niedziela, 13 lipca 2014

Ostatni Etap


Kamienny, popękany i wilgotny sufit, to pierwsze, co ujrzała, kiedy otworzyła oczy. Jej ciało było całe obolałe. Prawe ramię bardzo mocno dawało się we znaki przy każdym ruchu. Z trudem podniosła się do pozycji siedzącej i rozejrzała po pomieszczeniu. Leżała na niezwykle twardej pryczy, która była oświetlana przez światło księżyca wpadające do środka przez kraty w oknie. Chłodne, morskie powietrze dostało się do jej nozdrzy. Co się stało? Dlaczego się tutaj znalazła?
I nagle wszystko sobie przypomniała.
- O nie... - wyszeptała.
- Widzę, że w końcu się obudziłaś, księżniczko - usłyszała po swojej lewej stronie głos, który od razu zlikwidował ból w każdym centymetrze jej ciała. Draco Malfoy siedział na podłodze, opierając się o zimną ścianę. Jego blond włosy były w nieładzie, a umięśniony tors dziwnie lśnił w świetle księżyca. Uśmiechnął się do niej szelmowsko. Na jego plecach i torsie nie było już głębokich ran, tylko okropne blizny.
  Hermiona miała właśnie wstać z łóżka, kiedy ją uprzedził i usiadł obok niej. Zdała sobie sprawę, że dziura w boku nie boli jej już tak bardzo. Spojrzała na ranę, która wyglądała paskudnie, ale najwidoczniej nie stanowiła dla niej zagrożenia. Draco zdał sobie sprawę, o czym myśli i odpowiedział zanim zdążyła ukształtować pytanie w głowie.
- Uzdrowiłem ciebie i mnie, kiedy tylko trochę odzyskałem siły - wyjaśnił.
- Skąd miałeś różdżkę? - spytała, ponieważ rozpaczliwie uświadomiła sobie, że odebrano jej coś, czym mogła się bronić w razie niebezpieczeństwa. Draco uśmiechnął się smutno. Jego szare, burzowe oczy ledwo ukrywały zgorzknienie.
- Nie mam różdżki. Złamali mi ją, kiedy tylko dowiedzieli się, że Blaise uciekł.
- W takim razie jak...
- Snape nauczył mnie jak leczyć razy bez różdżki. - przerwał jej. - To dość zaawansowana magia, ale jeśli ci zależy na uzdrowieniu siebie lub kogoś, to na pewno się uda. - oznajmił, po czym spojrzał jej w oczy i poczuł, że jej czekoladowe tęczówki zlewają się z jego. W tych oczach zawsze odnajdywał sporo uczuć. Tym razem były one puste.
  Hermiona była załamana i nie miała pojęcia, co robić. Utkwili w tym lochu, nie wiedząc jak się wydostać i co dzieje się z ich towarzyszami. Nie posiadali żadnej nadziei na wydostanie się. Jedyną jej motywującą myślą był powrót i ponowne zobaczenie córki. Draco wiedział, o czym myśli.
Przyciągnął ją do siebie i przytulił, a następnie uniósł jej podbródek i pocałował. Hermiona odwzajemniła go jakoś niemrawo i po paru sekundach odsunęła się do niego. Musiał przyznać, że trochę był zawiedziony i go to zdenerwowało. Tak dawno jej nie widział, nie trzymał w swoich ramionach, a ona tak po prostu go od siebie odsunęła.
  Obserwował ją jak wstała z pryczy i od razu poczuła, że coś wbiło jej się w nogę. Syknęła i sprawdziła, co zadało jej tak kłujący ból.
Wyjęła z buta sztylet, który ukradła Astorii. Księżyc w pełni nadawał mu złowrogi wygląd.
- Skąd to masz? - usłyszała podniecony głos Dracona, który podszedł do niej, wziął sztylet i zaczął go dokładnie oglądać. Lekkie zdenerwowanie całkowicie zostało w nim rozwiane i wstąpiła w niego nowa nadzieja na wydostanie się w tej przeklętej celi.
- Zabrałam go Astorii, kiedy udało mi się ją pokonać. Jest teraz całkowicie bezbronna, bo pozbawiłam ją również różdżki. - uśmiechnęła się z zadowoleniem Hermiona godna temu, że Astoria może i jest na wolności, ale nie ma czym się obronić w razie napaści.
- Możliwe, że dzięki temu uciekniemy - Draco z zamyśleniem powiedział do siebie, a Hermiona podeszła po drzwi i mocno nimi szarpnęła. Nie udało jej się ich wywarzyć nawet za pomocą zdolności manualnych.
- Nie wysilaj się, słońce, to za nic nie drgnie. - oznajmił, bacznie ją obserwując. Zaklęła i oparła się o ścianę zrezygnowana. Odgarnęła z twarzy kosmyki brązowych włosów, które były zdecydowanie za długie. Kasztanowe loki sięgały jej już do połowy pleców.
Jej spojrzenie padło na kratę w oknie. Gdyby tylko miała różdżkę... mogłaby albo wysadzić w powietrze drzwi albo kratę w oknie. Rozejrzała się uważnie po pomieszczeniu i dostrzegła coś, co ją zaintrygowało. Pod pryczą dostrzegła szczelinę w podłodze. Serce jej drgnęło i poczuła dreszcz podniecenia.
- Draco! - zwróciła na siebie jego uwagę. Mężczyzna odwrócił się w jej stronę. - Pomóż mi to podnieść. - rozkazała. Mimo, iż było to tylko łóżko złożone z kawałków drewna, jego ciężar był zaskakujący. Ślizgon podszedł do niej i pomógł. Po chwili i on dostrzegł szczeliny w podłodze, tworzące idealny prostokąt. Był dość wąski, ale bez problemu mogliby się przez niego przecisnąć. Draco z pewnym wysiłkiem podniósł klapę, a Hermiona uśmiechnęła się. Uśmiech ten jednak szybko zbladł i zmienił się w rozczarowanie, kiedy zobaczyła, że to tylko głupi schowek, a nie wyjście z lochów.
Nagle usłyszeli kroki dochodzące zza drzwi i znieruchomieli. Usłyszeli zgrzyt zamka, a Draco natychmiast schował się za otworzonymi drzwiami. Hermiona natomiast stała jak spetryfikowana i stanęła twarzą w twarz z wysokim, lecz dość grubym śmierciożercą. Nie widziała go nigdy przedtem, więc nie mogła stwierdzić, czy ma przed sobą groźnego przeciwnika. Mężczyzna ledwo zdołał zobaczyć, że brakuje jednego więźnia, kiedy nagle osunął się na ziemię z głupim wyrazem twarzy po mocnym uderzeniu Dracona.
- Droga wolna - uśmiechnął się nonszalancko, a Hermiona zarzuciła mu się na ramiona i pocałowała z żarem.
- Jesteś niesamowity! - skomentowała i spojrzała mu z czułością w oczy, na co i tak już dość wysokie ego mężczyzny jeszcze bardziej się podniosła. Wyprostował się z godnością, a ona pozwoliła sobie na krótki śmiech.
- Co nie zmienia faktu, że wciąż jesteś irytujący - dodała i rozejrzała się po korytarzu, gdy tylko wyszła z celi.
- Za to ty jesteś podła. Od kogo się tego nauczyłaś? - Draco spojrzał na nią z ciekawością, a kąciki ust Hermiony podniosły się lekko do góry.
- Tak się składa, że od ciebie.
- Nie, ty zawsze byłaś wredna, ja tylko podszlifowałem ten charakterek - skwitował, a w jego głosie zabrzmiała duma. Hermiona wywróciła oczyma i powstrzymała się od komentowania wypowiedzi Malfoya.
Podeszła do powalonego na ziemię czarodzieja i wyjęła mu za pazuchy różdżkę.
- Teraz wystarczy zdobyć jeszcze jedną - rzuciła mu kawałek magicznego drewienka.
- Nie... lepiej ty ją weź - Draco zaprzeczył i już miał jej oddać różdżkę, kiedy powiedziała.
- Ja mam sztylet. I wierz mi, że całkiem dobrze sobie z nim radzę. - zacisnęła mocniej uchwyt na rękojeści i uśmiechnęła się tajemniczo.
- Mamy jakiś plan? - spytał i wyczarował sobie koszulkę, którą zarzucił na siebie, ponieważ w lochu było okropnie zimno. Znajdowali się tylko piętro poniżej wyjścia, ale chłód wciąż się utrzymywał. Hermiona zagryzła wargę, a Draco od razu wiedział, jaka jest odpowiedź.
- Sama jeszcze nie wiem... - bąknęła i przeczesała palcami swoje gęste włosy. - Jednak czy jest na to czas? - spojrzała na niego i dostrzegła powątpiewającą w to minę ukochanego.
- Nawet nie mamy pojęcia, co się stało z Nottem. - powiedział, kiedy przedzierali się przez pusty korytarz. Szli jednak z najwyższą ostrożnością i najciszej jak tylko się dało.
Nagle dotarli do drzwi, zza których wydobywały się głośne rozmowy rozochoconych śmierciożerców. Hermiona opanowała chęć mordu, ale zdała sobie sprawę, że to wcale nie taki głupi pomysł. Jednak nie miała ochoty stać się morderczynią za żadne skarby świata. Nawet, jeśli jej ofiarami mieli by być takie paskudne typy, z jakimi miała teraz do czynienia.
- Daj mi różdżkę - rozkazała Draconowi.
- Co zamierzasz zrobić? - zaniepokoił się, ponieważ dostrzegł paskudny błysk w jej oku. Chęć zemsty najwidoczniej była u niej bardzo mocna.
- Zamierzam wysadzić to pomieszczenie w powietrze. - oznajmiła zgorzkniałym tonem.
- Zwariowałaś?! - syknął i spojrzał na nią jak na wariatkę.
  Co prawda zawsze nią była, ale właśnie za to ją kochał. Za jej nieprzewidywalność i mocny charakterek. Poza tym potrafiła być jednocześnie tak niezwykle seksowną i delikatną kobietą, że nie miał pojęcia, jak to możliwe.
- Nie zwariowałam. Im mniej śmierciożerców, tym lepiej dla nas.
- Nie pomyślałaś o tym, że wybuch ściągnie tutaj więcej wrogów?
- Przynajmniej zostawią naszych przyjaciół w spokoju, a my się nimi zajmiemy. Dawaj różdżkę. - rozkazała.
- Zachowujesz się jak księżniczka - powiedział i uniósł różdżkę wysoko do góry, by nie mogła mu jej odebrać. Jej oczy zwęziły się w szparki, a włosy naelektryzowały. Spiorunowała go spojrzeniem.
- Że co, ja cię proszę? - warknęła.
- Ciągle się rządzisz, księżniczko. Ja rozumiem, że jesteś Gryfonką i jesteś niezwykle uparta... - zaczął, ale mu przerwała.
- Och, po prostu dawaj mi tę różdżkę!
Zaprotestował. Draco niemal wyobraził sobie, że drażni smoka i za chwilę z nozdrzy Granger wystrzelą iskry i zionie ogniem, który spali go doszczętnie.
- Oddaj.
- Nie.
- Tak.
- Nie ma mowy, księżniczko.
- Draco? Naprawdę myślisz, że jestem księżniczką? - spytała go, patrząc na niego gniewnie.
- Oczywiście - odparł z sarkastycznym uśmiechem.
- W takim razie nie mów mi, co mam robić - pełen zwycięstwa uśmiech rozjaśnił jej twarz, a Draco posłał jej zabójcze spojrzenie. Ona to potrafiła zgasić człowieka.
- Dawaj różdżkę! - rozkazała. - I to NATYCHMIAST.
Malfoy nie dał sobie dwa razy powtarzać. Hermiona z zadowoleniem wyciągnęła dłoń w jego stronę, kiedy nagle mężczyzna wywalił kopniakiem drzwi. Około piętnastu śmierciożerców spojrzało na nich z przerażeniem i zaskoczeniem, ale natychmiast się opanowali. Te parę sekund jednak zadecydowały o ich losie. Draco ledwo, co wywarzył drzwi i od razu wycelował w ściany i sufit zaklęciem, które rozwaliło mury i przygniotło śmierciożerców.
- C... co? Dlaczego sam to zrobiłeś?! - wykrzyczała zdezorientowana Hermiona.
- Ponieważ jeśli byś zrobiła to samo i byś kogoś zabiła, to byś miała wyrzuty sumienia, a ja nie miałbym cierpliwości ci tłumaczyć, że to nie twoja wina, bo to by była twoja wina - uśmiechnął się do niej wrednie, ale po chwili przyciągnął do siebie i pocałował, ponieważ wiedział, że jeśli tego nie zrobi, to mu nigdy nie wybaczy tej akcji.
Nagle poczuli wodę w butach i natychmiast się od siebie oderwali. Hermionie serce podeszło do gardła, kiedy zobaczyła czarną, morską wodę, która wlewała się przez rozwalone ściany. Tylko nie to...
Poczuła dłoń Malfoya, która zacisnęła się na jej i natychmiast zaczęli uciekać. Nieważne gdzie. Byle jak najdalej od tej powodzi. Wody przybywało coraz więcej w niezwykle krótkim czasie. Nagle dostrzegli schody na górę i Hermiona niemal co nie pisnęła z uciechy. W końcu znajdą się na piętrze, gdzie będzie wyjście z tego przeklętego miejsca.
  Wybiegli na obszerny korytarz, gdzie było tyle świeżego powietrza, że zakręciło im się w głowie, ale po chwili ich umysły zaczęły pracować intensywniej. Hermiona miała nadzieję, że ich przyjaciół nie było na dole, ponieważ woda zalewała także i niższe pomieszczenia. Poczuła strach, który zacisnął jej gardło, kiedy pomyślała o Melodii, Harrym i Teodorze... Och, miała nadzieję, że są na tym piętrze, bo jeśli stanie im się coś przez jej głupi pomysł, to sobie tego nie daruje.
- Popatrz! - Draco zatrzymał się niespodziewanie, a ona prawie straciła równowagę. Wyostrzyła wzrok i dostrzegła ogromne drzwi, a z pomieszczenia, które ukrywały sączyło się jasne światło.
Podeszli powolutku i Hermiona zajrzała przez framugę. To, co zobaczyła, zbiło ją z nóg. Melodia leżała bez życia na podłodze, a Teodor Nott był przywiązany łańcuchami do kamiennej ściany. Jego policzek szpeciła okropna blizna. Jednak to, co ją najbardziej przeraziło, to widok Harry'ego. Stał przed grupką śmierciożerców, a jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Jego skóra była nienaturalnie blada, a oczy puste. Dłuższe, czarne kosmyki włosów opadały mu na twarz. Jego jak zwykle żywa postać teraz była bez wyrazu. Teodor miał rację. To już nie był jej przyjaciel.
Poczuła jak łzy stają jej w oczach i odwróciła wzrok od tego widoku. Draco widząc jej reakcję sam spojrzał przez framugę i jemu również serce stanęło. Zacisnął gniewnie pięści. Co oni zrobili z bliskimi dla niego osobami?! Co oni do cholery jasnej zrobili Potterowi?!
  Usłyszał zduszony okrzyk Hermiony i szybko odwrócił się w jej stronę. Miała przerażone oczy i najwidoczniej coś lub ktoś przycisnął dłonie do jej ust, ponieważ nie mogła wydusić z siebie słowa. Sekundę później to samo stało się i z nim. Zaklął w duchu. Jak mogli być tacy nieuważni i dać się znowu wpakować w pułapkę?! Z osób, które ich unieruchomiły zaczęło spływać zaklęcie Kameleona. Dlaczego oni na to nie wpadli? Byłoby im się o wiele łatwiej poruszać po twierdzy. Zdał sobie jednak sprawę, że strach o przyjaciół i o nich samych tak bardzo sparaliżował ich ciała i umysły, że zapomnieli o takim wyjściu z sytuacji.
  Śmierciożercy unieruchomili ich nadgarstki i nogi, a następnie wprowadzili do sali, w której byli wszyscy ich przyjaciele.
- Amycusie! Mamy nowych gości - usłyszał głos śmierciożercy, który przetrzymywał Hermionę i poczuł nienawiść, ponieważ rozpoznał głos Goyla. Ach tak, a więc jego były sojusznik teraz stoi przeciwko niemu. Czego mógł się jednak spodziewać po tym, jak opuścił Goyla zaraz po śmierci Crabbe'a? Niech ten obrzydliwy typ zostawi jego kobietę, bo nie ręczy za siebie, gdy tylko znajdzie sposób na wydostanie się z tych kajdanków.
Razem z Hermioną zostali rzuceni mocno na ziemię. Hermiona rzuciła jadowite przekleństwo w stronę śmierciożerców, na co Amycus roześmiał się paskudnie.
- Podoba mi się ta dziewczyna! - oznajmił. - Powinnaś przyłączyć się do śmierciożerców, kochana. Mimo twojej brudnej krwi... - podszedł do niej i kucnął, by znaleźć się z nią twarzą w twarz. Złapał ją za podbródek.
- Taka młoda, a tyle w tobie nienawiści. Masz potencjał, jesteś waleczna i nie poddajesz się. Właśnie takich ludzi szukamy - spojrzał na Hermionę z ciekawością, a kobieta milczała jak zaklęta, patrząc na śmierciożercę z nienawiścią. Draco właśnie został przykuty do łańcuchów obok Notta, który nawet na niego nie spojrzał, tylko wpatrywał się z zamyśleniem w Pottera.
- Akceptujesz naszą propozycję? - głos Amycusa potoczył się echem po sali.
- Prędzej piekło zamarznie, niż ja miałabym do was dołączyć - usłyszał nienawistny głos Hermiony, która patrzyła prosto w oczy śmierciożercy, rzucając mu wyzwanie.
- To wielka szkoda, dziewczyno! Tak marnować swoje talenty. Zupełnie niczym Teodor - prychnął. - Niby jesteście tacy inteligentni, a obydwoje nie macie na tyle rozumu, by do nas dołączyć i stworzyć nowy, lepszy świat.
- Och, własnie wręcz przeciwnie. My potrafimy dostrzec i znaleźć się po wygranej stronie.
- COŚ TY POWIEDZIAŁA?! - Amycus cały zdenerwowany podszedł do niej i złapał ją za ramiona, by podnieść do góry. Hermiona nie dała się zastraszyć jakiemuś tępemu idiocie. Wyprostowała się dumnie i spojrzała pogardliwie na śmierciożercę.
- Uważasz, że stoisz po wygranej stronie, szlamo?! - mężczyzna wybuchł śmiechem, ale dało się słyszeć nutkę histerii w jego głosie. - Teodor powiedział mi dokładnie to samo i zobaczysz jak skończy. Oboje tak skończycie!
Hermiona tylko splunęła mu w twarz, za co rzucił ją ponownie na podłogę i odwrócił się w stronę Pottera.
- Zakujcie tę bezczelną kobietę obok tak samo nic nie wartych ludzi jak ona!
Ktoś podniósł ją brutalnie i przyciągnął do Dracona i Notta. Ten ostatni w końcu oderwał wzrok od Pottera i teraz patrzył się na nią tajemniczo.
- Jakże cudownie się składa, że możecie być świadkami ostatniego etapu przemiany drogiego pana Pottera... Podejdź tutaj - Amycus Carrow zwrócił się do Harry'ego, który z beznamiętną twarzą podszedł do śmierciożercy.
- Jesteś gotowy na ostatni etap do władzy?
- Tak. - Hermiona nie mogła uwierzyć, że ten głos jest naprawdę głosem Harry'ego. Draco widział, że wszystkie mięśnie dziewczyny się napinają. Próbował walczyć z łańcuchami, ale na nic mu się to nie przydało. Teraz sprawiał wrażenie poddanego czarodzieja zupełnie jak Nott, który stał bez ruchu i ani razu się do nich nie odezwał.
  Harry Potter podszedł do ciała Melodii, która zdawała się odzyskiwać przytomność. Jeden zamaskowany śmierciożerca od razu unieruchomił ją linami. Elf próbował się wyrywać, ale zupełnie nie wiedziała, co się wokół niej dzieje. Przeanalizowała sytuację i jeszcze bardziej zaczęła się uwolnić z więzów. Nagle dostrzegła Harry'ego, a jej piękną, dumną twarz rozjaśnił uśmiech.
- Harry! Jak się cieszę, że tu jesteś! Pomóż nam, proszę! - w jej głosie słychać było napięcie i strach, który udzielił się wszystkim zgromadzonym. Czarnowłosy chłopak jednak nie odpowiedział jej. Patrzył na nią, a jego cudowne, zielone oczy nie wyrażały żadnych uczuć. Nie zmieniło się to nawet wtedy, kiedy spojrzał na ukochaną kobietę. Hermiona zaczęła zupełnie tracić nadzieję.
  Harry klęknął obok Melodii, a Amycus podszedł do niego i podał mu sztylet. Ten sam, który Bellatriks przyłożyła do jej szyi. Poczuła, że po jej ciele przechodzi tysiące dreszczy.
Co miała zrobić?!
Nie mogła przecież tak łatwo się poddać, ale próbowała już wszystkiego, a te przeklęte łańcuchy w ogóle nie puszczały. Jej zabrano sztylet, a Draconowi różdżkę. Nott także był bezbronny i najwidoczniej już dawno się poddał.
Nie, to niemożliwe.
Teodor Nott się nie poddawał.
- Ciekawe... a więc tak ma wyglądać ostatni akt w życiu prawdziwego Pottera. - usłyszała jego głos i oboje z Draconem popatrzyli na Notta.
- CIEKAWE?! - Hermiona cała się zdenerwowała.
- Co prawda mało pomysłowe. Zabicie ukochanej osoby, by całkowicie wyniszczyć duszę ofiary. Ja bym wymyślił coś innego... - jego głos był nadal pełen zamyślenia. Wydawało się, jakby w ogóle nie usłyszał Gryfonki.
- NOTT! - krzyknęła, ale nikt nie zwrócił na nią uwagi poza Draconem i Teodorem, który jakby wybudził się z transu.
- Nic nie zrobisz już, Granger. Tych łańcuchów nie da się zerwać. - odpowiedział, a ona obrzuciła go zabójczym spojrzeniem brązowych oczu.
- Słuchaj, Teodorze. - tym razem to Malfoy się odezwał. - Czy Potter, kiedy zobaczył Hermionę i Melodię nie powinien sobie zdać sprawy, że one żyją?
- Tak się składa, że chyba ich nie pamięta. Za bardzo sprali mu mózg. Teraz jest marionetką w ich rękach.
Hermiona nie mogła tego słuchać. Pieprzyć wszystko! Na nic zdały się jej próby wyciągnięcia przyjaciół z opresji. Sama tutaj utknęła i zapewne czeka na nią tylko śmierć. Tak samo Notta, Malfoya, Melodię, a jeśli Harry się przemieni całkowicie, to i całego świata czarodziejów na nowo.
Popatrzyła jak jej najlepszy przyjaciel bierze sztylet od Amycusa i unosi go do góry, by zadać cios Melodii.
Przecież to absurdalne! Harry pokonał Voldemorta dzięki miłości! Był ostatnią osobą, którą znała, którą mogła opuścić miłość do bliskich. Zawsze wszystko robił dla tych, których kochał. Narażał własne życie, by ratować innych.
- Nie, Harry! - krzyknęła, a mężczyzna zawahał się i spojrzał na nią z pustką na twarzy. Nie rozpoznawał jej. Była pewna.
- Harry! To ja Hermiona! Przypomnij sobie wszystko, co przeżyliśmy! Melodia jest kobietą, którą bardzo kochasz! - krzyczała, ponieważ to jedyne, co mogła zrobić. Przemówienie do Harry'ego było jej ostatnią nadzieją.
- Ron, Ginny, Clemense! Wszyscy twoi przyjaciele i ludzie, na których ci zależy i których kochasz żyją i czekają na ciebie!
- Zamknij się, ty szlamo! - wrzasnął wytrącony z równowagi Carrow, który zobaczył, że Harry się zawahał i z ciekawością wpatrywał się w Hermionę, w którą wstąpiła nowa nadzieja, kiedy dostrzegła ten lekki błysk w jego zielonych oczach.
- Goyle! Ucisz ją i to natychmiast.
- Harry, to ja, Melodia - tym razem odezwała się dziewczyna, która leżała związana u stóp Harry'ego.
- Silencio! - Amycus rzucił zaklęcie, a dziewczyna od razu umilkła.
Harry ponownie uniósł sztylet, ale Hermiona nie poddała się tak łatwo.
- Harry! Ty masz dobre serce! Potrafisz kochać i jesteś dobrym człowiekiem! Przypomnij sobie, co ci powiedział Dumble... - nagle dostała potężny cios w policzek od Goyla. Upadła na posadzkę pod wpływem jego siły. Zaszumiało jej w głowie. Wydawało jej się, że wszystko zaczęło dookoła niej wirować.
- Ty sukinsynie! - jak przez mgłę usłyszała głos Dracona, który zaczął się tak bardzo wyrywać, że musieli go związać linami, które wystrzeliły z różdżki i jeszcze bardziej unieruchomiły Ślizgona. Hermiona po chwili odzyskała ostrość widzenia i spojrzała ostatni raz na Harry'ego, który ciągle się w nią wpatrywał.
- Harry, błagam cię... - wyszeptała z wysiłkiem, ponieważ wciąż szumiało jej w głowie i wszystko ją bolało. W oczach Harry'ego dostrzegła wołanie o pomoc.
Sztylet opadł w dół.

~~~~~~~~~~~~~~
Kochani, jestem po dość długiej nieobecności, ale prawie w ogóle nie miałam czasu na pisanie, ponieważ korzystam z uroków wakacji c; Mam nadzieję, że mi to wybaczycie xd
Kolejna notka z pewnością ukaże się o wiele szybciej c;
Pozdrawiam
Sheireen ♥

czwartek, 3 lipca 2014

Pułapka


Hermiona spojrzała na Dracona nierozumiejącym wzrokiem. O co tutaj chodziło? Przecież to wszystko było jakimś szaleństwem! Ona i Nott nigdy, ale to przenigdy, by ze sobą nie byli. Dlaczego więc Draco uważa, że są zaręczeni od dłuższego czasu, a na dodatek, że on siedzi tutaj od paru miesięcy? Nie dane było jej się jednak długo zastanawiać.
- Dzięki za uwolnienie. - powiedział i zniknął za drzwiami.
  Hermiona zerwała się na równe nogi i dobiegła do drzwi, kiedy nagle poczuła silny uścisk na swoim ramieniu. Odwróciła się, a serce podeszło jej do gardła, ponieważ przestraszyła się, że wpadła w łapy jakiegoś śmierciożercy. Na szczęście, a może i nie, tą osobą okazał się być Teodor Nott.
- Merlinie! Z nieba mi spadłeś! - zawołała i odetchnęła z ulgą. Musiała przyznać, że teraz, kiedy miała go u swojego boku, czuła się o wiele pewniej.
- Nie z nieba, ale coś w tym stylu - wskazał na dziurę w suficie, którą zrobiła i uśmiechnął się lekko. - Słuchaj, Granger. Wiem, gdzie jest Potter. - oznajmił, a Hermiona poczuła, że serce zabiło jej mocniej.
- Musimy najpierw dogonić Dracona - wtrąciła. - Nott, nie mam pojęcia, co oni mu zrobili, może to być jakieś zaklęcie modyfikujące pamięć - "tak jak to zrobił Slughorn" dodała w myślach. - On myśli, że my...
- Słyszałem waszą spokojną wymianę zdań - odparł z sarkazmem. - Jednak nie mamy czasu. Tak się składa, że Potter nie jest sobą i to tylko kwestia czasu, aż stanie się całkowicie pionkiem w ich rękach.
Hermiona zaniepokoiła się.
- Co masz na myśli...? - spytała, chociaż już domyślała się odpowiedzi.
- Pokazywali mu obrazy śmierci jego najbliższych... sam widziałem. Martwych Weasleyów, Ciebie, Melodię i wielu innych. - odparł, a oczy Hermiony stawały się coraz większe. Złapała się za głowę.
- Czyli to oznacza... - zaczęła, ale Nott za nią dokończył.
- Potter myśli, że nie został mu już nikt bliski, na dodatek wstrzykują mu jakieś dziwne substancje, co sprawia, że nie jest sobą. Buntują go przeciwko Ministerstwu Magii, mówiąc, że to oni was zabili.
- Nie... - wyszeptała, a jej głos brzmiał z przerażenia. Cała się trzęsła. Nie wiedziała, co robić. Przybyła tutaj z nadzieją, że odnajdzie i uratuje swoich przyjaciół, a tymczasem wszystko się skomplikowało.
Draconowi podali fałszywe informacje, w które uwierzył.
Harry nie był sobą. Stawał się maszyną w rękach śmierciożerców, do przejęcia władzy nad światem czarodziejów.
Melodia była torturowana razem z innymi, by wzmacniać Harry'ego w jego umiejętnościach i po to, by poić go nienawiścią, cierpieniem i chęcią zemsty.
Co się stało jednak z Blaisem? Z jej wizji wynikało, że uciekł. Był ich jedyną nadzieją.
  Możliwe, że byli inni więźniowie, o których nie miała pojęcia. Uwięzieni w celach, torturowani i powoli zabijani. Chciała uratować ich wszystkich, a tymczasem nie udało jej się uratować nikogo, a na dodatek stopniowo traciła nadzieję na to, że cokolwiek im się uda.
- Nie możemy zwlekać - warknęła. - Musimy iść do Harry'ego, ale nie możemy zostawić Dracona. On jest ranny i daleko nie zajdzie, nie mówiąc już o obronieniu się - dokończyła załamanym głosem.
- Nie rozdzielimy się, Granger, nawet o tym nie myśl.
- A co jeśli to jedyne dobre rozwiązanie? - spytała i zaczęła krążyć po zimnym pokoju. Kopnęła odłamek gruzu w kąt i oparła się o ścianę.
- Słuchaj, sami nie mamy zbytnio szans, a razem są one spore.
  Teodor Nott podszedł do niej i złapał za rękę, by zaciągnąć do stosu gruzu. Wdrapał się z powrotem na górę i pomógł jej wejść. Hermiona uczyniła to, ale nie widziała sensu. Znalazła Dracona i tak po prostu pozwoliła mu uciec.
- Nie mamy żadnego, cholernego planu! - jęknęła. - To czyste samobójstwo, Nott. Jak mamy uratować przyjaciół, kiedy sami utknęliśmy tutaj, zupełnie nie wiedząc, co robić?
- Dlatego bez żadnego planu idziemy do Pottera - odpowiedział i ruszył szybkim krokiem. - Improwizujemy, Granger. Nie mamy czasu na plan.
Hermiona ruszyła za nim. Poruszali się długimi, kamiennymi korytarzami. Dusiła się już w tych wszystkich pomieszczeniach, które były dla niej takie same. Znaleźli się w labiryncie bez wyjścia. Jednak, co najdziwniejsze, Nott doskonale zdawał się orientować w terenie. Miała się już go o to spytać, skąd ta jego pewność, gdy wybrał bez wahania jeden z trzech przejść, kiedy usłyszeli odgłos licznych kroków. Automatycznie stanęli jak wryci, nasłuchując, skąd pochodzą. Zdali sobie sprawę, że śmierciożercy coraz bardziej zbliżają się w ich stronę, więc natychmiast puścili się biegiem.
- Tędy - szepnął Nott i zaciągnął ją w najbliższy korytarz, a kiedy dotarli do jego końca, ponownie skręcił w prawo. Dobiegli do końca i zatrzymali się. Nott zaklął pod nosem.
- Co jest? - spytała, kiedy dostrzegła nagle, CO. Przed nimi unosiła się ogromna pajęcza sieć. Pająk, który ją utkał, musiał być ogromny. Wzdrygnęła się. Nie przepadała za tymi zwierzętami i cieszyła się, że nie ma obok niej Rona, który już dawno wpadłby w panikę. Nott zachował zimną krew, ale twarz miał bladą.
- Słyszałam coś, zapewniam cię - usłyszeli głos jakiejś kobiety, a Hermiona natychmiast odwróciła się plecami w stronę pajęczyny.
- Niby kto miałby chodzić tamtymi korytarzami, Astorio? Prawie wszyscy z nas wiedzą, że tutaj Grindelwald trzymał swoją ulubienicę, która zręcznie potrafiła unieruchamiać jego ofiary - zagrzmiał potężny, męski głos.
- Przysięgam, że coś słyszałam - upierała się Astoria. - Dlaczego nie możemy sprawdzić? - odgłos obcasów na kamiennej posadzce wydawał się coraz głośniejszy.
- Niech ci będzie. Chodźmy - odparł zrezygnowany mężczyzna.
Hermiona spojrzała na Teodora, który teraz z ciekawością dotykał pajęczyny.
- Przestań! Nie wygłupiaj się! - wyszeptała z naganą w głosie. Wyjęła różdżkę, a mężczyzna zrobił to samo.
- Nie mam ochoty walczyć z jakimiś głupimi śmierciożercami. Obalimy ich jednym ruchem.
- Zostaw mi Astorię - powiedziała Hermiona z mściwym uśmiechem i dziwnym błyskiem w oku. Teodor zaśmiał się cicho i oboje wybiegli śmierciożercom na spotkanie.

Pierwszym, co zobaczyła, kiedy wypadła w korytarza, to zaskoczona i przestraszona jednocześnie twarz Astorii. Od razu się na niej skupiła. Uniosła różdżkę i wystrzeliła zaklęcie, które musnęło bok kobiety i nadpaliło materiał jej bluzki. Astoria natychmiast wyciągnęła swoją różdżkę i kobiety zaczęły się pojedynkować. Hermiona musiała przyznać, że Astoria okazała się być bardziej zaawansowana w czarach niż przypuszczała, ale i tak nie była mocniejsza od niej. Obok niej pojedynkował się Nott z jakimś ogromnym, brodatym mężczyzną, ale całkowicie skupiła się na swoim celu, jakim było pokonanie Astorii.
Po chwili udało jej się rozbroić Astorię, której różdżka wystrzeliła w powietrze i utknęła w pajęczych sieciach. Zadowolona zaśmiała się i związała kobietę sznurami, które wystrzeliły jej z różdżki.
- Nie! - usłyszała krzyk Teodora i natychmiast odwróciła się w jego stronę. Nie rozumiała jednak, o co chodzi. Śmierciożerca był rozbrojony, ale uśmiechał się podle.
- Już niedługo i wy wspomożecie Pottera w jego przemianie - wychrypiał, a Nott z nienawiścią warknął.
- Drętwota.
  Mężczyznę odrzuciło w ogromną pajęczynę i natychmiast stracił przytomność. Hermiona usłyszała nad sobą dziesiątki kroków. Miała paskudne przeczucie, że biegną po nich.
- Nott, czy on przypadkiem nie dotknął Mrocznego Znaku? - spytała słabym głosem, a mina mężczyzny właśnie na to wskazywała.
- Wiejemy - rzucił i natychmiast wybiegł z korytarza, ale nie doszedł daleko, bo nagle z innych korytarzy zaczęli wybiegać śmierciożercy. Hermiona wiedziała, że nie dadzą rady, ale bez walki się nie podda. Nigdy.
Kiedy obaliła siostrę Carrowa, Alecto, poczuła chłód ostra w swoim boku. Krzyknęła z bólu.
- Granger! - usłyszała głos Notta, który z trudem odparł atak śmierciożercy. Chciał do niej pobiec, ale drogę zagrodził mu kolejny osiłek.
- Nie tylko różdżka służy do walki, kochanie - usłyszała jadowity, kobiecy głos tuż obok siebie. Astoria przekręciła sztylet dookoła i wyjęła go z jej boku, a ubranie w okolicach talii zabarwiło się na czerwono. Jęknęła z bólu. Czuła, że rana jest głęboka i musiała jak najszybciej coś zrobić, by nie stracić dużo krwi.
Spojrzała na poplamiony czerwonymi plamami sztylet Astorii. Łatwo było jej się uwolnić z więzów, kiedy miała pod ręką ostrze. Jaka ona była głupia, że od razu jej nie oszołomiła... Teraz musiała zapłacić za swoją pomyłkę i to dość boleśnie.
W ułamku sekundy wyciągnęła różdżkę, ale Astoria nie pozostała w tyle. Zamachnęła się sztyletem, który drasnął ramię Hermiony.
  Kiedy tylko Hermiona wystrzeliła zaklęcie, Astoria natychmiast uciekła wgłęb korytarza, gdzie była pajęcza sieć. Gryfonka pobiegła za nią i zobaczyła na podłodze poprzecinane sznury. W białej sieci nadal tkwił nieprzytomny śmierciożerca i różdżka kobiety, która najwidoczniej bała się po nią pójść i wyciągnąć. Zręcznie omijała zaklęcia Hermiony, aż w końcu zamachnęła się sztyletem i mocno przecięła jej prawe przedramię. Szatynce wypadła różdżka z ręki. Złapała się za rozcięcie lewą dłonią i mocno ścisnęła z bólu.
Ta chwila nieuwagi sprawiła, że Astoria zatryumfowała. Popchnęła Hermionę na kamienną posadzkę i usiadła na niej okrakiem, bardzo dobrze unieruchamiając. Astoria zaśmiała się z uciechy.
- W końcu cię dorwałam, Granger! - powiedziała zadowolona. Przyłożyła nóż do jej gardła, kiedy Hermiona zaczęła się wyrywać i zacmokała.
- No, no, no! Nie wyrywaj się skarbie, bo jeszcze niechcący zrobisz sobie krzywdę - obrzydliwy uśmiech zagościł na jej twarzy, a Hermiona wiedziała, że przegrała. Ponownie znalazła się w takiej sytuacji. Najpierw z Bellatrix, a teraz z Astorią. Nie mogła pozwolić, by ta kobieta wygrała. Nigdy nie żywiła do niej nienawiści, ale teraz zaczęła.
- Powiedz mi, Granger. Jak to się stało, że Draco wybrał ciebie, a nie mnie? Nie masz ani nadzwyczajnej urody, ani seksapilu. Jesteś tylko mądra, to prawda, ale co mu to daje? - zastanawiała się Astoria, patrząc z nienawiścią na Gryfonkę, która uparcie milczała.
- W końcu doczekałam się tej chwili, kiedy mogę mu ciebie odebrać - syknęła Ślizgonka ze łzami złości w oczach. Jeździła sztyletem od jej szyi do klatki piersiowej, jakby się zastanawiając, gdzie wbić ostrze. - Skoro nie chce mnie, to nie będzie miał i ciebie. Ja nie zasługiwałam na takie traktowanie.
Hermiona podjęła kolejną, rozpaczliwą próbę zrzucenia z siebie Astorii, ale nadaremno. Nie potrafiła pokonać tej kobiety. I tak już była zraniona i słaba, a także rozbrojona. Astoria była w pełni sił i miała nad nią ogromną przewagę.
Myśl, Hermiono. Myśl.
Jednak żadne sensowne rozwiązanie nie przychodziło jej do głowy. Obawiała się o Teodora, który sam stawiał czoła dziesiątkom śmierciożerców w korytarzu obok, a ona nie mogła mu pomóc.
- Nie rozumiem, dlaczego z nim jesteś - odrzekła znowu Astoria, a jedna łza spłynęła po jej policzku. - Zranił cię i zostawił z dzieckiem, a ty, naiwna znowu dałaś mu szansę. Zrobi to samo, gdy tylko znajdzie kolejny obiekt zainteresowania - uśmiechnęła się podle. - Zawsze taki był, nie pamiętasz już?
Hermiona zaczęła się zastanawiać nad słowami Astorii, ale szybko je od siebie odsunęła. Draco już wiele razy udowadniał jej, że ją kocha i chce być z nią, a nie jakąś inną kobietą. Ufała jemu, a nie tej kobiecie. Poza tym kochał Scarlett.
Scarlett.
Myśl o córce dodała jej sił i przypomniała o swoich zdolnościach manualnych. Tak dawno ich nie używała, że zupełnie o nich zapomniała. Próbowała już zamienić się w panterę, ale nie udało jej się to. Najwidoczniej na tym budynku były nałożone pewne zaklęcia. W końcu było to jedno z najbezpieczniejszych i najpilniej strzeżonych więzień.
Zebrała w sobie wszystkie siły i zepchnęła z siebie Astorię, a następnie wyrwała jej sztylet i pobiegła po różdżkę. Z przerażeniem spojrzała na sporą plamę krwi na posadzce, która wypłynęła z jej ręki oraz boku.
- Ferula - krwotok lekko ustał, a dookoła przedramienia oplotły się bandaże, które natychmiast zabarwiły się na szkarłat. Nie dało rady jednak powstrzymać wypływającej krwi z jej boku, ponieważ rana była zbyt wielka i głęboka. Schowała sztylet w wysokim, czarnym bucie i wycelowała w przestraszoną Astorię, kiedy nagle dostrzegła coś ogromnego w korytarzu z pajęczyną.
  Olbrzymi, czarny pająk wielkości terenówki sunął z zawrotną prędkością w jej stronę. Kiedy napotkał ciało śmierciożercy, z którym walczył Nott zatrzymał się, wbił kły w kark ofiary, paraliżując ją i z prędkością światła zaczął owijać pajęczyną. Hermiona zrobiła się jeszcze bardziej blada na twarzy.
Zostawiła Astorię, która i tak już wstawała z podłogi i uciekła do korytarza, w którym Nott ledwo, co trzymał się na nogach, ale wciąż walczył. Ogromnie go podziwiała. Zdołał wytrzymać przez tak długi czas zupełnie sam. Rzuciła parę oszołamiaczy na zdezorientowanych śmierciożerców, by dotrzeć do Notta.
- Hermiona! - zawołał, kiedy ją zobaczył. - Dzięki Merlinowi, że żyjesz, już myślałem, że... - urwał w pół zdania, kiedy zobaczył dziurę w jej boku. Nie trwało to długo, bo musiał razem z nią odeprzeć kolejne ataki.
- Musimy uciekać i to teraz - krzyknęła.
- Niby jak?
- Po prostu biegnijmy do wyjścia - rozkazała. Musieli uciec przed olbrzymią akromantulą, która nie miała litości dla nikogo, kogo spotkała na swojej drodze. Już miała to powiedzieć Nottowi, kiedy usłyszeli krzyki i piski.
  Spojrzała w stronę zamieszania, mimo iż wiedziała, jaki widok zastanie. Akromantula właśnie wbiła jadowite kły w kark Alecto Carrow i już zawijała ją w sieć. Hermiona wiedziała, że dla śmierciożerczyni nie ma już nadziei. Była sparaliżowana od karku w dół. Nie da rady się ruszyć, nie mówiąc już o ratowaniu się. Nikt także nie miał odwagi jej pomóc. Wszyscy śmierciożercy rzucili się do wyjścia, zupełnie o nich zapominając. Hermiona i Teodor uciekli razem z nimi. Słyszeli za sobą krzyki dopadniętych przez bestię osób i jeszcze bardziej przyśpieszyli.
- Tutaj - Nott zaciągnął ją w jakiś osobny, boczny korytarz, w którym znajdowały się schody prowadzące na górę. Dla Hermiony były one jak zbawienie.
  Uciekali i mimo, że byli już dwa piętra wyżej, nie było żadnych okien. Nagle na rozwidleniu korytarzy Hermiona zderzyła się z kimś i zachwiała się. Natomiast postać, która jej wybiegła nie miała tyle szczęścia i upadła na podłogę. W mgnieniu sekundy się podniosła i spojrzała na nich.
- Wy... - Draco Malfoy syknął ze złością, ale kobieta mogła przesiąc, że jeszcze przed chwilą na jego twarzy malowało się całkowicie zagubienie i otępienie. - Nie właźcie mi nigdy więcej w drogę.
Miał już odejść, kiedy Hermiona zawołała za nim.
- Zaczekaj!
- Czego chcesz? - spytał chłodno blondyn, a Hermiona zawahała się. Jego szare oczy ciskały w nią piorunami. Był gotów zaatakować ją w każdej chwili.
- Draco... czy ty naprawdę wierzysz w to, co oni ci tutaj mówili? - zaczęła powoli z ostrożnością, by nie palnąć czegoś, co jeszcze bardziej by go rozjuszyło.
- A niby czemu miałbym im nie wierzyć? - warknął.
- Może dlatego, że cię torturowali? Albo dlatego, że są naszym wrogiem? Wspólnym wrogiem, Draco. - zaczęła mówić i powoli zbliżać się do niego. Przez chwilę w oczach chłopaka dostrzegła błysk zrozumienia, który zniknął tak szybko, jak tylko się pojawił.
- Daj mi spokój, Granger. - odparł i się odwrócił. Zdenerwowana dziewczyna krzyknęła za nim.
- Daj sobie pomóc!
- Nie chcę niczyjej pomocy! Dam sobie radę sam. Nie potrzebuję nikogo... - warknął, a Hermiona zawołała za nim wściekłym głosem.
- Mam rozumieć, że nie potrzebujesz swojej rodziny i przyjaciół, tak?! Chcesz powiedzieć, że już nie zależy ci na nas i opuszczasz nas?
Odpowiedziała jej cisza, która wprawiła Notta w zakłopotanie, ale Hermionę ogarnęła prawdziwa furia.
- Jesteś zwykłym tchórzem, Malfoy - odparła z pogardą w głosie i odwróciła się, by pójść w swoją stronę, modląc, się, by ta prowokacja zadziałała.
I udało się.
- Coś ty powiedziała?! - usłyszała podniesiony głos Dracona, który w ułamku sekundy odwrócił się do niej i przybliżał wielkimi krokami.
- Tchórz. - wysyczała mu prosto w twarz i poczuła, że Draco łapie ją mocno za ramiona i popycha na ścianę. Teodor próbował go odciągnąć, kiedy Hermiona odezwała się.
- Zostaw nas, Nott. Pilnuj, czy nikt nie idzie - rozkazała głosem nieznoszącym sprzeciwu, a mężczyzna z niechęcią wykonał jej polecenie.
  Zostali sami.
Ona, zimna i opanowała, patrząca z pogardą w twarz ukochanego mężczyzny.
On, rozgorączkowany i wściekły, pragnący zrobić krzywdę osobie stojącej przed nim.
Nienawidził jej. Pozostawiła go samemu sobie i związała się z najlepszym przyjacielem.
Przecież to absurdalne.
Dlaczego mieliby go wszyscy okłamywać?
"Są naszym wrogiem... Wspólnym wrogiem."
Prawda, ale ona też była jego wrogiem. Od czasów szkolnych.
Przecież ją kochasz, człowieku. Straciłeś dla niej głowę.
To nic nie znaczy.
Macie ze sobą dziecko.
  Był zmęczony tą codzienną wojną, która toczyła się w jego głowie. Ktoś ciągle nasuwał mu swoje zdanie tak, że nie potrafił sam dobrze pomyśleć.
- Nigdy więcej mnie tak nie nazywaj, Hermiono - szepnął już całkowicie spokojnym głosem.
- Jeśli tylko dasz sobie pomóc. - odpowiedziała, ale jej głos nie brzmiał już tak twardo.
- Nie chcę cię skrzywdzić... a już dwa razy byłem temu bliski. - wyznał jej. Hermiona ujęła jego twarz w dłonie i spojrzała mu prosto w oczy. Zdawało jej się, jakby były one odzwierciedleniem tych wszystkich chwil, jakie z nim przeżyła. W Hogwarcie i poza szkołą.
- Nie skrzywdzisz mnie, ponieważ jesteś silny, rozumiesz? - powiedziała. Draco wpatrywał się zahipnotyzowany w jej brązowe, cudowne oczy, które były jedynym miejscem, w którym mógł się skryć, aby już nie cierpieć i oderwać się od otaczającej go rzeczywistości. Miała rację. Był silny i musiał walczyć ze śmierciożercami i przede wszystkim sam ze sobą.
- Gdy znajdziemy się poza tym terenem, czar, który miesza mi w głowie zniknie. - oznajmił. - Słyszałem, jak to mówili.
Hermiona uśmiechnęła się tak, że Draco był z niej dumny.
- Ruszajmy więc, a po drodze skopmy jak najwięcej tyłków - powiedziała. - Tylko daj się opatrzeć.
Spojrzała na jego okaleczone plecy i umięśniony tors.
- Gdzie twoja koszulka? - spytała.
- Astoria zdążyła się już do mnie dobrać. - odpowiedział i syknął z bólu, kiedy dotknęła delikatnie jednego rozcięcia na jego plecach.
- Słucham?!
Zaśmiał się z wysiłkiem.
- Nie bój się, nie tak, jak myślisz. - odparł, a Hermiona odetchnęła choć trochę z ulgą. Odgarnęła długie, kasztanowe włosy z twarzy, które przeszkadzały jej podczas przyglądania się ranom. Stwierdziła, że niektóre z nich już są zakażone i mogła wdać się jakaś infekcja.
Kiedy oglądała rany na jego torsie, złapał ją delikatnie za dłoń i podciągnął rękaw jej czarnej sukienki, którą nałożyła, by udawać śmierciożerczynię. Jego oczom ukazał się mocno przesiąknięty krwią bandaż.
- Kto ci to zrobił? - poczuł wściekłość palącą jego ciało.
- Twoja była żonka - mruknęła pod nosem i jak na zawołanie dziura w jej boku dała o sobie znać. Skrzywiła się i zacisnęła zęby, a następnie spojrzała na ranę. Nie wyglądało to ciekawie, a była pewna, że z każdą sekundą wykrwawiała się coraz bardziej. Potrzebowała miejsca do wyleczenia i jakichś leków, ale wątpiła na znalezienie ich tutaj.
- Cholera, a to kto? - twarz Dracona była jeszcze bledsza, kiedy musiał podtrzymać przez chwilę Hermionę, której zakręciło się w głowie.
- Również Astoria. Niezła z niej suka, prawda? - uśmiechnęła się z wysiłkiem i odetchnęła głęboko, ale rana w boku nadal dawała o sobie znać.
- Zdążyłem się przyzwyczaić. Jak śmiała cię tknąć... - w jego głosie usłyszała ogromną chęć zemsty, ale pohamowała go.
- Chodźmy do Notta. - powiedziała. - Czas wyrwać się z tej nory.
  Ruszyli przez zimny, kamienny korytarz, który nie był taki sam jak reszta. Na kamieniach znajdował się lekki mech, powietrze było tutaj świeższe, a także paliły się pochodnie. To wszystko sprawiło, że w sercu Hermiony pojawił się płomyczek nadziei, który szybko został zdmuchnięty przez falę niepokoju, która pojawiła się, gdy tylko zobaczyła nieprzytomnego Teodora Notta, leżącego na posadzce.
  Podbiegła do niego razem z Draconem i od razu zdali sobie sprawę, że wpadli w pułapkę. Rozejrzeli się. Wokół nich nagle pojawiło się pięciu śmierciożerców, z których spłynęło Zaklęcie Kameleona. Nie zdążyła się obronić. Natychmiast została rozbrojona i oszołomiona.
Razem z Draconem opadła na posadzkę, tracąc przytomność.
To był już koniec.

~~~~~~~~~~~~~~
Wczoraj wróciłam, dzisiaj zdążyłam już napisać nową notkę ;3 wena mi bardzo dopisuję i jestem z tego naprawdę bardzo zadowolona. Dodałabym rozdział wcześniej, ale musiałam uczyć się do angielskiego, ponieważ pisałam końcowy test, który przeniosłam na inny termin z powodu wyjazdu. Mam nadzieję, że go zaliczyłam ;-;
Chciałam Wam wszystkim polecić bloga Bellatrix Lestrange
Jest naprawdę bardzo dobry, a sama autorka przyjemna i utalentowana c;
Jednocześnie dziękuję za 2 nominacje ;3 Naprawdę jest mi bardzo miło z tego powodu c;
Ściskam i życzę wszystkim udanych wakacji
Sheireen ♥