niedziela, 16 lutego 2014

Malfoy Manor

            Hermiona patrzyła wyczekująco na Dracona wiedząc, że to, co chce jej powiedzieć na pewno nie będzie miłą ani pozytywną wiadomością. Coraz bardziej się zastanawiała, czy chce ją usłyszeć, ale jednocześnie wolała wiedzieć o czymś ważnym, niż żeby robiono coś za jej plecami.
- Słucham – przypomniała mu, ponieważ Draco wciąż milczał układając słowa w głowie.
- Nie wiem, czy słyszałaś, że coś złego mogło się stać z Blaisem.
Wiedziała, oczywiście, ale jej serce ponownie ogarnął cień strachu. Bała się o przyjaciela i była pewna, że Draco był jeszcze bardziej zaniepokojony. Brakowało jej Harry’ego i zrobiłaby wszystko, by móc ruszyć mu na ratunek, ale wiedziała, że nie może. To mogło być bardzo niebezpieczne, a przecież miała córkę. Nie mogła jej opuścić.
- Słyszałam… - odpowiedziała niepewnie, patrząc uważnie w oczy Malfoya, który wziął głęboki oddech.
- Hermiono, muszę dołączyć do śmierciożerców – powiedział przyciszonym głosem, by nikt poza nią go nie usłyszał. – To jedyne rozwiązanie, by dowiedzieć się o ich planach i spróbować uwolnić naszych przyjaciół.
Hermiona poczuła jak coś ciężkiego osiedla się w jej sercu, które momentalnie zaczęło bić szybciej. Ręce zaczęły jej drżeć, a strach coraz bardziej zamieniał się w gniew.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? Co, jeśli to jest pułapka i na ciebie? – spytała, a w jej głosie nie dało się wyczuć żadnych emocji. Zero uczuć. Był beznamiętny, ale wiedziała, że to nie potrwa za długo. Niedługo wszystkie emocje, które się w niej gromadziły wypłynął na zewnątrz i dopiero się zacznie. Nie mogła opanować drżenia nóg, więc oparła się o ścianę w obawie, że upadnie.
- Muszę spróbować, to jedyne wyjście – uparcie stawiał na swoim Draco, wiedząc, że igra z ogniem. Oboje byli bladzi na twarzy.
- I co ja mam powiedzieć Scarlett, kiedy znikniesz? – spytała płaczliwym głosem, za wszelką cenę starając się opanować emocje.
Draco milczał, więc kontynuowała.
- Tak niedawno dowiedziała się, kto jest jej prawdziwym ojcem, tak bardzo się cieszyła, a ty zamierzasz zniknąć. A co, jeśli coś ci się stanie? – spojrzała na niego wilgotnymi oczyma. – Co mam jej powiedzieć jeśli… jeśli… - słowo stanęło jej w gardle i osunęła się po ścianie, by usiąść na zimnej posadzce. Draco kucnął i wziął ją za rękę.
- Wrócę do was, obiecuję, Hermiono.
            Hermiona uniosła na niego gniewne spojrzenie i automatycznie się podniosła, by wyjść z sali pojedynków. Była wściekła i zrozpaczona. Trzasnęła drzwiami, które ledwo co nie uderzyły Dracona, który wybiegł za nią z pomieszczenia.
- Zaczekaj! – zawołał za nią, a Gryfonka gwałtownie stanęła i odwróciła się w jego stronę, a na jej twarzy malował się czysty gniew.
- Jak możesz obiecać mi takie rzeczy! Narażasz się na niebezpieczeństwo, może ci się coś stać i wtedy znów zostaniemy same. Ja… ja nie chcę znów zostać sama – powiedziała załamanym głosem.
            Powiedziała to, czego tak bardzo się bała. Jej przyjaciele byli w niebezpieczeństwie, a ukochany sam z siebie chciał się w to wpakować. Nie mogli przewidzieć, co się tam działo, co planują Śmierciożercy. Czuła się bezsilna i chciała coś zrobić, ale musiała być ze Scarlett. Tym bardziej teraz, kiedy Draco podjął taką decyzję. Nie miała pojęcia jak sobie poradzą. Będzie musiała teraz wspierać się wzajemnie z Ginny. Pierwsza łza potoczyła się po jej policzku.
- Nigdy już więcej nie będziesz sama – odrzekł Draco i nachylił się, by ją pocałować. Całowali się namiętnie, nie chcieli przerwać tej chwili. Hermiona wplotła palce w jego włosy a on położył jej rękę w talii i przyciągnął ją do siebie jeszcze bliżej. Tak bardzo nie chciał się z nią rozstawać. Wiedział, że to, co zrobi będzie niebezpieczne, ale ich przyjaciele potrzebowali pomocy. Ona musi zostać z dzieckiem, a on zabije wszystkich śmierciożerców, uwolni przyjaciół i wróci. Wróci dla swojej rodziny, która była dla niego najważniejsza.
            Z czasem ich pocałunek stał się czuły i niezwykle delikatny. W końcu Hermiona przytuliła się do Dracona i wyszeptała cichutko.
- Postaraj się wrócić razem z nimi.
- Wrócę – obiecał i pocałował ją w czoło. – Będę miał do ciebie jeszcze jedną prośbę.
- Jaką? – spytała.
- Zamieszkaj na ten czas w moim domu ze Scarlett.
- Przecież Astoria…
- Nie pojawi się już w nim. Nałożyłem na niego zaklęcie, które pozwala tylko niektórym osobom wejście do niego. – odpowiedział. Hermiona mimo wszystko nie była zachwycona tym pomysłem. Nie lubiła tego domu, źle jej się kojarzył, ale była gotowa zrobić dla Dracona wszystko, o co tylko by ją poprosił.
- No dobrze, tylko po co miałabym tam mieszkać? – zapytała wciąż tkwiąc w jego ramionach, bo nie chciał jej wypuścić.
- Zajmowałabyś się odbieraniem poczty przychodzącej do mnie i odpisywaniem na listy, że mnie nie ma i że niedługo wrócę, by nie wzbudzić podejrzeń moim brakiem odpowiedzi. Nie chcę, by Ministerstwo Magii zaczęło gadać. I tak już Potter zniknął, nie trzeba wzbudzać większej paniki. – wyjaśnił jej Draco, delikatnie odgarniając kosmyki brązowych włosów z jej twarzy za ucho.
- W porządku, zajmę się tym. – odpowiedziała i odsunęła się od mężczyzny bardzo niechętnie. – Idź już, muszę wracać na salę.
            Draco pocałował ją jeszcze raz krótko w usta. Cieszyła się, że tego nie przedłużał, tylko od razu po tym geście odwrócił się od niej i zniknął za rogiem. Wiedziała, że gdyby został chwilę dłużej, to nie potrafiłaby pozwolić mu odejść. Ale nie zamierzała za nim biec. Nie zamierzała tego utrudniać. Miała tylko nadzieję, że wszystko będzie dobrze i niedługo się spotkają. Bardzo martwiła się o Harry’ego. Chciała, by wszystko już się skończyło, ale wiedziała, że to dopiero początek.

            Czarne, stare drzwi otworzyły się z przeraźliwym piskiem, kiedy weszła do wnętrza Malfoy Manor. Dom co prawda nie był tak ponury jak wtedy, kiedy została schwytana przez szmalcowników, ale wciąż panowała w nim nieprzyjemna aura. Zdawała sobie sprawę z tego, że w tych ścianach zginął nie jeden człowiek. Wzdrygnęła się. Jak Draco mógł tu jeszcze wytrzymywać?
            Przez dziesięć minut zwiedzała dół domu i zapoznawała się z jego pomieszczeniami. Czuła się tutaj obco. Niemal słyszała jak portrety na ścianach ją wyklinają. Czuła się z każdej strony obserwowana. W długim korytarzu prowadzącym do innych pomieszczeń, zawieszone były na ścianach portrety rodzinne Malfoyów i Blacków. Serce jej stanęło, kiedy zobaczyła starą czarownicę, tak bardzo podobną do Bellatriks. Równie piękną, straszną i surową. Oderwała od niej wzrok i weszła po skrzypiących schodach na górę. Draco zostawił jej wskazówki w liście, gdzie ma spać ona a gdzie Scarlett, ale osobiście wolałaby spać z córką w jednym pomieszczeniu. Nie sprowadziła jeszcze Scarlett do Malfoy Manor i niezbyt jej się śpieszyło. Córka przyzwyczaiła się mieszkać i wychodzić z państwem Granger, którzy zabierali ją na lody w Londynie. Bawiła się z innymi dziećmi na placach zabaw. Dlaczego musi znów zabierać dziewczynkę w jakieś inne miejsce? Na dodatek tak bardzo nieprzyjazne.
            Po dłuższym zastanowieniu uznała, że będzie zabierać tutaj Scarlett tylko na noc. Ona sama chciała przebywać w tym domu jak najmniej czasu. Wyciągnęła przed siebie rękę i otworzyła drzwi, które ukazały jej niezwykle piękną, staromodną sypialnię, która musiała należeć do Astorii. Zmarszczyła nos czując gryzący zapach mocnych perfum. Natychmiast zamknęła drzwi z nadzieją, że nie będzie musiała ich otwierać po raz drugi. Zagłębiała się coraz bardziej w korytarzach, otwierając co jakiś czas różne, napotkane po drodze drzwi. Większość z nich kryły za sobą sypialnie, salony, biblioteki lub gabinety, ale były też drzwi, których nie dało rady otworzyć nawet zaklęciem. Niezbyt ją to zadowalało, ponieważ obawiała się tego, co mogłoby za nimi być.
            Kiedy wchodziła na trzecie piętro, promienie zachodzącego słońca zaczęły powoli gasnąć, a różne rzeźby rzucały niemiłe cienie. Na korytarzach panował półmrok, a Hermiona zdała sobie sprawę, że zgubiła się w tej ogromnej plątaninie korytarzy. Jak można było mieszkać w takim domu? Ona nie lubiła wielkich, srogo wyglądających i chłodnych domów. Dom powinien się kojarzyć z przyjemną atmosferą oraz ciepłem rodzinnym. Ten był dla niej czymś w rodzaju nawiedzonym muzeum. Zaczynała żałować, że zgodziła się na prośbę Dracona, ale już nie było odwrotu.
            Kiedy przechodziła świece na świecznikach automatycznie się zapalały z dziwnym sykiem, który mroził jej krew w żyłach. Wszystkie klamki w tym domu były w kształcie węża, a ich szmaragdowe oczy zdawały się patrzeć na Hermionę nieprzyjaźnie. Skręciła w lewo i dostrzegła na końcu korytarza ogromne, czarne drzwi, które otaczał półmrok. Skrzywiła się widząc je, ale podeszła powolnym krokiem w ich stronę i już wyciągnęła rękę, by sięgnąć klamki, kiedy zatrzymała się. Czy nie była aż nazbyt ciekawska? Przecież mimo wszystko to nie był jej dom i każdy mógł mieć swoje sekrety…
Mimo wszystko wysunęła rękę zmierzając do okrągłej klamki w kształcie głowy węża. Gdy jej palce dotknęły zimnego metalu wzdrygnęła się. Szybko jednak odzyskała pewność siebie i przekręciła klamkę. Drzwi ani drgnęły. Ze zrezygnowaniem zsunęła palce z uchwytu i przyjrzała się głowie węża. Miał on rozsunięty pysk, ukazujący ostre kły, a w środku jego gardła była malutka dziurka na kluczyk. A więc potrzebny był klucz, by się dostać do środka…
Prychnęła i ruszyła w stronę korytarza oświetlonego tylko marnymi już promykami słońca, które schowało się za horyzontem. Patrzyła na niebo, póki nie pojawiła się pierwsza gwiazda. Nagle usłyszała hukanie dobiegające z lasu położonego niedaleko dworku. Otrząsnęła się i zdziwiona zorientowała się, że przez cały czas myślała o pokojach, których zawartości jeszcze nie znała.
Usłyszała szmer dobiegający zza jej pleców. Odwróciła się, ale nie zobaczyła nic prócz drzwi, które niedawno co chciała otworzyć. Teraz, kiedy korytarz całkowicie pogrążył się w mroku nie były dla niej ciekawe. Napawały ją strachem. Wyczuwała jakąś złowrogą aurę bijącą od nich. Wydawało jej się, że szmaragdowe brylanciki będące oczami węża na klamce, patrzą się wprost na jej przerażoną twarz. Usłyszała w swojej głowie dziwne syki, jakby tysiące ludzi szeptało jej do ucha jakieś niezrozumiałe słowa.
Zahipnotyzowana powolnym krokiem, niczym lunatyczka ruszyła w stronę drzwi i ostatni raz spróbowała przekręcić klamkę, kiedy oderwała dłoń jak oparzona, czując okropny ból. Pisnęła, a szepty w jej głowie natychmiast ucichły. Spojrzała natychmiast na dłoń, która miała dwa paskudne nakłucia. Były głębokie i sączyła się z nich zielona ciecz. Jad? Trucizna? Przeraziła się. Czy to może być coś, co zabija ciekawskich lub złodziejów?
Odwróciła się i pisnęła ze strachu, kiedy dostrzegła kogoś naprzeciwko niej. A przynajmniej tak jej się zdawało. Po paru sekundach zdała sobie sprawę, że to tylko jej śmiertelnie blade odbicie w lustrze. Zaczęło jej się kręcić w głowie i straciła orientację w tych wszystkich korytarzach. Jej dłoń nabrała niezdrowego, zielonkawego koloru, a jad wciąż sączył się z jej rany. Zdrętwiała jej cała ręka i pociemniało jej przed oczyma.
Usłyszała trzask otwierających się drzwi i poczuła jak mdleje od jadu rozchodzącego się po jej ciele. Przez ułamek sekundy dostrzegła zamgloną, wysoką postać jakiegoś chudego mężczyzny, ale zanim zdołała wysilić wzrok, całkowicie zgasło jej światło.

Ocknęła się leżąc na szmaragdowej, niezwykle wygodnej kanapie. Nie czuła ręki i strasznie bolała ją głowa. Skoncentrowała swoje myśli i od razu przypomniała sobie wszystkie fakty. Dom Malfoya, mnóstwo korytarzy, tajemnicze drzwi, zabójcza klamka… jad… potworny ból… zemdlenie i ten niewyraźny mężczyzna… tylko kim on był?
Odpowiedź przyszła natychmiast, kiedy usłyszała kpiący, chłodny głos.
- Mogłem  się spodziewać, że tylko taka ciekawska Granger może próbować się dobijać, kiedy ewidentnie drzwi są zamknięte. Ale ty jesteś głupia, kobieto.


 *

            Hermiona natychmiast utkwiła wzrok w mężczyźnie i omal co się nie zakrztusiła wodą, którą wzięła ze stolika stojącego obok niej.
- NOTT? – zrobiła wielki oczy i z wrażenia odstawiła szklankę na bok. – Co ty tutaj robisz?
- Wiedziałem, że od razu pojawią się pytania – burknął mężczyzna i podszedł do wielkiego kotła, gdzie warzył się jakiś wyjątkowo paskudny, czarny jak smoła eliksir. Był gęsty i bulgotał leniwie. Hermiona wstała z kanapy i spojrzała na swoją dłoń, która była cała w bandażach.
- Czym był te…
- Żadnych pytań, chcę ciszy i spokoju – Teodor zgromił ją wzrokiem. Hermiona prychnęła i tupnęła nogą.
- Och, cudownie! Jakaś głupia klamka sprawia, że może mi odpaść ręka i zza drzwi wychodzisz TY, jakby nigdy nic i teraz mówisz mi, bym nie zadawała pytań! – oburzyła się i ponownie usiadła na kanapie krzyżując ręce na piersiach.
- Ręka na pewno by ci nie odpadła… - skomentował jej wypowiedź Nott niezwykle spokojnym głosem, a ta spojrzała na niego z niedowierzaniem. Ten mężczyzna naprawdę miał czelność. Ledwo co się zbudziła, chciałaby znać odpowiedzi na pytania, które kłębiły jej się w głowie, a tymczasem miała przed sobą najgorszego towarzysza rozmów. Gorzej trafić nie mogła. Już miała otworzyć usta, kiedy uniósł dłoń, by jej przerwać.
- Ani słowa. – wycedził przez lewo otworzone usta i pogrążył się w lekturze z eliksirami, dodając do jakiś czas co nowe składniki do kociołka.
- Draco kazał mi zostać i cię pilnować, byś nie robiła głupot. – odpowiedział po chwili milczenia.
Hermiona zrobiła głupią minę mając nadzieję, że to, co usłyszała to jakiś głupi żart lub kpina, ale chyba tak nie było. Nott nie miał w zwyczaju żartować, miał nikłe poczucie humoru. Zupełnie nie wiedziała, co powiedzieć. Rzadko kiedy brakowało jej języka w buzi, a teraz po prostu nie mogła uwierzyć, że Draco naprawdę kazał Teodorowi jej pilnować. Zapewne bał się, że  wyruszy za nim w podróż i wpakuje się w kłopoty… To znaczy owszem, myślała przez jakiś czas nad tym, ale nie miała zamiaru zostawiać córki. Nadal jednak nie rozumiała jak Draco mógł się tak nie fair w stosunku do niej zachować. Poczuła się w jakiś sposób urażona z tego powodu, ale wiedziała, że nie może nagle stroić fochów. Co nie zmieniało faktu, że była na niego zła. W końcu ile czasu miała znosić tego zimnego mężczyznę?! Hermiona poczuła jak wszystkie jej mięsnie się napinają. Próbowała na niego nakrzyczeć lub w ogóle siedzieć cicho, ale kiedy tylko spojrzała na opanowaną twarz Teodora krzyknęła.
- Świetnie! Cudownie! Nienawidzę cię Malfoy! – wykrzyczała w przestrzeń jakby miała nadzieję, że ją usłyszy, ale były to nikłe nadzieje. Draco mógł być daleko w niebezpiecznym miejscu. Nie chciała się z nim rozstawać, a okrutny los znowu im to zrobił.
- Nie wydzieraj się, na nikim to nie robi wrażenia – mruknął pod nosem Teodor, a Hermiona zaklęła paskudnie pod nosem na jego osobę. Nie znosiła tego człowieka. Dlaczego Draco zlecił mu za zadanie pilnowanie jej, skoro kiedyś w czasach szkolnych chciał ją skrzywdzić? Musiała przyznać, że trochę się go bała… Przecież to ona w końcu rzuciła na niego klątwę, która uniemożliwia mu teraz rzucanie czarno magicznych zaklęć. Gdy to zrobi… Teodor umrze. Poczuła ogromne wyrzuty sumienia. Przez nią nad życiem Notta zawisła pewna groźba, która mogła  odebrać mu życie. Miała nadzieję, że nigdy nie dojdzie do takiej sytuacji.
            Podeszła powolnym krokiem do okna i uchyliła je trochę, ponieważ w pomieszczeniu było okropnie duszno przez parę buchającą znad kociołka. Rozejrzała się po ponurym pokoju. Wszędzie stały stare regały z książkami, które nie wyglądały jej na takie, które zawierając w sobie informacje normalnej, czystej magii. Na środku pomieszczenia rosło czarne drzewo, które wyglądało jakby nawet najsłabszy podmuch byłby w stanie je zmienić w pył. Rosły na nim dziwne, czerwone owoce, z których wylewała się lepka, czarna substancja. Kiedy skapywała na podłogę, wypalała w drewnie malutkie dziurki, które za pomocą zaklęć natychmiast się zasklepiały.
- Co to za drzewo? – spytała, mając nadzieję, że Teodor w końcu jej odpowie. Niestety, odpowiedziało jej milczenie. – Genialnie… - mruknęła pod nosem urażona i usiadła na parapecie, by spojrzeć na widok rozciągający się za oknem.
Mimo lata padał okropny deszcz. Silny wiatr dął w okiennice, szarpał gałęziami drzew i wyrywał im niekiedy liście. Szare, niemal czarne niebo zwiastowało burzę. Czuła się niekomfortowo, niemiło i samotnie. Nie chciała siedzieć w tym domu całymi dniami. Przerażał ją, był ponury i na dodatek miałaby go zamieszkiwać z równie ponurą osobą. Teodor był odzwierciedleniem tego domu. Westchnęła.
- Zamierzamy w ogóle rozmawiać? – zwróciła się w jego stronę po raz ostatni, a ten skutecznie ją zignorował. Poczuła się strasznie odrzucona. Nie chciała się przecież z nim zaprzyjaźniać, chodziło jej o zwykłą rozmowę, ale jak widać Nott nie miał ochoty na pogawędki.
            Zeskoczyła z parapetu i ruszyła w stronę drzwi. Mężczyzna w końcu oderwał wzrok od książki i spojrzał w jej stronę.
- A ty gdzie się wybierasz? – zawołał za nią, ale Hermiona nawet na niego nie spojrzała. Otworzyła czarne, mosiężne drzwi i zniknęła za nimi bez zamiaru ich zamknięcia. Wiedziała, że zapowiadają się naprawdę ciężkie dni w towarzystwie Notta.

            Harry siedział wyczerpany i nie w pełni przytomny w jakimś lochu. Jego ubranie było brudne i podarte, różdżkę mu zabrano i nie dawano prawie nic do jedzenia. Do lochu nie docierały żadne promienie słońca ani księżyca, więc całkowicie stracił poczucie czasu. Wychodził w tej celi tylko wtedy, kiedy Śmierciożercy czegoś od niego chcieli. Z samego początku próbował walczyć, wyrywał się i nawet parę mocnych Cruciatusów na niego nie podziałało, więc porwali Melodię z jej leśnego domu i również uwięzili. Z tego, co usłyszał w przelotnej rozmowie, okazało się, że Melodii podczas napadu udało się zastrzelić z łuku jednego śmierciożercę, przez co przechodziła okropne tortury. Serce go bolało, kiedy myślał o tej kochanej, walecznej kobiecie, która musiała cierpieć przez niego. Jaki był głupi, że dał się w to wszystko wciągnąć!
            Wszystko zaczęło się od tego, że dostał anonimowy alarm jako jedyny auror do Nurmengardu. Teleportował się, mając nadzieję na złapanie paru śmierciożerców i oddanie ich w ręce dementorów z Azkabanu, ale za bardzo się przeliczył. Śmierciożerców było mnóstwo i szybko udało im się go obezwładnić. Pluł sobie przez to w twarz. Codziennie wyjmowali go siłą z celi, torturowali, a następnie przywiązywali mu ręce i nogi do ściany, by przeciąż mu rękę ostrym nożem i pobrać od niego trochę krwi. Następnie mieszali ją z jakimiś eliksirami i szeptali pod nosem jakieś nieznane zaklęcia.
To było chore.
Dlaczego po upadku Voldemorta wciąż istnieją tacy szaleńcy?
Czy po pokonaniu Voldemorta nadal grozi im niebezpieczeństwo?
            Nurmengard wydawał się być całkowicie opuszczony, ale Harry wiedział, że to tylko złudzenia. Tutaj aż roiło się od śmierciożerców. Czasami słyszał przeraźliwe krzyki Melodii, i tylko wtedy czuł, że coś się w nim unosi, że wstępuje w niego nowa siła, ale minutę później czuje się jeszcze bardziej wyzuty z energii. Wiedział, że Śmierciożercy coś planowali. Nie zamierzał się poddać. Jednak wolał oddać swoje życie niż pozwolić, by Melodii coś się stało.
            Nagle drzwi do jego celi się otworzyły i jakiś tęgi śmierciożerca siłą wrzucił Melodię do środka. Harry ledwo co ją poznał. Jej długie, czarne włosy, zwykle zaplecione w warkocza, teraz spływały jej kaskadami po ramionach aż do pasa. Jej zielone, piękne oczy teraz wyglądały tak, jakby uciekało z nich życie… Na twarzy miała parę blizn, a z ramienia i kolana ciekła krew.
            Kiedy krata się zamknęła, Harry natychmiast poderwał się i upadł na kolanach obok wynędzniałego ciała ukochanej.
- Melodio… - wyszeptał, bojąc się, że jakiś śmierciożerca nadal może stać za kratami ich celi. – Melodio, kochanie, powiedz, że żyjesz.
Leśna Elfka odetchnęła głęboko i uklękła przy Harrym. Kiedy go rozpoznała, natychmiast zarzuciła mu się na szyję.
- Jak się cieszę, że żyjesz! – rozpłakała się w jego ramionach. Obydwoje byli przerażeni, ale jednocześnie szczęśliwi, ponieważ teraz byli obok siebie i przynajmniej mieli świadomość, że aktualnie nic złego im się nie dzieje. Harry przytulił Melodię najmocniej jak tylko się dało i po chwili oboje się pocałowali. Tak bardzo im tego brakowało! Nie mieli pojęcia ile siebie nie widzieli.
- Harry, to, co się tutaj dzieje jest okropne! – wyszeptała przerażona Melodia. Harry przestraszył się, ta dziewczyna jeszcze nigdy nie była tak nastraszona. Zawsze miała mnóstwo odwagi. Nawet więcej od niego.
- Skąd wiesz, co robią Śmierciożercy?
- Raz udało mi się wymknąć z mojej celi, bo jakiś strażnik przesadził z piwem korzennym. Wszystkie cele są puste, ale słyszałam czyjeś krzyki zza ściany. Nie mam pojęcia, co oni wyrabiają i z kim, ale mam nadzieję, że nie doszło do żadnego morderstwa…
Harry zmarszczył brwi, a Melodia po wzięciu oddechu kontynuowała.
- Sprawy śmierciożerców są coraz bardziej tajne. Nie są już oni sługami Voldemorta… Podsłuchałam trochę ich rozmowy, kiedy wymykałam się korytarzami. Jeden był pełen krwi i zrobiło mi się niedobrze…
Melodia przerwała i z jej oczu spłynęły łzy. Harry czuł się jak największy potwór, ale chciał, by mówiła dalej, musiał wiedzieć jak najwięcej. Na szczęście nie przyszło mu jej namawiać do opowiadania dalej.
- Dowiedziałam się, że gromadzą oni siły od trzech lat… Rosną w potęgę, ale potrzebują swojego nowego mistrza. – mówiła powoli bardzo cichym głosem. Modliła się w duchu, by nikt nie słyszał tego, co mówi, bo gdyby dowiedzieli się, że zna parę ważnych faktów, to od razu by ją zabili. – Podobno każdy ze śmierciożerców oddaje swoją pewną cząstkę.
- Tworzą horkruksy? – zaniepokoił się Harry.
- Nie – pokręciła głową. – Tworzą chyba coś w rodzaju widma, którego karmią swoimi mocami, złem i cierpieniem innych osób poprzez przelanie ich krwi.
- Tworzą widmo, ale czyje ciało wezmą? – Harry’ego ogarnął ogromny lęk. Melodia zagryzła wargę. Boleśnie przypomniała mu w tej chwili o Hermionie. Miał nadzieję zobaczyć jeszcze kiedyś przyjaciółkę. Bardzo mu jej brakowało. Ona w takiej sytuacji na pewno choć trochę wiedziałaby, co robić.
            Nagle krata otworzyła się gwałtownie i wpadło do niej pięciu śmierciożerców. Dwóch dopadło Melodię, którą obezwładnili jednym, szybkim zaklęciem. Harry zaczął się wyrywać. Nie! Nie mogli zrobić jej nic złego.
- Idziesz z nami, Potter. Mamy dla ciebie małą niespodziankę.
Kiedy wciąż się wyrywał przetrzymywany przez dwóch śmierciożerców, trzeci walnął go z całej siły w brzuch. Zgiął się i splunął krwią. Wyprowadzili go siłą z celi i zawiązali oczy, by nie widział, gdzie go kierują. Stracił poczucie czasu. Bał się o siebie, ale jeszcze bardziej o Melodię. Nie wybaczy sobie, jeśli coś jej się stanie.
            Poczuł jak ktoś rzuca go na podłogę i po chwili grube łańcuchy oplatają jego ciało. Usłyszał czyjeś ciężkie kroki. Jakaś szorstka dłoń chwyciła jego dłoń, którą codziennie nacinali nożem, a następnie poczuł jakby ktoś przykładał mu rozgrzany metal do rany. Krzyknął przeraźliwie z bólu. Jakieś dziwne łaskotanie w ręce, które roznosiło się powoli po jego ciele. Zacisnął mocno zęby i przygryzł sobie język do krwi, ponieważ ból był nie do zniesienia. Nagle wszystko się skończyło tak szybko jak się zaczęło.

- Słodkich snów, Potter. Już niedługo będziesz całkiem nowym człowiekiem. – usłyszał czyjś gruby głos i zapadł w głęboki sen.

~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział już całkowicie dokończony ;) Postaram się dodać kolejny jak najszybciej, bo prawdopodobnie wyjeżdżam w czwartek lub piątek i nie będzie mnie przez cały weekend. Mam trochę inny pomysł na tego bloga i mam nadzieję, że się nie obrazicie, jeśli dodam trochę mrocznych, okrutnych momentów do opowiadania. 
Jednocześnie udostępniam link do bloga znajomej mi czytelniczki i pisarki :))
http://embroiledlove-dramione.blogspot.com/#_=_

Ściskam
Sheireen ♥

sobota, 8 lutego 2014

Zniknięcie Przyjaciela

                Jego dom zawsze był pusty i nieprzyjazny, ale teraz jeszcze bardziej go przygnębiał. Astorii nie było i podejrzewał, że dzisiejszego wieczora nie będzie jej w Malfoy Manor, co mimo wszystko leciutko poprawiało mu humor. Nie rozumiał, dlaczego Astoria tak bardzo była podła i chciała go wkręcić w jakiś spisek.
 Usiedli razem z Teodorem na skórzanych, czarnych kanapach w salonie i pozdejmowali peleryny. Draco przywołał zaklęciem dwie szklanki z Ognistą Whiskey i oboje przyjaciół popijało ją powoli.
- Co zamierzasz zrobić? – zagadnął go Nott.
- Nie mam pojęcia. Muszę się tam stawić. Dowiem się, co tam się dzieje i staram się jakoś ich wszystkich zatrzymać. Powiem Blaiseowi, gdzie jest ich kryjówka i razem coś zdziałamy – odpowiedział Draco zamyślonym głosem. Nott pokiwał głową.
- Pójdę tam  z tobą.
- Że co? – zdumiał się.
- Rozwalę Nurmengard aż stanie się stosem gruzu, a wszystkich śmierciożerców powybijam. – odpowiedział mściwym głosem.
- Myślałem, że klątwa Hermiony jakoś na ciebie podziałała i nie jesteś w stanie rzucać niewybaczalnych zaklęć – powiedział Draco, patrząc uważnie na tajemniczego czarnowłosego mężczyznę. Teodor odłożył szklankę z alkoholem na stolik i wstał z kanapy.
- Owszem, nie mogę, ale klątwę da się jakoś przełamać.
- Znowu chcesz wrócić do czarnej magii? – Draco skrzywił się niewidocznie. Nie podobało mu się, że jego przyjaciel znów z fascynacją w głosie mówi o tych wszystkich zakazanych zaklęciach.
- Nie twoja sprawa, co zrobię. Zależy mi na tym, by zabić wszystkich śmierciożerców – burknął nieprzyjemnie czarnowłosy, tym samym kończąc temat, więc Draco nie naciskał.
Miał wielką ochotę porozmawiać o tym wszystkim z Hermioną, bo Teodor mimo wszystko był zbyt zamknięty w sobie i był trudnym towarzyszem do rozmów. Hermiona na pewno już by nad czymś główkowała i zadawała tysiące pytań. Czasami bywało to irytujące, ale zdał sobie sprawę jak wielką może to być zaletą. Wiedział, że stawi się za tydzień w szeregach pozostałych śmierciożerców i będzie rzekomo pomagać im w zrealizowaniu jakiegoś chorego pomysłu. Oczywiście nie miał zamiaru w niczym uczestniczyć, ale musiał się dowiedzieć, co też takiego knują ci paskudni czarodzieje i jakoś uratować tą ofiarę losu jaką był Potter.
Nagle usłyszeli ciche pyknięcie i usłyszeli stukot kobiecych obcasów na marmurowych posadzkach Malfoy Manor. Do salonu weszła Astoria w swoim czarnym, obcisłym stroju. Zatrzymała się, kiedy zobaczyła Notta, a na jej twarzy zagościł cień strachu.
- Co ON tutaj robi? – jej głos zabrzmiał jakoś piskliwie i nienaturalnie. Draco podniósł się z kanapy.
- Raczej co ty tutaj robisz – odezwał się oschłym głosem, a jego zimny wzrok przeszył ją na wylot. – Wynoś się z mojego domu, bo nie jesteś w nim mile widziana.
- Ale Draco… - Astoria szepnęła z niedowierzaniem.
- Wynoś się, powiedziałem – powiedział twardo z głosem przepełnionym zdeterminowaniem. – Wiem, że masz kochanka, więc z największą przyjemnością zobaczę jak do niego się wyprowadzasz.
            Astoria poczerwieniała z gniewu i uniosła różdżkę, ale w ułamku sekundy wypadła jej ona z ręki prosto w dłoń Notta. Uśmiechnął się on paskudnie do czarnowłosej piękności i mruknął.
- Witam moją ulubioną śmierciożerczynię – zasyczał z nienawiścią i obrzucił ją pogardliwym spojrzeniem. – Powiedz mi Greengrass, jak to jest być przyjętym do grona śmierciożerców z tak pustą głową? – zaszydził z niej.
- Zamknij się, Nott, nikt cię nie prosił o zdanie.
Teodor zaśmiał się, ale był to zimny śmiech.
- Daje ci po prostu przykład jak się tworzy większe zdania, bo wątpię, byś ty to potrafiła.
- Oddawaj mi moją różdżkę, ty parszywcu! – pisnęła wyprowadzona do granic możliwości z równowagi. Teodor jednym ruchem przełamał jej różdżkę na dwie części i rzucił jej pod nogi.
- TY KRETYNIE! – Astoria wrzasnęła i spojrzała na Notta z nienawiścią, a następnie błagalnie na Dracona – Nie powiesz nic? – spytała wyczekując odpowiedzi. Draco uśmiechnął się tajemniczo.
- Powiedziałem już swoje.
- Więc…?
- Wypad z mojego domu, żmijo – syknął i odwrócił się do niej plecami, by nalać sobie trochę więcej Ognistej Whiskey. Usłyszał szloch kobiety.
- Nienawidzę cię.
- Bardzo mnie to martwi – wzruszył ramionami.
- Jeszcze się z tobą policzę, gdy będziesz mnie błagać o to, bym oszczędziła ci życie – warknęła. – Z tobą także – zwróciła się do Notta i teleportowała się w bliżej nieznane im miejsce. Draco pokręcił głową i zaklął paskudnie.
- Wiesz co, Teodorze? – spojrzał na Notta tajemniczo. – Mam ochotę wysadzić w powietrze ten ich budynek i to całkiem niedługo.

            Hermiona siedziała razem ze Scarlett w kawiarence przy ulicy Pokątnej i rozmawiała z córką na temat magicznego świata. Dziewczynka była zachwycona tymi wszystkimi sklepami, a najbardziej wyścigową miotłą, więc Hermiona miała dziwne wrażenie, że Scarlett na pewno nie będzie tak nieumiejętna w quidditcha jak ona.
            Patrzyła na swoją śliczną córkę, która tak bardzo przypominała jej Malfoya i myślała o tym, czy nie powiedzieć jej, kto tak naprawdę jest jej ojcem. Bardzo chciałaby, żeby Scarlett znała prawdę, ale nie miała pojęcia, jak ona to przyjmie. I oczywiście, czy Draco tego chce. Musiała się go o to zapytać. Miała nadzieję spędzić z nim jakoś miło dzień, a tymczasem nie widziała go już od czterech dni. Nie odezwał się ani słowem. Zapewne nie chciał jej widzieć po tym jak się pocałowali, co trochę ją zasmucało. Jeśli ten jeden gest miałby zmienić sytuację między nimi, to bardzo tego żałowała. Nie musiała go przecież całować, a jak największa idiotka zrobiła to! W sumie to on wyznał jej, że ją kocha, ale ona również nie pozostała mu dłużna. Może jednak Draco zdał sobie sprawę, że to, co powiedział nie było prawdą i musi się na jakiś czas usunąć z jej życia, by sobie to wszystko przemyśleć? Ta myśl była dla niej cholernie przykra i przygnębiająca.
            Wysłała dzisiaj do niego list przez sowę z samego rana, ale nie doczekała się odpowiedzi. A dochodziła już siedemnasta. Westchnęła z trudem. Chyba będzie musiała się pogodzić z tym, że ten pocałunek ich od siebie oddalił zamiast zbliżyć. Po skończeniu pysznych lodów, które dla niej i tak nie miały smaku, poszły ze Scarlett do domu jej rodziców. Mieszkanie było jednak puste, ponieważ państwo Grangerowie wyjechali do Bułgarii na wakacje, tylko we dwoje. Miała nadzieję, że bawią się tam doskonale.
            W domu nauczyła Scarlett paru magicznych sztuczek, co wywołało tak wielki entuzjazm u małej, że lustro pokryło się lodem i pękło w ułamku sekundy.
- Przepraszam – dziewczynka zakryła usta dłonią. Hermiona uśmiechnęła się.
- Nic nie szkodzi, kochanie. – wypowiedziała zaklęcie „Reparo” i kawałki lustra natychmiast wróciły na swoje miejsce.
            Godziny mijały jej powoli, a z każdą minutą czuła się coraz bardziej przygnębiona. W końcu po przeczytaniu córce jednego rozdziału z transmutacji, o której słuchała z zapartym tchem poszła na dół do salonu i włączyła telewizję. Scarlett spała już słodko w swoim łóżku i Hermiona była pewna, że nic nie przerwie jej mocnego snu. Nagle drgnęła i wylała połowę herbaty na kanapę, ponieważ jej sowa zapukała w okno salonu. Zerwała się z kanapy i otworzyła zwierzątku, a następnie otworzyła list. Prawie podskoczyła z radości, kiedy ujrzała na pergaminie pismo Dracona. Niestety troszeczkę si zawiodła, bo były tam tylko trzy krótkie linijki tekstu.

Kochanie!
Najmocniej cię przepraszam, że się nie odzywałem, codziennie o tobie myślałem i marzyłem, by spędzić z Tobą trochę czasu. Niestety mam sporo kłopotów na głowie i nie dzieje się dobrze. Powiadom mnie, kiedy Scarlett uśnie, a teleportuję się do Ciebie i o wszystkim opowiem.

Twój Draco

            Hermiona zmarszczyła brwi. Co się znów źle dzieje? I jakie znów kłopoty? Natychmiast odnalazła długopis leżący na stoliku przy krzyżówkach, które jej tata uwielbiał rozwiązywać i naskrobała parę słów na odwrocie pergaminu.

Scarlett już śpi. Czekam na ciebie.
Hermiona

            Szybko przyczepiła liścik do nóżki sówki i posłała ją w ponowną podróż. Już teraz czuła się zniecierpliwiona i natychmiast chciała się dowiedzieć, czego znów takiego Draco się dowiedział. Bała się, że to same złe wiadomości. Miała jednak nadzieję, że dowiedział się czegoś o Harrym i będzie miała więcej wskazówek podczas wyruszenia w poszukiwaniu przyjaciela.
Chodziła zdenerwowana po pokoju, usiadła na kanapie i wypiła całą herbatę oraz rozwiązała parę haseł w krzyżówce, kiedy usłyszała charakterystyczny dźwięk teleportowania się i nagle tuż przed nią zmaterializował się Draco. Uśmiechnęła się, kiedy go zobaczyła i rzuciła mu się na szyję, by go przytulić. Draco objął ją w talii i rozkoszował bliskością jej ciała. Hermiona oderwała się od niego z większym trudem.
- Siadaj i opowiadaj. Chcesz coś do picia? – zaproponowała, ale ten pokręcił głową i złapał ją za rękę, ciągnąc za sobą na kanapę.
            Posadził ją sobie na kolanach i opowiedział jej swoją historię ze śmierciożercami, aż do końca. Jak też się spodziewał, Hermiona otworzyła delikatnie usta i wyglądała na przerażoną.
- Śmierciożercy znowu się zbierają, mają nikczemne plany oraz Harry’ego? – jej głos drżał, a Draco złapał ją za dłoń, by jakkolwiek pokazać jej, że jest przy niej.
Hermiona milczała przez dłuższy czas, aż w końcu wykrzyknęła.
- Ależ to okropne! Muszę coś zrobić, Draco!
- Wiedziałem – westchnął. – Ale ty nigdzie się nie ruszasz, wszystko będzie dobrze, powiedziałem już Blaiseowi o tym wszystkim, mam nadzieję, że list dotrze do niego w porę.
- W takim razie ty też zostajesz – zadecydowała. Draco nie odezwał się, ale pokiwał potakująco głową. Wiedział, że później będzie tego żałować.
- Oczywiście, zostanę – odpowiedział po chwili jakimś ponurym głosem. Hermiona wstała z kanapy i poszła do kuchni połączonej z salonem, by zrobić coś do picia. Ręce jej drżały, bo strasznie bała się o Harry’ego. Chciałaby wyruszyć już teraz, ale mimo wszystko mogło to być bardzo niebezpieczne, a ona musiała przecież zostać z córką.
            Nagle pomyślała ponownie o czymś, co chodziło jej po głowie od rana. Podeszła do Dracona i podała mu szklankę z piciem, a następnie wyjrzała przez okno na oświetlone, mugolskie uliczki, które wiały pustkami i spokojem.
- Draco, mam do ciebie pytanie. – zaczęła, wodząc palcem po krawędzi szklanki. Trochę się denerwowała, bo nie miała pojęcia, czy mężczyzna się zgodzi.
- Jakie? – zagadnął ją. Hermiona odwróciła wzrok od okna i popatrzyła na swojego ukochanego.
- Czy mogłabym powiedzieć Scarlett, że jesteś jej ojcem?
            Widziała po jego minie, że bardzo się zdziwił, ale po chwili się uśmiechnął.
- To chyba oczywiste, że tak, niepotrzebnie pytasz – uśmiechnął się i wskazał gestem, by do niego podeszła. Zrobiła to, a Draco jednym ruchem posadził ją na swoich kolanach. Patrzyli sobie przez chwilę w oczy, następnie Draco ujął jej podbródek i delikatnie ją pocałował. Uśmiechnęła się delikatnie i wtuliła się w jego ramię.
- Brakowało mi ciebie. Myślałam już, że zniknąłeś, bo nie chciałeś tego pocałunku – szepnęła cichutko.
- Od dawna go chciałem – odpowiedział Draco. Hermiona przytuliła się do niego jeszcze mocniej i po chwili usnęła, po raz pierwszy od paru dni spokojna o to, że  nie straciła tego, co dla niej w życiu najważniejszego.

            Hermiona wyszła z Ministerstwa Magii cała zadowolona. Miała tę pracę! Czuła się cudownie, wiedziała, że to duży krok z jej strony. Chciała pracować i chciała mieć swoje własne mieszkanie, nawet jeśli nie byłoby ono duże. Spełniło się jedno z jej marzeń. Była aurorem. Teraz czekają ją w pracy stałe treningi. Tego pragnęła. Brakowało jej adrenaliny w życiu. Chciała, by więcej się działo, a teraz na pewno jej niczego nie zabraknie. Musiała powiedzieć o tym Ginny, dlatego postanowiła, że od razu się do niej teleportuje. Ruda na pewno była w domu, więc schowała się w zaułku, by mugole nie dostrzegli jej zniknięcia. Nie chciała przecież wzbudzać niepotrzebnych sensacji. Londyn to nie Hollywood, tutaj nie można było używać magii na oczach mugoli, ponieważ trudno byłoby to wyjaśnić.
            Teleportowała się pod dom Ginny i Blaise’a. Kolorowe kwiaty jak zwykle kwitły w doniczkach przy oknach. Hermiona właśnie miała zapukać do drzwi, kiedy dostrzegła Ginny sadzącą nowe kwiaty przed domem. Zdziwiła się. Ginny rzadko kiedy nie używała magii. Zawsze wtedy, kiedy chciała skupić myśli na czymś innym. Zaniepokoiła się.
            Podeszła do przyjaciółki, która spięła włosy w wysokiego kucyka. Ręce miała uwalone w ziemi. Cienka bluzka powiewała przy większym wiaterku. Lato było cudowne.
- Cześć, Ginny – powiedziała Hermiona. Ginny drgnęła i spojrzała na Hermionę.
- Hej, Hermiono – odpowiedziała. Lekko się uśmiechnęła, ale jej to nie wyszło. Hermiona dostrzegła, że jej przyjaciółka płakała, więc od razu coś ją ścisnęło za serce.
- Kochana, co się stało? – spytała brązowowłosa.
- Nic takiego.
- Przecież widzę.
- Naprawdę, nic się nie stało.
Hermiona westchnęła.
- Możemy wejść do środka? Na dworze jest strasznie gorąco. Ginny wstała z ziemi i razem z Hermioną weszły do wnętrza domku, gdzie było przyjemnie chłodno. Hermiona zdjęła balerinki i poszła do salonu, gdzie usiadła w fotelu. Ginny umyła ręce z ziemi w łazience i chwilę później podała Hermionie sok ze świeżych owoców z dwoma kostkami lodu na ochłodę. Usiadła na kanapie podkulając nogi i opierając brodę na kolanach.
- Pokłóciłam się z Blaisem.
Hermiona zrobiła wielkie oczy. Państwo Zabini prawie nigdy się nie kłóciło.
- Co się stało?
- Blaise dowiedział się o śmierciożercach i idiota poszedł tam tylko z jednym aurorem. Nikogo innego nie powiadomił. Obiecał wczoraj, że napisze, a ja byłam wściekła, że jest tak lekkomyślny i brnie w to tylko z jednym aurorem. Jest już siedemnasta, a ja nadal nie dostałam listu od niego, że wszystko dobrze. Miał pójść tylko na zwiady…
Hermiona poczuła ogromną ciężkość na sercu i niepokój. Jeśli i Blaise znalazł się w niebezpieczeństwie, to co mają robić? Nie ma już Melodii, Harry’ego ani jego.
- Ginny, na pewno nic mu się nie stało. – odpowiedziała niezbyt pewnym głosem. Ku jej zdziwieniu Ginny wstała wściekła z kanapy.
- Łatwo jest ci powiedzieć! Sama pewnie doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że coś się stało!
- Wcale nie! – Hermiona podniosła głos. – Blaise jest sprytny i nie dałby się przechwycić śmierciożercom.
- To dlaczego jeszcze nie dostałam od niego listu?!
Odpowiedziało jej milczenie. Ginny odwróciła się go niej plecami, a Hermiona usłyszała szloch. Wstała z fotela i podeszła do przyjaciółki. Przytuliła ją. Ginny na początku chciała ją odepchnąć, ale Hermiona się nie dała. W końcu Ginny przytuliła się do niej i wypłakała na ramieniu.
- Przepraszam – powiedziała. – Po prostu bardzo się o niego boję.
- Wszystko będzie dobrze – zapewniła ją Hermiona. Wiedziała, że ma rację. Nikomu nic się nie stanie, a śmierciożerców wsadzą do Azkabanu bez możliwości wyjścia.
- Co mogę zrobić, by jakoś uratować i jego i Harry’ego?
- Zostałam aurorem, więc jutro w pracy wszystkiego postaram się dowiedzieć – odpowiedziała Hermiona z pewnością w głosie. Ginny spojrzała na nią i uśmiechnęła się delikatnie.
- Zostałaś aurorem?
- Tak.
- Udało ci się! – Ginny uśmiechnęła się i poleciała po kieliszki do kuchni, a następnie otworzyła szampana. – Dziękuję ci za przynajmniej jedną dobrą wiadomość tego dnia!
            Hermiona uśmiechnęła się lekko i wzięła od przyjaciółki kieliszek. Nie mogła jednak długo siedzieć u Rudej. Musiała wziąć się w garść i powiedzieć córce prawdę. Miała nadzieję, że znajdzie w sobie odwagę i dziewczynka jakoś zniesie to, że miała przed nią tajemnicę.

            Hermiona siedziała na rogu łóżka i skończyła czytać kolejny rozdział z książek opieki nad magicznymi stworzeniami. Scarlett zdawała się być zachwycona gumochłonami. Hermiona wiedziała, że to pewnie dlatego, że jeszcze nie spotkała się na żywo z tymi niezwykle nudnymi stworzeniami.
- Dobranoc, kochanie – Hermiona ucałowała córkę w czółko i już miała wstać, kiedy Scarlett spytała się.
- Mamo, czy Draco jest moim tatą?
Hermiona wypuściła książkę z ręki. Serce jej zamarło. Powoli schyliła się po nią i wyprostowała.
- Dlaczego tak myślisz? – spytała się złotowłosej.
- Zauważyłam, że jesteśmy do siebie bardzo podobni, a babcia ciągle coś mówi o Draconie. – wyjaśniła jej córka. Hermiona zaniemówiła. Jej córka była zdecydowanie zbyt bystra. Wiedziała, że to właśnie teraz nadszedł odpowiedni czas, aby porozmawiać na poważnie z córką. Może i miała prawie sześć lat, ale była naprawdę inteligentna i rozumiała więcej rzeczy, niż ona, kiedy była w jej wieku.
- Słuchaj, Scarlett. Tak, Draco jest twoim prawdziwym tatą. Andrew nim nigdy nie był.
- Dlaczego Draco nie był z nami od początku? – dziewczynka posmutniała.
- Ponieważ bardzo mocno się pokłóciliśmy i było coś, co sprawiło, że musieliśmy żyć osobno – Hermiona z trudem dobierała słowa.
- A czy teraz jest między wami dobrze?
- Tak, Scarlett, nawet bardzo dobrze.
- To dlaczego nie możecie być razem? Dlaczego nie możemy z nim razem zamieszkać?
Hermiona czuła się jak w pułapce. Co miała powiedzieć córce?
- Na razie każdy na swoje sprawy na głowie, kochanie. Zobaczysz, kiedyś będziemy szczęśliwą rodziną – uśmiechnęła się delikatnie, a na twarzy Scarlett pojawił się wielki uśmiech.
- Cieszę się, że jest moim tatą. Bardzo, bardzo go lubię.
- Dobrze już, dobranoc – dziewczyna nachyliła się nad córką i przytuliła ją przed snem. – Śnij dobrze, szkrabie.
- Ty też, mamo.
            Hermiona zamknęła drzwi od sypialni i uśmiechnęła się. Czuła, że spadło z jej duszy naprawdę ciężkie brzemię. Scarlett znała prawdę i bardzo się cieszyła. Czy jest coś, co może im teraz stanąć na drodze do szczęścia? Nie wiedziała jeszcze, że odpowiedź na to znajdzie się zaledwie za parę dni.

            Zaklęcia leciały z każdej strony, więc skryła się za ścianą i odparowała atak. Miała naprawdę dobrego przeciwnika, a tego dnia trenowali zawzięcie. Odgarnęła parę włosów z twarzy, które wypadły jej z kucyka.
- Drętwota – krzyknęła, a strumień czerwonego światła trafił jej partnera. Tę turę akurat ona wygrała i uśmiechnęła się bardzo zadowolona z siebie. Terry Boot wygrał już nią dwa razy, a teraz mieli remis. Podeszła do niego i zdjęła z niego zaklęcie. Wstał z podłogi i uśmiechnął się.
- Bardzo dobrze, Hermiono. Próbujemy jeszcze raz? – spytał ją, a Hermiona pokiwała głową i poszła na swoje miejsce, by zacząć kolejny pojedynek. Powoli wybijała się na coraz wyższe miejsca w tabeli najwięcej wygranych potyczek. Mimo wszystko Terry pracował tu od trzech lat i miał o wiele lepsze wyniki. Zamierzała jednak go pokonać. Tak jak w Hogwarcie czuła, że ma konkurencję i chciała być najlepsza. Miała swoje postanowienie i dążyła powoli do celu. Czuła się z tym znakomicie. Robiła coś, rozwijała się i nie stała w miejscu.
- Granger! – zawołał ją nadzorujący pojedynki, niski czarodziej. – Ktoś do ciebie przyszedł, mówi, że to ważne.
Hermiona zdziwiła się. Ich przewodniczący nigdy nie pozwalał nikomu wchodzić na salę pojedynków, więc co się takiego stało, że kogoś wpuścił?
Odpowiedź czekała na nią tuż przy drzwiach. Draco Malfoy stał oparty o ścianę z ponurą miną, a przewodniczący machał szczęśliwie torebeczką, która na pewno zawierała trochę pieniędzy.
- Draco? Co ty tutaj robisz? – zdziwiła się.
- Musimy koniecznie porozmawiać – odpowiedział blondyn.
- Jestem w pracy, nie mogę robić sobie czasu na pogawędki – oznajmiła Hermiona. – Mam przerwę za piętnaście minut, więc możesz na mnie poczekać w tej nowej kawiarence, którą wybudowali w Ministerstwie.
- Nie, Hermiono, posłuchaj. – przerwał jej stanowczo Draco. – Musimy porozmawiać teraz, bo to bardzo ważne, a każda sekunda jest teraz cenna.
Hermiona zaniepokoiła się.
- W takim razie gadaj szybko, co znów takiego się stało.

~~~~~~~~~~~~~~
Kochane, nie mam za dużo czasu, by się rozpisywać, ponieważ w każdej chwili mogę stracić połączenie z Internetem. Mam teraz troszkę problemów z dostępem do sieci i nawet komputera, ponieważ mam w domu remont, a także w moim pokoju trochę się dzieje.
Chcę tylko powiedzieć, że o Was nie zapominam i nie mam Was gdzieś, jak to parę osób napisało w komentarzach pod ostatnią notką. Przykro się o tym czyta, ale rozumiem, bo to musi być dla niektórych lekko irytujące.
http://hermiona-i-draco-love-story.blogspot.com/
Autorka prosiła mnie o udostępnienie, więc podaję link do jej bloga :)
Najmocniej przepraszam

Sheireen ♥