niedziela, 12 października 2014

Epilog


- Hermiono, kochanie! Jesteś już gotowa? Goście czekają! – głos Jean Granger dobiegał z korytarza. Był przepełniony radością, jednak można było doszukać się w nim nerwowej nuty. Jej matka od tygodnia chodziła cała w nerwach i dbała, aby wszystko było jak najstaranniej zaplanowane i wykonane. Dom lśnił czystością, dekoracje były porozwieszane, a potrawy gotowe. Wynajęty zespół stroił już instrumenty, a z dworu dobiegały ją odgłosy gości.
Jednymi słowy: wszystko i wszyscy czekali, aby rozpocząć ceremonię ślubną.
Wszyscy – poza Hermioną.
Szatynka stała przed lustrem i wpatrywała się w swoje odbicie w lustrze. Odetchnęła głęboko, ale jej serce nie przestawało łopotać w piersiach. Była najszczęśliwszą i jednocześnie najbardziej zdenerwowaną kobietą na ziemi. Jej rozkloszowana, długa suknia ślubna lśniła w promieniach słonecznych. Rękawy sukienki wykonane były z koronki, tak jak i gorset. Za nią stała Ginny, która wczepiała welon do starannie upiętego koka.
- I gotowe! – uśmiechnęła się do niej Ruda i spojrzała wraz z Hermioną na odbicie panny młodej. – Wyglądasz przecudnie, kochana.
- Czy nie wyglądam przypadkiem jak wielka, biała beza? – spytała nerwowo kobieta. Ginny roześmiała się.
- Nawet jeśli, to Draco bardzo lubi bezy, a to oznacza, że prędzej cię schrupie. – odpowiedziała i poprawiła jej i tak nienagannie zrobiony delikatny makijaż. Po raz setny spryskała Hermionę perfumami i poprawiła welon. Panna młoda zaś założyła białe obcasy, które stukały za każdym razem na marmurowej posadce.
- Nie mogę w to uwierzyć… - wyszeptała Ginny, a jej brązowe oczy stały się wielkie jak galeony. – Kto by pomyślał, że kiedykolwiek staniesz się panią Malfoy.
Hermiona uśmiechnęła się szczerze.
- Prawdę mówiąc do tej pory nie wierzę w to, co się dzieje. – wymamrotała. – Obydwie wyszłyśmy za mąż za tych wrednych Ślizgonów.
- Przynajmniej wciąż jesteśmy Gryfonkami z krwi i kości – dodała Ginny z dumną miną.
- To by tłumaczyło te wszystkie nieporozumienia i kłótnie z Draconem – słusznie zauważyła Hermiona, a Ginny zganiła ją spojrzeniem.
- Teraz ma być już dość kłótni, bo inaczej was wszystkich uduszę.
  Szatynka uśmiechnęła się perliście i odwróciła się w stronę Ginny. Ruda patrzyła na nią srogim wzrokiem, ale szybko jej oczy zaszkliły się od łez. Ginny Zabini nie wytrzymała i padła jej w ramiona. Hermiona odwzajemniła uścisk i odgoniła od siebie łzy.
- Przestań płakać, głuptasie, bo i ja zacznę! A nie chcę wyglądać jak upiór na własnym ślubie. – zganiła ją Hermiona i roześmiała się. Ginny odsunęła się od niej.
- Masz rację, przepraszam… - wytarła samotnie wędrującą po policzku łezkę i po sekundzie dodała. – Ten dzień trzeba zapisać jako dzień cudu.
- Czemuż to? – zdziwiła się Hermiona.
- Cudem jest to, że ty i Draco dotarliście do takiego dnia bez wzajemnego zabijania się. To w ogóle niemożliwe przy tym jak na siebie warczeliście.
- Niekoniecznie bez zabijania się - stwierdziła Hermiona. - Odkąd z nim jestem to już straciłam duszę, a on był ledwo żywy w Nurmengardzie. Można by powiedzieć, że przynosimy sobie wzajemnie pecha. - podsumowała Hermiona, biorąc do rąk bukiet różowo-fioletowych kwiatów. Ginny przemilczała jej uwagę, nie mając ochoty wracać do tematów z przeszłości.
- Ginny? - zagadnęła Hermiona, a Ruda dała znać, że słucha. - Czy ty byłaś bardzo zdenerwowana przed ślubem?
- Żartujesz sobie? - żachnęła się Ginny Zabini. - Byłam przerażona, ale za bardzo szczęśliwa, aby zwracać na to uwagę! - roześmiała się i wzięła Hermionę pod rękę. - Chodźmy już. Goście czekają, a Draco pewnie niedługo tutaj wparuje ze zdenerwowania, a chyba nie chcemy awantury, prawda?
Hermiona pokręciła przecząco głową i razem z przyjaciółką wyszły z jej pokoju w Malfoy Manor. Przyjaciółka pomogła jej zejść po schodach, gdzie czekali na nie już pan Granger i pani Granger. Matka widząc córkę w sukni ślubnej rozpłakała się na dobre. Hermiona przytuliła się do niej i szepnęła:
- Nie płacz mamo.
- Prze-e-praszam... - wyjąkała Jean Granger. - Nie mogę uwierzyć, że moja mała Hermionka wyrosła na tak piękną kobietę i nas opuszcza - wydukała.
Hermiona spojrzała na twarz mamy i uśmiechnęła się do niej.
- Nie opuszczam was przecież. Będę was odwiedzać w wolne dni razem ze Scarlett i Draconem.
Jean miała już coś powiedzieć, gdy nagle usłyszeli muzykę, która oznaczała dla Hermiony tylko jedno. Nadszedł czas.
  Jej ojciec wziął ją pod rękę, a Ginny z panią Granger wyszły innym wyjściem, aby dołączyć do tłumu gości i zająć wyznaczone miejsca. Hermiona wzięła głęboki oddech i wyszła razem z ojcem na dwór. Zmierzali powolnym krokiem w stronę Dracona Malfoya, który ze zniecierpliwieniem poprawiał swój krawat, ale gdy tylko dostrzegł Hermionę od razu przestał i wpatrywał się w nią jak oczarowany. Hermiona poczuła, że robi jej się gorąco i duszno. Posłała mu delikatny uśmiech i modliła się tylko, aby nie zrobić czegoś głupiego, aby nie potknąć się o skraj sukni. Och, dlaczego musiała wybrać tak długą sukienkę?
Mijała różowo-fioletowo-złote dekoracje. Wielki namiot, który pożyczyła od Billa i Fleur zapełniony był już ludźmi, którzy wznosili kieliszki z szampanem na cześć nowożeńców.
wyszli na promienie letniego słońca. Na widok ojca z panną młodą goście westchnęli z zachwytu. Instrumenty wygrywały cudowne melodie, a w pierwszym rzędzie słychać było już płacz pani Weasley i Granger. Obydwie te kobiety były dla niej jak matki i bardzo wzruszył ją ten widok. Poczuła ciepło na sercu widząc jej wszystkich przyjaciół. Nawet Pansy udało się przybyć na ślub. Miło było widzieć, że niektórzy Ślizgoni zaproszeni na wesele nie żywią wobec niej urazy.
  W końcu stanęła obok Dracona Malfoya, który uśmiechnął się do niej szelmowsko. Jak zwykle wyglądał nieskazitelnie, wręcz idealnie. Wydawał się być wciąż tym wrednym młodzieńcem z siódmej klasy, za którym szalało tyle dziewczyn. Mimo iż byli rówieśnikami, Hermiona czuła się od niego starsza. Scarlett i Agnes skończyły już sypać płatkami kwiatów z koszyczka i teraz podeszły do nich, aby podać im pudełko z pierścionkami. Draco złapał Hermionę za rękę i wyczuł, że kobieta drżała.
- Czyżby trema? - zagadnął ją cichutko, aby staruszek stojący obok ich nie usłyszał. Posłała mu zabójcze spojrzenie, żeby go uciszyć, a on tylko uśmiechnął się pod nosem. - Ty się lepiej obawiaj nocy poślubnej - dodał po chwili.
Hermiona z całej siły ścisnęła jego rękę, aż mężczyzna spojrzał na nią z urazą.
- Nie mam czego się obawiać. Zamknij się, bo zwieję sprzed ołtarza, gdy za bardzo się zestresuję - ostrzegła go, a Draco spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Na pewno tego nie zrobisz.
Hermiona miała już coś odpowiedzieć, kiedy nagle odezwał się mały, siwy czarodziej.
- Zebraliśmy się tutaj, aby połączyć świętym węzłem małżeńskim Hermionę Jean Granger i Dracona Lucjusza Malfoya.
Hermiona spojrzała ukradkiem na ukochanego, który mimowolnie skrzywił się. Wiedziała, że mimo iż nie lubił swoich rodziców żałuje, że nie może być ich na tej uroczystości. Ścisnęła delikatnie jego rękę i słuchała dalej. Stanęli razem z Draconem twarzą do siebie. Z pierwszego rzędu dobiegło ich głośnie dmuchanie nosa w chusteczkę.
- Ja, Draco Malfoy, biorę ciebie Hermiono Granger za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że cię nie opuszczę aż do śmierci.
Hermiona otworzyła usta i wyrecytowała swoją formułkę. Obydwoje wzięli z pudełeczka trzymanego przez staruszka dwa złote pierścionki. Draco ujął jej dłoń i nałożył pierścionek na palca u prawej ręki, a następnie Hermiona zrobiła to samo.
- Przyjmij tę obrączkę, jako znak mojej miłości i wierności - powiedzieli oboje i Hermiona uśmiechnęła się promiennie.
Draco nachylił się i pocałował Hermionę w usta. Nie mógł uwierzyć w to, co się działo. Pamiętał swoje najgorsze koszmary, w których Hermiona, tak piękna jak dzisiaj stała przed ołtarzem w białej sukni i całowała innego mężczyznę. Tymczasem to on był jej mężem. Już na zawsze. Nic ich nie mogło rozdzielić. Nie mógł pozwolić jej ponownie odejść.
  Goście klaskali i wiwatowali. Zabini podszedł do nich razem z Ginny i jako pierwsi pogratulowali nowożeńcom. Zabawa rozpoczęła się dopiero, gdy odebrali już wszystkie gratulację od gości i poszli pokroić ogromny tort.
Hermiona machnęła różdżką i wszystkie kieliszki napełniły się na nowo szampanem.
Rozmawiali i zabawiali gości i ciągle tańczyli z ochotnikami, których nie brakowało. Clemense złapała welon i sugestywnie patrzyła na Rona, który zaczerwienił się jak piwonia. Draco nie opuszczał jej na krok. Wpatrywał się w nią jakby była dla niego najcenniejszym skarbem na tym świecie. Hermiona posłała mu delikatny uśmiech i stanęła na palcach, aby pocałować go w usta. Przyciągnął ją do siebie i przytulił.
- Tak bardzo cię kocham - powiedziała Hermiona i ponownie go pocałowała.
- Ja ciebie bardziej, Szczotko - odpowiedział, a Hermiona zgromiła go spojrzeniem, ale roześmiała się po chwili.
- Ty mnie lepiej nie prowokuj - pogroziła mu.
- A co ty mi możesz zrobić? - zagadnął ją zaciekawiony Draco, tańczyli do wolnej piosenki, a on bawił się jednym z jej loków, które wypadły z koka.
Milczała przez chwilę.
- Chciałabym mieć jakieś zwierzątko...
- W takim razie kupimy coś już jutro - przerwał jej Draco, ale Hermiona wtrąciła.
- Najlepiej białą fretkę.
- No nie wierzę! - zbulwersował się Malfoy, a Hermiona roześmiała się. Nagle obok nich pojawił się Zabini, idąc sprężystym krokiem z ogromnym uśmiechem na twarzy.
- Ktoś coś mówił o białych fretkach? Wydaję mi się, że znam jedną.
- Jeszcze ten... cudownie - Draco wywrócił oczyma. - Nie wspomnę już, kto miał przeze mnie zęby bobra w czwartej klasie. - popatrzył na Hermionę z podłym uśmieszkiem.
- W tej sprawie muszę ci podziękować - wtrąciła kobieta. - Dzięki tobie mam dzisiaj bardzo ładne, równe zęby.
Obrzucił ją czujnym spojrzeniem, gdy we troje szli do stolika i zajęli miejsce na pustych krzesłach. Pstryknęli palcami i przed nimi pojawiły się trzy kieliszki.
- Doigrasz się, gdy tylko zostaniemy sami, zobaczysz - powiedział, a Hermiona mruknęła.
- Z przyjemnością. Nie mogę się już doczekać tej białej fretki.
- Nienawidzę kobiet - dodał Draco, upijając łyk szampana.
- Mówiłem! Od zawsze wiedziałem, że mój kumpel jest gejem. - wykrzyczał Blaise na tyle głośno, że najbliżej siedzący goście spojrzeli na nich ze zdziwieniem i naganą. - Że też ja się nie bałem spać z tobą w jednym pokoju przez siedem lat - Blaise wzdrygnął się ostentacyjnie, a Hermiona musiała przyznać, że to była doskonała gra aktorska.
  Nagle do ich stolika podszedł Harry Potter i wyciągnął w jej stronę rękę. Miał na sobie elegancki strój na specjalne okazje. Czarny garnitur i zapinana szata, którą powiesił przed chwilą na krześle stojącym obok.
- Zatańczysz? - spytał, a Hermiona bez chwili wahania ujęła jego rękę i dała się zaciągnąć na parkiet. Harry spojrzał na pierścionek znajdujący się na jej palcu, ale nic nie powiedział.
- Tak bardzo się cieszę, że dziś jest twój szczęśliwy dzień - oznajmił, a Hermiona uśmiechnęła się. Wiedziała, że Harry akceptuje ich związek z Draconem, ale tylko i wyłącznie akceptuje. Gdyby Draco był nadal jego wrogiem, to do tego ślubu raczej by nie doszło. Cieszyła się jednak, że ceremonia odbyła się bez awantur.
- Kiedy mogę się spodziewać twojego szczęśliwego dnia? - zagadnęła go, a Harry mimowolnie lekko poczerwieniał na twarzy. Odchrząknął wymijająco i szepnął.
- Powiem ci coś w sekrecie, bo wiem, że kto jak kto, ale ty na pewno nic nie wygadasz. - oznajmił i odciągnął ją w miejsce, gdzie nie roiło się od gości. Hermiona mogła przysiąc, że Draco teraz uważnie im się przyglądał i nie myliła się. Kiedy odszukała w tłumie swojego męża dostrzegła, że rozmawia on z Blaisem i Ginny, jednocześnie uważnie im się przyglądając.
Poważnie.
Nie ufał nawet Harry'emu, co uznawała za przesadę, bo Harry był tylko i wyłącznie jej najlepszym przyjacielem. Kochała go jak brata i nic więcej.
Harry tymczasem wyciągnął z kieszeni spodni pudełeczko, a Hermiona wpatrywała się w nie z niedowierzaniem. Harry i... pierścionek zaręczynowy? Ten Gryfon bał się zaproszenia dziewczyny na bal, a co dopiero poproszenia jednej z nich o rękę. Zagwizdała.
- Myślisz, że jej się spodoba? - spytał niepewnym głosem. Uchylił wieczko pudełka drżącymi dłońmi, a oczom Hermiony ukazał się zgrabny, srebrny pierścionek z liściastymi ornamentami, gdzieniegdzie wysadzane malutkimi szmaragdami.
- Jest przepiękny - odpowiedziała mu Hermiona szczerze. Znając Melodię wiedziała, że na pewno jej się to spodoba. - Na co ty czekasz? Oświadcz się jej teraz na moim weselu! Zaraz poproszę o specjalną przerwę... - mówiła Hermiona, ale Harry szybko jej przerwał.
- Nie! - wyrwało mu się głośno, ale po chwili zniżył głos. - Wolałbym to załatwić prywatnie, bo za bardzo się zestresuję. Wiesz, jaka ona jest... Nieprzewidywalna - dodał lekko rozmarzonym głosem, ale otrząsnął się, kiedy dostrzegł minę Hermiony.
- Myślę, że powinieneś oświadczyć się jej już dzisiaj. - oznajmiła.
- Na pewno?
- Jak najbardziej. Leć do niej już teraz - powiedziała z uśmiechem, a Harry przytulił ją szybko.
- Życz mi szczęścia - wycedził i szybkim krokiem zniknął w tłumie. Hermiona odetchnęła głęboko.

Wesele trwało do białego rana, muzyka grała, a goście doskonale się bawili. Najlepiej schodziły domowej roboty ciasteczka pani Granger. Pamiętała dokładnie, jakby to było wczoraj, kolorowe i ogromne fajerwerki ze sklepu Weasleyów, które ułożyły się w postać jej i Dracona i przez chwilę tańczyły wśród gwiazd. Czarodzieje i czarownice rozmawiali i bawili się przez cały czas. Szampan lał się tamtego dnia strumieniami, a Harry zrobił odważny krok i postanowił oświadczyć się Melodii przy wszystkich. Elfka oczywiście przyjęła oświadczyny i dzisiaj już razem z Harrym tworzyli szczęśliwą rodzinę. Nieśmiertelna ciotka Muriel ponownie zdążyła przypomnieć Ronowi, że Weasleyowie mnożą się jak gnomy, gdy zobaczyła Clemense w ciąży z trzecim dzieckiem.
  Hermiona przeglądała album z poruszającymi się zdjęciami. Wiele się wydarzyło w ciągu tych prawie dwóch lat. Zamknęła album, kiedy tylko usłyszała, że Draco wrócił z pracy. Podekscytowana rzuciła album na kanapę i pobiegła do przedpokoju ich nowiutkiego, przytulnego domu. Scarlett bawiła się na dworze z białą fretką.
Draco dostrzegł Hermionę, która wręcz wychodziła z siebie. Cała promieniowała radością i wiedział, że oczekuje od niego spytania się, co też takiego się wydarzyło. Zapewne Clemense urodzi czworaczki Weasleyowi i cała ich ruda rodzina zapanuje nad światem czarodziejów. Wcale by się nie zdziwił.
- Witaj, kochanie - Hermiona pocałowała go krótko w usta. - Jak w pracy?
- Męcząco, ale dzisiaj był naprawdę dobry dzień. Udało mi się w końcu udowodnić winę Bradleya, który chcia...
- Tak, tak, oczywiście. Chodźmy, muszę ci coś powiedzieć. - przerwała mu Hermiona i pociągnęła za sobą. Popchnęła go delikatnie na kanapę i sama usiadła obok, niezwykle przejęta.
- Lepiej się już dzisiaj czujesz? - zagadnął ją Draco. Hermiona od trzech dni była na chorobowym, więc zdziwił się, kiedy zobaczył swoją śliczną żonę tak szczęśliwą.
- Czuję się wspaniale - zaświergotała.
- Może napijemy się wina? - zaproponował i już miał wstać z kanapy, by podejść do barku, ale Hermiona pociągnęła go z powrotem na kanapę.
- Draco, usiedź w końcu na tych swoich czterech literach i mnie wysłuchaj! - krzyknęła, ale wcale nie wyglądała na zdenerwowaną. Dracona aż wbiło w kanapę. Hermiona odgarnęła włosy z twarzy i wzięła głęboki oddech.
- Chciałam ci powiedzieć, że...
- Ktoś jest w ciąży? - zgadywał.
- Tak - odpowiedziała niepewnie, patrząc na niego podejrzliwie.
- Cudownie, a kto? - spytał, przywołując do siebie kieliszek z winem.
- Tak się składa, że ja.
- To w porządku, pewnie... CO?! - Draco rozlał wino na kanapę, ale w ogóle się tym nie przejął. Spojrzał z niedowierzaniem na uśmiechniętą Hermionę, której brązowe oczy błyszczały z podekscytowania. - Jak to TY?!
- Normalnie, nie bądź taki zdziwiony... Nie cieszysz się? - zmrużyła gniewnie oczy. Draco odłożył kieliszek na stolik i podniósł się z kanapy. Przyciągnął do siebie Hermionę i ją pocałował.
- Cieszę się i to bardzo, skarbie! Tylko... nie mogę w to uwierzyć.
- Cóż, ja też w sumie nie mogę, ale to prawda...
Miała jeszcze coś dodać, ale Draco zatkał jej usta kolejnym pocałunkiem. Uśmiechnęła się delikatnie. Draco położył swoją rękę na jej brzuchu, w którym rozwijał się owoc ich miłości.
- Nie mogę się doczekać, aż ten kolejny diabeł przyjdzie na świat. – zażartował blondyn, a Hermiona roześmiała się.
- Ja też. Ciekawe, do kogo będzie podobne… - zamyśliła się Hermiona, a Draco skwitował to jednym słowem.
- Urodę odziedziczy po ojcu, a rozum po matce, by niczego mu nie brakowało.
Hermiona spojrzała na niego oburzona.
- Uważasz, że jestem brzydka? – spytała z udawaną obrazą w głosie. Draco roześmiał się.
- Dla mnie jesteś idealna.
            Hermiona przytuliła się do Dracona. Wiedziała, że każda sekunda przybliża ich do przyjścia wyczekiwanego dziecka i bycia idealną rodziną.

~~~~~~~~~~~~~~
Przyznam od razu bez bicia - zapomniałam. Szkoła, bierzmowanie, korki, zajęcia pozalekcyjne i konkurs na opowiadanie sprawił, że nie miałam czasu na pisanie i zapomniałam o nim na jakieś dwa tygodnie. Najmocniej za to przepraszam.
Jeśli chodzi o trzeci blog, to na razie będę pisać dla siebie i zobaczę, co z tego wyjdzie. Jeśli opowiadanie (Dramione) mnie zadowoli, to postanowię je opublikować. O zamiarze powrotu powiadomię Was na blogu, gg i asku :)

Cóż by tutaj powiedzieć... To już naprawdę koniec. Mimo iż ten blog uważam za swoją lekką porażkę, to trudno jest mi się z nim rozstać. Jednak mam teraz za mało czasu na własne przyjemności, a wena to naprawdę kapryśna rzecz. 
Ale nie o tym tutaj.
Chciałabym podziękować każdej osobie, która pomogła mi w prowadzeniu bloga oraz każdemu czytelnikowi, który mnie wspierał i nie opuszczał pomimo moich ogromnych nieobecności. 
Jeśli chce ktoś się ze mną skontaktować, niech pisze na mój numer gadu-gadu. Bardzo chętnie porozmawiam z każdą osobą.
Tymczasem żegnam się z Wami bardzo ciepło i jedyne, co mogę powiedzieć, to:
Do zobaczenia wkrótce! :*
Sheireen ♥ 

wtorek, 9 września 2014

Najważniejsze Pytanie


Minęło parę dni, które dla Hermiony przeminęły niczym sen. Przez ten cały czas snuła się po korytarzach domu Malfoya, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Gdyby miała zmieniacz czasu, to zmieniłaby bieg wydarzeń, ale coś w głębi duszy podpowiadało jej, że tego właśnie chciał Teodor. Nie zrobiłby czegoś takiego pochopnie i bez namysłu. Był pewien swojej decyzji jak ledwo, co wypłynęli z czarnej wody otaczającej Nurmengard.
Tak miało po prostu być.
Żałowała jedynie tego, że nie okazała Nottowi większej sympatii. Teraz było już za późno i nie mogła nic poradzić. Nikt nawet nie wiedział o tym, że Teodor Nott oddał swoje życie, dopóki wściekła nie wtargnęła do Ministerstwa i nie opowiedziała o wszystkim. Wprawdzie może i Nott był traktowany jak bohater, ale nikt nie będzie mógł się z nim pożegnać podczas pogrzebu, ponieważ nie znaleziono pod tonami gruzu jego ciała. Zapewne pochłonęło je morze.
  Poczuła palące łzy i natychmiast odgoniła od siebie ponure myśli. Nie będzie płakać ani się załamywać. Nie może wciąż wracać do przyszłości. Życie biegnie dalej, a ona musi nadążyć. Miała rodzinę, przyjaciół i cudowną córkę, którą wreszcie mogła uściskać. Kiedy po wyjściu ze Szpitala i po przesłuchaniu w Ministerstwie Magii mogła w końcu zobaczyć się ze Scarlett, to aż się popłakała ze szczęścia. Była załamana i szczęśliwa jednocześnie. Przynajmniej uwolnili świat od śmierciożerców i okrutnych planów, co ponownie dawało nadzieję na to, że ich dzieci będą żyć w harmonii i pokoju.
  Otworzyła drzwi od pokoju, w którym leżał Harry. Melodia trafiła do Świętego Munga i on też był bardzo temu bliski, dopóki Hermiona nie interweniowała. Harry potrzebował być w pobliżu bliskich. Nie był "szalony", jak to stwierdził pewien Uzdrowiciel. Melodia dostała jakimś poważnym zaklęciem i wciąż nie mogła się wybudzić, ale Uzdrowiciele oznajmili, że jej stan się polepsza. Harry po trzech dniach dopiero odezwał się, ale tylko do Hermiony i Rona. Wcześniej siedział milczący w swoim pokoju i z nikim nie chciał rozmawiać, co wprawiało Hermionę w rozpacz. Teraz Potter odwiedzał Melodię codziennie w szpitalu i wracał wieczorami.
Harry spał teraz w pokoju Hermiony, która wolała mieć go w swojej opiece, by na wszelki wypadek móc szybko interweniować. Ron miał tylko jedną sypialnię, którą dzielił z Clemense i nie mógł przyjąć przyjaciela pod swój dach. Blaise oraz Ginny także nie mieli miejsca, ponieważ mieli dziecko. Draco zaproponował, by Harry stał w jednym pokoju w Malfoy Manor, ale Hermiona nie chciała, by Harry mieszkał na jakiś czas w tak nieprzyjaznym domu.
  Obudził ją krzyk przyjaciela. Zerwała się z łózka, uważając na to, by nie obudzić śpiącej obok Scarlett i cichutko poszła do pokoju, w którym spał Harry. Zapaliła lampkę, stojącą obok łóżka i usiadła na jego rogu. Harry był cały roztrzęsiony, a po czole spłynęła mu kropelka potu.
- Nic... to nic takiego, Hermiono. Przepraszam. - wyjąkał, ale jego głos wszystko zdradzał. Nalała czystej wody do szklanki i podała ją przyjacielowi. Harry z wdzięcznością upił kilka łyków.
- Nie chcę sprawiać kłopotów. Nie musisz się mną zajmować, poradzę sobie.
- Jesteś moim najlepszym przyjacielem - oznajmiła i popatrzyła mu w oczy, z których znikały ostatki strachu. - Będę przy tobie zawsze, kiedy będziesz potrzebował pomocy.
- Dziękuję. - Harry usiadł na rogu łóżka obok niej.
- Co się stało, Harry? - spytała z troską w głosie. Wybraniec dość często był niespokojny i dręczyły go koszmary. Zacisnął mocno szczękę i wbił wzrok w swoje dłonie.
- To... wciąż to samo, Hermiono. Śni mi się, że..., że was zabijam. Was wszystkich... Dlatego nie chcę waszej obecności.
Przerwał na chwilę, po czym kontynuował.
- Budzę się z żądzą mordu, dopiero po chwili przypominam sobie, kim jestem. Boję się... tak bardzo się boję, że kiedyś się nie otrząsnę i zabiję cię, kiedy wpadniesz do pokoju. - zakończył, a dłonie drżały mu jak liście na wietrze. Gryfonka wiedziała, że nie łatwo mu było przyznać się do czegoś takiego.
  Ujęła go za ręce, by się uspokoił. Poskutkowało, ale jego oddech wciąż był nieregularny i bardzo szybki. Gęste, brązowe włosy opadły jej na ramiona, kiedy się do niego przytuliła.
- Nie chcę być taki jak On... - wyszeptał, a Hermiona wiedziała, że mówi o Voldemorcie. Jeszcze mocniej go uścisnęła. Objął ją jedną ręką.
- Harry, jesteś dobrym człowiekiem. I nigdy nie będziesz taki jak on... - zaczęła.
- Jednak każdej nocy budzę się i nie jestem sobą. Kiedyś mogę nie otrząsnąć się z tego, a wtedy...
- Spokojnie - przerwała mu delikatnie. Odsunęła się trochę od niego i spojrzała w te ciepłe, zielone oczy, teraz tak bardzo zagubione. - Pokonałeś Voldemorta dzięki miłości, Harry. I to cię od niego różni. Nie byłbyś w stanie skrzywdzić mnie, Rona ani kogokolwiek innego.
- Jednak tam, w Nurmengardzie, był taki moment, że chciałem zadać Melodii ostateczny cios. Chciałem ją zabić... obserwować jak traci życie.
Hermiona poczuła, że jego ciało ponownie całe drży. Spojrzała na zegarek. Wskazywał 1:47. Księżyc przeciskał się przez zasłonięte firanki, a pokój pogrążony był w mdłym świetle lampki. Parę dni temu nowi uczniowie zawitali do Hogwartu, by zacząć naukę, a jeszcze inni ją kontynuować.
- Wtedy nie byłeś sobą...
- Kiedy się budzę, też nie jestem sobą.
- Jednak zawsze to przezwyciężasz... - dokończyła za niego. - Z czasem to przejdzie, Harry.
Czarnowłosy chłopak ułożył się ponownie w wygodnym łóżku, jakby dał wiarę jej słowom, co ją trochę ucieszyło. Hermiona wiedziała, że Harry musi wrócić do rzeczywistości. Do codziennej pracy i obowiązków, a także do spotkań z przyjaciółmi. Miała właśnie zgasić światło, kiedy Wybraniec nagle spytał.
- Wiem, że to głupie... ale czy mogłabyś zostać ze mną, póki nie usnę?
- Oczywiście - uśmiechnęła się i położyła się obok niego na łóżku, które było na tyle duże, by pomieścić dwie osoby.
  Hermiona zgasiła światło i po chwili oboje z Harrym zaczęli rozmawiać o różnych sprawach, planować przyszłość i wspominać różne rzeczy z Hogwartu, które zawsze wprawiały ich w dobry nastrój, chociaż także wywoływały tęsknotę za starymi czasami, kiedy byli młodzi i przeżywali różne przygody. Nadszedł czas jednak na poukładanie sobie życia i spędzenia swoich dni w jakiś bardziej spokojny sposób.
- Hermiono..., czy ty widzisz siebie i Malfoya razem, jako szczęśliwą rodzinę? - zapytał znienacka Harry, co ją bardzo zaskoczyło. Szczerze mówiąc, to już dawno się nad tym nie zastanawiała. Owszem, chciała spędzić z Draconem resztę życia i tworzyć z nim szczęśliwą rodzinę. Te pięć lat w Ameryce przekonało ją o tym, że nie potrafiła się zakochać w innym mężczyźnie nawet po tym, jak bardzo Draco ją zranił. Wystarczyło ponowne zobaczenie go, a stare uczucie wróciło.
To była prawdziwa miłość. I była ona dobra.
- Tak, Harry. Bardzo go kocham.
- Tak samo było z Ronem... - napomknął, a Hermiona zmarszczyła brwi, lekko oburzona tą wzmianką. Nie potrafiła jednak dogadać Harry'emu. Oni prawie nigdy się nie kłócili.
- Ron... to, co do niego czułam, było czymś zupełnie innym. Przy Draconie odżyłam, kochałam i czułam się kochana. Draco nie jest ideałem, to prawda, ale on jedyny... - speszona urwała w pół zdania. Dziwnie było jej mówić o takich rzeczach komuś innemu niż Ginny. Dlatego dokończyła dosyć kulawo.
- Z nim tylko chciałabym być.
Spytała o to samo Harry'ego, który odpowiedział jej podobnie i po chwili zmroczył go sen. Ostrożnie i po cichu wyszła z pokoju, by go nie obudzić i wróciła do Scarlett, która spała bardzo głęboko. Hermiona poczuła się spragniona i zeszła na dół, by nalać sobie wody do szklanki. Owszem, mogła zrobić to za pomocą czarów, ale nie chciała, by magia uczyniła z niej totalnego lenia, którym stawali się niektórzy czarodzieje.

  Draco usłyszał, że ktoś puka do drzwi jego pokoju i natychmiast otworzył oczy. Kto śmiał go budzić o tak wczesnej porze? Spojrzał na zegarek, który wskazywał godzinę 10:30. Może i nie było wcześnie, ale on nie mógł zasnąć i wolałby spać teraz do południa.
Kolejne pukanie. Kiedy nie odpowiedział, drzwi otworzyły się i usłyszał czyjś lekki chód na panelach pokoju. Wiedział już, kto do niego przyszedł i lekko się uśmiechnął. Poczuł, jak Hermiona siada na rogu jego łóżka i mówi szeptem.
- Kotku, obudź się, ileż można spać!
Jedyną jego odpowiedzią był pomruk, a następnie zakrył głowę poduszką. Usłyszał jak Hermiona wzdycha ostentacyjnie i po chwili łóżko skrzypnęło.
  Poszła sobie - pomyślał i uśmiechnął się lekko, wiedząc, że dała mu się wyspać. Jakże bardzo się mylił.
Nagle poczuł jak ktoś ściąga z niego kołdrę i ostre, jasne światło go oślepiło, kiedy Hermiona odsłoniła ciężkie firany. Podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał na nią z oburzeniem, na co odpowiedziała mu jedynie śmiechem.
- Nie ma dzisiaj spania do dwunastej! Spójrz tylko, jaki piękny dzień! Poza tym obiecałeś Scarlett wyjść z nią gdzieś na miasto, albo coś innego wymyśl.
- Jesteś... - próbował znaleźć odpowiednie słowo. - Największą sadystką, z jaką miałem do czynienia.
- Bredzisz - Hermiona związywała właśnie sobie przy lustrze swoje długie, brązowe włosy.
- Naprawdę - odpowiedział zmęczonym głosem i ziewnął, a następnie zamiast wstać, dalej przyglądał się jej bezowocnym próbom ułożenia włosów.
- Są za bardzo napuszone - dogryzł jej i uśmiechnął się wrednie. Spiorunowała go spojrzeniem swoich ślicznych, kakaowych oczu. - Zupełnie jak...
- ZUPEŁNIE JAK TY - odwarknęła mu, a na jej twarzy zakwitł tryumfalny uśmiech.
- Nie rozmawiam z tobą - burknął i rzucił w nią poduszką, a następnie szybko uciekł do łazienki, by się ogarnąć i ubrać.
Hermiona po kilku próbach dała sobie spokój i rozstawiła jak zwykle rozpuszczone włosy. Owszem, może i były napuszone, ale przynajmniej nie tak bardzo przylizane jak kiedyś włosy Malfoya. Usiadła na łóżku i położyła się na nim, patrząc w sufit i czekając, aż Draco wyjdzie z łazienki. Harry postanowił już wyprowadzić się do siebie i kontynuować pracę, jako auror, a Melodia wybudziła się ze snu i za parę dni była gotowa do wyjścia z Munga.
Wczoraj widziała się z Ronem i Harrym, a dzień wcześniej z Clemense i Ginny, by omówić zbliżający się ślub wili i Weasleya. Hermiona ucieszyła się na wieść o tym, że zamierzają się pobrać. Kiedy tak razem z dziewczynami dobierała rzeczy do przyjęcia, krążyło jej po głowie to, kiedy i Draco zada jej to ważne pytanie. Och, ale na co ona liczyła. Na razie nie powinna tego od niego oczekiwać. Miała już jeden pierścionek od niego, który od pięciu lat tkwił na jej palcu. Dał jej go na Walentynki. Bardzo miło wspominała tamten czas. Uśmiechnęła się. Teraz ona i Draco ponownie byli razem, a świat był uwolniony od śmierciożerców. Mieli cudowną, młodą córkę i jasną przyszłość. Raczej nic nie mogło im już przeszkodzić na ich wspólnej drodze, która rysowała się przed nią całkiem szczęśliwie.
Oczywiście Draco całkowicie musiałby pozbyć się swoich casanovskich cech.
Uśmiechnęła się na samą myśl o nich. Jakby na to nie patrzeć, to właśnie dzięki swojej pewności siebie i poczuciu humoru udało mu się ją zdobyć. Musiała w duchu przyznać, że była wielką szczęściarą. Wśród tych wszystkich dziewczyn, Draco przy niej stracił głowę. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze i po raz kolejny nie wiedziała, czym mogła go oczarować. Nawet z charakteru była kujonką, która wolała zakuwać do egzaminów i sprawdzianów zamiast spędzać romantyczne chwile sam na sam na błoniach z chłopkiem.
  Oglądała z zaciekawieniem swoją figurę w lustrze, kiedy Draco wyszedł z łazienki całkowicie ubrany. Natychmiast szybko odeszła od lustra i z prędkością światła usiadła na łóżku. Miała lekko zmieszaną minę.
- Co się tam sobie przyglądałaś? - posłał jej cwaniacki uśmiech, a Hermiona rzuciła mu wyzywające spojrzenie, które wcale jej się nie udało, gdyż na jej policzkach wykwitły rumieńce zażenowania.
- Wcale się nie przyglądałam! - fuknęła i odwróciła wzrok, ponieważ jego stalowo szare tęczówki przewiercały ją na wylot. Usłyszała jak parska śmiechem i kątem oka dostrzegła, jak zapina swoją koszulę i poprawia sobie włosy.
- Spędzasz przed lustrem więcej czasu niż kobieta - zauważyła Hermiona.
Draco przemilczał tę uwagę, nadal poprawiając włosy.
- To chyba ty powinieneś być w tym związku kobietą. - dogryzła mu i uśmiechnęła się złośliwie.
- No nie! - Draco odwrócił się od lustra i ruszył w jej kierunku. Pisnęła i uciekła do drzwi, śmiejąc się jednocześnie. Dopadł ją, zarzucił na plecy, pomimo tego, że się wyrywała i położył na łóżku. Przytrzymał jej nadgarstki nad głową i uśmiechnął się z satysfakcją.
- Puszczaj - mruknęła niezadowolona, że jak zwykle wygrał w takiej sytuacji.
- Ani mi się śni - odpowiedział. - Jedno proste pytanie, Hermiono...
- Jakie? - wtrąciła. Nie byłaby sobą, gdyby tego nie zrobiła.
- Czy ja wyglądam ci na kobietę?
Hermiona przyglądała mu się przez chwilę. Oczywiste było, że nie wyglądał jej na płeć damską, ale zanim zdążyła ugryźć się w język, odrzekła:
- Tak.
Zauważyła w jego oczach zdumienie, ale po chwili zmrużył powieki niezadowolony.
- Wiesz co, jak możesz - syknął.
- Urażona męska duma? - spytała, mając ochotę się z nim trochę poprzekomarzać.
- Aż dziwne, że nie powiedziałaś "damska" - zauważył, patrząc się na nią i myśląc, co by jej tu zrobić, by zetrzeć z jej buźki ten usatysfakcjonowany uśmieszek.
- Zwykła pomyłka. - oznajmiła i wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu.
  Draco puścił jej nadgarstki i podniósł się na nogi, a następnie pozwolił jej wstać. Nie dał jej jednak odejść, tylko przyciągnął ją do siebie i przytulił. Hermiona poczuła, że coś robi za jej plecami, ale zanim zdążyła się odwrócić, Draco złożył na jej ustach długi i słodki pocałunek. Zarzuciła mu ręce na szyję i pogłębiła go. Tak dawno nie mieli sposobności ku chwili tylko i wyłącznie dla siebie. Zbyt dużo mieli na głowie, by poświęcić czas na takie pieszczoty, ale skoro teraz nadarzyła się okazja, to czemu miałaby z niej nie skorzystać?
Nagle poczuła, że jej stanik osuwa się. Odskoczyła od Dracona jak oparzona i obrzuciła go zabójczym spojrzeniem. Co za przebiegły typ!
- Nie powiesz mi teraz kochanie, że nie jestem mężczyzną. Kobieta nie odwróciłaby twojej uwagi na tyle, by ci rozpiąć stanik. - posłał jej oczko i swój typowy, szelmowski uśmiech, któremu tyle razy nie mogła się oprzeć.
- Nigdy więcej ci na to nie pozwolę. - powiedziała i wsunęła dłonie pod bluzkę, by zapiąć stanik najlepiej jak się da.
- Doprawdy? Ja natomiast myślę, że bardzo szybko dojdzie do ponownej takiej sytuacji.
- A to niby dlaczego? - posłała mu wyzywające spojrzenie, a jej włosy jeszcze bardziej się napuszyły.
- Chociażby dlatego, że codziennie pragniesz mnie jeszcze bardziej - powiedział pewnym siebie głosem i przeczesał i tak już potargane włosy palcami. Przewróciła oczami.
- Marzenia - oznajmiła.
- No tak, twoje - dodał.
- Chciałbyś - uśmiechnęła się.
- Nie, skarbie, to ty byś chciała. - Draco podszedł do niej i ponownie ją pocałował. Roześmiała się.
- Głupi jesteś! - odrzekła rozbawiona i złożyła na jego ustach krótki, lecz czuły pocałunek. - Jednak bardzo, ale to bardzo cię kocham, i sama czasami zastanawiam się jak to jest możliwe. - w jej głosie usłyszał pewne rozbawienie i zaskoczenie.
- To proste. Tylko Draco Malfoy potrafi rozkochać w sobie kobietę tak, by szalała za nim przez tyle lat.
Spojrzała na niego z powątpiewaniem, westchnęła i powiedziała.
- Niech ci będzie. A teraz chodźmy. Scarlett na nas czeka.

Draco przechadzał się ze swoją rodziną po tętniącym życiem wesołym miasteczku. Słońce już chyliło się ku zachodowi, a on nie mógł oprzeć się cudownemu uczuciu, jakim było posiadanie tak cudownych kobiet. Był naprawdę dumny ze swojej córki, która przejawiała już pierwsze cechy geniuszu Hermiony i jego cięty język. Mógł z ręką na sercu powiedzieć, że kiedy będzie troszkę starsza, to mogłaby zostać drugą, ale lepszą Ritą Skeeter.
Spojrzał na Hermionę, która pochyliła się, by dać córce różową, ogromną watę cukrową. Spojrzała na niego swoimi cudownymi, czekoladowymi oczami, w których dostrzegł tyle miłości i szczęścia, że stał się jeszcze bardziej szczęśliwy. Zastanawiał się, jak kiedyś mógł być tak oschłym i pozbawionym uczuć człowiekiem. Teraz, ten wredny i szarmancki Malfoy był tylko małą częścią jego. Zmieniła go. Oczywiście nie do końca, ale czuł się o wiele lepszym człowiekiem. Nauczyła go kochać i cieszyć się życiem. Nauczyła go postrzegać świat w wielu kolorach.
Był jej za to dozgonnie wdzięczny.
Podeszła do niego i stanęła na palcach, by go pocałować. Hermiona nawet nie zdawała sobie sprawy z myśli Dracona. Wygładziła swoją białą sukienkę w czarne kropki i poprawiła gęste loki. Spędzili razem z Draconem i Scarlett naprawdę cudowny dzień.
- Kiedy się do nas wprowadzisz? - zagadnęła Scarlett, ciągnąc lekko blondyna za rękę, by zwrócić jego uwagę na siebie. Malfoy spojrzał na Hermionę tajemniczo, ale po chwili odpowiedział.
- Mam nadzieję, że najwcześniej jak tylko się da.
- Bardzo bym się ucieszyła, tato. Już nie mogę się doczekać! - to powiedziawszy mała złotowłosa dziewczynka popędziła do stoiska z pluszakami. - Skoro już mówię do ciebie "tato", to może kupisz mi tego misia? No wiesz, taki już obowiązek tatusia! - Scarlett zaświergotała i spojrzała błagalnie na Malfoya swoimi wielkimi oczyskami.
Hermiona mimowolnie zaśmiała się na widok miny Malfoya.
- Charakterek ma po tobie, więc nie powinny cię dziwić jej niektóre wypowiedzi.
- I tak jest lepsza ode mnie - oznajmił dumny ze swojej córki.
- W takim razie kup jej tego miśka, tatusiu - powiedziała Hermiona z uśmieszkiem i pocałowała Malfoya w policzek.

  Hermiona ucałowała Scarlett na dobranoc i podała jej misia, którego dzisiaj kupił jej Malfoy w wesołym miasteczku. Jej rodzice jak zwykle siedzieli o tej porze w salonie i oglądali telewizję, dyskutując i popijając herbatę z mlekiem w jednym z drogich zestawów do herbaty mamy, który przywieźli z Australii.
- Mamo? - usłyszała zaspany głosik swojej córeczki.
- Coś się stało, kochanie? - podeszła z powrotem do jej łóżeczka.
- Bardzo was kocham i chciałabym, byście byli razem z tatą.
- Ależ Scarlett, przecież jesteśmy z Draconem razem - odpowiedziała Hermiona, uśmiechając się lekko do córki, która zdawała się być nieprzekonana.
- Dlaczego więc mieszkamy oddzielnie?
Hermiona zagryzła wargę i po chwili odpowiedziała.
- Już niedługo postaramy się wszyscy mieszkać w jednym domu, Scarlett.
- Obiecujesz? - złotowłosa nie dała się przekonać. Hermiona pocałowała ją z powrotem w policzek.
- Śpij już, kochanie. Jutro czeka nas kolejny, cudowny dzień.
- Masz wolne w pracy?
- Zgadza się. I mam zamiar spędzić cały dzień z tobą. - oznajmiła. - Dobranoc. - powiedziawszy to zgasiła lampkę obok łóżka Scarlett.
- Dobranoc, mamo - mruknęła sennym głosem jej córka i Hermiona cicho wyszła z pokoju, zostawiając uchylone drzwi, by wąski strumień światła mógł wpadać do pokoju Scarlett.
  Weszła do swojego pokoju i już miała się zacząć przebierać w piżamę, kiedy znalazła list zaadresowany do niej na szafce nocnej. Rozpoznała w nim mało czytelne, ale w jakiś sposób eleganckie pismo Malfoya i rozwinęła pergamin.

Kochana, uparta, wredna Szczoteczko!
Przyjdź do mnie dzisiaj wieczorem, gdy tylko Scarlett zaśnie. Nie wysyłaj mi tych irytujących listów z pytaniami, bo i tak ci na nie nie odpowiem.
Mam nadzieję, że nie jesteś jeszcze zbytnio zmęczona?
Cóż, i tak mało mnie to obchodzi. Gdy tylko do mnie przyjdziesz, dostaniesz sporą dawkę eliksiru pobudzającego, ale pewnie sam mój boski widok cię wyrwie ze snu.
Czekam w Malfoy Manor
Ubierz się elegancko
Zawsze idealny
Draco

Hermiona parsknęła śmiechem i wywróciła oczyma. "Cóż, i tak mało mnie to obchodzi." - był naprawdę przeuroczy. Wręcz za bardzo szczery, ale kochała go za ten jego sarkazm i lekką uszczypliwość. Zastanawiała się, co też takiego się stało, że ma przyjść do niego o tej porze i najchętniej jak na złość wysłałaby mu list z pytaniami, ale nie mogła tak długo czekać na sowę, która dostarczyłaby jej list i przyniosła nowy.
Podeszła więc do lustra. Draco kazał jej się elegancko ubrać. Ale po co? Nie miała nawet już głowy do zgadywanek, bo mogło to być wszystko. Machnęła różdżką, by uczynić swoje włosy bardziej lśniące i mniej puszyste, a następnie spięła je w wytwornego, ale luźnego koczka i powpinała w niego perełki, by bardziej się trzymał. Wyszukała w swojej szafie sukienkę o kolorze bladego różu. Odsłaniała ona ramiona, szyję i dekolt. Góra była wysadzana perełkami, a dół był rozkloszowany. W talii przepasana była skromną kokardką. Pomalowała sobie rzęsy tuszem i lekko wydłużyła. Usta pomalowała jedynie lekkim błyszczykiem.
  Nie zwlekając dłużej zeszła na dół i powiadomiła swoich rodziców o wyjściu z domu.
- Spotykasz się z chłopakiem, czy Ginny?
- Z Malfoyem... - odpowiedziała powoli z ostrożnością.
- To dobrze, że z nim, bo innego faceta po prostu nie zaakceptuję - usłyszała ulgę w głosie Jean Granger.
- Mamo! - syknęła Hermiona, ale uśmiechnęła się jednocześnie. Jej matka tak się uparła przy Malfoyu, że żaden inny zięć nie wchodził w drogę.
Wyszła za próg drzwi i teleportowała się z cichym pyknięciem, znikając w otchłani nocy.


  Hermiona zapukała do drzwi Malfoya, które natychmiast się otworzyły.
- Tyle razy ci mówiłem, byś nie pukała, tylko od razu wchodzi... - zawiesił na chwilę głos. Patrzył na nią z lekko otwartą buzią i dopiero po chwili się otrząsnął. - Cudownie wyglądasz - powiedział. Hermiona zlustrowała go od stóp do głów. Miał na głowie artystyczny nieład, a na ciele szykowny garnitur, pewnie najlepszy, jaki był w jego szafie, chociaż nie zdziwiłaby się, gdyby był nowy.
- Wybieramy się gdzieś? - spytała się, zanim jeszcze zdążył ponownie zabrać głos.
- Oczywiście, że tak. Jesteś śpiąca? - na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Ani trochę! - odpowiedziała żywo.
- Wiedziałem, że mój widok cię rozbudzi - mrugnął do niej łobuzersko i pocałował w usta. - Chodź. Nie ma na co czekać.
  Ujął jej dłoń i razem teleportowali się pod na dachu jakiegoś budynku. Dopiero po chwili Hermiona zdała sobie sprawę, że znajdują się "w" restauracji, a dookoła nich rozciąga się cudowna, zapierająca dech w piersiach nocna panorama Paryża. Nie mogła w to uwierzyć. Draco wciąż ją zaskakiwał.
Podeszli do stolika, który był zarezerwowany na nazwisko Malfoy. Wolała nie wiedzieć, ile Dracona kosztowało to miejsce, ponieważ kiedy o tym myślała, automatycznie robiło jej się dziwnie nieswojo. Nie mogła się przyzwyczaić do myśli, że ten mężczyzna jest skłonny tyle na nią wydać.
  Odsunął krzesło, by mogła usiąść i po chwili sam usiadł naprzeciwko. Na szczęście noc była niezwykle ciepła, bo inaczej jej gołe ramiona nie zniosłyby temperatury panującej na takiej wysokości.
Kelner otworzył szampana, a następnie nalał do kryształowych kieliszków. Hermiona wciąż wydawała się nie wierzyć w to, co się dookoła niej dzieje. Jeszcze parę minut temu usypiała swoją córeczkę w spokojnym londyńskim domu, a teraz znajduję się na dachu z widokiem na Paryż z mężczyzną, który traktował ją jak księżniczkę, jak najcenniejszy skarb.
- Zaskoczona? - spytał Draco z uśmiechem. Jednak nie potrzebował odpowiedzi. Mina Hermiony mówiła sama za siebie.
- Ja... chyba śnię, prawda? - jej głos był lekko nieprzytomny, kiedy wpatrywała się w niebo pełne gwiazd.
- Tak się składa, że to się dzieje naprawdę - niski głos Dracona sprawił, że wróciła do rzeczywistości, która i tak wyglądała jak senne marzenie.
- Draco... jesteś... - nie mogła dopasować odpowiedniego słowa.
- Cudowny? Wiem to od dawna - oznajmił uśmiechając się szelmowsko. - Czuję się jednak oburzony, wiesz może, dlaczego?
Hermiona pokiwała głową na znak, że nie ma pojęcia.
- Ponieważ jest tutaj ktoś, kto przyćmił moją urodę i czarującą osobowość.
- Słucham? - Hermiona rozejrzała się po otaczającym ich małym tłumie. Przy jednym stoliku siedział nie kto inny jak sama Celestyna Warbeck z jakimś mężczyzną, popijając wino i śmiejąc się w najlepsze.
- Cóż, ona jest gwiazdą, nic dziwnego, że większość oczu jest wlepione w nią, a nie w ciebie - oznajmiła Hermiona, nie mogąc się napatrzeć na sławną czarownicę.
- Ma takie cudowne, kręcone włosy... jej głosu mógłbym słuchać całymi dniami...
- Och tak, pani Weasley też... - Hermiona wtrąciła, wciąż przyglądając się Celestynie.
- Jej oczy mają taki ciepły kolor. Są brązowe z takimi złotymi refleksami, jakby to były zatopione bursztyny. - kontynuował dalej Draco.
Hermiona zmarszczyła brwi.
- I rzeczywiście, jest gwiazdą. Najjaśniejszą i najcudowniejszą. I jedyną, jaką miałem okazję złapać.
- O czym ty mówisz? - spytała, patrząc na niego dziwnie. Jakoś dziwnie jej było słuchać Dracona Malfoya mówiącego tak o piosenkarce.
- O pewnej, niedomyślnej Gryfonce - burknął, widząc, że się nie domyśliła od razu. Hermiona przeanalizowała jego słowa i uśmiechnęła się skromnie. Jej policzki pokraśniały z zawstydzenia.
- Och, proszę cię. Nie gadaj takich rzeczy, to krępujące... - wyszeptała i upiła trochę szampana z kieliszka. Draco złapał ją za rękę, która bawiła się ozdobą stołową.
- Zbyt bardzo cię kocham, by nie mówić o tobie takich rzeczy.
- Już wolę jak nazywasz mnie Wredną Szczotką - oznajmiła i uśmiechnęła się delikatnie.
  Zjedli kolację i wypili parę kieliszków szampana. W końcu wstali od stołu i wyszli na paryskie ulice. Draco zaprowadził ją na most, z którego miała doskonały widok na Wieżę Eiffla. Coś jej ten widok mówił... Nie mogła tylko przypomnieć sobie, co takiego...
- Ciekawe, czy w tej rzece nadal jest gdzieś twój pantofelek.
- Słucham? - zdziwiła się.
- Nie pamiętasz już naszego wspólnego Sylwestra, który miał miejsce pięć lat temu?
- Oczywiście, że pamiętam! - zawołała Hermiona, a na jej twarzy rozkwitł radosny uśmiech. Tutaj spędziła jedną z najlepszych nocy w swoim życiu.
  Dźwięk paryskiej muzyki niósł się wiatrem, a ona przypomniała sobie jej tańce na ulicy, mnóstwo butelek wina i rozmowy z Draconem oraz ich słodkie, młodzieńcze pocałunki, które smakowały wtedy tak grzesznie.
Usiedli na grubym murze, tak jak tamtej pamiętnej nocy. Draco po chwili wziął ją na kolana i pocałował.
- Nie mogę się na ciebie napatrzeć.
Uśmiechnęła się mimowolnie.
- Przynajmniej przyćmię ci widok tych wszystkich kobiet, które kręcą się po tym mieście. - zażartowała.
- Już dawno przyćmiłaś mi widok na wszystkie inne kobiety na tym świecie - w jego głosie usłyszała powagę. Wiedziała, że mówi szczerze i bardzo ją to wzruszyło. Czuła się teraz trochę jak nastolatka. Ale to dobrze. Czasami dobrze wrócić do takiej nastoletniej miłości i beztroskich chwil.
  Całowali się i z Draconem, obejmując się i od czasu do czasu przerywając pocałunki po to, by porozmawiać. Nagle Draco wstał, a Hermiona poszła w jego ślady.
- Gdzie idziemy? - spytała, ponieważ nie poszedł za nią. Odwróciła się w jego stronę.
Merlinie, był taki przystojny. Uwielbiała, gdy patrzył na nią tymi swoimi pięknymi oczami z tym szelmowskim uśmieszkiem na twarzy.
- Nigdzie się nie wybieramy...
- Jak to? - zdziwiła się. - C-co?
  Draco uklęknął przed nią i wyciągnął z kieszeni czarne, małe pudełeczko. Poczuła, jak nogi się pod nią uginają.
- O nie! Nie, nie, nie! Och, Merlinie! - zakryła usta dłońmi i patrzyła z niedowierzaniem na uśmiechniętego ukochanego, który otworzył przed nią pudełko, gdzie znajdował się rzeźbiony, przepiękny pierścionek, wysadzany lśniącymi różnymi odcieniami klejnotami.
- Hermiono, zechcesz zostać moją przyszłą żoną?
Hermiona odkryła usta, a z jej oczu zaczęły spływać łzy szczęścia. Uśmiechnęła się.
- Tak, Draco.
  Ślizgon podniósł się, a Hermiona zarzuciła mu się na szyję, by po chwili połączyć ze sobą swoje usta z jego i dać się ponieść cudownemu, namiętnemu i jednocześnie czułemu pocałunkowi.
Była teraz najszczęśliwszą kobietą na świecie.

  Obudziła się w łóżku Dracona wśród aksamitnie miękkiej pościeli. Uśmiechnęła się na wspomnienie wczorajszej nocy. Ponownie przypomniała sobie te wszystkie pieszczoty, którymi obdarowywał jej ciało, gdy tylko teleportowali się z powrotem do Malfoy Manor.
Uwielbiała czuć jego ciało tuż przy swoim.
Opiewała w elektryczność ciała, tysiące dreszczy, które przez nią przechodziły.
Nigdy nie mówił do niej tak cudownie jak tej nocy... Mogłaby słuchać jego ochrypniętego głosu całymi dniami i nocami. Zdawało się, jakby nigdy nikogo ani niczego tak bardzo nie pragnął jak jej w tamtej chwili.
Kochała jego zapach, uwielbiała sposób, w jaki ją całował.
Nie robili tego od pięciu lat i to zbliżenie było jak prawie nowe doświadczenie. Pełne miłości, namiętności i w jakiś sposób niewinne i zarazem grzeszne. Znów czuła ten słodki smak swojego pierwszego razu z Draconem.
Przeciągnęła się i przetarła oczy. Poczuła się trochę zawiedziona, że Dracona nie było przy niej podczas jej pobudki, ale szybko odgoniła to uczucie. Wstała z łóżka kompletnie naga i pozbierała swoje ciuchy i bieliznę porozwalaną po całym pokoju. Weszła do łazienki i wzięła poranną toaletę. Jej kok rozpadł się doszczętnie, więc rozpuściła włosy.
Zeszła na dół, gdzie usłyszała Dracona. Drzwi prowadzące na balkon były otwarte. Wyszła na zewnątrz, gdzie znowu czekała ją przemiła niespodzianka. Na stole ogrodowym było przygotowane śniadanie z - o dziwo! - naleśnikami i kawą roboty Malfoya! Nie mogła w to uwierzyć, że jej mężczyzna wysilił się na tyle, by samemu zrobić śniadanie.
Poczuła łzy radości, ale szybko je odgoniła i przywołała na twarz uśmiech.
- Proszę, proszę! Któż to się obudził?
Odwróciła się i spojrzała prosto w oczy wysokiego blondyna. Trzymał w ręce świeże kwiaty, które wręczył jej, składając jednocześnie na jej ustach pocałunek.
- Tak bardzo cię kocham - wyszeptała.
- Ja ciebie także, moja wspaniała narzeczono - uśmiechnął się do niej, a serce zabiło jej mocniej.
- Proszę cię, nigdy nie pozwól mi odejść ani sam mnie nie opuszczaj.
- Nie pozwolę. Już nigdy.
Wtuliła się w jego silne ramiona, czując się bezpieczniej niż kiedykolwiek wcześniej.

~~~~~~~~~~~~~~
Ostatni rozdział na tym blogu jest już zakończony c; Epilog pojawi się najprawdopodobniej w weekend lub na tygodniu. Nie będzie on zbyt długi, ponieważ ta notka wyszła mi na ponad 9 stron, więc tak jakby obydwa te rozdziały będą się uzupełniać :)
Co do kolejnego bloga, to muszę się zastanowić, czy mam go pisać. Trzecia klasa gimnazjum zapowiada się naprawdę ciężko, a ja chcę zdobyć jak najlepsze oceny, by dostać się do wybranego liceum. Poza tym zamierzam postarać się napisać jakieś dobre opowiadanie do wydawnictwa, by ruszyć swoją małą karierę pisarską. Mam nadzieję, że mi się uda. 
Jeśli uznam, że mam zamiar pisać trzeciego bloga, to Was o tym tutaj powiadomię c; 
Sheireen ♥

wtorek, 26 sierpnia 2014

Błyskawica

          Sztylet opadł w dół.
          Wszyscy bez wyjątku znieruchomieli, a po chwili dało się słyszeć wściekły krzyk śmierciożerców. Hermiona zaś odetchnęła mimo wszystko z ulgą, widząc, że udało jej się przemówić w jakiś sposób do Harry’ego.
          Czarnowłosy chłopak podniósł się i spojrzał z wściekłością na grupę śmierciożerców oraz ich lidera – Amycusa Carrowa. Powoli podniósł sztylet i schował go do kieszeni spodni, a następnie odwrócił się w stronę tego, który go zniewolił. Hermiona wciąż widziała profil jego twarzy i dostrzegła, że Harry może i nie dokonał zbrodni na Melodii i nie przemienił się całkowicie, ale wciąż nie był sobą. Miała nadzieję, że w końcu Harry da radę przezwyciężyć istotę żyjącą w nim i otrząśnie się z tego transu.
- Co to ma znaczyć?! – spytał Amycus Carrow, patrząc z okropnym grymasem na twarzy w stronę Harry’ego.
- Nie będę na niczyje rozkazy. – odpowiedział, ale jego głos nie brzmiał tak jak kiedyś. Hermionę przeszedł dreszcz, kiedy sobie to uświadomiła. Zaczęła lekko się szarpać, ale na nic się do zdało. Kajdanki wciąż mocno tkwiły na jej rękach.
- Nie gadaj głupot! Należysz do nas! - Dość tego! – krzyknął Harry, co jeszcze bardziej ją sparaliżowało.
          Niczym w zwolnionym tempie zobaczyła, jak Harry wyciąga sztylet i rzuca nim w Amycusa. Ostrze wbija się prosto w serce przywódcy, a on sam nieruchomieje i z niedowierzaniem patrzy na ogromną, czerwoną plamę krwi, która pojawia się na jego piersi. Po chwili pada martwy na podłogę i już więcej się nie porusza.
          Nagle posadzka, ściany i sufit w Nurmengardzie zadrżały, a Harry upadł na kolana. Z jego ciała zaczęły wylewać się strużki ciemnego, granatowego i gęstego dymu, a następnie rozpłynęły się w nicości. Miała ochotę do niego podbiec, ale nie miała jak mu pomóc.
- Znów jest sobą. – usłyszała głos Teodora Notta, który z satysfakcją patrzył na martwe ciało Carrowa. Hermiona nie mogła uwierzyć w jego styl bycia. Był zadowolony z tego, że ktoś kogoś zabił. Ona była przerażona, ponieważ zrobił to jej przyjaciel. Oczywiście nie bała się Harry’ego, ale wiedziała, że to będzie dla niego ogromny wstrząs. Zwłaszcza teraz, kiedy podobno znów był sobą.
          Mała grupka śmierciożerców patrzyła na to wszystko ze zdziwieniem i niedowierzaniem. Wpatrywali się w martwe ciało ich wodza i Hermiona była prawie pewna, że czują pewną satysfakcję na ten widok, ale i pewne niezdecydowanie. Nie miał już kto nimi kierować, więc musieli działać na własną rękę. Zanim jednak zdążyli zaatakować, do pomieszczenia zaczęło napływać coraz więcej ludzi. Hermiona już miała pogodzić się ze śmiercią, kiedy zdała sobie sprawę, że na czele tej grupy jest Blaise. Byli uratowani!
          Kiedy śmierciożercy spostrzegli, co też się dzieje, od razu dotknęli Mrocznych Znaków, by zwołać pozostałych członków sekty. Jeden z nich pod wpływem jasnozielonego zaklęcia padł martwy na podłogę. Blaise, Ron i paru innych członków z biura aurorów podbiegło do nich i uwolnili ich z kajdanków. Hermiona pokręciła nadgarstkami, które jej zesztywniały z bólu i chwyciła różdżkę podaną jej przez Rona. Ze zdziwieniem dostrzegła, że jest to jej różdżka. Rozejrzała się dookoła. Do Sali wpływało coraz więcej śmierciożerców i aurorów, którzy toczyli walkę na śmierć i życie.
           Wiedziała, że słusznie byłoby zabić paru wrogów, ale ona nie była w stanie tego dokonać, dlatego tylko posyłała zaklęcia oszałamiające. Widziała Dracona i Notta walczących z paroma śmierciożercami. Rona, który właśnie oszołomił Goyla i Harry’ego, który…  który leżał cały zdruzgotany na kamiennej posadzce i osłaniał ciało Melodii. Kobieta-elf dostała jakimś paskudnym zaklęciem. Hermiona zaklęła. Zapomniała zupełnie, że dziewczyna została skrępowana linami i nie miała jak się bronić. Wszyscy z nich zostali rozbrojeni, kiedy ich schwytano, także rada była, że miała ponownie przy sobie swoją różdżkę.
          Podbiegła do Harry’ego, który do tej pory nie miał czym się bronić.
- Harry! – krzyknęła i uklękła szybko obok niego. – Harry, spójrz na mnie! Ale mężczyzna nawet na nią nie spojrzał. Nie drgną…
- Moja wina… Moja wina… - powtarzał w kółko jak jakąś cichą litanię. - Harry, musimy uciekać. Zabierajmy Melodię i zaprowadźmy ją w jakieś bezpieczne miejsce. Harry, do diabła, nie możemy tkwić tutaj całą wieczność! Dookoła toczy się walka! – jak na potwierdzenie jej słów musiała wyczarować tarczę ochronną dookoła nich, ponieważ trzy zaklęcia poleciały w ich stronę i odbiły się rykoszetem od ich pola ochronnego.
          Zrozpaczona kobieta złapała przyjaciela za ramię i nim potrząsnęła. Harry dopiero teraz wybudził się z transu. Hermiona dostrzegła jego zagubione spojrzenie i wiedziała, że był bezbronny. Teraz, kiedy istota, która wyniszczała go od środka opuściła jego ciało, nie mógł dojść do siebie. Był osłabiony tymi całymi dniami tortur. Ponownie był tylko człowiekiem, a nie wynaturzoną bestią, gotową zabijać na rozkaz.
          Pomogła mu się podnieść i za pomocą zaklęcia podniosła Melodię.
- Ja ją poniosę – zaprotestował Harry i wciął w ręce drobne ciało kobiety. Hermiona starała się ich ochraniać, kiedy wynieśli ją z ogromnej sali. Niestety na korytarzu czekali na nich inni śmierciożercy. Niektórzy byli cali mokrzy, co świadczyło o tym, że wybiegli z zalanych wodą korytarzy. Hermiona zmagała się z coraz większą liczbą śmierciożerców, kiedy została uratowana przez Blaise’a i Dracona, którzy pomogli jej się uporać z wrogami.
- Hermiono, zabierz Harry’ego i Melodię na zewnątrz, by eskortowali ich w bezpieczne miejsce! – krzyknął Blaise i unieruchomił jakiegoś olbrzymiego mężczyznę.
Hermiona stała przez chwilę zmagając się z chęcią zabrania przyjaciół w bezpieczne miejsce a walczeniem u boku Dracona i Blaise’a. W końcu jednak napotkała spojrzenie tego pierwszego, które wyraźnie mówiło „Uciekaj stąd, bo inaczej ci pokażę”, więc z ciężkim sercem szybko wybiegła na zewnątrz, gdzie stało zaledwie pięciu aurorów. Hermiona z trudem dobiegła pomagając Harry’emu nieść nieprzytomnego elfa. Podłoże było śliskie i wystawały z niego ostre skały, o które łatwo można było przebić sobie nogę.
- Harry, zostań w domu i zaopiekuj się Melodią. Zawiadom Ginny, by do ciebie przyszła… Harry słyszysz mnie?! – krzyknęła, ponieważ jej przyjaciel miał nieprzytomne spojrzenie. Wybraniec tylko pokiwał głową i pozwolił się eskortować przez jednego z aurorów.
           Jakiś wysoki, czarnoskóry auror, który przypominał jej trochę młodego Kingsley’a chciał ją złapać za rękę, by przenieść ją w bezpieczne miejsce, ale wyrwała się lekko z jego uścisku i już szybkim truchtem zaczęła biec w stronę Nurmengardu. Poślizgnęła się na mokrym podłożu i uderzyła kolanami w skały. Syknęła z bólu, ale szybko się podniosła, dziękując Merlinowi, że tylko obtarła sobie lekko kolana, a nie przebiła na wylot.
           Wpadła w wir walki, próbując dostrzec w tłumie blond czuprynę. Zamiast niej zobaczyła Teodora Notta, który wyglądał jak walczący demon. Wycofywał się powoli po schodach na górę, otoczony przez napastników. Pobiegła do niego mu pomóc i stanęła z nim ramię w ramię. Niestety – wróg miał mocną przewagę liczebną i musiała z Teodorem Nottem wbiec na górę. Dopiero na samej górze zdali sobie sprawę, że znaleźli się w martwym punkcie. Przed nimi była tylko zburzona ściana i wielka przepaść, a w dole zimne, wzburzone i czarne morze oraz ostry klif. Stanęła jak sparaliżowana i spojrzała w stronę schodów, z których dobiegały już kroki biegnących do nich śmierciożerców.
- Co robimy? – spytał Teodor, który zupełnie stracił głowę. Hermiona była tak zajęta myśleniem, że nawet tego nie zarejestrowała, iż Teodor Nott po raz pierwszy nie wiedział, co robić.
Hermiona przeanalizowała sytuację. Śmierciożerców było dziesięć razy więcej niż ich, więc nawet ona z Teodorem nie mieli zbytnio szans. Pozostało tylko jedno wyjście.
- Skaczemy – oznajmiła, a jej głos brzmiał dziwnie pewnie.
- ZWARIOWAŁAŚ?! – zbulwersował się Nott, nie wierząc w jej głupotę.
- Najwidoczniej – powiedziała, a zza rogu wyłoniło się trzech śmierciożerców. Chwyciła lewą ręką dłoń Notta, bo w drugiej wciąż trzymała różdżkę, wzięła głęboki oddech i skoczyła prosto w przepaść, pociągając za sobą Notta.

           Dracona tak pochłonęła walka, że nawet nie dostrzegał tego jak inni walczą i ilu przeciwników już wykończył. Czuł się tak, jakby znowu był podczas bitwy o Hogwart, tylko z takim wyjątkiem, że tym razem o kogoś się bał. Podczas bitwy nie było Blaise’a, a rodzice siedzieli spokojnie u boku Voldemorta. Tym razem bał się o wiele osób. O przyjaciół i o ukochaną kobietę. Ulżyło mu trochę, kiedy Hermiona razem z Potterem i leśnym elfem zostali bezpiecznie eskortowani do domu. Teraz musiał odnaleźć Teodora Notta i Blaise’a, by wydostać się z tej dziury jak najszybciej i wrócić do swoich rodzin.
           Nagle ktoś rzucił się na niego od tyłu tak, że aż upadł na posadzkę. Odwrócił się i zobaczył przed sobą Astorię. Była piękną i seksowną kobietą, ale kierowała nią żądza zemsty, a nie odwaga. Nie wiadomo skąd wytrzasnęła różdżkę, ponieważ dzięki Hermionie została kompletnie rozbrojona.
- Proszę, proszę, kogo my tutaj mamy! Ach, to mój były mąż! – zaszczebiotała, a w jej głosie dało się słyszeć tyle jadu, który zdawał się aż przeniknąć przez skórę prosto do krwi Dracona.
- Miło cię znowu spotkać, Astorio – oznajmił i podniósł się szybko na równe nogi, nie spuszczając różdżki z postaci jego byłej żony.
- Mnie jest jeszcze przyjemniej – uśmiechnęła się do niego czarująco i posłała mu pociągłe spojrzenie. – W końcu mam okazję odegrać się za te wszystkie zmarnowane lata.
- Natomiast ja za zmarnowane pieniądze, które poszły na te wszystkie zabiegi upiększające – odparł Malfoy, a uśmiech zniknął z twarzy kobiety.
- Ja dbałam o urodę, a nie jeszcze bardziej się upiększałam. – zaperzyła się.
- Nieważne. – przerwał jej. – Twoja żmijowata natura i tak psuje cały efekt.
- Och ty, zawsze byłeś bezczelny i chamski! – krzyknęła i rzuciła się na niego z pazurami, ale powstrzymał ją jednym zaklęciem. Kobieta odbiła się od tarczy i upadła na plecy. Draco podszedł do niej i pochylił się nad nią.
- Wyjaśnijmy sobie wszystko raz a dobrze i nigdy więcej do tego nie wracajmy, dobrze? – syknął, zabijając kobietę wzrokiem.
- Nie mamy sobie nic do wyjaśniania.
- W takim razie skąd ta chęć zemsty? – uśmiechnął się do niej wrednie, a Astoria poczerwieniała na twarzy.
- Ponieważ nikt nigdy nie upokorzył mnie tak bardzo jak ty! Zostawiłeś mnie, kobietę, której pragną wszyscy mężczyźni, dla jakiejś tam szlamy, Hermiony Granger! Wiesz, ile osób się ze mnie wyśmiewało, kiedy dowiedziało się, że zdradzasz mnie na prawo i lewo? Gdyby tego było mało, to wróciłeś z Hollywood w towarzystwie tej wywłoki i swojego bachora!
           Jego różdżka automatycznie powędrowała do jej zgrabnej szyi i wbiła się delikatnie w nią. W oczach Astorii dostrzegł strach, ale także ogromną złość.
- Nigdy więcej nie nazywaj tak mojej rodziny. – zagroził jej.
- Przez twoją kochaną rodzinkę, wyśmiała mnie nawet matka i siostra. One zawsze potrafiły mieć każdego faceta i śmiały się ze mnie, że przegrałam z tą szopą. Gdybyś tylko zachował jakieś pozory, że jesteśmy szczęśliwą parą, to dostałabym cudowną pracę, a tak to zostałam odprawiona z szyderczym uśmiechem na twarzy!
- Mam dość tej bezsensownej paplaniny – przerwał jej Draco i odszedł od niej, ponownie rzucając się w tłum walczących.
Astoria ogarnięta furią pobiegła za nim. Walczył na dworze z dwoma śmierciożercami. Nie liczyło się już nic innego niż on. Zamierzała z nim skończyć raz na zawsze. I tak już nie miała życia. Ostateczne starcie, tu i teraz.
- Avada Kedavra! – krzyknęła, a zaklęcie poleciało prosto ku Draconowi Malfoyowi, który natychmiast padł na kolana, a zaklęcie świsnęło mu nad głową i uderzyło w jednego ze śmierciożerców. Nie zwróciła na to uwagi. Rzuciła się na mężczyznę, który mocno ją odepchnął. Potoczyła się po skałach i szybko podniosła, a krew sączyła się z jej rozciętego czoła. On sam nie wyglądał lepiej.
           Zaczęli się pojedynkować. Chciała mu zadać jak najwięcej cierpienia i bólu. Och, gdyby tylko miała ze sobą swój sztylet… wbiłaby mu go w plecy tak samo jak on zrobił to jej.
Z przerażeniem stwierdziła, że zaczyna się wycofywać ku przepaści, a Draco coraz bardziej napierał na nią zaklęciami. Nagle poślizgnęła się i pisnęła, ponieważ spadłaby w przepaść, gdyby nie złapała się wystającej skałki, która i tak zdawała się nie unieść jej nawet małego ciężaru. Skałka odłamała się, a Astoria pogodziła się ze śmiercią, kiedy nagle poczuła jak czyjaś silna ręką chwyta ją i podciąga ku górze, Z przerażeniem i ulgą spojrzała prosto w szare oczy.
- Uratowałeś mi życie – wyszeptała ze zdziwieniem.
- Podczas kiedy ty chciałaś mi je odebrać – odpowiedział z pogardą Malfoy. W jego oczach było tyle złości, że bała się, iż może puścić jej rękę, a ona spadnie w przepaść.
- Przepraszam… - wyszeptała.
- Nic mi po twoich nic nie wartych przeprosinach – warknął blondyn, a kobieta zadrżała. – Po prostu wynoś się stąd i nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy. Nigdy więcej nie próbuj zaszkodzić mi i moim bliskim.
Astoria spojrzała mu ostatni raz w oczy i teleportowała się zostawiając go samego.

           Jedyne, co była w stanie zarejestrować to swój pisk, mocny uścisk spoconych ze strachu dłoni, chłód powietrza i nicość w żołądku. Otworzyła oczy, ale kiedy zobaczyła przed sobą zbliżającą się czarną otchłań i wystające klify, to straciła głowę i jeszcze bardziej zaczęła piszczeć.
           Kiedy byli już bardzo blisko wody, wyciągnęła różdżkę i rzuciła zaklęcie, które złagodziło ich upadek tak, że wpadli do wody jakby skoczyli z małego mostu, a nie z parudziesięciu metrów. Jednak zimno, które ogarnęło ich skórę było nie do wytrzymania. Tym razem to Teodor zachował jasność umysłu i wynurzył się razem z nią na powierzchnię, gdzie zaczerpnęli głośno powietrza. Podpłynęli do wystającej z morza skały i położyli się na niej, by dojść do siebie.
- Jesteś kompletnie szurnięta – Teodor wypluł wodę z ust, a Hermiona poczuła, że palą ją płuca i ciężko jej się oddycha. – Ale mimo to cieszę się, że mogłem cię poznać – uśmiechnął się do niej, a ona ciężko odwzajemniła uśmiech.
- Musimy się dostać do środka, by uratować resztę – powiedziała i rozejrzała się dookoła. Trudno im będzie dopłynąć na skałę, gdzie znajduje się Nurmengard, ale nie było to zadaniem nie do wykonania, więc rzucili się z powrotem do wody i dopłynęli do stronnych skał, po których z trudem się wspięli.
           Kiedy w końcu byli na brzegu, pobiegli tak szybko, na ile tylko im pozwalało podłoże.
Zanim jednak dobiegli do walczących czarodziejów Teodor złapał ją za ramię i zatrzymał.
- Hermiono, chciałbym, byś wiedziała, że nawet, jeśli nie wydawałem się zbyt przyjazny i mimo iż nie spędzaliśmy ze sobą zbyt dużo czasu, to byłaś mi bardzo bliska…
- Słucham? – Hermiona zmarszczyła brwi ze zdziwienia. Co on chciał jej przez to powiedzieć?
- Byłaś jedną z nielicznych osób, na których mogłem polegać i którym ufałem i dziękuję ci za to.
- Teodorze, dlaczego mi to mówisz właśnie teraz? – Hermiona stała się bardzo nieufna. Patrzyła na niego dziwnie. Zastanawiała się, co ten człowiek znowu wymyślił.
- Na wszelki wypadek. – odpowiedział wymijająco. – Gdyby coś miało się wydarzyć.
          To powiedziawszy pobiegł dalej zostawiając ją samą w tyle. Dobiegli na miejsce. Walka przeniosła się już nawet na zewnątrz budynku, ponieważ dolne części Nurmengardu zostały kompletnie zalane.
Hermiona dostrzegła Dracona, który wyciąga Astorię z przepaści, a chwilę potem kobieta teleportowała się. Rzuciła się w jego kierunku, by walczyć u jego boku.
- Draco! – rzuciła mu się w ramiona i pocałowała, zanim zdążył zorientować się, co się dzieje.
- Hermiona! – Draco nie mógł uwierzyć własnym oczom, że ją widzi. Ciągle był przekonany, że została bezpiecznie eskortowana, ale najwidoczniej albo ona jest niezwykle uparta lub aurorzy wyjątkowo tępi. Raczej odstawiał to pierwsze. – Co ty tutaj robisz? – spytał.
- Nie mogłam cię zostawić. Nie po tym, jak cię odnalazłam.
- Mówiłem ci, byś wracała z Potterem.
- Nie mogłabym znów cię stracić. – wyszeptała i pocałowała go krótko.
- Dlaczego masz mokre ubrania? – spytał zaskoczony i mocniej przytulił Hermionę do siebie. Zaśmiała się.
- Skoczyłam z dość wysokiego piętra do wody – wyznała, a Draco spojrzał jej w oczy.
- Czy ciebie kompletnie już pokręciło, kobieto? Nie dość ci wrażeń? – Ślizgon nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Miał rację – odwaga u Gryfonów to nie odwaga, to choroba psychiczna. Mimo wszystko zaśmiał się, widząc jej rozbawioną minę.
- To była jedyna droga, by uciec przed śmierciożercami. – odpowiedziała i osuszyła sobie ubrania różdżką.
Walczyli, pokonywali wroga i bronili się wzajemnie. Pomagali właśnie Blaise’owi pokonywać śmierciożerców, którzy zdawali się wciąż przybywać. Nie mieli szans z nimi, nawet, jeśli byli dobrymi czarodziejami. Zobaczyła jak Nott i Draco kłócą się o coś zacięcie i po chwili Draco odchodzi cały zdenerwowany od wysokiego bruneta, który miał nieodgadniony wyraz twarzy.
- Czy coś się stało? – spytała, jak zwykle ciekawa, o co poszło.
- Nie mamy szans sami ich pokonać. – odparł krótko Draco. Powoli wycofywali się ku drzwiom wyjściowym z Nurmengardu, kiedy zdała sobie sprawę, że nie ma z nimi Teodora. Blaise był już całkiem niedaleko bramy, gdzie mógł się spokojnie teleportować. Nie było już żadnego aurora. Zatrzymała się gwałtownie.
- Gdzie Nott? – spytała.
- Nie mamy czasu na pytania – Draco pociągnął ją za sobą. Biegli ile sił, kiedy nagle wszystko dookoła nich zadrżało. Hermiona z przerażeniem obserwowała jak Nurmengard za nimi powoli burzy się i wali. Nawet skały, na których stali były już popękane i w każdej chwili mogli stracić grunt pod nogami.
           Blaise już się teleportował, a oni prawie dobiegli do bramy, kiedy Hermiona jeszcze raz zdecydowanie się zatrzymała. Jej włosy powiewały na mocnym wietrze. Morze szumiało głośno i ledwo słyszała swoje słowa, kiedy je wypowiedziała.
- Draco, gdzie jest Nott?! – krzyknęła. Malfoy stanął, a w jego oczach dostrzegła cień bólu.
- Chodźmy, Hermiono.
- DRACO! – wrzasnęła. – Do cholery jasnej, gdzie on jest. Znam cię i widzę, że coś jest nie tak.
- Nott jest w środku. – odparł Malfoy krótko i pociągnął ją za sobą. Hermionie serce zamarło, kiedy zobaczyła, że Nurmengard cały drży, a jego murzy kruszą się ze starości. Jeśli Teodor jest w środku…
- Musimy mu pomóc!
- NIE! – mocny i stanowczy głos Dracona potoczył się echem po ruinach i skałach. Hermiona próbowała mu się wyrwać, ale złapał ją w pasie i pociągnął mocno.
- Puszczaj!
- Nie możemy mu pomóc!
Krzyknęła, kiedy szarpnął jej rękę i zaciągnął pod bramę, spod której mogli się teleportować.
Ostatni raz spojrzała na drżące mury Nurmengardu, a następnie błyskawica rozdarła niebo, budynek wybuchł, a oni zniknęli w ciemności.

           Hermiona upadła na kolana razem z Draconem.
- NOTT TAM ZOSTAŁ! – krzyknęła cała rozhisteryzowana. – Draco, dlaczego nie mogliśmy go uratować?! Ten budynek wybuchnął, a Nott był w środku!
Draco nie zważając na jej krzyki przytulił ją do siebie. Kiedy się odezwał, w jego głosie usłyszała tyle bólu, że aż się przeraziła.
- Hermiono… tą błyskawicę wywołał Teodor…
Hermiona uspokoiła się i spojrzała z przerażeniem w szare tęczówki ukochanego.
- To znaczy, że użył zaklęć zakazanych… czarnej magii. Błyskawicy Zeusa, która niszczy wszystko w promieniu pięciu kilometrów…
Draco pokiwał głową, potwierdzając jej słowa. Hermiona już wiedziała, co się stało…
- Ale przecież rzuciłam na niego klątwę…, która zabije go, gdy tylko użyje zaklęcia czarnomagicznego.
Poczuła, jak uginają się pod nią kolana i musiała usiąść na kanapie stojącej w pokoju. Łzy powoli napływały jej do oczu. To o to chodziło Teodorowi, kiedy powiedział jej, że była jedną z ważniejszych osób w jego życiu. Życiu, które sama mu odebrała.
Rozpłakała się jak małe dziecko, a Draco usiadł obok niej i ją przytulił.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? Moglibyśmy inaczej to rozegrać.
- Próbowałem namówić go do zmiany decyzji…, ale on nie był szczęśliwy w życiu. Chciał zrobić coś dobrego dla nas i…
           Draco nie musiał dokańczać. Hermiona wiedziała, co chciał powiedzieć.
Teodor Nott poświęcił swoje życie, by zabić wszystkich śmierciożerców i raz na zawsze zniszczyć Nurmengard.

~~~~~~~~~~~~~~
Wakacje już się kończą, a ja jestem nareszcie wolna, by wrócić do pisania. 
Wiem, że nie pisałam bardzo długo, ale ja nie potrafię pisać przy kimś, a tak się składa, że była u mnie kuzynka z Anglii, którą widzę raz na rok, a nawet rzadziej i chciałam spędzić z nią więcej czasu. 
Mam nadzieję, że mieliście udane wakacje c;
Nie bijcie za rozdział… powoli kończę opowiadanie. Nie wiem, możliwe, że skończę za 2-3 rozdziały, na razie nie chcę jeszcze o tym myśleć xd
Życzę udanych dni 
Sheireen ♥

piątek, 1 sierpnia 2014

Informacja

Drodzy Czytelnicy!
W końcu dorwałam się do Internetu i mogę Was powiadomić o tym, że nowy rozdział pojawi się za ponad tydzień, dokładnie nie wiem. Tydzień temu wyjechałam na wakacje do innego miasta i nie mam czasu ani warunków do pisania. Wyjechałam niespodziewanie dzień wcześniej i nie załatwiłam paru spraw w tym nie zdążyłam napisać do końca rozdziału.
Kiedy jednak będę już wolna od razu dodam nową notkę i Was o tym powiadomię. 
Myślę również, że wraz z końcem wakacji nadejdzie też koniec tego bloga. Nie wiem, czy zacznę kolejny, mimo iż mam dwa pomysły, którymi się z Wami chętnie podzielę, jeśli zdecyduję się na pisanie 3 historii ;)
Życzę udanych wakacji 
Sheireen ♥

niedziela, 13 lipca 2014

Ostatni Etap


Kamienny, popękany i wilgotny sufit, to pierwsze, co ujrzała, kiedy otworzyła oczy. Jej ciało było całe obolałe. Prawe ramię bardzo mocno dawało się we znaki przy każdym ruchu. Z trudem podniosła się do pozycji siedzącej i rozejrzała po pomieszczeniu. Leżała na niezwykle twardej pryczy, która była oświetlana przez światło księżyca wpadające do środka przez kraty w oknie. Chłodne, morskie powietrze dostało się do jej nozdrzy. Co się stało? Dlaczego się tutaj znalazła?
I nagle wszystko sobie przypomniała.
- O nie... - wyszeptała.
- Widzę, że w końcu się obudziłaś, księżniczko - usłyszała po swojej lewej stronie głos, który od razu zlikwidował ból w każdym centymetrze jej ciała. Draco Malfoy siedział na podłodze, opierając się o zimną ścianę. Jego blond włosy były w nieładzie, a umięśniony tors dziwnie lśnił w świetle księżyca. Uśmiechnął się do niej szelmowsko. Na jego plecach i torsie nie było już głębokich ran, tylko okropne blizny.
  Hermiona miała właśnie wstać z łóżka, kiedy ją uprzedził i usiadł obok niej. Zdała sobie sprawę, że dziura w boku nie boli jej już tak bardzo. Spojrzała na ranę, która wyglądała paskudnie, ale najwidoczniej nie stanowiła dla niej zagrożenia. Draco zdał sobie sprawę, o czym myśli i odpowiedział zanim zdążyła ukształtować pytanie w głowie.
- Uzdrowiłem ciebie i mnie, kiedy tylko trochę odzyskałem siły - wyjaśnił.
- Skąd miałeś różdżkę? - spytała, ponieważ rozpaczliwie uświadomiła sobie, że odebrano jej coś, czym mogła się bronić w razie niebezpieczeństwa. Draco uśmiechnął się smutno. Jego szare, burzowe oczy ledwo ukrywały zgorzknienie.
- Nie mam różdżki. Złamali mi ją, kiedy tylko dowiedzieli się, że Blaise uciekł.
- W takim razie jak...
- Snape nauczył mnie jak leczyć razy bez różdżki. - przerwał jej. - To dość zaawansowana magia, ale jeśli ci zależy na uzdrowieniu siebie lub kogoś, to na pewno się uda. - oznajmił, po czym spojrzał jej w oczy i poczuł, że jej czekoladowe tęczówki zlewają się z jego. W tych oczach zawsze odnajdywał sporo uczuć. Tym razem były one puste.
  Hermiona była załamana i nie miała pojęcia, co robić. Utkwili w tym lochu, nie wiedząc jak się wydostać i co dzieje się z ich towarzyszami. Nie posiadali żadnej nadziei na wydostanie się. Jedyną jej motywującą myślą był powrót i ponowne zobaczenie córki. Draco wiedział, o czym myśli.
Przyciągnął ją do siebie i przytulił, a następnie uniósł jej podbródek i pocałował. Hermiona odwzajemniła go jakoś niemrawo i po paru sekundach odsunęła się do niego. Musiał przyznać, że trochę był zawiedziony i go to zdenerwowało. Tak dawno jej nie widział, nie trzymał w swoich ramionach, a ona tak po prostu go od siebie odsunęła.
  Obserwował ją jak wstała z pryczy i od razu poczuła, że coś wbiło jej się w nogę. Syknęła i sprawdziła, co zadało jej tak kłujący ból.
Wyjęła z buta sztylet, który ukradła Astorii. Księżyc w pełni nadawał mu złowrogi wygląd.
- Skąd to masz? - usłyszała podniecony głos Dracona, który podszedł do niej, wziął sztylet i zaczął go dokładnie oglądać. Lekkie zdenerwowanie całkowicie zostało w nim rozwiane i wstąpiła w niego nowa nadzieja na wydostanie się w tej przeklętej celi.
- Zabrałam go Astorii, kiedy udało mi się ją pokonać. Jest teraz całkowicie bezbronna, bo pozbawiłam ją również różdżki. - uśmiechnęła się z zadowoleniem Hermiona godna temu, że Astoria może i jest na wolności, ale nie ma czym się obronić w razie napaści.
- Możliwe, że dzięki temu uciekniemy - Draco z zamyśleniem powiedział do siebie, a Hermiona podeszła po drzwi i mocno nimi szarpnęła. Nie udało jej się ich wywarzyć nawet za pomocą zdolności manualnych.
- Nie wysilaj się, słońce, to za nic nie drgnie. - oznajmił, bacznie ją obserwując. Zaklęła i oparła się o ścianę zrezygnowana. Odgarnęła z twarzy kosmyki brązowych włosów, które były zdecydowanie za długie. Kasztanowe loki sięgały jej już do połowy pleców.
Jej spojrzenie padło na kratę w oknie. Gdyby tylko miała różdżkę... mogłaby albo wysadzić w powietrze drzwi albo kratę w oknie. Rozejrzała się uważnie po pomieszczeniu i dostrzegła coś, co ją zaintrygowało. Pod pryczą dostrzegła szczelinę w podłodze. Serce jej drgnęło i poczuła dreszcz podniecenia.
- Draco! - zwróciła na siebie jego uwagę. Mężczyzna odwrócił się w jej stronę. - Pomóż mi to podnieść. - rozkazała. Mimo, iż było to tylko łóżko złożone z kawałków drewna, jego ciężar był zaskakujący. Ślizgon podszedł do niej i pomógł. Po chwili i on dostrzegł szczeliny w podłodze, tworzące idealny prostokąt. Był dość wąski, ale bez problemu mogliby się przez niego przecisnąć. Draco z pewnym wysiłkiem podniósł klapę, a Hermiona uśmiechnęła się. Uśmiech ten jednak szybko zbladł i zmienił się w rozczarowanie, kiedy zobaczyła, że to tylko głupi schowek, a nie wyjście z lochów.
Nagle usłyszeli kroki dochodzące zza drzwi i znieruchomieli. Usłyszeli zgrzyt zamka, a Draco natychmiast schował się za otworzonymi drzwiami. Hermiona natomiast stała jak spetryfikowana i stanęła twarzą w twarz z wysokim, lecz dość grubym śmierciożercą. Nie widziała go nigdy przedtem, więc nie mogła stwierdzić, czy ma przed sobą groźnego przeciwnika. Mężczyzna ledwo zdołał zobaczyć, że brakuje jednego więźnia, kiedy nagle osunął się na ziemię z głupim wyrazem twarzy po mocnym uderzeniu Dracona.
- Droga wolna - uśmiechnął się nonszalancko, a Hermiona zarzuciła mu się na ramiona i pocałowała z żarem.
- Jesteś niesamowity! - skomentowała i spojrzała mu z czułością w oczy, na co i tak już dość wysokie ego mężczyzny jeszcze bardziej się podniosła. Wyprostował się z godnością, a ona pozwoliła sobie na krótki śmiech.
- Co nie zmienia faktu, że wciąż jesteś irytujący - dodała i rozejrzała się po korytarzu, gdy tylko wyszła z celi.
- Za to ty jesteś podła. Od kogo się tego nauczyłaś? - Draco spojrzał na nią z ciekawością, a kąciki ust Hermiony podniosły się lekko do góry.
- Tak się składa, że od ciebie.
- Nie, ty zawsze byłaś wredna, ja tylko podszlifowałem ten charakterek - skwitował, a w jego głosie zabrzmiała duma. Hermiona wywróciła oczyma i powstrzymała się od komentowania wypowiedzi Malfoya.
Podeszła do powalonego na ziemię czarodzieja i wyjęła mu za pazuchy różdżkę.
- Teraz wystarczy zdobyć jeszcze jedną - rzuciła mu kawałek magicznego drewienka.
- Nie... lepiej ty ją weź - Draco zaprzeczył i już miał jej oddać różdżkę, kiedy powiedziała.
- Ja mam sztylet. I wierz mi, że całkiem dobrze sobie z nim radzę. - zacisnęła mocniej uchwyt na rękojeści i uśmiechnęła się tajemniczo.
- Mamy jakiś plan? - spytał i wyczarował sobie koszulkę, którą zarzucił na siebie, ponieważ w lochu było okropnie zimno. Znajdowali się tylko piętro poniżej wyjścia, ale chłód wciąż się utrzymywał. Hermiona zagryzła wargę, a Draco od razu wiedział, jaka jest odpowiedź.
- Sama jeszcze nie wiem... - bąknęła i przeczesała palcami swoje gęste włosy. - Jednak czy jest na to czas? - spojrzała na niego i dostrzegła powątpiewającą w to minę ukochanego.
- Nawet nie mamy pojęcia, co się stało z Nottem. - powiedział, kiedy przedzierali się przez pusty korytarz. Szli jednak z najwyższą ostrożnością i najciszej jak tylko się dało.
Nagle dotarli do drzwi, zza których wydobywały się głośne rozmowy rozochoconych śmierciożerców. Hermiona opanowała chęć mordu, ale zdała sobie sprawę, że to wcale nie taki głupi pomysł. Jednak nie miała ochoty stać się morderczynią za żadne skarby świata. Nawet, jeśli jej ofiarami mieli by być takie paskudne typy, z jakimi miała teraz do czynienia.
- Daj mi różdżkę - rozkazała Draconowi.
- Co zamierzasz zrobić? - zaniepokoił się, ponieważ dostrzegł paskudny błysk w jej oku. Chęć zemsty najwidoczniej była u niej bardzo mocna.
- Zamierzam wysadzić to pomieszczenie w powietrze. - oznajmiła zgorzkniałym tonem.
- Zwariowałaś?! - syknął i spojrzał na nią jak na wariatkę.
  Co prawda zawsze nią była, ale właśnie za to ją kochał. Za jej nieprzewidywalność i mocny charakterek. Poza tym potrafiła być jednocześnie tak niezwykle seksowną i delikatną kobietą, że nie miał pojęcia, jak to możliwe.
- Nie zwariowałam. Im mniej śmierciożerców, tym lepiej dla nas.
- Nie pomyślałaś o tym, że wybuch ściągnie tutaj więcej wrogów?
- Przynajmniej zostawią naszych przyjaciół w spokoju, a my się nimi zajmiemy. Dawaj różdżkę. - rozkazała.
- Zachowujesz się jak księżniczka - powiedział i uniósł różdżkę wysoko do góry, by nie mogła mu jej odebrać. Jej oczy zwęziły się w szparki, a włosy naelektryzowały. Spiorunowała go spojrzeniem.
- Że co, ja cię proszę? - warknęła.
- Ciągle się rządzisz, księżniczko. Ja rozumiem, że jesteś Gryfonką i jesteś niezwykle uparta... - zaczął, ale mu przerwała.
- Och, po prostu dawaj mi tę różdżkę!
Zaprotestował. Draco niemal wyobraził sobie, że drażni smoka i za chwilę z nozdrzy Granger wystrzelą iskry i zionie ogniem, który spali go doszczętnie.
- Oddaj.
- Nie.
- Tak.
- Nie ma mowy, księżniczko.
- Draco? Naprawdę myślisz, że jestem księżniczką? - spytała go, patrząc na niego gniewnie.
- Oczywiście - odparł z sarkastycznym uśmiechem.
- W takim razie nie mów mi, co mam robić - pełen zwycięstwa uśmiech rozjaśnił jej twarz, a Draco posłał jej zabójcze spojrzenie. Ona to potrafiła zgasić człowieka.
- Dawaj różdżkę! - rozkazała. - I to NATYCHMIAST.
Malfoy nie dał sobie dwa razy powtarzać. Hermiona z zadowoleniem wyciągnęła dłoń w jego stronę, kiedy nagle mężczyzna wywalił kopniakiem drzwi. Około piętnastu śmierciożerców spojrzało na nich z przerażeniem i zaskoczeniem, ale natychmiast się opanowali. Te parę sekund jednak zadecydowały o ich losie. Draco ledwo, co wywarzył drzwi i od razu wycelował w ściany i sufit zaklęciem, które rozwaliło mury i przygniotło śmierciożerców.
- C... co? Dlaczego sam to zrobiłeś?! - wykrzyczała zdezorientowana Hermiona.
- Ponieważ jeśli byś zrobiła to samo i byś kogoś zabiła, to byś miała wyrzuty sumienia, a ja nie miałbym cierpliwości ci tłumaczyć, że to nie twoja wina, bo to by była twoja wina - uśmiechnął się do niej wrednie, ale po chwili przyciągnął do siebie i pocałował, ponieważ wiedział, że jeśli tego nie zrobi, to mu nigdy nie wybaczy tej akcji.
Nagle poczuli wodę w butach i natychmiast się od siebie oderwali. Hermionie serce podeszło do gardła, kiedy zobaczyła czarną, morską wodę, która wlewała się przez rozwalone ściany. Tylko nie to...
Poczuła dłoń Malfoya, która zacisnęła się na jej i natychmiast zaczęli uciekać. Nieważne gdzie. Byle jak najdalej od tej powodzi. Wody przybywało coraz więcej w niezwykle krótkim czasie. Nagle dostrzegli schody na górę i Hermiona niemal co nie pisnęła z uciechy. W końcu znajdą się na piętrze, gdzie będzie wyjście z tego przeklętego miejsca.
  Wybiegli na obszerny korytarz, gdzie było tyle świeżego powietrza, że zakręciło im się w głowie, ale po chwili ich umysły zaczęły pracować intensywniej. Hermiona miała nadzieję, że ich przyjaciół nie było na dole, ponieważ woda zalewała także i niższe pomieszczenia. Poczuła strach, który zacisnął jej gardło, kiedy pomyślała o Melodii, Harrym i Teodorze... Och, miała nadzieję, że są na tym piętrze, bo jeśli stanie im się coś przez jej głupi pomysł, to sobie tego nie daruje.
- Popatrz! - Draco zatrzymał się niespodziewanie, a ona prawie straciła równowagę. Wyostrzyła wzrok i dostrzegła ogromne drzwi, a z pomieszczenia, które ukrywały sączyło się jasne światło.
Podeszli powolutku i Hermiona zajrzała przez framugę. To, co zobaczyła, zbiło ją z nóg. Melodia leżała bez życia na podłodze, a Teodor Nott był przywiązany łańcuchami do kamiennej ściany. Jego policzek szpeciła okropna blizna. Jednak to, co ją najbardziej przeraziło, to widok Harry'ego. Stał przed grupką śmierciożerców, a jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Jego skóra była nienaturalnie blada, a oczy puste. Dłuższe, czarne kosmyki włosów opadały mu na twarz. Jego jak zwykle żywa postać teraz była bez wyrazu. Teodor miał rację. To już nie był jej przyjaciel.
Poczuła jak łzy stają jej w oczach i odwróciła wzrok od tego widoku. Draco widząc jej reakcję sam spojrzał przez framugę i jemu również serce stanęło. Zacisnął gniewnie pięści. Co oni zrobili z bliskimi dla niego osobami?! Co oni do cholery jasnej zrobili Potterowi?!
  Usłyszał zduszony okrzyk Hermiony i szybko odwrócił się w jej stronę. Miała przerażone oczy i najwidoczniej coś lub ktoś przycisnął dłonie do jej ust, ponieważ nie mogła wydusić z siebie słowa. Sekundę później to samo stało się i z nim. Zaklął w duchu. Jak mogli być tacy nieuważni i dać się znowu wpakować w pułapkę?! Z osób, które ich unieruchomiły zaczęło spływać zaklęcie Kameleona. Dlaczego oni na to nie wpadli? Byłoby im się o wiele łatwiej poruszać po twierdzy. Zdał sobie jednak sprawę, że strach o przyjaciół i o nich samych tak bardzo sparaliżował ich ciała i umysły, że zapomnieli o takim wyjściu z sytuacji.
  Śmierciożercy unieruchomili ich nadgarstki i nogi, a następnie wprowadzili do sali, w której byli wszyscy ich przyjaciele.
- Amycusie! Mamy nowych gości - usłyszał głos śmierciożercy, który przetrzymywał Hermionę i poczuł nienawiść, ponieważ rozpoznał głos Goyla. Ach tak, a więc jego były sojusznik teraz stoi przeciwko niemu. Czego mógł się jednak spodziewać po tym, jak opuścił Goyla zaraz po śmierci Crabbe'a? Niech ten obrzydliwy typ zostawi jego kobietę, bo nie ręczy za siebie, gdy tylko znajdzie sposób na wydostanie się z tych kajdanków.
Razem z Hermioną zostali rzuceni mocno na ziemię. Hermiona rzuciła jadowite przekleństwo w stronę śmierciożerców, na co Amycus roześmiał się paskudnie.
- Podoba mi się ta dziewczyna! - oznajmił. - Powinnaś przyłączyć się do śmierciożerców, kochana. Mimo twojej brudnej krwi... - podszedł do niej i kucnął, by znaleźć się z nią twarzą w twarz. Złapał ją za podbródek.
- Taka młoda, a tyle w tobie nienawiści. Masz potencjał, jesteś waleczna i nie poddajesz się. Właśnie takich ludzi szukamy - spojrzał na Hermionę z ciekawością, a kobieta milczała jak zaklęta, patrząc na śmierciożercę z nienawiścią. Draco właśnie został przykuty do łańcuchów obok Notta, który nawet na niego nie spojrzał, tylko wpatrywał się z zamyśleniem w Pottera.
- Akceptujesz naszą propozycję? - głos Amycusa potoczył się echem po sali.
- Prędzej piekło zamarznie, niż ja miałabym do was dołączyć - usłyszał nienawistny głos Hermiony, która patrzyła prosto w oczy śmierciożercy, rzucając mu wyzwanie.
- To wielka szkoda, dziewczyno! Tak marnować swoje talenty. Zupełnie niczym Teodor - prychnął. - Niby jesteście tacy inteligentni, a obydwoje nie macie na tyle rozumu, by do nas dołączyć i stworzyć nowy, lepszy świat.
- Och, własnie wręcz przeciwnie. My potrafimy dostrzec i znaleźć się po wygranej stronie.
- COŚ TY POWIEDZIAŁA?! - Amycus cały zdenerwowany podszedł do niej i złapał ją za ramiona, by podnieść do góry. Hermiona nie dała się zastraszyć jakiemuś tępemu idiocie. Wyprostowała się dumnie i spojrzała pogardliwie na śmierciożercę.
- Uważasz, że stoisz po wygranej stronie, szlamo?! - mężczyzna wybuchł śmiechem, ale dało się słyszeć nutkę histerii w jego głosie. - Teodor powiedział mi dokładnie to samo i zobaczysz jak skończy. Oboje tak skończycie!
Hermiona tylko splunęła mu w twarz, za co rzucił ją ponownie na podłogę i odwrócił się w stronę Pottera.
- Zakujcie tę bezczelną kobietę obok tak samo nic nie wartych ludzi jak ona!
Ktoś podniósł ją brutalnie i przyciągnął do Dracona i Notta. Ten ostatni w końcu oderwał wzrok od Pottera i teraz patrzył się na nią tajemniczo.
- Jakże cudownie się składa, że możecie być świadkami ostatniego etapu przemiany drogiego pana Pottera... Podejdź tutaj - Amycus Carrow zwrócił się do Harry'ego, który z beznamiętną twarzą podszedł do śmierciożercy.
- Jesteś gotowy na ostatni etap do władzy?
- Tak. - Hermiona nie mogła uwierzyć, że ten głos jest naprawdę głosem Harry'ego. Draco widział, że wszystkie mięśnie dziewczyny się napinają. Próbował walczyć z łańcuchami, ale na nic mu się to nie przydało. Teraz sprawiał wrażenie poddanego czarodzieja zupełnie jak Nott, który stał bez ruchu i ani razu się do nich nie odezwał.
  Harry Potter podszedł do ciała Melodii, która zdawała się odzyskiwać przytomność. Jeden zamaskowany śmierciożerca od razu unieruchomił ją linami. Elf próbował się wyrywać, ale zupełnie nie wiedziała, co się wokół niej dzieje. Przeanalizowała sytuację i jeszcze bardziej zaczęła się uwolnić z więzów. Nagle dostrzegła Harry'ego, a jej piękną, dumną twarz rozjaśnił uśmiech.
- Harry! Jak się cieszę, że tu jesteś! Pomóż nam, proszę! - w jej głosie słychać było napięcie i strach, który udzielił się wszystkim zgromadzonym. Czarnowłosy chłopak jednak nie odpowiedział jej. Patrzył na nią, a jego cudowne, zielone oczy nie wyrażały żadnych uczuć. Nie zmieniło się to nawet wtedy, kiedy spojrzał na ukochaną kobietę. Hermiona zaczęła zupełnie tracić nadzieję.
  Harry klęknął obok Melodii, a Amycus podszedł do niego i podał mu sztylet. Ten sam, który Bellatriks przyłożyła do jej szyi. Poczuła, że po jej ciele przechodzi tysiące dreszczy.
Co miała zrobić?!
Nie mogła przecież tak łatwo się poddać, ale próbowała już wszystkiego, a te przeklęte łańcuchy w ogóle nie puszczały. Jej zabrano sztylet, a Draconowi różdżkę. Nott także był bezbronny i najwidoczniej już dawno się poddał.
Nie, to niemożliwe.
Teodor Nott się nie poddawał.
- Ciekawe... a więc tak ma wyglądać ostatni akt w życiu prawdziwego Pottera. - usłyszała jego głos i oboje z Draconem popatrzyli na Notta.
- CIEKAWE?! - Hermiona cała się zdenerwowała.
- Co prawda mało pomysłowe. Zabicie ukochanej osoby, by całkowicie wyniszczyć duszę ofiary. Ja bym wymyślił coś innego... - jego głos był nadal pełen zamyślenia. Wydawało się, jakby w ogóle nie usłyszał Gryfonki.
- NOTT! - krzyknęła, ale nikt nie zwrócił na nią uwagi poza Draconem i Teodorem, który jakby wybudził się z transu.
- Nic nie zrobisz już, Granger. Tych łańcuchów nie da się zerwać. - odpowiedział, a ona obrzuciła go zabójczym spojrzeniem brązowych oczu.
- Słuchaj, Teodorze. - tym razem to Malfoy się odezwał. - Czy Potter, kiedy zobaczył Hermionę i Melodię nie powinien sobie zdać sprawy, że one żyją?
- Tak się składa, że chyba ich nie pamięta. Za bardzo sprali mu mózg. Teraz jest marionetką w ich rękach.
Hermiona nie mogła tego słuchać. Pieprzyć wszystko! Na nic zdały się jej próby wyciągnięcia przyjaciół z opresji. Sama tutaj utknęła i zapewne czeka na nią tylko śmierć. Tak samo Notta, Malfoya, Melodię, a jeśli Harry się przemieni całkowicie, to i całego świata czarodziejów na nowo.
Popatrzyła jak jej najlepszy przyjaciel bierze sztylet od Amycusa i unosi go do góry, by zadać cios Melodii.
Przecież to absurdalne! Harry pokonał Voldemorta dzięki miłości! Był ostatnią osobą, którą znała, którą mogła opuścić miłość do bliskich. Zawsze wszystko robił dla tych, których kochał. Narażał własne życie, by ratować innych.
- Nie, Harry! - krzyknęła, a mężczyzna zawahał się i spojrzał na nią z pustką na twarzy. Nie rozpoznawał jej. Była pewna.
- Harry! To ja Hermiona! Przypomnij sobie wszystko, co przeżyliśmy! Melodia jest kobietą, którą bardzo kochasz! - krzyczała, ponieważ to jedyne, co mogła zrobić. Przemówienie do Harry'ego było jej ostatnią nadzieją.
- Ron, Ginny, Clemense! Wszyscy twoi przyjaciele i ludzie, na których ci zależy i których kochasz żyją i czekają na ciebie!
- Zamknij się, ty szlamo! - wrzasnął wytrącony z równowagi Carrow, który zobaczył, że Harry się zawahał i z ciekawością wpatrywał się w Hermionę, w którą wstąpiła nowa nadzieja, kiedy dostrzegła ten lekki błysk w jego zielonych oczach.
- Goyle! Ucisz ją i to natychmiast.
- Harry, to ja, Melodia - tym razem odezwała się dziewczyna, która leżała związana u stóp Harry'ego.
- Silencio! - Amycus rzucił zaklęcie, a dziewczyna od razu umilkła.
Harry ponownie uniósł sztylet, ale Hermiona nie poddała się tak łatwo.
- Harry! Ty masz dobre serce! Potrafisz kochać i jesteś dobrym człowiekiem! Przypomnij sobie, co ci powiedział Dumble... - nagle dostała potężny cios w policzek od Goyla. Upadła na posadzkę pod wpływem jego siły. Zaszumiało jej w głowie. Wydawało jej się, że wszystko zaczęło dookoła niej wirować.
- Ty sukinsynie! - jak przez mgłę usłyszała głos Dracona, który zaczął się tak bardzo wyrywać, że musieli go związać linami, które wystrzeliły z różdżki i jeszcze bardziej unieruchomiły Ślizgona. Hermiona po chwili odzyskała ostrość widzenia i spojrzała ostatni raz na Harry'ego, który ciągle się w nią wpatrywał.
- Harry, błagam cię... - wyszeptała z wysiłkiem, ponieważ wciąż szumiało jej w głowie i wszystko ją bolało. W oczach Harry'ego dostrzegła wołanie o pomoc.
Sztylet opadł w dół.

~~~~~~~~~~~~~~
Kochani, jestem po dość długiej nieobecności, ale prawie w ogóle nie miałam czasu na pisanie, ponieważ korzystam z uroków wakacji c; Mam nadzieję, że mi to wybaczycie xd
Kolejna notka z pewnością ukaże się o wiele szybciej c;
Pozdrawiam
Sheireen ♥