Hermiona patrzyła wyczekująco na
Dracona wiedząc, że to, co chce jej powiedzieć na pewno nie będzie miłą ani
pozytywną wiadomością. Coraz bardziej się zastanawiała, czy chce ją usłyszeć,
ale jednocześnie wolała wiedzieć o czymś ważnym, niż żeby robiono coś za jej
plecami.
-
Słucham – przypomniała mu, ponieważ Draco wciąż milczał układając słowa w
głowie.
- Nie
wiem, czy słyszałaś, że coś złego mogło się stać z Blaisem.
Wiedziała,
oczywiście, ale jej serce ponownie ogarnął cień strachu. Bała się o przyjaciela
i była pewna, że Draco był jeszcze bardziej zaniepokojony. Brakowało jej
Harry’ego i zrobiłaby wszystko, by móc ruszyć mu na ratunek, ale wiedziała, że
nie może. To mogło być bardzo niebezpieczne, a przecież miała córkę. Nie mogła
jej opuścić.
-
Słyszałam… - odpowiedziała niepewnie, patrząc uważnie w oczy Malfoya, który
wziął głęboki oddech.
-
Hermiono, muszę dołączyć do śmierciożerców – powiedział przyciszonym głosem, by
nikt poza nią go nie usłyszał. – To jedyne rozwiązanie, by dowiedzieć się o ich
planach i spróbować uwolnić naszych przyjaciół.
Hermiona
poczuła jak coś ciężkiego osiedla się w jej sercu, które momentalnie zaczęło
bić szybciej. Ręce zaczęły jej drżeć, a strach coraz bardziej zamieniał się w
gniew.
- Jak
ty to sobie wyobrażasz? Co, jeśli to jest pułapka i na ciebie? – spytała, a w
jej głosie nie dało się wyczuć żadnych emocji. Zero uczuć. Był beznamiętny, ale
wiedziała, że to nie potrwa za długo. Niedługo wszystkie emocje, które się w
niej gromadziły wypłynął na zewnątrz i dopiero się zacznie. Nie mogła opanować
drżenia nóg, więc oparła się o ścianę w obawie, że upadnie.
-
Muszę spróbować, to jedyne wyjście – uparcie stawiał na swoim Draco, wiedząc,
że igra z ogniem. Oboje byli bladzi na twarzy.
- I
co ja mam powiedzieć Scarlett, kiedy znikniesz? – spytała płaczliwym głosem, za
wszelką cenę starając się opanować emocje.
Draco
milczał, więc kontynuowała.
- Tak
niedawno dowiedziała się, kto jest jej prawdziwym ojcem, tak bardzo się
cieszyła, a ty zamierzasz zniknąć. A co, jeśli coś ci się stanie? – spojrzała
na niego wilgotnymi oczyma. – Co mam jej powiedzieć jeśli… jeśli… - słowo
stanęło jej w gardle i osunęła się po ścianie, by usiąść na zimnej posadzce. Draco
kucnął i wziął ją za rękę.
-
Wrócę do was, obiecuję, Hermiono.
Hermiona uniosła na niego gniewne
spojrzenie i automatycznie się podniosła, by wyjść z sali pojedynków. Była
wściekła i zrozpaczona. Trzasnęła drzwiami, które ledwo co nie uderzyły
Dracona, który wybiegł za nią z pomieszczenia.
-
Zaczekaj! – zawołał za nią, a Gryfonka gwałtownie stanęła i odwróciła się w
jego stronę, a na jej twarzy malował się czysty gniew.
- Jak
możesz obiecać mi takie rzeczy! Narażasz się na niebezpieczeństwo, może ci się
coś stać i wtedy znów zostaniemy same. Ja… ja nie chcę znów zostać sama – powiedziała
załamanym głosem.
Powiedziała to, czego tak bardzo się
bała. Jej przyjaciele byli w niebezpieczeństwie, a ukochany sam z siebie chciał
się w to wpakować. Nie mogli przewidzieć, co się tam działo, co planują
Śmierciożercy. Czuła się bezsilna i chciała coś zrobić, ale musiała być ze
Scarlett. Tym bardziej teraz, kiedy Draco podjął taką decyzję. Nie miała
pojęcia jak sobie poradzą. Będzie musiała teraz wspierać się wzajemnie z Ginny.
Pierwsza łza potoczyła się po jej policzku.
-
Nigdy już więcej nie będziesz sama – odrzekł Draco i nachylił się, by ją
pocałować. Całowali się namiętnie, nie chcieli przerwać tej chwili. Hermiona
wplotła palce w jego włosy a on położył jej rękę w talii i przyciągnął ją do
siebie jeszcze bliżej. Tak bardzo nie chciał się z nią rozstawać. Wiedział, że
to, co zrobi będzie niebezpieczne, ale ich przyjaciele potrzebowali pomocy. Ona
musi zostać z dzieckiem, a on zabije wszystkich śmierciożerców, uwolni
przyjaciół i wróci. Wróci dla swojej rodziny, która była dla niego najważniejsza.
Z czasem ich pocałunek stał się
czuły i niezwykle delikatny. W końcu Hermiona przytuliła się do Dracona i
wyszeptała cichutko.
-
Postaraj się wrócić razem z nimi.
-
Wrócę – obiecał i pocałował ją w czoło. – Będę miał do ciebie jeszcze jedną
prośbę.
-
Jaką? – spytała.
-
Zamieszkaj na ten czas w moim domu ze Scarlett.
-
Przecież Astoria…
- Nie
pojawi się już w nim. Nałożyłem na niego zaklęcie, które pozwala tylko
niektórym osobom wejście do niego. – odpowiedział. Hermiona mimo wszystko nie
była zachwycona tym pomysłem. Nie lubiła tego domu, źle jej się kojarzył, ale
była gotowa zrobić dla Dracona wszystko, o co tylko by ją poprosił.
- No
dobrze, tylko po co miałabym tam mieszkać? – zapytała wciąż tkwiąc w jego
ramionach, bo nie chciał jej wypuścić.
-
Zajmowałabyś się odbieraniem poczty przychodzącej do mnie i odpisywaniem na
listy, że mnie nie ma i że niedługo wrócę, by nie wzbudzić podejrzeń moim
brakiem odpowiedzi. Nie chcę, by Ministerstwo Magii zaczęło gadać. I tak już
Potter zniknął, nie trzeba wzbudzać większej paniki. – wyjaśnił jej Draco,
delikatnie odgarniając kosmyki brązowych włosów z jej twarzy za ucho.
- W
porządku, zajmę się tym. – odpowiedziała i odsunęła się od mężczyzny bardzo
niechętnie. – Idź już, muszę wracać na salę.
Draco pocałował ją jeszcze raz
krótko w usta. Cieszyła się, że tego nie przedłużał, tylko od razu po tym
geście odwrócił się od niej i zniknął za rogiem. Wiedziała, że gdyby został
chwilę dłużej, to nie potrafiłaby pozwolić mu odejść. Ale nie zamierzała za nim
biec. Nie zamierzała tego utrudniać. Miała tylko nadzieję, że wszystko będzie
dobrze i niedługo się spotkają. Bardzo martwiła się o Harry’ego. Chciała, by
wszystko już się skończyło, ale wiedziała, że to dopiero początek.
Czarne, stare drzwi otworzyły się z przeraźliwym
piskiem, kiedy weszła do wnętrza Malfoy Manor. Dom co prawda nie był tak ponury
jak wtedy, kiedy została schwytana przez szmalcowników, ale wciąż panowała w
nim nieprzyjemna aura. Zdawała sobie sprawę z tego, że w tych ścianach zginął
nie jeden człowiek. Wzdrygnęła się. Jak Draco mógł tu jeszcze wytrzymywać?
Przez dziesięć minut zwiedzała dół
domu i zapoznawała się z jego pomieszczeniami. Czuła się tutaj obco. Niemal
słyszała jak portrety na ścianach ją wyklinają. Czuła się z każdej strony obserwowana.
W długim korytarzu prowadzącym do innych pomieszczeń, zawieszone były na
ścianach portrety rodzinne Malfoyów i Blacków. Serce jej stanęło, kiedy
zobaczyła starą czarownicę, tak bardzo podobną do Bellatriks. Równie piękną,
straszną i surową. Oderwała od niej wzrok i weszła po skrzypiących schodach na
górę. Draco zostawił jej wskazówki w liście, gdzie ma spać ona a gdzie
Scarlett, ale osobiście wolałaby spać z córką w jednym pomieszczeniu. Nie
sprowadziła jeszcze Scarlett do Malfoy Manor i niezbyt jej się śpieszyło. Córka
przyzwyczaiła się mieszkać i wychodzić z państwem Granger, którzy zabierali ją
na lody w Londynie. Bawiła się z innymi dziećmi na placach zabaw. Dlaczego musi
znów zabierać dziewczynkę w jakieś inne miejsce? Na dodatek tak bardzo nieprzyjazne.
Po dłuższym zastanowieniu uznała, że
będzie zabierać tutaj Scarlett tylko na noc. Ona sama chciała przebywać w tym
domu jak najmniej czasu. Wyciągnęła przed siebie rękę i otworzyła drzwi, które
ukazały jej niezwykle piękną, staromodną sypialnię, która musiała należeć do
Astorii. Zmarszczyła nos czując gryzący zapach mocnych perfum. Natychmiast
zamknęła drzwi z nadzieją, że nie będzie musiała ich otwierać po raz drugi.
Zagłębiała się coraz bardziej w korytarzach, otwierając co jakiś czas różne,
napotkane po drodze drzwi. Większość z nich kryły za sobą sypialnie, salony,
biblioteki lub gabinety, ale były też drzwi, których nie dało rady otworzyć
nawet zaklęciem. Niezbyt ją to zadowalało, ponieważ obawiała się tego, co
mogłoby za nimi być.
Kiedy wchodziła na trzecie piętro,
promienie zachodzącego słońca zaczęły powoli gasnąć, a różne rzeźby rzucały
niemiłe cienie. Na korytarzach panował półmrok, a Hermiona zdała sobie sprawę,
że zgubiła się w tej ogromnej plątaninie korytarzy. Jak można było mieszkać w
takim domu? Ona nie lubiła wielkich, srogo wyglądających i chłodnych domów. Dom
powinien się kojarzyć z przyjemną atmosferą oraz ciepłem rodzinnym. Ten był dla
niej czymś w rodzaju nawiedzonym muzeum. Zaczynała żałować, że zgodziła się na
prośbę Dracona, ale już nie było odwrotu.
Kiedy przechodziła świece na
świecznikach automatycznie się zapalały z dziwnym sykiem, który mroził jej krew
w żyłach. Wszystkie klamki w tym domu były w kształcie węża, a ich szmaragdowe
oczy zdawały się patrzeć na Hermionę nieprzyjaźnie. Skręciła w lewo i
dostrzegła na końcu korytarza ogromne, czarne drzwi, które otaczał półmrok.
Skrzywiła się widząc je, ale podeszła powolnym krokiem w ich stronę i już
wyciągnęła rękę, by sięgnąć klamki, kiedy zatrzymała się. Czy nie była aż
nazbyt ciekawska? Przecież mimo wszystko to nie był jej dom i każdy mógł mieć
swoje sekrety…
Mimo
wszystko wysunęła rękę zmierzając do okrągłej klamki w kształcie głowy węża.
Gdy jej palce dotknęły zimnego metalu wzdrygnęła się. Szybko jednak odzyskała
pewność siebie i przekręciła klamkę. Drzwi ani drgnęły. Ze zrezygnowaniem
zsunęła palce z uchwytu i przyjrzała się głowie węża. Miał on rozsunięty pysk,
ukazujący ostre kły, a w środku jego gardła była malutka dziurka na kluczyk. A
więc potrzebny był klucz, by się dostać do środka…
Prychnęła
i ruszyła w stronę korytarza oświetlonego tylko marnymi już promykami słońca,
które schowało się za horyzontem. Patrzyła na niebo, póki nie pojawiła się
pierwsza gwiazda. Nagle usłyszała hukanie dobiegające z lasu położonego
niedaleko dworku. Otrząsnęła się i zdziwiona zorientowała się, że przez cały
czas myślała o pokojach, których zawartości jeszcze nie znała.
Usłyszała
szmer dobiegający zza jej pleców. Odwróciła się, ale nie zobaczyła nic prócz drzwi,
które niedawno co chciała otworzyć. Teraz, kiedy korytarz całkowicie pogrążył
się w mroku nie były dla niej ciekawe. Napawały ją strachem. Wyczuwała jakąś
złowrogą aurę bijącą od nich. Wydawało jej się, że szmaragdowe brylanciki
będące oczami węża na klamce, patrzą się wprost na jej przerażoną twarz. Usłyszała
w swojej głowie dziwne syki, jakby tysiące ludzi szeptało jej do ucha jakieś
niezrozumiałe słowa.
Zahipnotyzowana
powolnym krokiem, niczym lunatyczka ruszyła w stronę drzwi i ostatni raz
spróbowała przekręcić klamkę, kiedy oderwała dłoń jak oparzona, czując okropny
ból. Pisnęła, a szepty w jej głowie natychmiast ucichły. Spojrzała natychmiast
na dłoń, która miała dwa paskudne nakłucia. Były głębokie i sączyła się z nich
zielona ciecz. Jad? Trucizna? Przeraziła się. Czy to może być coś, co zabija
ciekawskich lub złodziejów?
Odwróciła
się i pisnęła ze strachu, kiedy dostrzegła kogoś naprzeciwko niej. A
przynajmniej tak jej się zdawało. Po paru sekundach zdała sobie sprawę, że to
tylko jej śmiertelnie blade odbicie w lustrze. Zaczęło jej się kręcić w głowie
i straciła orientację w tych wszystkich korytarzach. Jej dłoń nabrała
niezdrowego, zielonkawego koloru, a jad wciąż sączył się z jej rany. Zdrętwiała
jej cała ręka i pociemniało jej przed oczyma.
Usłyszała
trzask otwierających się drzwi i poczuła jak mdleje od jadu rozchodzącego się
po jej ciele. Przez ułamek sekundy dostrzegła zamgloną, wysoką postać jakiegoś
chudego mężczyzny, ale zanim zdołała wysilić wzrok, całkowicie zgasło jej
światło.
Ocknęła
się leżąc na szmaragdowej, niezwykle wygodnej kanapie. Nie czuła ręki i
strasznie bolała ją głowa. Skoncentrowała swoje myśli i od razu przypomniała
sobie wszystkie fakty. Dom Malfoya, mnóstwo korytarzy, tajemnicze drzwi,
zabójcza klamka… jad… potworny ból… zemdlenie i ten niewyraźny mężczyzna… tylko
kim on był?
Odpowiedź
przyszła natychmiast, kiedy usłyszała kpiący, chłodny głos.
-
Mogłem się spodziewać, że tylko taka
ciekawska Granger może próbować się dobijać, kiedy ewidentnie drzwi są
zamknięte. Ale ty jesteś głupia, kobieto.
*
Hermiona natychmiast utkwiła wzrok w
mężczyźnie i omal co się nie zakrztusiła wodą, którą wzięła ze stolika
stojącego obok niej.
-
NOTT? – zrobiła wielki oczy i z wrażenia odstawiła szklankę na bok. – Co ty
tutaj robisz?
-
Wiedziałem, że od razu pojawią się pytania – burknął mężczyzna i podszedł do
wielkiego kotła, gdzie warzył się jakiś wyjątkowo paskudny, czarny jak smoła
eliksir. Był gęsty i bulgotał leniwie. Hermiona wstała z kanapy i spojrzała na
swoją dłoń, która była cała w bandażach.
-
Czym był te…
-
Żadnych pytań, chcę ciszy i spokoju – Teodor zgromił ją wzrokiem. Hermiona
prychnęła i tupnęła nogą.
-
Och, cudownie! Jakaś głupia klamka sprawia, że może mi odpaść ręka i zza drzwi
wychodzisz TY, jakby nigdy nic i teraz mówisz mi, bym nie zadawała pytań! – oburzyła
się i ponownie usiadła na kanapie krzyżując ręce na piersiach.
-
Ręka na pewno by ci nie odpadła… - skomentował jej wypowiedź Nott niezwykle
spokojnym głosem, a ta spojrzała na niego z niedowierzaniem. Ten mężczyzna
naprawdę miał czelność. Ledwo co się zbudziła, chciałaby znać odpowiedzi na
pytania, które kłębiły jej się w głowie, a tymczasem miała przed sobą
najgorszego towarzysza rozmów. Gorzej trafić nie mogła. Już miała otworzyć
usta, kiedy uniósł dłoń, by jej przerwać.
- Ani
słowa. – wycedził przez lewo otworzone usta i pogrążył się w lekturze z
eliksirami, dodając do jakiś czas co nowe składniki do kociołka.
-
Draco kazał mi zostać i cię pilnować, byś nie robiła głupot. – odpowiedział po
chwili milczenia.
Hermiona
zrobiła głupią minę mając nadzieję, że to, co usłyszała to jakiś głupi żart lub
kpina, ale chyba tak nie było. Nott nie miał w zwyczaju żartować, miał nikłe
poczucie humoru. Zupełnie nie wiedziała, co powiedzieć. Rzadko kiedy brakowało
jej języka w buzi, a teraz po prostu nie mogła uwierzyć, że Draco naprawdę
kazał Teodorowi jej pilnować. Zapewne bał się, że wyruszy za nim w podróż i wpakuje się w
kłopoty… To znaczy owszem, myślała przez jakiś czas nad tym, ale nie miała
zamiaru zostawiać córki. Nadal jednak nie rozumiała jak Draco mógł się tak nie
fair w stosunku do niej zachować. Poczuła się w jakiś sposób urażona z tego
powodu, ale wiedziała, że nie może nagle stroić fochów. Co nie zmieniało faktu,
że była na niego zła. W końcu ile czasu miała znosić tego zimnego mężczyznę?! Hermiona
poczuła jak wszystkie jej mięsnie się napinają. Próbowała na niego nakrzyczeć
lub w ogóle siedzieć cicho, ale kiedy tylko spojrzała na opanowaną twarz Teodora
krzyknęła.
-
Świetnie! Cudownie! Nienawidzę cię Malfoy! – wykrzyczała w przestrzeń jakby
miała nadzieję, że ją usłyszy, ale były to nikłe nadzieje. Draco mógł być
daleko w niebezpiecznym miejscu. Nie chciała się z nim rozstawać, a okrutny los
znowu im to zrobił.
- Nie
wydzieraj się, na nikim to nie robi wrażenia – mruknął pod nosem Teodor, a
Hermiona zaklęła paskudnie pod nosem na jego osobę. Nie znosiła tego człowieka.
Dlaczego Draco zlecił mu za zadanie pilnowanie jej, skoro kiedyś w czasach
szkolnych chciał ją skrzywdzić? Musiała przyznać, że trochę się go bała…
Przecież to ona w końcu rzuciła na niego klątwę, która uniemożliwia mu teraz
rzucanie czarno magicznych zaklęć. Gdy to zrobi… Teodor umrze. Poczuła ogromne
wyrzuty sumienia. Przez nią nad życiem Notta zawisła pewna groźba, która
mogła odebrać mu życie. Miała nadzieję,
że nigdy nie dojdzie do takiej sytuacji.
Podeszła powolnym krokiem do okna i
uchyliła je trochę, ponieważ w pomieszczeniu było okropnie duszno przez parę
buchającą znad kociołka. Rozejrzała się po ponurym pokoju. Wszędzie stały stare
regały z książkami, które nie wyglądały jej na takie, które zawierając w sobie
informacje normalnej, czystej magii. Na środku pomieszczenia rosło czarne drzewo, które wyglądało jakby nawet najsłabszy podmuch byłby w stanie je
zmienić w pył. Rosły na nim dziwne, czerwone owoce, z których wylewała się
lepka, czarna substancja. Kiedy skapywała na podłogę, wypalała w drewnie
malutkie dziurki, które za pomocą zaklęć natychmiast się zasklepiały.
- Co
to za drzewo? – spytała, mając nadzieję, że Teodor w końcu jej odpowie.
Niestety, odpowiedziało jej milczenie. – Genialnie… - mruknęła pod nosem
urażona i usiadła na parapecie, by spojrzeć na widok rozciągający się za oknem.
Mimo
lata padał okropny deszcz. Silny wiatr dął w okiennice, szarpał gałęziami drzew
i wyrywał im niekiedy liście. Szare, niemal czarne niebo zwiastowało burzę.
Czuła się niekomfortowo, niemiło i samotnie. Nie chciała siedzieć w tym domu
całymi dniami. Przerażał ją, był ponury i na dodatek miałaby go zamieszkiwać z
równie ponurą osobą. Teodor był odzwierciedleniem tego domu. Westchnęła.
-
Zamierzamy w ogóle rozmawiać? – zwróciła się w jego stronę po raz ostatni, a
ten skutecznie ją zignorował. Poczuła się strasznie odrzucona. Nie chciała się
przecież z nim zaprzyjaźniać, chodziło jej o zwykłą rozmowę, ale jak widać Nott
nie miał ochoty na pogawędki.
Zeskoczyła z parapetu i ruszyła w
stronę drzwi. Mężczyzna w końcu oderwał wzrok od książki i spojrzał w jej
stronę.
- A
ty gdzie się wybierasz? – zawołał za nią, ale Hermiona nawet na niego nie
spojrzała. Otworzyła czarne, mosiężne drzwi i zniknęła za nimi bez zamiaru ich zamknięcia.
Wiedziała, że zapowiadają się naprawdę ciężkie dni w towarzystwie Notta.
Harry siedział wyczerpany i nie w
pełni przytomny w jakimś lochu. Jego ubranie było brudne i podarte, różdżkę mu
zabrano i nie dawano prawie nic do jedzenia. Do lochu nie docierały żadne
promienie słońca ani księżyca, więc całkowicie stracił poczucie czasu.
Wychodził w tej celi tylko wtedy, kiedy Śmierciożercy czegoś od niego chcieli.
Z samego początku próbował walczyć, wyrywał się i nawet parę mocnych
Cruciatusów na niego nie podziałało, więc porwali Melodię z jej leśnego domu i
również uwięzili. Z tego, co usłyszał w przelotnej rozmowie, okazało się, że
Melodii podczas napadu udało się zastrzelić z łuku jednego śmierciożercę, przez
co przechodziła okropne tortury. Serce go bolało, kiedy myślał o tej kochanej,
walecznej kobiecie, która musiała cierpieć przez niego. Jaki był głupi, że dał
się w to wszystko wciągnąć!
Wszystko zaczęło się od tego, że dostał anonimowy alarm jako jedyny auror do Nurmengardu. Teleportował się,
mając nadzieję na złapanie paru śmierciożerców i oddanie ich w ręce dementorów
z Azkabanu, ale za bardzo się przeliczył. Śmierciożerców było mnóstwo i szybko
udało im się go obezwładnić. Pluł sobie przez to w twarz. Codziennie wyjmowali
go siłą z celi, torturowali, a następnie przywiązywali mu ręce i nogi do
ściany, by przeciąż mu rękę ostrym nożem i pobrać od niego trochę krwi.
Następnie mieszali ją z jakimiś eliksirami i szeptali pod nosem jakieś nieznane
zaklęcia.
To
było chore.
Dlaczego
po upadku Voldemorta wciąż istnieją tacy szaleńcy?
Czy
po pokonaniu Voldemorta nadal grozi im niebezpieczeństwo?
Nurmengard wydawał się być
całkowicie opuszczony, ale Harry wiedział, że to tylko złudzenia. Tutaj aż
roiło się od śmierciożerców. Czasami słyszał przeraźliwe krzyki Melodii, i
tylko wtedy czuł, że coś się w nim unosi, że wstępuje w niego nowa siła, ale
minutę później czuje się jeszcze bardziej wyzuty z energii. Wiedział, że Śmierciożercy
coś planowali. Nie zamierzał
się poddać. Jednak wolał oddać swoje życie niż pozwolić, by Melodii coś się
stało.
Nagle drzwi do jego celi się
otworzyły i jakiś tęgi śmierciożerca siłą wrzucił Melodię do środka. Harry
ledwo co ją poznał. Jej długie, czarne włosy, zwykle zaplecione w warkocza,
teraz spływały jej kaskadami po ramionach aż do pasa. Jej zielone, piękne oczy
teraz wyglądały tak, jakby uciekało z nich życie… Na twarzy miała parę blizn, a
z ramienia i kolana ciekła krew.
Kiedy krata się zamknęła, Harry
natychmiast poderwał się i upadł na kolanach obok wynędzniałego ciała
ukochanej.
-
Melodio… - wyszeptał, bojąc się, że jakiś śmierciożerca nadal może stać za
kratami ich celi. – Melodio, kochanie, powiedz, że żyjesz.
Leśna
Elfka odetchnęła głęboko i uklękła przy Harrym. Kiedy go rozpoznała,
natychmiast zarzuciła mu się na szyję.
- Jak
się cieszę, że żyjesz! – rozpłakała się w jego ramionach. Obydwoje byli
przerażeni, ale jednocześnie szczęśliwi, ponieważ teraz byli obok siebie i przynajmniej
mieli świadomość, że aktualnie nic złego im się nie dzieje. Harry przytulił
Melodię najmocniej jak tylko się dało i po chwili oboje się pocałowali. Tak
bardzo im tego brakowało! Nie mieli pojęcia ile siebie nie widzieli.
-
Harry, to, co się tutaj dzieje jest okropne! – wyszeptała przerażona Melodia.
Harry przestraszył się, ta dziewczyna jeszcze nigdy nie była tak nastraszona.
Zawsze miała mnóstwo odwagi. Nawet więcej od niego.
-
Skąd wiesz, co robią Śmierciożercy?
- Raz
udało mi się wymknąć z mojej celi, bo jakiś strażnik przesadził z piwem
korzennym. Wszystkie cele są puste, ale słyszałam czyjeś krzyki zza ściany. Nie
mam pojęcia, co oni wyrabiają i z kim, ale mam nadzieję, że nie doszło do
żadnego morderstwa…
Harry
zmarszczył brwi, a Melodia po wzięciu oddechu kontynuowała.
- Sprawy
śmierciożerców są coraz bardziej tajne. Nie są już oni sługami Voldemorta…
Podsłuchałam trochę ich rozmowy, kiedy wymykałam się korytarzami. Jeden był
pełen krwi i zrobiło mi się niedobrze…
Melodia
przerwała i z jej oczu spłynęły łzy. Harry czuł się jak największy potwór, ale
chciał, by mówiła dalej, musiał wiedzieć jak najwięcej. Na szczęście nie
przyszło mu jej namawiać do opowiadania dalej.
-
Dowiedziałam się, że gromadzą oni siły od trzech lat… Rosną w potęgę, ale
potrzebują swojego nowego mistrza. – mówiła powoli bardzo cichym głosem.
Modliła się w duchu, by nikt nie słyszał tego, co mówi, bo gdyby dowiedzieli
się, że zna parę ważnych faktów, to od razu by ją zabili. – Podobno każdy ze
śmierciożerców oddaje swoją pewną cząstkę.
-
Tworzą horkruksy? – zaniepokoił się Harry.
- Nie
– pokręciła głową. – Tworzą chyba coś w rodzaju widma, którego karmią swoimi
mocami, złem i cierpieniem innych osób poprzez przelanie ich krwi.
-
Tworzą widmo, ale czyje ciało wezmą? – Harry’ego ogarnął ogromny lęk. Melodia
zagryzła wargę. Boleśnie przypomniała mu w tej chwili o Hermionie. Miał
nadzieję zobaczyć jeszcze kiedyś przyjaciółkę. Bardzo mu jej brakowało. Ona w
takiej sytuacji na pewno choć trochę wiedziałaby, co robić.
Nagle krata otworzyła się gwałtownie
i wpadło do niej pięciu śmierciożerców. Dwóch dopadło Melodię, którą
obezwładnili jednym, szybkim zaklęciem. Harry zaczął się wyrywać. Nie! Nie
mogli zrobić jej nic złego.
-
Idziesz z nami, Potter. Mamy dla ciebie małą niespodziankę.
Kiedy
wciąż się wyrywał przetrzymywany przez dwóch śmierciożerców, trzeci walnął go z
całej siły w brzuch. Zgiął się i splunął krwią. Wyprowadzili go siłą z celi i
zawiązali oczy, by nie widział, gdzie go kierują. Stracił poczucie czasu. Bał się
o siebie, ale jeszcze bardziej o Melodię. Nie wybaczy sobie, jeśli coś jej się
stanie.
Poczuł jak ktoś rzuca go na podłogę
i po chwili grube łańcuchy oplatają jego ciało. Usłyszał czyjeś ciężkie kroki.
Jakaś szorstka dłoń chwyciła jego dłoń, którą codziennie nacinali nożem, a
następnie poczuł jakby ktoś przykładał mu rozgrzany metal do rany. Krzyknął
przeraźliwie z bólu. Jakieś dziwne łaskotanie w ręce, które roznosiło się
powoli po jego ciele. Zacisnął mocno zęby i przygryzł sobie język do krwi,
ponieważ ból był nie do zniesienia. Nagle wszystko się skończyło tak szybko jak
się zaczęło.
-
Słodkich snów, Potter. Już niedługo będziesz całkiem nowym człowiekiem. –
usłyszał czyjś gruby głos i zapadł w głęboki sen.
~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział już całkowicie dokończony ;) Postaram się dodać kolejny jak najszybciej, bo prawdopodobnie wyjeżdżam w czwartek lub piątek i nie będzie mnie przez cały weekend. Mam trochę inny pomysł na tego bloga i mam nadzieję, że się nie obrazicie, jeśli dodam trochę mrocznych, okrutnych momentów do opowiadania.
Jednocześnie udostępniam link do bloga znajomej mi czytelniczki i pisarki :))
http://embroiledlove-dramione.blogspot.com/#_=_
Jednocześnie udostępniam link do bloga znajomej mi czytelniczki i pisarki :))
http://embroiledlove-dramione.blogspot.com/#_=_
Ściskam
Sheireen ♥