wtorek, 26 sierpnia 2014

Błyskawica

          Sztylet opadł w dół.
          Wszyscy bez wyjątku znieruchomieli, a po chwili dało się słyszeć wściekły krzyk śmierciożerców. Hermiona zaś odetchnęła mimo wszystko z ulgą, widząc, że udało jej się przemówić w jakiś sposób do Harry’ego.
          Czarnowłosy chłopak podniósł się i spojrzał z wściekłością na grupę śmierciożerców oraz ich lidera – Amycusa Carrowa. Powoli podniósł sztylet i schował go do kieszeni spodni, a następnie odwrócił się w stronę tego, który go zniewolił. Hermiona wciąż widziała profil jego twarzy i dostrzegła, że Harry może i nie dokonał zbrodni na Melodii i nie przemienił się całkowicie, ale wciąż nie był sobą. Miała nadzieję, że w końcu Harry da radę przezwyciężyć istotę żyjącą w nim i otrząśnie się z tego transu.
- Co to ma znaczyć?! – spytał Amycus Carrow, patrząc z okropnym grymasem na twarzy w stronę Harry’ego.
- Nie będę na niczyje rozkazy. – odpowiedział, ale jego głos nie brzmiał tak jak kiedyś. Hermionę przeszedł dreszcz, kiedy sobie to uświadomiła. Zaczęła lekko się szarpać, ale na nic się do zdało. Kajdanki wciąż mocno tkwiły na jej rękach.
- Nie gadaj głupot! Należysz do nas! - Dość tego! – krzyknął Harry, co jeszcze bardziej ją sparaliżowało.
          Niczym w zwolnionym tempie zobaczyła, jak Harry wyciąga sztylet i rzuca nim w Amycusa. Ostrze wbija się prosto w serce przywódcy, a on sam nieruchomieje i z niedowierzaniem patrzy na ogromną, czerwoną plamę krwi, która pojawia się na jego piersi. Po chwili pada martwy na podłogę i już więcej się nie porusza.
          Nagle posadzka, ściany i sufit w Nurmengardzie zadrżały, a Harry upadł na kolana. Z jego ciała zaczęły wylewać się strużki ciemnego, granatowego i gęstego dymu, a następnie rozpłynęły się w nicości. Miała ochotę do niego podbiec, ale nie miała jak mu pomóc.
- Znów jest sobą. – usłyszała głos Teodora Notta, który z satysfakcją patrzył na martwe ciało Carrowa. Hermiona nie mogła uwierzyć w jego styl bycia. Był zadowolony z tego, że ktoś kogoś zabił. Ona była przerażona, ponieważ zrobił to jej przyjaciel. Oczywiście nie bała się Harry’ego, ale wiedziała, że to będzie dla niego ogromny wstrząs. Zwłaszcza teraz, kiedy podobno znów był sobą.
          Mała grupka śmierciożerców patrzyła na to wszystko ze zdziwieniem i niedowierzaniem. Wpatrywali się w martwe ciało ich wodza i Hermiona była prawie pewna, że czują pewną satysfakcję na ten widok, ale i pewne niezdecydowanie. Nie miał już kto nimi kierować, więc musieli działać na własną rękę. Zanim jednak zdążyli zaatakować, do pomieszczenia zaczęło napływać coraz więcej ludzi. Hermiona już miała pogodzić się ze śmiercią, kiedy zdała sobie sprawę, że na czele tej grupy jest Blaise. Byli uratowani!
          Kiedy śmierciożercy spostrzegli, co też się dzieje, od razu dotknęli Mrocznych Znaków, by zwołać pozostałych członków sekty. Jeden z nich pod wpływem jasnozielonego zaklęcia padł martwy na podłogę. Blaise, Ron i paru innych członków z biura aurorów podbiegło do nich i uwolnili ich z kajdanków. Hermiona pokręciła nadgarstkami, które jej zesztywniały z bólu i chwyciła różdżkę podaną jej przez Rona. Ze zdziwieniem dostrzegła, że jest to jej różdżka. Rozejrzała się dookoła. Do Sali wpływało coraz więcej śmierciożerców i aurorów, którzy toczyli walkę na śmierć i życie.
           Wiedziała, że słusznie byłoby zabić paru wrogów, ale ona nie była w stanie tego dokonać, dlatego tylko posyłała zaklęcia oszałamiające. Widziała Dracona i Notta walczących z paroma śmierciożercami. Rona, który właśnie oszołomił Goyla i Harry’ego, który…  który leżał cały zdruzgotany na kamiennej posadzce i osłaniał ciało Melodii. Kobieta-elf dostała jakimś paskudnym zaklęciem. Hermiona zaklęła. Zapomniała zupełnie, że dziewczyna została skrępowana linami i nie miała jak się bronić. Wszyscy z nich zostali rozbrojeni, kiedy ich schwytano, także rada była, że miała ponownie przy sobie swoją różdżkę.
          Podbiegła do Harry’ego, który do tej pory nie miał czym się bronić.
- Harry! – krzyknęła i uklękła szybko obok niego. – Harry, spójrz na mnie! Ale mężczyzna nawet na nią nie spojrzał. Nie drgną…
- Moja wina… Moja wina… - powtarzał w kółko jak jakąś cichą litanię. - Harry, musimy uciekać. Zabierajmy Melodię i zaprowadźmy ją w jakieś bezpieczne miejsce. Harry, do diabła, nie możemy tkwić tutaj całą wieczność! Dookoła toczy się walka! – jak na potwierdzenie jej słów musiała wyczarować tarczę ochronną dookoła nich, ponieważ trzy zaklęcia poleciały w ich stronę i odbiły się rykoszetem od ich pola ochronnego.
          Zrozpaczona kobieta złapała przyjaciela za ramię i nim potrząsnęła. Harry dopiero teraz wybudził się z transu. Hermiona dostrzegła jego zagubione spojrzenie i wiedziała, że był bezbronny. Teraz, kiedy istota, która wyniszczała go od środka opuściła jego ciało, nie mógł dojść do siebie. Był osłabiony tymi całymi dniami tortur. Ponownie był tylko człowiekiem, a nie wynaturzoną bestią, gotową zabijać na rozkaz.
          Pomogła mu się podnieść i za pomocą zaklęcia podniosła Melodię.
- Ja ją poniosę – zaprotestował Harry i wciął w ręce drobne ciało kobiety. Hermiona starała się ich ochraniać, kiedy wynieśli ją z ogromnej sali. Niestety na korytarzu czekali na nich inni śmierciożercy. Niektórzy byli cali mokrzy, co świadczyło o tym, że wybiegli z zalanych wodą korytarzy. Hermiona zmagała się z coraz większą liczbą śmierciożerców, kiedy została uratowana przez Blaise’a i Dracona, którzy pomogli jej się uporać z wrogami.
- Hermiono, zabierz Harry’ego i Melodię na zewnątrz, by eskortowali ich w bezpieczne miejsce! – krzyknął Blaise i unieruchomił jakiegoś olbrzymiego mężczyznę.
Hermiona stała przez chwilę zmagając się z chęcią zabrania przyjaciół w bezpieczne miejsce a walczeniem u boku Dracona i Blaise’a. W końcu jednak napotkała spojrzenie tego pierwszego, które wyraźnie mówiło „Uciekaj stąd, bo inaczej ci pokażę”, więc z ciężkim sercem szybko wybiegła na zewnątrz, gdzie stało zaledwie pięciu aurorów. Hermiona z trudem dobiegła pomagając Harry’emu nieść nieprzytomnego elfa. Podłoże było śliskie i wystawały z niego ostre skały, o które łatwo można było przebić sobie nogę.
- Harry, zostań w domu i zaopiekuj się Melodią. Zawiadom Ginny, by do ciebie przyszła… Harry słyszysz mnie?! – krzyknęła, ponieważ jej przyjaciel miał nieprzytomne spojrzenie. Wybraniec tylko pokiwał głową i pozwolił się eskortować przez jednego z aurorów.
           Jakiś wysoki, czarnoskóry auror, który przypominał jej trochę młodego Kingsley’a chciał ją złapać za rękę, by przenieść ją w bezpieczne miejsce, ale wyrwała się lekko z jego uścisku i już szybkim truchtem zaczęła biec w stronę Nurmengardu. Poślizgnęła się na mokrym podłożu i uderzyła kolanami w skały. Syknęła z bólu, ale szybko się podniosła, dziękując Merlinowi, że tylko obtarła sobie lekko kolana, a nie przebiła na wylot.
           Wpadła w wir walki, próbując dostrzec w tłumie blond czuprynę. Zamiast niej zobaczyła Teodora Notta, który wyglądał jak walczący demon. Wycofywał się powoli po schodach na górę, otoczony przez napastników. Pobiegła do niego mu pomóc i stanęła z nim ramię w ramię. Niestety – wróg miał mocną przewagę liczebną i musiała z Teodorem Nottem wbiec na górę. Dopiero na samej górze zdali sobie sprawę, że znaleźli się w martwym punkcie. Przed nimi była tylko zburzona ściana i wielka przepaść, a w dole zimne, wzburzone i czarne morze oraz ostry klif. Stanęła jak sparaliżowana i spojrzała w stronę schodów, z których dobiegały już kroki biegnących do nich śmierciożerców.
- Co robimy? – spytał Teodor, który zupełnie stracił głowę. Hermiona była tak zajęta myśleniem, że nawet tego nie zarejestrowała, iż Teodor Nott po raz pierwszy nie wiedział, co robić.
Hermiona przeanalizowała sytuację. Śmierciożerców było dziesięć razy więcej niż ich, więc nawet ona z Teodorem nie mieli zbytnio szans. Pozostało tylko jedno wyjście.
- Skaczemy – oznajmiła, a jej głos brzmiał dziwnie pewnie.
- ZWARIOWAŁAŚ?! – zbulwersował się Nott, nie wierząc w jej głupotę.
- Najwidoczniej – powiedziała, a zza rogu wyłoniło się trzech śmierciożerców. Chwyciła lewą ręką dłoń Notta, bo w drugiej wciąż trzymała różdżkę, wzięła głęboki oddech i skoczyła prosto w przepaść, pociągając za sobą Notta.

           Dracona tak pochłonęła walka, że nawet nie dostrzegał tego jak inni walczą i ilu przeciwników już wykończył. Czuł się tak, jakby znowu był podczas bitwy o Hogwart, tylko z takim wyjątkiem, że tym razem o kogoś się bał. Podczas bitwy nie było Blaise’a, a rodzice siedzieli spokojnie u boku Voldemorta. Tym razem bał się o wiele osób. O przyjaciół i o ukochaną kobietę. Ulżyło mu trochę, kiedy Hermiona razem z Potterem i leśnym elfem zostali bezpiecznie eskortowani do domu. Teraz musiał odnaleźć Teodora Notta i Blaise’a, by wydostać się z tej dziury jak najszybciej i wrócić do swoich rodzin.
           Nagle ktoś rzucił się na niego od tyłu tak, że aż upadł na posadzkę. Odwrócił się i zobaczył przed sobą Astorię. Była piękną i seksowną kobietą, ale kierowała nią żądza zemsty, a nie odwaga. Nie wiadomo skąd wytrzasnęła różdżkę, ponieważ dzięki Hermionie została kompletnie rozbrojona.
- Proszę, proszę, kogo my tutaj mamy! Ach, to mój były mąż! – zaszczebiotała, a w jej głosie dało się słyszeć tyle jadu, który zdawał się aż przeniknąć przez skórę prosto do krwi Dracona.
- Miło cię znowu spotkać, Astorio – oznajmił i podniósł się szybko na równe nogi, nie spuszczając różdżki z postaci jego byłej żony.
- Mnie jest jeszcze przyjemniej – uśmiechnęła się do niego czarująco i posłała mu pociągłe spojrzenie. – W końcu mam okazję odegrać się za te wszystkie zmarnowane lata.
- Natomiast ja za zmarnowane pieniądze, które poszły na te wszystkie zabiegi upiększające – odparł Malfoy, a uśmiech zniknął z twarzy kobiety.
- Ja dbałam o urodę, a nie jeszcze bardziej się upiększałam. – zaperzyła się.
- Nieważne. – przerwał jej. – Twoja żmijowata natura i tak psuje cały efekt.
- Och ty, zawsze byłeś bezczelny i chamski! – krzyknęła i rzuciła się na niego z pazurami, ale powstrzymał ją jednym zaklęciem. Kobieta odbiła się od tarczy i upadła na plecy. Draco podszedł do niej i pochylił się nad nią.
- Wyjaśnijmy sobie wszystko raz a dobrze i nigdy więcej do tego nie wracajmy, dobrze? – syknął, zabijając kobietę wzrokiem.
- Nie mamy sobie nic do wyjaśniania.
- W takim razie skąd ta chęć zemsty? – uśmiechnął się do niej wrednie, a Astoria poczerwieniała na twarzy.
- Ponieważ nikt nigdy nie upokorzył mnie tak bardzo jak ty! Zostawiłeś mnie, kobietę, której pragną wszyscy mężczyźni, dla jakiejś tam szlamy, Hermiony Granger! Wiesz, ile osób się ze mnie wyśmiewało, kiedy dowiedziało się, że zdradzasz mnie na prawo i lewo? Gdyby tego było mało, to wróciłeś z Hollywood w towarzystwie tej wywłoki i swojego bachora!
           Jego różdżka automatycznie powędrowała do jej zgrabnej szyi i wbiła się delikatnie w nią. W oczach Astorii dostrzegł strach, ale także ogromną złość.
- Nigdy więcej nie nazywaj tak mojej rodziny. – zagroził jej.
- Przez twoją kochaną rodzinkę, wyśmiała mnie nawet matka i siostra. One zawsze potrafiły mieć każdego faceta i śmiały się ze mnie, że przegrałam z tą szopą. Gdybyś tylko zachował jakieś pozory, że jesteśmy szczęśliwą parą, to dostałabym cudowną pracę, a tak to zostałam odprawiona z szyderczym uśmiechem na twarzy!
- Mam dość tej bezsensownej paplaniny – przerwał jej Draco i odszedł od niej, ponownie rzucając się w tłum walczących.
Astoria ogarnięta furią pobiegła za nim. Walczył na dworze z dwoma śmierciożercami. Nie liczyło się już nic innego niż on. Zamierzała z nim skończyć raz na zawsze. I tak już nie miała życia. Ostateczne starcie, tu i teraz.
- Avada Kedavra! – krzyknęła, a zaklęcie poleciało prosto ku Draconowi Malfoyowi, który natychmiast padł na kolana, a zaklęcie świsnęło mu nad głową i uderzyło w jednego ze śmierciożerców. Nie zwróciła na to uwagi. Rzuciła się na mężczyznę, który mocno ją odepchnął. Potoczyła się po skałach i szybko podniosła, a krew sączyła się z jej rozciętego czoła. On sam nie wyglądał lepiej.
           Zaczęli się pojedynkować. Chciała mu zadać jak najwięcej cierpienia i bólu. Och, gdyby tylko miała ze sobą swój sztylet… wbiłaby mu go w plecy tak samo jak on zrobił to jej.
Z przerażeniem stwierdziła, że zaczyna się wycofywać ku przepaści, a Draco coraz bardziej napierał na nią zaklęciami. Nagle poślizgnęła się i pisnęła, ponieważ spadłaby w przepaść, gdyby nie złapała się wystającej skałki, która i tak zdawała się nie unieść jej nawet małego ciężaru. Skałka odłamała się, a Astoria pogodziła się ze śmiercią, kiedy nagle poczuła jak czyjaś silna ręką chwyta ją i podciąga ku górze, Z przerażeniem i ulgą spojrzała prosto w szare oczy.
- Uratowałeś mi życie – wyszeptała ze zdziwieniem.
- Podczas kiedy ty chciałaś mi je odebrać – odpowiedział z pogardą Malfoy. W jego oczach było tyle złości, że bała się, iż może puścić jej rękę, a ona spadnie w przepaść.
- Przepraszam… - wyszeptała.
- Nic mi po twoich nic nie wartych przeprosinach – warknął blondyn, a kobieta zadrżała. – Po prostu wynoś się stąd i nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy. Nigdy więcej nie próbuj zaszkodzić mi i moim bliskim.
Astoria spojrzała mu ostatni raz w oczy i teleportowała się zostawiając go samego.

           Jedyne, co była w stanie zarejestrować to swój pisk, mocny uścisk spoconych ze strachu dłoni, chłód powietrza i nicość w żołądku. Otworzyła oczy, ale kiedy zobaczyła przed sobą zbliżającą się czarną otchłań i wystające klify, to straciła głowę i jeszcze bardziej zaczęła piszczeć.
           Kiedy byli już bardzo blisko wody, wyciągnęła różdżkę i rzuciła zaklęcie, które złagodziło ich upadek tak, że wpadli do wody jakby skoczyli z małego mostu, a nie z parudziesięciu metrów. Jednak zimno, które ogarnęło ich skórę było nie do wytrzymania. Tym razem to Teodor zachował jasność umysłu i wynurzył się razem z nią na powierzchnię, gdzie zaczerpnęli głośno powietrza. Podpłynęli do wystającej z morza skały i położyli się na niej, by dojść do siebie.
- Jesteś kompletnie szurnięta – Teodor wypluł wodę z ust, a Hermiona poczuła, że palą ją płuca i ciężko jej się oddycha. – Ale mimo to cieszę się, że mogłem cię poznać – uśmiechnął się do niej, a ona ciężko odwzajemniła uśmiech.
- Musimy się dostać do środka, by uratować resztę – powiedziała i rozejrzała się dookoła. Trudno im będzie dopłynąć na skałę, gdzie znajduje się Nurmengard, ale nie było to zadaniem nie do wykonania, więc rzucili się z powrotem do wody i dopłynęli do stronnych skał, po których z trudem się wspięli.
           Kiedy w końcu byli na brzegu, pobiegli tak szybko, na ile tylko im pozwalało podłoże.
Zanim jednak dobiegli do walczących czarodziejów Teodor złapał ją za ramię i zatrzymał.
- Hermiono, chciałbym, byś wiedziała, że nawet, jeśli nie wydawałem się zbyt przyjazny i mimo iż nie spędzaliśmy ze sobą zbyt dużo czasu, to byłaś mi bardzo bliska…
- Słucham? – Hermiona zmarszczyła brwi ze zdziwienia. Co on chciał jej przez to powiedzieć?
- Byłaś jedną z nielicznych osób, na których mogłem polegać i którym ufałem i dziękuję ci za to.
- Teodorze, dlaczego mi to mówisz właśnie teraz? – Hermiona stała się bardzo nieufna. Patrzyła na niego dziwnie. Zastanawiała się, co ten człowiek znowu wymyślił.
- Na wszelki wypadek. – odpowiedział wymijająco. – Gdyby coś miało się wydarzyć.
          To powiedziawszy pobiegł dalej zostawiając ją samą w tyle. Dobiegli na miejsce. Walka przeniosła się już nawet na zewnątrz budynku, ponieważ dolne części Nurmengardu zostały kompletnie zalane.
Hermiona dostrzegła Dracona, który wyciąga Astorię z przepaści, a chwilę potem kobieta teleportowała się. Rzuciła się w jego kierunku, by walczyć u jego boku.
- Draco! – rzuciła mu się w ramiona i pocałowała, zanim zdążył zorientować się, co się dzieje.
- Hermiona! – Draco nie mógł uwierzyć własnym oczom, że ją widzi. Ciągle był przekonany, że została bezpiecznie eskortowana, ale najwidoczniej albo ona jest niezwykle uparta lub aurorzy wyjątkowo tępi. Raczej odstawiał to pierwsze. – Co ty tutaj robisz? – spytał.
- Nie mogłam cię zostawić. Nie po tym, jak cię odnalazłam.
- Mówiłem ci, byś wracała z Potterem.
- Nie mogłabym znów cię stracić. – wyszeptała i pocałowała go krótko.
- Dlaczego masz mokre ubrania? – spytał zaskoczony i mocniej przytulił Hermionę do siebie. Zaśmiała się.
- Skoczyłam z dość wysokiego piętra do wody – wyznała, a Draco spojrzał jej w oczy.
- Czy ciebie kompletnie już pokręciło, kobieto? Nie dość ci wrażeń? – Ślizgon nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Miał rację – odwaga u Gryfonów to nie odwaga, to choroba psychiczna. Mimo wszystko zaśmiał się, widząc jej rozbawioną minę.
- To była jedyna droga, by uciec przed śmierciożercami. – odpowiedziała i osuszyła sobie ubrania różdżką.
Walczyli, pokonywali wroga i bronili się wzajemnie. Pomagali właśnie Blaise’owi pokonywać śmierciożerców, którzy zdawali się wciąż przybywać. Nie mieli szans z nimi, nawet, jeśli byli dobrymi czarodziejami. Zobaczyła jak Nott i Draco kłócą się o coś zacięcie i po chwili Draco odchodzi cały zdenerwowany od wysokiego bruneta, który miał nieodgadniony wyraz twarzy.
- Czy coś się stało? – spytała, jak zwykle ciekawa, o co poszło.
- Nie mamy szans sami ich pokonać. – odparł krótko Draco. Powoli wycofywali się ku drzwiom wyjściowym z Nurmengardu, kiedy zdała sobie sprawę, że nie ma z nimi Teodora. Blaise był już całkiem niedaleko bramy, gdzie mógł się spokojnie teleportować. Nie było już żadnego aurora. Zatrzymała się gwałtownie.
- Gdzie Nott? – spytała.
- Nie mamy czasu na pytania – Draco pociągnął ją za sobą. Biegli ile sił, kiedy nagle wszystko dookoła nich zadrżało. Hermiona z przerażeniem obserwowała jak Nurmengard za nimi powoli burzy się i wali. Nawet skały, na których stali były już popękane i w każdej chwili mogli stracić grunt pod nogami.
           Blaise już się teleportował, a oni prawie dobiegli do bramy, kiedy Hermiona jeszcze raz zdecydowanie się zatrzymała. Jej włosy powiewały na mocnym wietrze. Morze szumiało głośno i ledwo słyszała swoje słowa, kiedy je wypowiedziała.
- Draco, gdzie jest Nott?! – krzyknęła. Malfoy stanął, a w jego oczach dostrzegła cień bólu.
- Chodźmy, Hermiono.
- DRACO! – wrzasnęła. – Do cholery jasnej, gdzie on jest. Znam cię i widzę, że coś jest nie tak.
- Nott jest w środku. – odparł Malfoy krótko i pociągnął ją za sobą. Hermionie serce zamarło, kiedy zobaczyła, że Nurmengard cały drży, a jego murzy kruszą się ze starości. Jeśli Teodor jest w środku…
- Musimy mu pomóc!
- NIE! – mocny i stanowczy głos Dracona potoczył się echem po ruinach i skałach. Hermiona próbowała mu się wyrwać, ale złapał ją w pasie i pociągnął mocno.
- Puszczaj!
- Nie możemy mu pomóc!
Krzyknęła, kiedy szarpnął jej rękę i zaciągnął pod bramę, spod której mogli się teleportować.
Ostatni raz spojrzała na drżące mury Nurmengardu, a następnie błyskawica rozdarła niebo, budynek wybuchł, a oni zniknęli w ciemności.

           Hermiona upadła na kolana razem z Draconem.
- NOTT TAM ZOSTAŁ! – krzyknęła cała rozhisteryzowana. – Draco, dlaczego nie mogliśmy go uratować?! Ten budynek wybuchnął, a Nott był w środku!
Draco nie zważając na jej krzyki przytulił ją do siebie. Kiedy się odezwał, w jego głosie usłyszała tyle bólu, że aż się przeraziła.
- Hermiono… tą błyskawicę wywołał Teodor…
Hermiona uspokoiła się i spojrzała z przerażeniem w szare tęczówki ukochanego.
- To znaczy, że użył zaklęć zakazanych… czarnej magii. Błyskawicy Zeusa, która niszczy wszystko w promieniu pięciu kilometrów…
Draco pokiwał głową, potwierdzając jej słowa. Hermiona już wiedziała, co się stało…
- Ale przecież rzuciłam na niego klątwę…, która zabije go, gdy tylko użyje zaklęcia czarnomagicznego.
Poczuła, jak uginają się pod nią kolana i musiała usiąść na kanapie stojącej w pokoju. Łzy powoli napływały jej do oczu. To o to chodziło Teodorowi, kiedy powiedział jej, że była jedną z ważniejszych osób w jego życiu. Życiu, które sama mu odebrała.
Rozpłakała się jak małe dziecko, a Draco usiadł obok niej i ją przytulił.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? Moglibyśmy inaczej to rozegrać.
- Próbowałem namówić go do zmiany decyzji…, ale on nie był szczęśliwy w życiu. Chciał zrobić coś dobrego dla nas i…
           Draco nie musiał dokańczać. Hermiona wiedziała, co chciał powiedzieć.
Teodor Nott poświęcił swoje życie, by zabić wszystkich śmierciożerców i raz na zawsze zniszczyć Nurmengard.

~~~~~~~~~~~~~~
Wakacje już się kończą, a ja jestem nareszcie wolna, by wrócić do pisania. 
Wiem, że nie pisałam bardzo długo, ale ja nie potrafię pisać przy kimś, a tak się składa, że była u mnie kuzynka z Anglii, którą widzę raz na rok, a nawet rzadziej i chciałam spędzić z nią więcej czasu. 
Mam nadzieję, że mieliście udane wakacje c;
Nie bijcie za rozdział… powoli kończę opowiadanie. Nie wiem, możliwe, że skończę za 2-3 rozdziały, na razie nie chcę jeszcze o tym myśleć xd
Życzę udanych dni 
Sheireen ♥

piątek, 1 sierpnia 2014

Informacja

Drodzy Czytelnicy!
W końcu dorwałam się do Internetu i mogę Was powiadomić o tym, że nowy rozdział pojawi się za ponad tydzień, dokładnie nie wiem. Tydzień temu wyjechałam na wakacje do innego miasta i nie mam czasu ani warunków do pisania. Wyjechałam niespodziewanie dzień wcześniej i nie załatwiłam paru spraw w tym nie zdążyłam napisać do końca rozdziału.
Kiedy jednak będę już wolna od razu dodam nową notkę i Was o tym powiadomię. 
Myślę również, że wraz z końcem wakacji nadejdzie też koniec tego bloga. Nie wiem, czy zacznę kolejny, mimo iż mam dwa pomysły, którymi się z Wami chętnie podzielę, jeśli zdecyduję się na pisanie 3 historii ;)
Życzę udanych wakacji 
Sheireen ♥