czwartek, 5 grudnia 2013

Zawieszam Bloga!

Moi najdrożsi Czytelnicy!
Tak, tytuł posta jest prawdziwy, niestety. Parę dni temu Marina napisała informację na ten temat na Facebooku, ale ja czuję się mocno zobowiązana do tego, by sama o tym powiadomić. 
Myślę, że przede wszystkim należą Wam się wyjaśnienia. 
Jak pewnie zauważyliście nowe notki pojawiały się już coraz rzadziej. Wena robiła sobie nieznośne żarty wracając na jeden dzień i znikając na dwa tygodnie. Na dodatek nie mam już zbytnio czasu. Wiadomo szkoła, dodatkowe zajęcia i mnóstwo nauki. Jedyne, co z niej wyszło, to moja o wiele lepsza średnia niż w tamtym roku. 
Kolejny powód jest taki, że leżę chora właściwie 3 tydzień. Można by się spodziewać, że mam mnóstwo czasu, ale prawda jest taka, że jestem już tą chorobą kompletnie wyczerpana i nie mam żadnych chęci. 
Na dodatek ostatnio sporo dzieje się w moim życiu i potrzebuję czasu na dokładne poukładanie go.

Mimo wszystko NA PEWNO WRÓCĘ. Chcę powrócić jako ta dawna Sheireen z pierwszego bloga, która prawie zawsze miała wenę i dodawała parę notek w tygodniu. Postaram się, by doszło do tego jak najszybciej, bo już strasznie brakuje mi pisania, bloga i przede wszystkim Was.
Prawda jest taka, że te opowiadania stały się pewnym elementem w moim życiu, ale nigdy do tego by nie doszło, gdyby nie Wy, więc mam nadzieję, że kiedy wrócę i będę miała jeszcze tych paru Czytelników, którzy zechcą przeczytać historię do końca.
Najmocniej Was przepraszam, że mimo walki w końcu się poddałam.

Przesyłam mnóstwo miłości i tęsknoty 
Zawsze Wasza
Sheireen ♥

poniedziałek, 25 listopada 2013

Get High

            Hermionę obudziły promienie słoneczne wlewające się strumieniami do pokoju. Przeciągnęła się z rozkoszą i przetarła oczy. Jeszcze nigdy nie była tak cudownie wyspana. Obok niej leżała rozwalona na całym łóżku Ginny. Jej rude włosy lśniły w słońcu, przypominając rozszalały ogień. Kołdry leżały na podłodze, a jedna poduszka ku jej zdziwieniu była w nogach.
Wstała i ruszyła do łazienki, by się ogarnąć. Spojrzała na swoje odbicie lustrze. Wyglądała… inaczej. Andrew zawsze chciał, by się dla niego stroiła i pod tonami makijażu maskowała swoją naturalność. Teraz, kiedy nie miała na sobie tej dziwnej maski czuła się jak dawna Hermiona Granger, dla której wygląd nie miał większego znaczenia. Przemyła twarz i umyła zęby. Związała włosy w luźnego warkocza i zarzuciła na siebie zwyczajną, białą sukienkę, której używała do chodzenia po domu.
            Kiedy wyszła z łazienki, Ginny wciąż smacznie spała w jakiejś dziwnej pozie. Podeszła do okna i rozsunęła na boki firanki, a następnie wyszła na balkon. Był prześliczny. Mnóstwo kolorowych roślin i jakieś jacuzzi przypominające mały basen z wbudowanym barkiem. Na balkon prowadziły też drugie drzwi. Najwidoczniej od kolejnej sypialni. Podeszła do szklanych barierek i omiotła wzrokiem widok Hollywood. Na dalekim wzgórzu połyskiwał napis miasta, witając przybyłych. Słońce grzało jej twarz, a delikatny wiaterek rozwiewał lekko kosmyki jej włosów.
Uśmiechnęła się sama do siebie. Niezwykła lekkość na sercu, jakiej już dawno nie czuła w końcu ujrzała światło dzienne. Czuła się… wolna. Najchętniej rozłożyłaby ręce niczym skrzydła i odleciała jak najdalej. Była w otoczeniu prawdziwych przyjaciół. Ludzi, którzy byli z nią przez tyle lat, i których pokochała. Czuła się tak, jakby nastoletnie lata powracały. Była niezbyt popularną piosenkarką, która swoje opowieści zmieniała w muzykę. Błądziła w świecie mugoli błędnie myśląc, że może odnaleźć ponowny sens życia. Która miała marzenia, by stać się potężną czarownicą i żyć wśród szczęśliwej rodziny. Jednak po niefortunnej serii wydarzeń zobaczyła swoje marzenia, lśniące i niedostępne niczym gwiazdy na czarnym niebie. Jednak nie przejmowała się tym, ponieważ wiedziała, że spełni się w końcu wszystko, o czym kiedykolwiek marzyła.
I spełniło się. Znalazła Andrew gotowa założyć z nim rodzinę.
A później kolejne zawody i załamania.
Zrozumiała, że musi to wszystko stracić, by poczuć, czym jest prawdziwa wolność.


            - O czym myślisz? – usłyszała głos Dracona, który najwidoczniej wstał równie wcześnie jak ona. Nie usłyszała nawet, kiedy przyszedł. Oparł się o barierki i również zdawał się przyglądać tętniącemu życiem już miastu. Uśmiechnęła się do niego delikatnie.
- Zabrzmi głupio, ale od kiedy zostałam sama na tym wielkim świecie, coraz częściej uczepiałam się wielkich marzeń i rozmyślaniami. Byłeś na paru moich występach…
- Słowa piosenek opisywały ciebie – odpowiedział Draco, a jego wzrok był zamglony.
- Wyjechałam, by zapomnieć, a jak jakaś idiotka wpakowałam się w jeszcze gorsze wspominanie tego, co najbardziej bolesne. – skomentowała z kwaśnym uśmiechem.
- Oboje nie dawaliśmy sobie rady – odpowiedział po chwili Draco. Hermiona utkwiła w nim wzrok czekoladowych oczu, ale on nawet się nie odwrócił w jej stronę. – Myślałem, że praca i mnóstwo obowiązków pozwoli mi zapomnieć. A jednak każdego dnia nie potrafiłem o tobie nie myśleć.
            Tym razem to ona spuściła wzrok. Stali obok siebie, nie mogąc odnaleźć w sobie na tyle siły, by zrobić jakiś gest. Draco kontynuował.
- Codziennie zastanawiałem się, gdzie jesteś, jak wygląda nasze dziecko. Czułem się przytłoczony całą tą rzeczywistością i prawdą jaka na mnie spadła.
- Draco… czy ty kiedykolwiek chciałeś być wolny? – spytała.
- Wiele razy, przede wszystkim podczas wojny. Chciałem odejść i nie dać się wykorzystywać. Ale gdybym to zrobił, spowodowałbym stratę życia niejednej osoby. Teraz znów czuję się winny. Nigdy nie będę wolny po tym, co ci zrobiłem.
Hermiona drżącą ręką ujęła jego dłoń, która zaciskała się na poręczy. Zerknął na nią zdziwiony. Hermiona ujęła jego drugą dłoń i powoli przytuliła się do niego. Odwzajemnił gest, a kobieta oparła podbródek na jego ramieniu.
- Wybaczam ci, Draco. – wyszeptała. – Nie chcę się już dłużej z tobą spierać.
- Nie zasługuję na twoje przeprosiny, Hermiono – warknął lekko zdenerwowany. Przez tyle lat karał się i winił, a ona tak szybko mu wybaczyła. Nie powinna. Przez niego wiedli paskudne pięć lat męki.
- Nie obwiniaj się cały czas, do cholery – odpowiedziała w miarę spokojnie i spojrzała mu stanowczo w oczy. – Oboje możemy być wolnymi ludźmi. Ja od wczoraj taka się stałam.
            I nie czekając na nic więcej odsunęła się od niego i weszła z powrotem do wnętrza apartamentu. Draco jeszcze przez chwilę stał na balkonie, myśląc nad jej słowami. Hermiona była o wiele bardziej dorosła niż kiedyś. Wiedziała, co mówi. Mógł być wolnym człowiekiem.
Powoli zaczął sobie wybaczać.


            Hermiona stanęła jak wryta, kiedy zauważyła kuchnię całą uwaloną w mące. Blaise i Ginny stali naprzeciwko siebie i mierzyli się wściekłym wzorkiem. Oboje byli cali w białym proszku.
- Ty zawsze musisz robić po swojemu?! – krzyknęła wściekła Wiewióra.
- Tak byłoby lepiej, gdybyś niczego nie popsuła!
- Ja wszystko popsułam?! To ty nigdy mnie nie słuchasz!
- Gdybym cię posłuchał, nie wyszłoby tak, jakbym chciał! – warknął Blaise.
            Hermiona stała spetryfikowana. Nie wiedziała zupełnie, co robić. Jeszcze nigdy nie słyszała, by jej przyjaciele tak bardzo się kłócili. Właśnie miała się spytać, o co im poszło i spróbować ich pogodzić, kiedy wydał się temat ich kłótni.
- No i przez ciebie nie będziemy mieć naleśników na śniadanie!
Blaise wściekły wziął szklankę z wodą i wylał ją na głowę Ginny.
- Nie no ja cię zabiję! – na jej włosach z mąki zaczęło robić się ciasto. Hermiona nie wytrzymała i zaczęła się śmiać jak opętana. Dopiero teraz ją zobaczyli. Mieli trochę głupie miny. Gdy brązowowłosa to zobaczyła, jeszcze bardziej zaczęła się śmiać.
- Idę wziąć prysznic– mruknęła Ginny i zniknęła im z oczu. Hermionie powoli mijała głupawka, ale wciąż śmiała się, trzymając się za brzuch. Blaise wyglądał komicznie w białej mące.
            Nagle do kuchni wszedł Draco, ku zdziwieniu wszystkich nawet nie zauważył w jakim stanie jest jego kuchnia. Wyjął z kredensu kubek i za pomocą zaklęcia Aquamenti, napełnił ją zwykłą wodą.
- Co za syf – skomentował, a Hermiona i Blaise zachichotali.
- Nie martw się, pojutrze już będziecie mieć dom tylko dla siebie – Blaise mrugnął porozumiewawczo do Dracona, a w oczach blondyna błysnęły dziwne iskierki. Hermionie natychmiast uśmiech znikł z ust. Odkaszlnęła skrępowana.
- Dlaczego pojutrze was nie będzie? – spytała się skrępowana i lekko zawiedziona.
- Znaleźliśmy z Ginny fajny apartament, w którym moglibyśmy się zatrzymać na ten czas, bo ten oto tutaj – wskazał palcem na Malfoya, który właśnie otwierał okno, by wpuścić sowę z Prorokiem Codziennym do środka. – Nie życzy sobie naszej obecności.
- No nie gadaj – Hermiona spojrzała z pretensją na Malfoya.
- Gada bzdury – skomentował Draco i usiadł obok Hermiony na krześle, czytając gazetę.
- Teraz to się bronisz – Blaise zrobił oburzoną minę i wyszedł obrażony. Hermiona podniosła brew i wyrwała Draconowi gazetę z dłoni.
- Co ty znów ode mnie chcesz? – spytał zdziwiony blondyn. – Oddaj mi gazetę, czytałem.
- Dlaczego chcesz, by Ginny i Blaise się wynieśli stąd? – warknęła, a w jej oczach zapłonął ogień. Draco podniósł się wkurzony i westchnął.
- Zabije go.
- Najpierw wyjaśnij to mnie! – zawołała za nim i złapała go za ramię, przyciągając do siebie, by nigdzie jej nie uciekł. Nagle usłyszeli śmiech Zabiniego, który wychylił głowę zza framugi.
- Och, Hermionko, to takie urocze, że się tak o nas troszczysz.
- Co? – zdziwiła się dziewczyna, patrząc raz na Blaisea i raz na Malfoya.
- Zostajesz z tym baranem tylko dlatego, że ja i Ginny się z własnej woli wyprowadzamy, by pobyć samym – mrugnął porozumiewawczo. – Współczuję ci.
            Mówiąc to zniknął z powrotem za framugą drzwi i słyszeli tylko jak nuci piosenkę, która podejrzanie przypominała „Kociołek pełen gorącej miłości” Celestyny Warbeck, ulubionej piosenkarki magicznej pani Weasley. Puściła delikatnie ramię Dracona i machnęła różdżką parę razy, by wysprzątać kuchnię.
- Masz jakieś plany na dzisiaj? – spytał Draco z dziwną nutką w głosie.
- Nie wydaje mi się. – odpowiedziała Hermiona i wspólnie poszli do salonu.
- Może wyjdziemy gdzieś ze Scarlett? – zaproponował.
- Dzisiaj jest sobota, więc Scarlett idzie na podwieczorek do takiej miłej staruszki, gdzie bawi się z jej wnukami. Jak zawsze co tydzień. – odpowiedziała Hermiona.
- Wysyłasz nasze dziecko do jakieś obcej baby? – burknął niezadowolony Draco, a Hermiona zgromiła go spojrzeniem.
- Ta, jak to powiedziałeś „baba”, pomagała mi oraz Scarlett, kiedy byłyśmy w potrzebie – warknęła. – Accio książka – mruknęła, i książka, która leżała na regale przyfrunęła do jej rąk. Draco wzruszył ramionami.
- A ty wciąż siedzisz w książkach? – zagadnął ją. Kiwnęła niezauważalnie głową, czytając recenzję książki. - A ty? Masz jakieś plany na dzisiaj?
Spojrzała na niego znad książki. Przez chwilę gapiła się na niego, jakby sprawdzała, czy mówi na poważnie, ale po chwili odpowiedziała.
- Nie mam – odrzekła ostrożnie i odłożyła książkę na bok. Draco uśmiechnął się szelmowsko.
- Czyli zabieram cię dzisiaj na miasto – klasnął w dłonie i wstał z kanapy.
- Nie mam nic na ten temat do powiedzenia? – roześmiała się mimo wszystko.
- Nie, kochanie – puścił jej oczko i zniknął jej z oczu. Hermiona jeszcze chwile patrzyła się w miejsce, gdzie zniknął z lekkim uśmiechem, a następnie sięgnęła ponownie po książkę, by pogrążyć się w lekturze.


            Wpatrywała się w ciuchy, które wyjęła ze swojej walizki. Było ich mnóstwo, a jednak nie miała się w co ubrać. Miała przeważnie jakieś eleganckie sukienki, albo suknie, w których prezentowała się na scenie jako Carmen Grant. Zaledwie parę par spodni i bluzek. Jak mogła być prawdziwą Hermioną w ciuchach wartych nawet parę tysięcy? Czułaby się tak jak przez ostatnie parę lat. Jakby była w ciele innej kobiety. Chciała być sobą. W końcu Draco wolał Hermionę od kobiety, którą się stała. Owszem, nałożyła delikatny makijaż, ale lubiła o siebie dbać.
            Westchnęła. Dlaczego Ginny i Blaise musieli się już wynieść do nowego mieszkania? Mieli przecież zamieszkać w nim jutro… Przydałaby jej się rada przyjaciółki, bo zupełnie nie miała pojęcia w co się ubrać. W końcu wzięła czerwoną sukienkę. Może choć trochę uda jej się podkreślić swoją gryfońską naturę.
            Teraz stała przed lustrem i nerwowo przygładzała sukienkę. Miała delikatny dekolt, wprost idealny jak dla niej. Sukienka sięgała połowy ud, ale nie przejmowała się tym, bo na dworze w Hollywood było ciepło nawet w nocy. Uśmiechnęła się, a oczy jej rozbłysły. Już dawno nie była tak podekscytowana. Andrew rzadko kiedy z nią wychodził. Coś czuła, że z Malfoyem nie będzie się nudzić.
- Jesteś gotowa? – usłyszała jego głos za drzwi.
- Tak – odpowiedziała.
            Klamka poruszyła się i po chwili do środka wszedł Draco. Chciał coś powiedzieć, ale odebrało mu mowę, kiedy ją zobaczył. Była piękna. Inaczej nie mógł jej opisać. Nie chodziło tutaj mu o strój i jej wygląd, chociaż to też się liczyło. Najwięcej uroku dodawał jej uśmiech na rumianej twarzy i rozweselone oczy.
- W takim razie chodźmy – wydukał Draco, a Hermiona z uśmiechem na twarzy wzięła go za rękę i wyprowadziła z pokoju.


            Przechadzali się po tętniących życiem uliczkach. Mijali roześmianych ludzi, przyjaciół i pary oraz co jakiś czas w ciemnych uliczkach kręciły się podejrzane typy, które załatwiały pewnie swoje mroczne sprawy. Mijali za sobą kawiarenki, dyskoteki, kasyna i kluby nocne. Uwielbiała ciszę i spokój, ale musiała przyznać, że to miasto miało swój urok. Widzieli jakiś wielki tłum i błyski fleszy. Najwidoczniej jakaś mugolska gwiazda została zauważona i już nie dali jej spokoju.
- Cieszę się, że mało kto rozpoznaje we mnie Carmen Grant – powiedziała Hermiona. Cudownie czuła się w towarzystwie Malfoya. Draco obejmował ją w pasie, ale wiedziała, że jest w towarzystwie przyjaciela. Nie miała zamiaru się z nim aktualnie wdawać w jakieś inne stosunki.
- Przecież i tak jesteś sławna w świecie czarodziejów – zauważył Draco.
- Ale to nie jest to samo. Tutaj gdy ktoś zauważy gwiazdę, od razu rzucają się na nią i chcą tysiące autografów i zdjęć. Nienormalne zachowanie. Zero prywatności – odpowiedziała Hermiona. Bardzo tęskniła za prawdziwym domem. Wiedziała, że ma zamiar wrócić z przyjaciółmi do Londynu od razu, gdy tylko nadarzy się okazja. Nie chciała znów pozostać sama.
- Co powiesz, by tutaj wstąpić? – zaproponował Draco, wskazując na jakiś wielki budynek oświetlony tysiącami kolorowych świateł. Hermiona od razu wiedziała, co to za miejsce. Raz miała tam występ i mocno się do niego zraziła, ale jeśli jest z Malfoyem, to nic jej nie groziło. W jego towarzystwie zawsze czuła się bezpiecznie.
- Kręci się tutaj sporo podejrzanych typów, a jednocześnie jest to jedno z najpopularniejszych miejsc w Hollywood – powiedziała, a Draco uśmiechnął się dziwnie.
- Zaszalejmy – odparł i skierowali swoje kroki w stronę budynku, gdzie kierowało się i wychodziło sporo bogato ubranych osób.
            Przy wejściu zapłacili sporą sumę, a u progu przywitała ich dudniąca muzyka. Weszli do środka, gdzie panował gwar. Ludzie bawili się do puszczanych utworów, siedzieli przy stolikach oraz barze. Jacyś bogacze z cygarami w ustach grali w kasynie.
- Nie spodziewałem się, że tak może wyglądać zabawa bogatych mugoli – skomentował Draco patrząc z wstrętem na młodą dziewczynę siedzącą na kolanach jakiegoś starszego mężczyzny. - Kiedy tutaj byłaś?
- Jak śpiewałam na przyjęciu jakiegoś biznesmena. – odpowiedziała Hermiona, zajmując wolny stolik i siadając na wygodnym krześle. Naprzeciw niej usiadł Malfoy. - Nie powiedziałabym, że jest to bezpiecznie i normalne miejsce. Przerażające, jak bardzo inne jest tutaj życie, w Hollywood.
- Zauważyłem – Draco spojrzał na facetów w garniturach. Na ich stoliku leżała broń. Słyszał coś o tym. Coś w stylu metalowej różdżki, którą można było kogoś zabić. Nie był jeszcze taki ciemny jeśli chodziło o mugoloznawstwo. Co prawda nigdy nie chodził na te zajęcia, ale związek z Hermioną zrobił swoje.
            Do ich stolika podeszła kelnerka ubrana w krótką, szmaragdową sukienkę. Zamówili u niej drinki, a ona podała im jakieś „przystawki” w postaci małych, kolorowych ciasteczek.
- Wygląda apetycznie – stwierdził Draco.
- Raczej podejrzanie – mruknęła Hermiona, przyglądając się tęczowym ciasteczkom.
- Daj spokój, rozerwijmy się.
- Jeśli przez ciebie zrobimy coś głupiego, to cię zabiję – odpowiedziała, ale dała się skusić. Już po chwili zjadła parę przystawek i wypiła drinka. Czuła się trochę tak, jakby zamroczyło jej zmysły, ale jakaś nieznana siła kazała jej się bawić do upadłego.
            Pociągnęła za sobą Malfoya na scenę. Wiedziała już, że nie zamierzała wyjść stąd zbyt szybko. Draco, który również poczuł się trochę otumaniony uznał, że mugolskie wynalazki są po prostu genialne. Jeszcze nigdy nic nie przytłumiło tak jego zmysłów i nie pozostawiło problemów daleko gdzieś. Miał ochotę się tylko bawić. A noc była jeszcze młoda. Dopiero się zaczynało.


            To wszystko było jak z jakiegoś szalonego snu. Piła coraz więcej drinków, podłoga pod jej stopami dudniła, wprawiając jej ciało w ruch. Kiedy w końcu byli zmęczeni zasiedli przy grze kasynowej. Skupiony wzrok Dracona i jego wrodzona przebiegłość oraz kobieta u boku zmusiły go do wygrania sporej sumy pieniędzy.
Pamiętała, że grali dalej. Siedziała mężczyźnie na kolanach, obejmując go ramieniem i szepcząc do ucha różne słowa. On nagradzał ją czułymi pocałunkami w szyję.
Ciepłe fale rozkoszy.
Chciała zrobić dzisiaj wszystko.
Czerpać przyjemności z życia.
Bawić się i nie zwracać na nic uwagi.
Była wolna…
            Drinki i przystawki pojawiały się cały czas, a ona coraz bardziej traciła panowanie nad sobą. Całe towarzystwo, które tutaj przebywało zdawało się jednak myśleć tak samo jak ona.
Nie pamiętała nawet kiedy weszła na parkiet i zaczęła tańczyć obok półnagich tancerek przy rurach.
Coś w głębi duszy mówiło jej, że nie powinna się obnażać tak jak one i nie zrobiła tego. Żyła dla siebie i tańczyła dla niego. Wpatrywała się głęboko w szare oczy Ślizgona, posyłając flirciarskie uśmieszki.
Próbowała się uwolnić.
To, co robili było złe. Coś się z nimi działo.
Powinna to przerwać, ale jej się nie udawało. Zdawało się, że umysł coraz bardziej pokrywał się płaszczem wolności i niezależności oraz jakiejś niezrozumiałej dzikości.
Nie, nie powinna się tak zachowywać.
            Słyszała rozmowy, śmiechy i wrzaski. Jacyś mężczyźni rzucali pieniędzmi w tancerki, które skutecznie ich uwodziły. Hermiona kucnęła i przyciągnęła do siebie Dracona, który złapał ją w pasie i zdjął z parkietu. Przyciągnął do siebie i wziął kolejnego drinka od seksownej kelnerki, a następnie wypili go na spółkę. Czuł niezmierzoną ochotę pocałowania jej. Jeszcze nigdy nie widział takiej Hermiony. Nie była sobą, ale zdał sobie sprawę, że on też nie zachowywał się tak jak powinien.
Prawdziwy Draco Malfoy wyciągnął by z tego fałszywego miejsca kobietę i nie pozwolił jej robić takich rzeczy.
Ale pragnął zabawy. A drinki i przystawki miały w sobie coś, co ją dawało.
            Zaprowadził Hermionę pod ścianę. Kobieta niechętnie to zrobiła. Wyjął papierosa i zapalił go, a Hermiona spojrzała na niego dziwnie. Jej brązowe oczy były przymglone, ale wydawało mu się, że on też wygląda dokładnie tak samo.
- Czemu palisz to świństwo? – spytała, a Draco wzruszył ramionami. Podeszła do niego niezwykle blisko i wyjęła mu papierosa z ręki, a następnie zaciągnęła się, ku jego wielkiemu zdziwieniu. Położył ręce na jej biodrach. Odkaszlnęła, a on się roześmiał. Wydmuchała dym papierosowy prosto w jego usta, marząc o tym, by je pocałować. Nieznana siła zmuszała ją do działania. Pobudzała umysł i rozpalała ciało.
- Skończ z tym – rzuciła papierosa na podłogę i zgniotła go obcasem. Zarzuciła mu ręce na szyję, a on przybliżył swoją twarz do jej. Przylgnęła do niego całym swoim ciałem i już przybliżała swoje usta do jego, kiedy usłyszeli czyjś niezadowolony głos.
- Łapy precz od tej kobiety.
            Zgrzyt i szczęk naładowanych broni. Natychmiast oderwała się od Dracona, który spojrzał groźnie na paru mężczyzn z garniturach. Dwóch z nich miało w rękach pistolety, które niezauważalnie w nich celowali.
- Co to ma wszystko znaczyć? – odezwał się Malfoy, zaciskając palce na różdżce.
- Nie zadawaj niepotrzebnych pytań – odezwał się jeden z nieznanych jej mężczyzn. – Chcemy tylko ją – wskazał czubkiem broni w stronę Hermiony, której piersi niespokojnie unosiły się podczas szybkiego oddechu.
- O co tutaj chodzi? – spytała Hermiona, mrużąc gniewnie oczy i przybliżając się do Dracona.
- Twój narzeczony chciałby cię dostać z powrotem.
- Nie ma mowy! – krzyknęła, a jej włosy naelektryzowały się ze złości.
- Odejdźcie stąd, dopóki jeszcze nie jestem tak wkurzony – zagroził im Malfoy, wychodząc przed Hermionę, by na wszelki wypadek ją osłonić. Złapała go mocno za rękę.
- Uważaj na słowa, bo źle skończysz.
- Skąd znacie Andrew? – wtrąciła Hermiona. Nigdy nie widziała tych mężczyzn na żadnej kolacji, a było ich mnóstwo. Na pewno nie należeli do normalnych ludzi. Kto normalny nosi przy sobie broń? Bała się, ale ona i Draco mieli o wiele większą przewagę.
- Pracuje dla nas – odrzekł ochrypłym głosem tajemniczy mężczyzna. – Nie wiedziałaś, laluniu, że twój Andrew od roku nie jest taki święty na jakiego wygląda? – zarechotał z uciechy. Hermiona poczuła się tak, jakby ktoś wylał na nią kubeł zimnej wody.
- Andrew nigdy nic złego nie zrobił. – wyjąkała drżącym głosem. Mężczyzna obrócił broń między palcami, jakby była zabawką.
- Nie jedną złą rzecz ma już na koncie… Nawet jedno życie – odpowiedział z zadowoloną miną.
            Hermiona zakryła usta dłonią z niedowierzania. Drugą rękę mocniej zacisnęła na dłoni blondyna, który z tajemniczą miną i zabójczym wzrokiem wpatrywał się mężczyzn. Hollywoodzcy gangsterzy nie mieli dobrej opinii. Znani byli ze swoich przekrętów, a czasem nawet i zabójstw. Nikt nie zamierzał z nimi zadzierać.
- Nie wierzę wam… - wyjąkała Hermiona, chociaż poczuła jak łzy napływają jej do oczu. To wszystko by się zgadzało. Agresywne zachowanie jej narzeczonego i te tajemnicze telefony. Późne wracanie do domu…
Była z przestępcą i zabójcą.
            Draco poczuł jak coś w nim eksploduje. Wyciągnął różdżkę i wycelował nią szybko w ścianę, przy której stali agresorzy.
- Bombarda Maxima – krzyknął, a ściana wybuchła. Mężczyźni upadli na ziemię, przygnieceni przez odłamki ciężkich ścian. Zgromadzeni goście spojrzeli z przerażeniem na scenę.
- Teleportuj się! – krzyknęła z rozpaczą Hermiona. Ona sama już próbowała, ale zdała sobie sprawę, że w przekąskach i napojach dosypywane były środki odurzające, które tępiły jej zmysły. Nocne, świeże powietrze, które wpłynęło do środka powoli ją ocucało, ale wciąż nie mogła wyzwolić swoich mocy.
- Nie mogę – odpowiedział załamany Draco. – Musimy uciekać, nie mogą nas dopaść.
            Ile sił w nogach rzucili się do ucieczki. Hermiona nie wiedzieć czemu podbiegła do mężczyzny i wyrwała mu broń z ręki, a następnie wybiegła przez dziurę w ścianie za Draconem. Uciekali ile sił w nogach przez oświetlone ulice. Jednak ciało odmawiało im posłuszeństwa. Zostali nafaszerowani narkotykami. Przeklinała samą siebie, że zrobiła coś tak bardzo nierozsądnego.
Nienawidziła tego miejsca.
            Usłyszeli za sobą pisk opon. Wiedziała, że są ścigani. Adrenalina podskoczyła jej do najwyższego poziomu. Oni chcieli jej.
- Draco, musisz uciekać! – zawołała w biegu. – Oni chcą mnie, nie pozwolę, by coś ci zrobili!
- Nigdy cię nie zostawię – odkrzyknął Draco.
Musieli ich zgubić. Zaciskała mocno zęby, a paznokcie zostawiały krwawe półkola we wnętrzu jej dłoni.
- Co robimy? – spytała zrozpaczona. Serce biło jej jak szalone.
Czy takie rzeczy mają miejsce w normalnym życiu?!
Wpakowała się w związek, który zagrażał jej życiu. Na dodatek wciągnęła w to Dracona. Nigdy sobie tego nie wybaczy. Skręcili w jakiś mały zaułek, który zakończył się wysokim murem. Byli w pułapce.
- Musimy się teleportować. Jeśli połączymy siły, to damy radę. – oznajmił Draco.
Złapali się za ręce i mocno skupili się na obrazie salonu. Nie było łatwo, bo wciąż odczuwali odurzające wpływy narkotyku na ich organizm, ale w końcu poczuli niemiłe szarpnięcie w okolicach pępka i teleportowali się prosto do apartamentu Malfoya.

            Padli całkowicie wyczerpani na kanapę. Wciąż trzymali się za ręce, ale nie zamierzali się puścić. Byli bezpieczni. Na razie. Hermiona zapłakała gorzko i w końcu odsunęła się od blondyna.
- Najmocniej cię przepraszam, że cie w to wpakowałam – szlochała. Draco objął ją ramieniem.
- To nie twoja wina. To Andrew musi ponieść za to odpowiedzialność.
- Byłam z mordercą… to okropne – Hermiona nie potrafiła się uspokoić. Przez tyle lat żyła pod jednym dachem z takim mężczyzną. Przecież jej też mógłby coś zrobić. Mógłby zrobić coś złego Scarlett. Trochę trwało zanim Hermiona doszła do siebie i przestała płakać.
- Połóżmy się spać. Wszystko ustalimy jak będziemy trzeźwo myśleć – zaproponował Draco, kiedy się uspokoiła. Pokiwała głową i wstali razem z kanapy, a nogi uginały im się w kolanach.
- Pójdę tylko do kuchni się czegoś napić – mruknęła Hermiona. Draco ruszył do sypialni, a głowa pękała mu od tego, co dzisiaj się wydarzyło.
            Gryfonka cała się trzęsąc weszła do kuchni i napełniła szklankę zwykłą wodą. Oparła się o blat i popijała płyn, który ochładzał jej rozgrzane od emocji ciało. Ukradkiem zerknęła na tytuł Proroka Codziennego. Myślała, że nie mogło być gorzej, ale się pomyliła. Na pierwszej stronie widniał napis, zapisany grubą, czarną czcionką.

Harry Potter zaginął?

~~~~~~~~~~~~~~
ROZDZIAŁ NIESPRAWDZANY!
Przyznam się od razu:
Bling Ring i filmy akcji zrobiły swoje, co mocno widać po tym rozdziale.
Ale tak to już jest, kiedy czegoś za dużo się naogląda, a ja nabrałam ochoty na napisanie czegoś podobnego. Co prawda nie mam pojęcia jak z tego wybrnę i sama wpakowałam się w kłopoty, ale może jakoś to rozwiążę.
Rozdział mocno nietypowy, więc nie mam pojęcia, jakie będą opinie… Trochę się tego obawiam, bo chyba mocno zaryzykowałam wstawiając ten rozdział...
U mnie okropnie i nienawidzę siebie, bo znów nie potrafiłam się wyrobić.
Mam nadzieję, że u Was o niebo lepiej ;)
Ściskam
Sheireen ♥

sobota, 16 listopada 2013

Ucieczka

            Hermiona wyszła z pomieszczenia, nie omieszkując się jednocześnie, by mocno trzasnąć drzwiami. Miała tego wszystkiego najzwyczajniej w świecie dosyć. Przez tyle lat ciągle to samo.
Musisz za mnie wyjść.
Chrzaniła takie coś! Kim ona była dla Andrew, by spełniać jego wszelkie zachcianki?! Wystarczy, nie ma zamiaru tego wszystkiego dłużej znosić. Odchodzi stąd jak najdalej od narzeczonego. Oczywiście nie na zawsze. Chciałaby mu po prostu uświadomić, że ona nie jest kimś, kogo można zmuszać do ślubu. Ona go przecież nie zostawi, w końcu kochała go na swój sposób. Kiedyś był cudownym mężczyzną, a wszystko zaczęło się od tego, że zaczął pracować po nocach i olewać swoją rodzinę. Następnie to jego groźne zachowanie… Zmarszczyła brwi i przygryzła delikatnie wargę. On nigdy się tak nie zachowywał. Co więc było powodem jego nagłej zmiany? Czy naprawdę myśli, że jedynie ślubem zdoła ją przytrzymać przy sobie?
Prychnęła i szybkim krokiem podeszła do szafy. Wyciągnęła z niej wielki kufer, którego używała jeszcze do przechowywania książek i ubrań, gdy jechała do Hogwartu. Machnęła różdżką i wszystkie jej ciuchy gwałtownie się skurczyły, przypominając ubranka dla lalek. Zgarnęła je jednym zamachem do kufra i zabrała z pokoju wszystkie swoje rzeczy. Z niebywałą gwałtownością zamknęła wieko kufra i schowała go do szafy. Nie odejdzie teraz, w nocy. Zniknie z życia Andrew, kiedy go nie będzie, zostawiając zaledwie krótki list z wyjaśnieniami. Jutro szybko spakuje Scarlett i przeniosą się…
No właśnie, gdzie?
            Ginny na pewno by ją przyjęła, ale w końcu jej przyjaciółka aktualnie spała w apartamencie Malfoya razem z mężem i córką. Nie miała pojęcia, na jak długo, ale jutro to wszystko ustali. Nawet jeśli nie będzie mogła się zatrzymać u ojca jej dziecka, to ma wystarczająco dużo własnych pieniędzy, by zakupić całkiem porządny domek na przedmieściach. Miała nadzieję, że Scarlett zrozumie jej nagłą decyzję. Westchnęła. Jej złotowłosa córka była niezwykle mądra i inteligentna jak na swój młody wiek. Bardzo się bała, że przez swoje nierozsądne zachowanie i błędy, które popełniła w życiu, Scarlett nie dorośnie zbyt szybko. Chciała, by jej córka jak najdłużej trwała w okresie dzieciństwa. Tak jak ona. Hermiona musiała przyznać, że miała cudowne dzieciństwo. Jej rodzice już o to zadbali. Znacznie posmutniała, kiedy zdała sobie sprawę, jaką musi być złą matką.
Obiecała sobie, że to się zmieni. Będzie spędzać od teraz więcej czasu ze Scarlett. Przerywa to głupie śpiewanie. Ma dużo pieniędzy i zdoła utrzymać siebie i dziecko, a może i w najbliższym czasie znajdzie sobie jakąś dobrą pracę na jej poziomie w Ministerstwie Magii. Będzie trudno, owszem, ale miała dość swojego życia, które przytłaczało ją od kilku lat. Zamierzała spalić za sobą wszelkie mosty i nie wracać już do tego, co było.
A jeśli chodzi o jej narzeczonego, to mają szansę utrzymać ten związek tylko wtedy, kiedy on przestanie się tak w końcu zachowywać.
            Upadła zmęczona na łóżko, przebrana już w piżamę i przykryła się cienką kołdrą, a w jej głowie kłębiło się tysiące myśli. Czy dobrze zrobi uciekając? Czy nie popełni kolejnego błędu? Strasznie się bała, i właśnie to ją najbardziej dołowało. Była dzielną, nieustraszoną Gryfonką, która nie bała się wyzwań. Wiedziała, że gryfoński charakter wciąż w niej jest, tylko został pogrzebany na wiele, wiele lat. Zamierzała go teraz uwolnić i znów być sobą.
            Zgrzyt otwierających się drzwi przywrócił ją do rzeczywistości. Andrew nie odezwał się do niej ani słowem, ale kiedy dziesięć minut później już obok niej leżał, przybliżył się, by ją pocałować. Hermiona skrzywiła się i delikatnie go od siebie odepchnęła, dając tym samym znak, że nie ma ochoty na żaden bliski kontakt z nim. Andrew dał za wygraną i położył się obok niej. Oboje wpatrywali się w sufit w milczeniu. Hermionie mocniej biło serce. Jutro miała odejść od narzeczonego… Miała go zostawić i dać czas oraz szansę na zmienienie się. Jednak była na to jak najbardziej gotowa. Nie zastanawiając się dłużej, odwróciła się plecami do czarnowłosego mężczyzny i poddała się słodkiej krainie snu.

            Brązowowłosa kobieta kucnęła naprzeciwko swojej córki i złapała ją za rączkę.
- Kochanie, musimy się stąd wyprowadzić – powiedziała Hermiona, a Scarlett przyglądała się uważnie szarymi oczami twarzy rodzicielki.
- Nie rozumiem, dlaczego? Andrew już nas nie chce? – spytała dziewczynka, a Hermiona mocniej ścisnęła jej rączkę.
- Niedokładnie, ale myślę, że najlepiej dla nas wszystkich będzie jak na razie zamieszkamy same.
Ku niezmiernemu zdziwieniu na twarzy córki pojawił się wredny uśmieszek. Oczy błysnęły jej złośliwie, a Hermiona musiała przyznać, że to była typowa mina Malfoya, kiedy udało mu się dokonać czegoś złośliwego wobec kogoś, kogo nie lubił. Cóż, była tym wstrząśnięta, jak Scarlett czasami bywała podobna do ojca.
- Świetnie, to kiedy się wyprowadzamy? – na jej rumianej twarzyczce wciąż kwitł złośliwy uśmieszek, a Hermiona niedowierzała jej słowom. Scarlett naprawdę chciała się od razu wyprowadzić? Bez zbędnych pytań? Ona chyba naprawdę niezbyt lubiła swojego ojczyma… Powinna to wziąć pod uwagę, kiedy będzie chciała wrócić do Andrew. W końcu chciała też, by jej córka polubiła mężczyznę, z którym będzie.
- Już dzisiaj, skarbie – Hermiona uśmiechnęła się delikatnie, a ta aż podskoczyła ze szczęścia.
- Wyprowadzimy się do Dracona? – spytała z nadzieją w oczach, a Hermionę aż zamurowało. Odchrząknęła.
- Chciałabyś z nim mieszkać w jednym domu?
- Byłoby super! Draco jest fajny i pozwala mi robić wszystko to, co Andrew mi zabrania! – dziewczynka wydawała się być tym bardzo podekscytowana.
- Większość z tych rzeczy po prostu nie przystoi robić takiej pannie jak ty – odpowiedziała Hermiona, ale jej humor się znacznie polepszył. To tak, zawsze, kiedy Malfoy był z córką robił z nią wiele rzeczy, o których ona by nie pomyślała, a na które Andrew patrzył krytycznym okiem.
Scarlett wywróciła oczyma, udając znudzoną.
- Mówisz zupełnie jak on, nie chcę być jakąś księżniczką, tylko wojowniczką! – w jej oczach zapłonęły odważne iskry. – Chciałabym być odważna i walczyć!
Hermiona roześmiała się. Przypomniało jej się, jak ona w dzieciństwie bardzo często bawiła się z drewnianym mieczykiem, latając po całym osiedlu i zawsze przychodziła do domu uwalona błotem. Najwidoczniej Scarlett łaknęła przygód tak samo jak jej matka. Była z niej dumna.
- Dawaj łapcię – uśmiechnęła się do córki, a ta z zadowoleniem ujęła jej dłoń. – Trzymaj się mnie mocno, bo będziemy się teleportować, dobrze?
- Tele… co? – złotowłosa zrobiła wielkie oczy.
- Wszystko ci wyjaśnię, kiedy już będziemy u cioci Ginny, Blaisea i… Dracona – odpowiedziała i po chwili teleportowały się z cichym pyknięciem prosto pod drzwi apartamentu pewnego Ślizgona.
            - To było… ekstra! – powiedziała rozentuzjazmowana Scarlett. – Możemy jeszcze raz?!
- Może później – odpowiedziała Hermiona i zapukała delikatnie do drzwi. Parę sekund później stanął w nich Draco w samych spodniach od piżamy. Hermiona zmieszała się… przecież dochodziła jedenasta, a Malfoy wyglądał jakby przed chwilą wstał z łóżka.
- Czego? – spytał nieuprzejmie, ale po chwili dostrzegł, kto stoi w drzwiach, a na jego twarzy zagościło zdziwienie. – H - Hermiona? Scarlett? Co wy tutaj…
- Hej, Draco – wtrąciła się złotowłosa i bez zbędnych słów wpadła do środka bez zaproszenia. Hermiona syknęła za nią.
- Scarlett! Tak nie wypada, to nie jest twój dom! – zawołała za nią, ale Draco uśmiechnął się szelmowsko.
- Daj spokój, zachowuje się jak ja – machnął lekceważąco ręką. Hermiona spojrzała na niego gniewnie.
- No i właśnie o to się rozchodzi – odpowiedziała szatynka. – Ty też zachowywałeś się tak, jakby cały Hogwart należał do ciebie – prychnęła, a Draco uśmiechał się nad jej potokiem słów. Za wszelką cenę nie chciała najwidoczniej, by zaległa między nimi niezręczna cisza.
- Wchodź do środka – przerwał jej i przeczesał swoje nieułożone włosy.
- Emm… Dziękuję – mruknęła i weszła do luksusowego apartamentu, a Draco zamknął za nią drzwi. Zaprowadził ją do salonu. W mieszkaniu panowała niezwykła cisza. Gdzie byli wszyscy? Hermiona lekko zestresowana przygładziła zagięty róg sukienki. Draco usiadł na narożniku obok kobiety.
- Kawy? – spytał.
- Och, jaki ty gościnny – odpowiedziała sarkastycznie Hermiona, ale szybko się opanowała. – Przepraszam… Jestem lekko podenerwowana. – odpowiedziała zgodnie z prawdą, a Draco pokiwał delikatnie głową na znak, że rozumie.
- Mów, o co chodzi – odpowiedział, a jego spojrzenie przewiercało ją na wylot. Poczuła jak robi jej się gorąco, a policzki rumienią się natychmiastowo. Musiała go o to poprosić. Przynajmniej na jakiś czas, dopóki jej się nie uda. Zbierała w sobie siły, aż w końcu jakoś się wysłowiła.
- Czy ja i Scarlett mogłybyśmy… - słowa zastygły jej w gardle, ale szybko dokończyła na jednym wydechu. – Czy mogłybyśmy zamieszkać u ciebie na krótki czas, dopóki nie znajdę sobie mieszkania?
            Draco wydawał się być zaskoczony tą prośbą. Uniósł brew i spojrzał na nią. Na jego wargach błąkał się lekki uśmiech, którego Hermiona nie zauważyła. Malfoy specjalnie milczał, by przytrzymać ją w niepewności. Może to było podłe z jego strony, bo Granger się stresowała, ale uwielbiał przyglądać się jej delikatnym rumieńcom na policzkach, kiedy była w takim stanie. Zawsze wtedy specyficznie przygryzała wargę, a oczy utkwione miała w podłogę.
- Postaram się, by trwało to najkrócej jak to tylko możliwe. – wypaliła, nie mogąc znieść tej długiej ciszy. - Rozumiem, że masz własne życie, jesteś w Hollywood, gdzie jest pełno ładnych kobiet i pewnie z nimi chciałbyś zamieszkać choćby na jedną noc… oczywiście, rozumiem to, jak nie chcesz, to jakoś sobie dam radę – zaczerwieniła się jeszcze mocniej. Po co ona palnęła tą wzmiankę o kobietach na jedną noc?! Przecież on był żonaty! Och, dlaczego nie pomyślała?!
            Nagle usłyszała jak Draco parska śmiechem i spojrzała na niego oburzona. No tak, mogła się domyślić, że specjalnie tak długo milczał, by ją jeszcze bardziej zestresować. Wredny Ślizgon…
- Rozgość się, Granger – odpowiedział i wstał z kanapy, a Hermiona zrobiła wielkie oczy, nie wierząc w to, co usłyszała.
- Naprawdę? – szepnęła.
- Nie rób takiej głupiej miny, bo nie wyglądasz jak panna Mądrala z Hogwartu, która zawsze mnie denerwowała zarozumialstwem – mrugnął do niej. W tym samym momencie do salonu wpadła Scarlett z naburmuszoną miną.
- Gdzie jest Agnes? – spytała patrząc na Malfoya tak, jakby oczekiwała wyjaśnień.
- Ginny, Blaise i Agnes wyszli niecałą godzinę temu na miasto – odpowiedział. – Jak się masz, Scarlett?
- Świetnie – odpowiedziała i uśmiechnęła się szeroko. – Draco?
- Chyba cię nie słyszę – odpowiedział blondyn, specjalnie drocząc się z córką. Zrobiła wściekłą minę.
- Słyszysz, nie kłam – burknęła.
- Ale co mówiłaś? – Draco udawał, że nie dosłyszy. Scarlett zacisnęła ręce w piąstki.
- Masz mnie natychmiast wysłuchać! – krzyknęła, a Hermiona aż drgnęła. Natychmiast wstała z kanapy, by podejść do córki i ją upomnieć.
- Pyskatą buźkę ma po tobie – zażartował Malfoy, a Hermiona zgromiła go wzrokiem, by się uciszył.
- Scarlett, ja na chwilę wychodzę, dobrze? – poinformowała córkę, która wciąż patrzyła się morderczym wzrokiem na Malfoya. – Zostajemy u Dracona na noc, a ja idę do domu po nasze rzeczy.
- Dobra. – mruknęła Scarlett. – Mam z nim zostać?
Hermiona uśmiechnęła się i popatrzyła na Dracona, który z nieodgadniętym wyrazem twarzy przyglądał się im, opierając o ścianę.
- Tak, kochanie. Przypilnuj go, bo jest bardziej dziecinny niż ty – pocałowała córkę w policzek i z usatysfakcjonowanym uśmieszkiem spojrzała na Malfoya.
- Ja idę tylko po nasze walizki i wracam – odrzekła i poprawiła swoje długie, kręcone włosy.
- Może poczekamy, aż Blaise z dziewczynami wrócą, a ja pójdę ci pomóc z walizkami? – zaproponował, a Hermiona jak zauroczona wpatrywała się w jego niezwykłe, szare oczy.
- Nie, poradzę sobie, dziękuję – odpowiedziała i, zerkając na niego ostatni raz, teleportowała się prosto do willi, którą zamierzała opuścić.

            Hermiona spakowała już ostatnie rzeczy swojej córki do kufra, kiedy usłyszała czyjeś kroki na schodach. Zrobiła wielkie oczy, a jej ręka zacisnęła się na różdżce. Przecież nieprawdopodobne jest to, żeby Andrew wrócił już z pracy. Możliwe, że czegoś zapomniał, ale to przecież niemożliwe. Wróciłby po ponad godzinie? Kroki były coraz głośniejsze, a serce Hermiony zdawało się je powoli zagłuszać.
Nagle drzwi od pokoju Scarlett otworzyły się i – ku niezwykłemu nieszczęściu Hermiony – stanął w nich Andrew. Był w garniturze, ale jego krawat był lekko poluzowany. W jednej ręce trzymał świeże kwiaty, a w drugiej butelkę z brandy. Podszedł do niej chwiejnym krokiem, a Hermiona domyśliła się, że alkohol zrobił już swoje.
- No proszę… kogo my tu mamy – odpowiedział i rzucił kwiaty na podłogę. Hermiona wiedziała, że jest bezpieczna. Miała różdżkę, ale mimo wszystko nie wiedziała, czego może się po nim spodziewać. Nie myślał trzeźwo.
- Andrew? Czemu nie jesteś w pracy? – jej głos leciutko drżał. Czujnie obserwowała jego ruchy.
- Zwolniłem się, by zrobić ci niespodziankę, wracam do domu, a mojej narzeczonej nie ma. Zniknęła razem z dzieckiem, a kufer z twoimi ciuchami stoi w naszej sypialni – spojrzał na nią groźnie i cisnął butelką w kąt pokoju. Szkło rozbiło się na dziesiątki kawałków, a złoty płyn rozlał po podłodze. Myśli Gryfonki szalały po jej głowie jak opętane. Wiedziała, że musi mu powiedzieć prawdę.
- Żądam wyjaśnień! – krzyknął, a Hermiona poczuła jak coś w niej pęka.
- W takim razie je otrzymasz! Odchodzę, Andrew! Odchodzę razem z dzieckiem, by dać ci czas na zastanowienie nad tym, co robisz! – krzyknęła i poczuła jak waleczność Gryfonki wypełnia całe jej ciało.
- To niby ja coś złego robię?! – warknął wyprowadzony z równowagi brunet i wbił w nią zabójcze spojrzenie.
- Tak! Obiecałeś się zmienić, a nic, zupełnie nic nie uległo poprawie! Nie mam zamiaru też brać ślubu z przymusu! – wyrzuciła z siebie wszystkie żale, a emocje nią targały. Była wściekła na niego i na to, do jakiej sytuacji doszło.
- Odchodzisz na zawsze?! – spytał z niedowierzaniem Andrew.
Wyglądał na tak załamanego, że Hermiona poczuła do niego żal. Powolnym krokiem podeszła do niego i zacisnęła ręce na jego krawacie. Spojrzała mu w oczy, w których dostrzegła tylko pustkę. Poczuła jak łzy cisną jej się do oczu. Nie chciała go w żaden sposób zranić, chciała tylko dać mu czas na zastanowienie się nad tym, co wyczyniał.
- Nie, Andrew. Nie na zawsze, ponieważ wciąż cię kocham, ale musimy coś zmienić w swoim związku, bo tak dłużej nie może być – powiedziała bardzo cicho. Myślała, że mężczyzna już się uspokoił, ale dopiero wtedy wpadł w prawdziwy szał. Złapał ją za ręce i odepchnął od siebie z całej siły. Hermiona z trudem utrzymała równowagę i jednocześnie odzyskała ponownie duszę wojowniczki, którą tak dawno temu pogrzebała w swoim sercu.
- Kochasz mnie, tak?! – zaczął się do niej zbliżać, a Hermiona wycofywała się do tyłu. – Gdybyś mnie kochała, to wyszłabyś za mnie! Starałabyś się dostrzec mój problem!
Hermiona, która dotknęła już plecami ściany, warknęła z nienawiścią.
- A niby jak mam dostrzec twój problem, skoro widzę cię tylko przed snem?! Jak mam go do cholery dostrzec, kiedy masz przede mną drogę pełną tajemnic?!
Andrew złapał ją za ramiona i potrząsnął, co jeszcze bardziej doprowadziło kobietę do szału. Nie miała zamiaru dawać się tak traktować! Nigdy więcej! Wyciągnęła różdżkę i wycelowała nią w pierś mężczyzny.
- Drętwota! – krzyknęła, a Andrew został odrzucony od niej z tak wielką siłą, że uderzył się o ścianę naprzeciwko. Był mocno zamroczony, a ze skroni poleciała strużka krwi. Hermiona szybko złapała kufer z łóżka i już miała wybiec, kiedy Andrew złapał ją za kostkę u nogi. Wywróciła się i krzyknęła oburzona. Próbowała się podnieść, ale Andrew złapał ją za ramię i mocno podciągnął do góry.
- Co to miało być?! – warknął jej prosto w twarz, kiedy Hermiona się szarpała, by wyrwać się z jego mocnego uścisku.
- ZOSTAW MNIE! – zawołała z rozpaczą dziewczyna.
Zgromadziła w sobie wszystkie siły manualne, których się kiedyś nauczyła i odepchnęła od siebie mężczyznę. Niestety ten zdołał ją przetrzymać i pociągnął za sobą. Syknęli z bólu, kiedy upadli na ostre odłamki szkła po rozbitej butelce. Hermiona poczuła jak ciepła krew zaczyna spływać jej po dłoni. Andrew warknął wściekle i wytarł krew z lekko naciętego przez szkło karku. Brązowowłosa próbowała się podnieść, ale jej narzeczony przygwoździł ją do podłogi. Poczuła jak szkło jeszcze bardziej wbija jej się w ramię, raniąc skórę, a krew moczy jej rękach sukienki. Łzy zaczęły jej spływać po policzku. Miała już dość tego mężczyzny. Wiedziała, że nigdy do niego nie wróci. Kochała Andrew, a nie kogoś, kim się stał.
- Puść mnie, błagam – powiedziała przez łzy.
- Należysz tylko do mnie, rozumiesz?! Wyjdź za mnie tu i teraz!
- Nigdy nie wyjdę za takiego potwora! – wyzywała go z czystej bezsilności.
- Nie rozumiesz, że od tego zależy moje życie?! – odrzekł Andrew, a w jego głosie brzmiała czysta histeria. Hermiona poczuła jak jej na ślepo błądząca dłoń nagle natrafia na kawałek szkła. Zacisnęła na nim palce i szybkim ruchem rozcięła głęboko skórę na twarzy narzeczonego przez całą długość policzka. Wstała szybko z posadzki. Andrew ostatnimi siłami próbował ją złapać, ale zabrał od niej krwawiącą dłoń, którą również rozcięła.
Pochwyciła szybko różdżkę z podłogi, którą upuściła podczas upadku i wybiegła z pokoju, porywając w biegu walizkę i zmniejszając ją do niemożliwych rozmiarów. Wpadła do sypialni i podziękowała Merlinowi w duchu, że już wcześniej spakowała swoje ubrania i rzeczy. Zmniejszyła swoją walizkę i chwyciła pierwszą, lepszą torebkę. Wrzuciła do niej dwie, małe walizeczki, przypominające pudełka od zapałek.
- Ty egoistyczna suko! Nie przejmujesz się moim losem! – usłyszała dobiegający z korytarza głos narzeczonego. Nie zastanawiając się dłużej, skoncentrowała swoje myśli na salonie Dracona i szybko się teleportowała.

            Ledwo się zmaterializowała w apartamencie Malfoya, a już upadła na kolana, wyczerpana całą tą sytuacją i wysiłkiem. Jej rozcięta dłoń natychmiast poplamiła biały dywan leżący na brązowych panelach.
- Slytherinie, Hermiono, co ci się stało? – usłyszała głos Malfoya, który już po chwili pomagał jej się podnieść na nogi. Zmęczona padła w jego ramiona, a on położył ją na skórzanej, czarnej kanapie.
- Cholera, ty krwawisz – syknął z lekkim przerażeniem w głosie.
Natychmiast rozerwał jej rękaw, by zrobić sobie dostęp do ran. Nie były poważne, to oczywiste, ale bardzo głębokie. Krew powoli z nich wypływała, kapiąc na siedzenie. – Co się stało?
- Andrew był w domu… - odpowiedziała zmęczona. Syknęła z bólu, kiedy Malfoy przyłożył jej różdżkę do ran i mruczał pod nosem jakieś zaklęcia. Poczuł jak paląca wściekłość opanowuje jego ciało. Dlaczego nie nalegał, by jednak poczekała i poszła z nim?
- On… on wpadł w szał, kiedy powiedziałam mu, że odchodzę – wyszeptała Hermiona, co jakiś czas mocniej zaciskając zęby z bólu.
- Ale skąd krew? – dopytywał się Draco. Musiał znać każdy szczegół. Jak on mógł uważać, że Andrew to w porządku facet? To jakiś psychopata, który na dodatek skrzywdził swoją narzeczoną.
- Można powiedzieć, że trochę się poszarpaliśmy. Rozbił butelkę z alkoholem i tak się złożyło, że podczas bójki trochę się pokiereszowaliśmy szkłem – mruknęła i odetchnęła z ulgą, kiedy Malfoy skończył mruczeć zaklęcia. Teraz po rozcięciach widniały tylko czerwone kreski.
- Byłaś dzielna jak kiedyś – odpowiedział z dumą w głosie Draco. Patrzył z podziwem i czułością na twarz Gryfonki, jego ukochanej, odważnej kobiety. Brązowe loki leżały teraz w nieładzie na poduszce, którą jej podłożył pod głowę. W czekoladowych oczach wciąż widniał strach i zagubienie.
- Draco, boję się… boję się, co to będzie, gdy on mnie znajdzie – wyszeptała delikatnie się podnosząc i rozpaczą doszukując się ukojenia w jego szarych oczach.
- Spokojnie – Draco ujął jej dłoń i delikatnie ścisnął. – Dopóki jestem przy tobie, nie pozwolę, by coś złego ci się stało.
Hermina przysunęła się do niego i mocno przytuliła, co go zdziwiło, ale odczuł, że ona po prostu tego bardzo potrzebowała. Potrzebowała wsparcia i pocieszenia u prawdziwych przyjaciół.
- Dziękuję, że mi pomagasz. Dziękuję ci, że jesteś. Zawsze, mimo iż tyle razy cię odtrącałam – powiedziała zmęczonym głosem, a Draco po chwili jedną ręką odgarnął jej kasztanowe loki i wyszeptał do ucha.
- Zawsze będę. Zabiłbym dla ciebie i oddał życie, kochanie.
            Kobieta nic nie odpowiedziała. Draco zdał sobie sprawę, że najzwyczajniej w świecie usnęła w jego ramionach. Wziął ją na ręce i ostrożnie zaniósł do swojej sypialni, gdzie siedziała obrażona na niego Scarlett.
- Nie mam zamiaru się do ciebie odzywać, bo mnie zignorowałeś – mruknęła złotowłosa, przekonana, że jest tutaj najlepsza i każdy powinien się jej słuchać. Nie miał jej tego za złe. On w końcu też taki był. Może Scarlett wdała się pod tym względem w niego i nawet upomnienia Hermiony nie przynosiły rezultatu.
Dziewczynka zobaczyła, że Draco niesie w ramionach matkę i od razu się przestała na niego gniewać. Zerwała się z łóżka.
- Kiedy mama wróciła? – spytała, ponieważ nie usłyszała jak przyszła.
- Chwilę temu, ale teraz jest bardzo zmęczona, więc pozwólmy jej się wyspać i chodźmy do kuchni. Zdaje się, że wraca Agnes, a wujek Blaise kupił spore lody – zachęcił ją, a dziewczynka natychmiast złapała go za rękę i wyprowadziła z sypialni. Zamknął drzwi od pokoju, by nic nie zakłóciło Hermionie snu, a następnie poszedł powitać Ginny i Blaisea z córką, zadowolony z faktu, że Hermiona i Scarlett będą mieszkać u niego przynajmniej przez te parę dni. Miał szansę w końcu się wykazać i pokazać Gryfonce, że naprawdę chciałby wszystko zmienić.

            Hermiona delikatnie uchyliła powieki, gotowa zobaczyć niebieskawe ściany swojej sypialni. Zdziwiła się, kiedy dostrzegła, że znajduje się w nieznanym jej pomieszczeniu o czarno-białych ścianach i nowoczesnych meblach. I nagle wszystko do niej dotarło. Uciekła od narzeczonego, przeprowadziła się do Dracona. Ostatnie, co pamiętała, to uścisk, którym obdarzyła mężczyznę za to, że przy niej był i nie zostawił jej w takiej sytuacji, mimo ich relacji. Powoli wstała z łóżka. W pokoju panował półmrok. Zauważyła balkon, na którym było jacuzzi i barek. Stąd miała cudowny widok na tętniące życiem miasto. Jego światła były tak intensywne i kolorowe, że zastanawiała się, jak można usnąć w takich warunkach.
            Spojrzała na swoje odbicie w lustrze i zdała sobie sprawę, że jej sukienka nie prezentuje się najlepiej. Rękaw miała rozerwany, a na ręce rysowały się liczne, czerwone kreski. Rozejrzała się po pokoju w nadziei, że znajdzie torebkę, z którą przyszła i ucieszyła się, widząc ją na etażerce obok łóżka. Szybko przywróciła normalny rozmiar walizce i wyciągnęła z niej zwykłą, białą bluzkę z długim rękawem i niebieskie jeansy. Przebrała się i wyszła z sypialni. Usłyszała śmiechy dochodzące z salonu, więc tam też skierowała swoje kroki. Zauważyła swoich przyjaciół siedzących na balkonie i popijających szampana z kieliszków. Śmiech Rudej słyszała już tutaj.
            Wyszła na wielki taras i powitała ich delikatnym uśmiechem. Ginny zrobiła wielkie oczy i wstała z krzesła, by ją wyściskać.
- Blaise, przenieś swój zadek na krzesło obok Dracona, bo Hermiona ma siedzieć obok mnie – powiedziała żwawo, a Diabeł bez zbędnych komentarzy przeniósł się na krzesło naprzeciw.
- Hej, Mionka! – zawołał i złapał ją za rękę, energicznie nią potrząsając. – Miło mi cię widzieć w moim skromnym progu. W przeciwieństwie do tych wrednych kreatur, które widzisz poza nami.
Brązowowłosa zaśmiała się perliście.
- Przypomnij sobie, Diable, że ty tutaj jesteś tylko na doczepnym, i że to ja dostałem ten apartament – usłyszeli za sobą głos Malfoya. – Jak ci się spało? – spytał Draco i otworzył kolejnego szampana, którego korek wystrzelił z czerń nocy.
- Doskonale, dziękuję – odpowiedziała i zajęła miejsce obok swojej przyjaciółki. – Jaki jest powód do tego całego świętowania?
- Taki, że w końcu odzyskałaś rozum i przyszłaś mieszkać do nas – zaszczebiotała Ginny. – Draco nam powiedział, że przyszłaś dzisiaj w południe ze Scarlett i poprosiłaś go o przenocowanie na parę nocy. Kochana, podziwiam cię, że uciekłaś od tego dupka, ale skąd nagle tak ci to wpadło do głowy?
- Miałam po prostu dość tego wszystkiego, że nie zwracał na mnie i Scarlett najmniejszej uwagi. Rozumiesz, że wczoraj przyszedł do mnie z suknią ślubną, którą wybrała jego asystentka? – prychnęła Hermiona, a Ginny roześmiała się na widok miny przyjaciółki.
- Godne pożałowania – odpowiedziała, a Hermiona kiwnęła głową.
- Daj spokój, nie mam zamiaru brać ślubu z przymusu, tylko dlatego, że jednej osobie się tak podoba – mruknęła na tyle cicho, by Malfoy tego nie dosłyszał. Usiadł naprzeciw Hermiony i napełnił cztery kieliszki szampanem.
- Andrew nie był zły, kiedy odchodziłaś? – dopytywała się Ginny.
- Zostawiłam mu list, w którym wszystko wyjaśniłam – skłamała gładko Hermiona, nie chcąc mówić wszystkim o incydencie jaki zaszedł między nią a narzeczonym. Ginny niepotrzebnie by się tylko tym przejęła, a zapowiadała się właśnie bardzo przyjemna noc w towarzystwie przyjaciół. Nie chciała spieprzyć jej jakimiś swoimi niezbyt przyjemnymi opowiadaniami.
- Dziewczynki już śpią? – spytała Hermiona Rudej, a ta pokiwała głową.
- W takim razie wznieśmy toast za to, że w końcu jesteśmy naprawdę w czwórkę, jak za dawnych, dobrych lat, gdzie byłem jeszcze młodym chłopcem bez żadnych zobowiązań, auć! – syknął Blaise, bo Ginny nadepnęła mu pod stołem na nogę.
- Dokończ, kochanie – odpowiedziała z mocno przesłodzonym uśmiechem. Blaise spiorunował ją wzrokiem i odpowiedział. – Wypijmy za naszą uroczą czwórkę, która doprowadzi mnie swoim zachowaniem do wczesnej śmierci – mruknął.
            Już po chwili Hermiona zapomniała o wszystkich swoich zmartwieniach. Uwielbiała swoich przyjaciół, którzy potrafili czynić cuda, sprawiając, że potrafiła nie myśleć przy nich o tych wszystkich beznadziejnych sytuacjach. Dochodziła trzecia w nocy, dopóki nie zaczęli się zbierać do spania. Scarlett i Agnes spały w jednym łóżku, które zajmował Blaise wcześniej Blaise z Ginny.
- To ja mogę spać na kanapie – zaproponowała Hermiona skrępowana tym, że ktoś będzie musiał zrezygnować ze swojego miejsca.
- Już mi nie jęcz, Granger – odpowiedział swoim zwykłym, malfoyowatym głosem Draco. – Ty będziesz spała razem z Ginny w mojej sypialni, a ja z Blaisem na kanapie. To znaczy wykopie Blaisea na podłogę – powiedział na tyle głośno, by przyjaciel to usłyszał.
- Hej! – upomniał go urażonym tonem, a Hermiona zachichotała.
- Naprawdę, nie chcę sprawiać problemu – odpowiedziała.
- Nie sprawiasz – przerwał jej Malfoy i zmusił do spojrzenia mu w oczy. – Hermiono, jeśli tylko chcesz, możesz zamieszkać u mnie przez ten cały czas, który będę w Hollywood.
Hermiona spojrzała na niego wątpliwie, ale westchnęła.
- Zastanowię się, Draco – odpowiedziała, a obok niej pojawiła się Wiewióra.
- Smoku, mam na ciebie oko – usłyszała zadowolony głos Ginny. – Spróbuj mi tylko podrywać męża, a nie żyjesz. Chodź, Miona – przyjaciółka złapała ją za rękę i pociągnęła w stronę sypialni, w której miały spać.
- I tak jestem przystojniejszy od ciebie, a tak naprawdę, to Blaise jest gejem, ale ci się nigdy o tego nie przyzna – zawołał za nią Draco i mrugnął. Hermiona parsknęła śmiechem. Musiała szczerze przyznać, że takich kłótni przyjaciół najbardziej jej brakowało. Po skorzystaniu z łazienki przez obydwie dziewczyny, wróciły do sypialni.
- Co powiesz na babskie pogaduchy bez facetów? – zaproponowała Ginny, specjalnie rozwalając pościel Malfoya po całym łóżku, ze złośliwym uśmiechem.
- Jestem za – uśmiechnęła się Hermiona i usiadła po turecku na łóżku. – Nox – mruknęła, a światło w pokoju zgasło. Pokój oświetlany był tylko światłami Hollywood.
- No dobra, to dzisiaj mamy wieczór szczerości – klasnęła w dłonie Ginny z dziwnym błyskiem w oku.
- Zaczynaj – odpowiedziała równie podekscytowana Hermiona.
- A więc… - zrobiła specjalną pauzę. – Czy podoba ci się nadal Draco Malfoy? – roześmiała się na widok naburmuszonej miny Hermiony.
- No wiesz co! – syknęła oburzona. – Mogłam cię podejrzewać o takie pytanie – mruknęła.
- Odpowiedz – zachęciła ją Ginny z podłym uśmiechem na twarzy, a Hermiona wywróciła oczyma.
- Tak, ten idiota nadal cholernie mi się podoba – mruknęła, a Ginny już tarzała się ze śmiechu po łóżku.
- Wiedziałam!
- To dlaczego pytałaś? – Hermiona zaplatała swoje włosy w warkocza, nie wiedząc, co ma zrobić.
- Chciałam to usłyszeć od ciebie – odpowiedziała szczerze. – Widziałam, jak się na siebie patrzyliście dzisiaj wieczorem.
- Dobra, dobra, teraz ja – Hermiona zaczerwieniła się jak dojrzała wiśnia. Mimo wszystko musiała przyznać, że już dawno nie czuła się tak bardzo szczęśliwa.


~~~~~~~~~~~~~~
Witam znowu! :D
Notkę starałam się napisać jak najdłuższą i zajęłam ona 6,5 strony, co jest niezłym nawet wynikiem c;
Nie jest ona sprawdzana, więc na pewno znalazło się w niej mnóstwo powtórzeń, ale nie mam teraz czasu, bo za sekundę muszę już wychodzić z domu, bo się umówiłam. Mam nadzieję, że Wam się spodobało. Staram się upodobnić tą historię z Dramione-Sheireen, by poczuć się trochę jak w domu, bo tęsknię za czasami szkolnymi w Hogwarcie.
Na nową notkę nie trzeba będzie długo czekać, bo już mam jej trochę napisane i mam mnóstwo pomysłów.
Chciałam Was przeprosić za moją niezwykle długą nieobecność i jakikolwiek brak wiadomości z mojej strony, ale choroba w ogóle nie pomagała mi w pisaniu ;c
Mam nadzieję, że tą notką choć trochę wynagrodziłam Wam to czekanie.
Jeszcze raz najmocniej przepraszam. Bardzo się za Wami stęskniłam i cieszę się, że już wróciłam.
Chciałam bardzo podziękować Princess Expecto za wspaniały szablon! Jestem nim oczarowana, kochana! *.* A Wam jak się podoba? :) Haha xd może rzeczywiście Hermiona wygląda na nim jakby miała jedną męską rękę, ale tak jest nawet na oryginalnym zdjęciu xd
Ściskam
Sheireen ♥