionę na
parę godzin. Nic jej się nie stanie, obiecuję – odpowiedział Draco i wypiął
dumnie pierś. Mrugnął rozbawiony do Hermiony, która była czerwona na twarzy z
zażenowania.
- W
porządku – odpowiedziała Jean Granger. – Będę pilnować Scarlett, jest taka
słodka.
-
Chodźmy stąd, bo zaraz nie wytrzymam – szepnęła Hermiona i po chwili razem z
Draconem wyszli na dwór.
Chodzili sobie po parku, który był
całkowicie pusty. Latarnie rzucały pomarańczowe cienie i oświetlały ciemne
dróżki. Słychać było przyjemny szum liści, którymi poruszał wiatr. Niósł też on
przyjemny zapach kwiatów rosnących w parku. Hermiona musiała przyznać, że było
cudownie. Trzymali się z Draconem za ręce i rozmawiali na temat Astorii i jej
dziwnej prośby.
-
Myślę, że ona coś planuje i nie podoba mi się to – wypowiedziała swoje myśli
brązowowłosa i zmarszczyła delikatnie brwi.
- Nie
sądzę – odpowiedział całkowicie wyluzowany blondyn. – Zajmę się Carrowem i
będzie po kłopocie.
-
Nie, to nie może być takie łatwe – Hermiona miała złe przeczucia. – Astoria od
lat szkolnych za tobą szalała, a teraz niby miałaby ci dać tak spokojnie
odejść? Nie pasuje mi to do niej, bo to wredna jęd… - urwała w połowie słowa i
spojrzała natychmiast na Dracona. – Przepraszam, nie powinnam tak o niej mówić.
Bądź co bądź, to nadal twoja… - zawahała się i umilkła.
-
Masz rację, to wredna jędza – skomentował to Draco, godny tego, że kobieta
idąca obok niego nie dokończyła. – Nie masz się czym przejmować. Wszystko
będzie dobrze.
- Och,
oczywiście – odpowiedziała dość niemrawym głosem.
-
Czemu dzisiaj się spóźniłaś na nasze spotkanie? – zapytał nagle Draco, a
Hermiona cała się spięła. Mogłaby mu powiedzieć prawdę, ale jakoś…
Śmierciożercy, Nokturn i ten tajemniczy kłamca… Nie chciała o tym mówić,
dlatego powiedziała tylko:
-
Zasiedziałam się z przyjaciółmi. Było naprawdę przyjemnie, wspominaliśmy stare
czasy, przepraszam, że się spóźniłam… - skłamała i odwróciła wzrok, który
utkwiła w lśniącym stawie.
-
Przecież nie masz za co przepraszać, to zrozumiałe, że chciałaś posiedzieć z
Łasicą, Wiewiórą i narzeczoną Łasicy – oznajmił. Hermiona mimowolnie zaśmiała
się cicho.
Usiedli na kamiennych schodkach,
które schodziły prosto w ciemną toń jeziorka znajdującego się w parku. Srebrny
księżyc przeglądał się w lustrzanej tafli i podziwiał swoje piękno. Wierzby
płaczące pochylały swoje gałęzie, jakby kłaniały się przed piękną panią w
srebrnej sukni. Dla Hermiony widok ten był wręcz magiczny. Gwiazdy mrugały do
nich na niebie, wiatr szeleścił gałązkami wierzb, poruszał gładką dotąd taflę
wody i niósł ze sobą kolejną porcję zapachu kwiatów.
Hermiona zamknęła oczy i westchnęła
z rozkoszą. Chwilę później coś większego wpadło do stawu, a ona otworzyła oczy.
Mile się zdziwiła, gdy zobaczyła Dracona Malfoya z butelką wina w ręce. Poznała
to wino. Uśmiechnęła się.
- Czy
to nie to samo wino, które kupiliśmy podczas naszego Sylwestra w Paryżu? –
wspomnienia wpłynęły natychmiast do jej głowy. Tamta noc była absolutnie
cudowna. Idealna.
-
Tak, to ostatnia butelka, do której się nie dobrałaś – odpowiedział Draco i
podał jej wyczarowany kieliszek w połowie wypełniony czerwonym paryskim winem.
Hermiona roześmiała się. Przypomniało jej się jak tańczyła na ulicach i jak
leżeli z Draconem na plaży. Niezapomniane przeżycia.
- Co
to właściwie za okazja? – zagadnęła Hermiona.
-
Jest ich mnóstwo – odpowiedział Draco i stuknęli się kieliszkami.
-
Wymienisz chociaż jedną? – Hermiona uznała, że wino jest wyśmienite. Jej
brązowe oczy spoglądały na Dracona znad szklanych kieliszków.
-
Choćby to, że wróciłaś do Londynu, że zaczynasz nowe życie.
- I
za to, że w końcu może nam się ułożyć – dodała i posłała mu delikatny uśmiech.
Draco patrzył na nią oczarowany. Jego szare oczy jak zwykle były dla niej
zagadką, jedną wielką tajemnicą.
Draco odłożył kieliszek, a Hermiona
odgarnęła z twarzy parę kosmyków brązowych włosów. Dracona za każdym razem
oszałamiało to, jak piękna potrafiła być. Owszem, była bardzo ładna, ale teraz
wyglądała jak bogini. Wydawało mu się, że w jej brązowych oczach lśniły kawałki
bursztynów, tak magnetyzująco piękne. Jej różowe usta wydawały się smakowite
jak maliny. Brązowe, długie włosy powiewały na delikatnym wietrze. Za śmiechy
jakie mu posyłała oddałby wszystko. Uwielbiał każdy jej pieg na twarzy. Dla niego
była jedyna w swoim rodzaju. Czarująca, inteligentna i piękna.
Była
jego ideałem.
-
Kocham cię, Hermiono. Już zawsze będę cię kochał.
Nie miał pojęcia, czemu to
powiedział. Stało się to, czego tak bardzo się obawiał. Hermiona spuściła
twarz, jej piękne oczy już na niego nie patrzyły. Nie widział jej twarzy, ale
wiedział, że w jej głowie toczy się wojna, a myśli pędzą jak szalone. Draco
miał ochotę przekląć cały świat. Nie powinien był jej tego mówić. Mieli zostać
przyjaciółmi, o niczym więcej nie było mowy, ale on jak zwykle musiał wszystko
spieprzyć.
-
Zapomnij… - mruknął. – Przepraszam cię za to…
Odpowiedziała
mu cisza. Chciał wstać, odejść stąd i dać jej czas na namyślenie, ale nie
musiał, bo go zatrzymała. Hermiona podniosła głowę i powoli, bardzo powoli
przysunęła się do Dracona. Kiedy jej to powiedział czuła się jak w niebie, ale
coś ją zatrzymywało. Bała się, że znowu może im się coś nie udać i ponownie
będą cierpieć.
- Ja
ciebie również, Draco, ale mie chcę już więcej cierpieć z powodu miłości –
wyszeptała. Draco złapał ją za rękę i splótł jej palce ze swoimi.
- Ja
cię już nigdy więcej nie skrzywdzę.
Uwierzyła
mu. Jeden gest, parę słów i była całkowicie jego. Ich twarze dzieliły
centymetry. Hermiona zamknęła oczy i delikatnie dotknęła swoimi wargami usta
Dracona. Powoli zaczęła go całować, a on z jeszcze większą czułością to
odwzajemnił. Pogłębił pocałunek, a Hermionie wypadł kieliszek z dłoni,
roztrzaskując się na milion kawałków na kamiennych schodach. Nie przejmowała
się tym. Położyła jedną dłoń na chłodnym policzku Dracona. Całowali się powoli,
z czułością i ogromną pasją, złączeni miłością i żadne z nich nie chciało tego
zakończyć. Ich ciała były ze sobą coraz bliżej, a usta delikatnie współgrały ze
sobą, jakby były do tego stworzone.
Jedna
noc…
Jeden
gest…
Jedno
uczucie.
Wiedzieli
już, że nie mogą bez siebie żyć, ponieważ „Jest
taka miłość, która nie umiera, choć zakochani od siebie odejdą.”
Nasunął kaptur na głowę, by ukryć w
cieniu swoją twarz. Nie chciał już być nigdy więcej dostrzeżony na takiej
ulicy. Ludzie znów by szeptali na temat jego rodziny. Ciężko pracował, by ich
opinia wśród czarodziejów znów się poprawiła. Szybkim krokiem zagłębiał się w
ciemne uliczki, gdzie co jakiś czas spotykał obłąkanych czarodziejów, lub
kupców, gotowych sprzedać ci nielegalnie czarno magiczny przedmiot. W końcu
dotarł do opuszczonego domu, który wyglądał tak, jakby mogło go zburzyć jedno
lekkie uderzenie. Nikt nie ośmielał się do niego wejść, ale Draco bez strachu
otworzył drzwi, które zaskrzypiały przeraźliwie. Oświetlał sobie schody za
pomocą różdżki i zszedł na dół do piwnicy. Ściany były tutaj oślizgłe, a
stopnie trzeszczały potwornie. Tajna, dawna kwatera śmierciożerców. To tutaj
miał się spotkać z Carrowem i rozliczyć się z tym starym bestialskim sługą
Czarnego Pana.
Pociągnął za uchwyt na pochodni na
końcu korytarza i pojawiły się przed nim drzwi w murze. Otworzył je i ściągnął
z siebie kaptur. Przybrał na twarz obojętną maskę, ale zdziwił się, widząc w
pomieszczeniu tylu śmierciożerców. Amycus Carrow siedział razem ze swoją
siostrą Alecto na zjedzonej przez mole kanapie. Zaniepokoił go fakt, że Alecto
jest na wolności. Będzie musiał poważnie porozmawiać z działem aurorów. Był tu
także Travers, a w kącie stała jakaś kobieta. Miała nasunięty kaptur, który
zasłaniał jej twarz.
-
Widzę, że jesteś na czas, Malfoy – powiedział chrapliwym głosem Amycus i wstał
z kanapy.
-
Chciałem tylko z tobą porozmawiać – twarz Dracona nie wyrażała żadnych emocji.
– Nie rozumiem jednak, po co ściągnąłeś tylu ludzi, skoro prosiłem o prywatne
spotkanie.
Ku
jego niezadowoleniu Amycus roześmiał się, ale w tym śmiechu nie było ani krzty
rozbawienia.
- Och,
wiem, o czym chciałeś ze mną pogadać, Malfoy. Zazdrosny o swoją panienkę,
prawda? – uśmiechnął się wrednie, pokazując czarne zęby. Śmierciożercy bywali
naprawdę paskudni.
- Nie
twoja sprawa – warknął Draco.
- Tak
się składa, Malfoy, że ja nie mam nic wspólnego z Astorią. Uknuliśmy jedynie
plan, by cię tutaj zwabić, bo potrzebujemy twojej pomocy.
Draco
zacisnął z gniewu szczękę, a jego żądza mordu wzmocniła się, kiedy kobieta
stojąca w kącie zdjęła kaptur. Astoria uśmiechnęła się do niego zalotnie.
-
Witaj, kochanie. – podeszła do niego, chcąc złapać jego dłoń, ale wyrwał ją z
uścisku tej podłej kobiety. – Kogoś brakuje, Amycusie – odpowiedziała mocnym
głosem. Usiadła na spróchniałym stole i wbiła ostry sztylet w blat. Ostrze bez
problemu wbiło się prawie do połowy. – Miało być nas pięciu, a jak widzę jest
czterech.
- Nie
ma Teodora Notta – odpowiedziała wyniośle Alecto. – Tchórz nie pojawił się.
Całkowicie wyparł się tego, kim był. Trzeba go odnaleźć i nauczyć
posłuszeństwa.
-
Nie, Alecto! – ryknął Amycus. – Nie chcemy zdrajców w swoich szeregach, zresztą
Nott jest bardzo mądrym czarodziejem i mało kto chce z nim zadzierać.
- On
używa mózgu podczas walki, a my chcemy tylko zadać jak najwięcej bólu i
cierpienia, da się go jeszcze nawrócić – narzuciła swoje zdanie siostra.
-
Powiedziałem nie – Amycus wydawał się być wytrącony z równowagi, więc Alecto
już nic nie odpowiedziała.
Draco
chciał stąd jak najszybciej wyjść. Nie miał zamiaru siedzieć w towarzystwie
tych chorych, pochrzanionych psychicznie czarodziejów. On też się wyparł całkowicie
swojego śmierciożerstwa. Nie zamierzał do tego wracać, ale niepokoiło go to, że
ten margines społeczny ponownie się jednoczy.
-
Czemu miałbym wam pomóc? – spytał chłodno, zaciskając palce na różdżce.
- Bo
jesteś jednym z nas – odezwał się siedzący do tej pory cicho Travers. Draco
miał ochotę zabić go na miejscu. Dwa słowa i ten mężczyzna leżałby martwy… Nie,
musiał trzymać nerwy na wodzy. Nie potwierdził, ale też i nie zaprzeczył. Jego
myśli przez sekundę błądziły przy Hermionie. Minęły trzy dni odkąd się ostatni
raz widzieli. To był ten sam dzień, kiedy go pocałowała i kiedy wyznali sobie
miłość. Otrząsnął się z przyjemnych wspomnień. Był w towarzystwie
śmierciożerców. Musiał wyostrzyć wszystkie swoje zmysły.
- O
co znów wam chodzi?
-
Niektórzy z nas powstali i zgromadzili się w Nurmengardzie, gdzie na nowo
próbujemy powstać – powiedział natychmiast Travers, ale Amycus mu przerwał.
- Nie
tak szybko, Travers. – spojrzał z nienawiścią na Malfoya. – On może być teraz
zdrajcą. Skąd wiesz, czy jak się więcej nie dowie, to nie poleci z tym do
aurorów?
- Bo
niby skąd wiedziałby o takich rzeczach? Od śmierciożerców. A sam nim był, a
nawet jest, więc jego zaczną podejrzewać. – odpowiedziała Astoria i zrzuciła z
siebie czarną pelerynę, prezentując się w przylegającym, czarnym stroju, który
podkreślał jej idealną figurę.
Draco
prychnął w duchu. Wiedział, czemu Astoria się tak wystroiła. Chciała ponownie
zrobić na nim wrażenie, podniecić go swoją osobą i odzyskać. Czy ta kobieta
nigdy nie da sobie spokoju?
Astoria
zeskoczyła ze stołu i zawiesiła się na ramieniu Dracona.
- Nie
mam zamiaru brać udziału w jakichś głupich planach, bo jesteście skończeni. Nic
wam nie wyjdzie – odpowiedział Draco stanowczym głosem.
- Nie
interesuje cię to, gdzie jest Potter? Mógłbyś się odegrać na swoim wrogu,
robiąc mu jedną z największych krzywd – Amycus uśmiechnął się złośliwie. W jego
głosie brzmiała zachęta. – Chcemy wykorzystać Pottera do pewnych celów. Wpadł w
nasze sidła, bo o nas usłyszał, a teraz je…
-
Dosyć tego! – krzyknęła Astoria i szybkim krokiem podeszła do Amycusa, a
następnie szepnęła mu coś do ucha. W oczach Śmierciożercy błysnęły dziwne
iskry.
- A
więc zadajesz się ze szlamą Pottera? – zazgrzytał zębami. – Stajesz się takimi
samymi zdrajcami krwi jak Weasleyowie…
-
Jeszcze jedno słowo… - Draco wytrącony z równowagi wyciągnął różdżkę, celując
jej koniec w Carrowa. Jego głos był przepełniony taką jadowitością i
nienawiścią, jakiej dawno u siebie nie słyszał.
-
Malfoyowie… - Amycus splunął jakby właśnie powiedział najgorsze przekleństwo. –
Niby tacy wielcy słudzy Czarnego Pana, a w rzeczywistości najwięksi zdrajcy.
Draco już miał rzucić zaklęciem w
Carrowa, kiedy nagle wszyscy poczuli dym. Coś się paliło, a Draco miał niemiłe
uczucie, że to właśnie rudera, w której teraz przebywali. Alecto natychmiast
się teleportowała, a zaraz po niej Travers. Astoria posłała mu całusa.
-
Zastanów się, kochanie! Kiedy tylko nam pomożesz, dam ci odejść!
-
Masz tydzień na zastanowienie się. Albo jesteś jednym z nas i pomagasz nam,
zjawiając się w Nurmengardzie, albo okazujesz się zdrajcą i poczujesz gorzki
smak przegranej, kiedy uda nam się ponownie powstać. – odrzekł wyniośle Carrow
i teleportował się razem z Astorią.
Kiedy
Draco teleportował się na uliczkę Śmiertelnego Nokturnu zdał sobie sprawę, że
dom rzeczywiście powoli się palił, a tuż przed nim stał nie kto inny jak Teodor
Nott. Kaptur jego peleryny był zrzucony, więc od razu mógł dostrzec jego twarz.
Wciąż był chudy, niezwykle wysoki, wyższy nawet od niego i tajemniczy. Kiedy dostrzegł
Dracona uśmiechnął się, ale bardziej przypominało to Draconowi grymas bólu.
-
Witaj przyjacielu – podszedł do Dracona i uścisnęli sobie ręce na znak
powitania. – Spaliłem tę ruderę, bo wiedziałem, że są tam Śmierciożercy.
Chcieli mnie ponownie zwerbować w swoje szeregi.
Na
chwilę urwał i spojrzał na Dracona jakoś dziwnie. Malfoy od razu rozpoznał ten
wzrok.
-
Nie, nie przyłączyłem się do nich – zaprzeczył myślom Teodora i oboje ruszyli
pustymi uliczkami Nokturnu, zakładając na głowę kaptury.
-
Jestem w Londynie już prawie tydzień. Mówili ci, czego chcieli? – spytał cicho
Nott, a Draco opowiedział mu wszystko od początku do końca.
-
Zamierzasz się pojawić w Nurmengardzie za tydzień? – głos przyjaciela był niski
i nieodgadniony.
Draco
milczał. Sam nie wiedział, czy ma się stawić tam za tydzień i czuć się ponownie
jak śmierciożerca, by wybadać sprawę, czy nie mieszać się w te wszystkie
intrygi. Nie miał pojęcia, co będzie, gdy Ministerstwo ich nakryje, nie
wiedział też, jakie będzie zdanie Hermiony. Zastanawiał się, czy jej o tym
powiedzieć… Może ona by mu jakoś pomogła, ale nie chciał chyba jej przerażać
perspektywą tego, że Śmierciożercy prawdopodobnie mają Pottera i chcą go do
czegoś wykorzystać, by powstać. Gdyby się dowiedziała… Nie… ona natychmiast poszłaby
ich szukać, by uratować przyjaciela, a to byłoby zbyt niebezpieczne.
-
Chodzi o Hermionę? – Nott bezbłędnie odgadł jego myśli. Draco pokiwał głową.
Teodor westchnął.
-
Chyba mamy sporo spraw do obgadania, nie sądzisz? – odrzekł i obaj mężczyźni
zniknęli z cichym pyknięciem w ciemnościach nocy.
~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział dość późno, ale zupełnie
nie miałam pojęcia jak go zakończyć. Nie wiem, czy końcówka wyszła dobrze, ale
bardzo się starałam.
Co do pocałunku, to… chyba mi się
podobał xd
Jak wy to oceniacie?
Kolejna notka pojawi się zapewne
też w przeciągu 3-4 dni, to zależy od mojego wolnego czasu.
Miniaturka jest skończona, ale
wymaga pewnego dopracowania z mojej strony, także powinna się niedługo pojawić.
Chciałam też podać linka do
bloga, ponieważ autorka prosiła mnie o udostępnienie:
Ściskam
Sheireen ♥