Hermionę obudziły promienie
słoneczne wlewające się strumieniami do pokoju. Przeciągnęła się z rozkoszą i
przetarła oczy. Jeszcze nigdy nie była tak cudownie wyspana. Obok niej leżała
rozwalona na całym łóżku Ginny. Jej rude włosy lśniły w słońcu, przypominając
rozszalały ogień. Kołdry leżały na podłodze, a jedna poduszka ku jej zdziwieniu
była w nogach.
Wstała
i ruszyła do łazienki, by się ogarnąć. Spojrzała na swoje odbicie lustrze.
Wyglądała… inaczej. Andrew zawsze chciał, by się dla niego stroiła i pod tonami
makijażu maskowała swoją naturalność. Teraz, kiedy nie miała na sobie tej
dziwnej maski czuła się jak dawna Hermiona Granger, dla której wygląd nie miał
większego znaczenia. Przemyła twarz i umyła zęby. Związała włosy w luźnego
warkocza i zarzuciła na siebie zwyczajną, białą sukienkę, której używała do
chodzenia po domu.
Kiedy wyszła z łazienki, Ginny wciąż
smacznie spała w jakiejś dziwnej pozie. Podeszła do okna i rozsunęła na boki
firanki, a następnie wyszła na balkon. Był prześliczny. Mnóstwo kolorowych
roślin i jakieś jacuzzi przypominające mały basen z wbudowanym barkiem. Na
balkon prowadziły też drugie drzwi. Najwidoczniej od kolejnej sypialni.
Podeszła do szklanych barierek i omiotła wzrokiem widok Hollywood. Na dalekim
wzgórzu połyskiwał napis miasta, witając przybyłych. Słońce grzało jej twarz, a
delikatny wiaterek rozwiewał lekko kosmyki jej włosów.
Uśmiechnęła
się sama do siebie. Niezwykła lekkość na sercu, jakiej już dawno nie czuła w
końcu ujrzała światło dzienne. Czuła się… wolna. Najchętniej rozłożyłaby ręce
niczym skrzydła i odleciała jak najdalej. Była w otoczeniu prawdziwych
przyjaciół. Ludzi, którzy byli z nią przez tyle lat, i których pokochała. Czuła
się tak, jakby nastoletnie lata powracały. Była niezbyt popularną piosenkarką,
która swoje opowieści zmieniała w muzykę. Błądziła w świecie mugoli błędnie
myśląc, że może odnaleźć ponowny sens życia. Która miała marzenia, by stać się
potężną czarownicą i żyć wśród szczęśliwej rodziny. Jednak po niefortunnej
serii wydarzeń zobaczyła swoje marzenia, lśniące i niedostępne niczym gwiazdy
na czarnym niebie. Jednak nie przejmowała się tym, ponieważ wiedziała, że
spełni się w końcu wszystko, o czym kiedykolwiek marzyła.
I
spełniło się. Znalazła Andrew gotowa założyć z nim rodzinę.
A
później kolejne zawody i załamania.
Zrozumiała,
że musi to wszystko stracić, by poczuć, czym jest prawdziwa wolność.
- O czym myślisz? – usłyszała głos
Dracona, który najwidoczniej wstał równie wcześnie jak ona. Nie usłyszała
nawet, kiedy przyszedł. Oparł się o barierki i również zdawał się przyglądać
tętniącemu życiem już miastu. Uśmiechnęła się do niego delikatnie.
-
Zabrzmi głupio, ale od kiedy zostałam sama na tym wielkim świecie, coraz
częściej uczepiałam się wielkich marzeń i rozmyślaniami. Byłeś na paru moich
występach…
-
Słowa piosenek opisywały ciebie – odpowiedział Draco, a jego wzrok był
zamglony.
-
Wyjechałam, by zapomnieć, a jak jakaś idiotka wpakowałam się w jeszcze gorsze
wspominanie tego, co najbardziej bolesne. – skomentowała z kwaśnym uśmiechem.
-
Oboje nie dawaliśmy sobie rady – odpowiedział po chwili Draco. Hermiona utkwiła
w nim wzrok czekoladowych oczu, ale on nawet się nie odwrócił w jej stronę. –
Myślałem, że praca i mnóstwo obowiązków pozwoli mi zapomnieć. A jednak każdego
dnia nie potrafiłem o tobie nie myśleć.
Tym razem to ona spuściła wzrok.
Stali obok siebie, nie mogąc odnaleźć w sobie na tyle siły, by zrobić jakiś
gest. Draco kontynuował.
-
Codziennie zastanawiałem się, gdzie jesteś, jak wygląda nasze dziecko. Czułem
się przytłoczony całą tą rzeczywistością i prawdą jaka na mnie spadła.
-
Draco… czy ty kiedykolwiek chciałeś być wolny? – spytała.
-
Wiele razy, przede wszystkim podczas wojny. Chciałem odejść i nie dać się
wykorzystywać. Ale gdybym to zrobił, spowodowałbym stratę życia niejednej
osoby. Teraz znów czuję się winny. Nigdy nie będę wolny po tym, co ci zrobiłem.
Hermiona
drżącą ręką ujęła jego dłoń, która zaciskała się na poręczy. Zerknął na nią
zdziwiony. Hermiona ujęła jego drugą dłoń i powoli przytuliła się do niego.
Odwzajemnił gest, a kobieta oparła podbródek na jego ramieniu.
-
Wybaczam ci, Draco. – wyszeptała. – Nie chcę się już dłużej z tobą spierać.
- Nie
zasługuję na twoje przeprosiny, Hermiono – warknął lekko zdenerwowany. Przez
tyle lat karał się i winił, a ona tak szybko mu wybaczyła. Nie powinna. Przez
niego wiedli paskudne pięć lat męki.
- Nie
obwiniaj się cały czas, do cholery – odpowiedziała w miarę spokojnie i
spojrzała mu stanowczo w oczy. – Oboje możemy być wolnymi ludźmi. Ja od wczoraj
taka się stałam.
I nie czekając na nic więcej
odsunęła się od niego i weszła z powrotem do wnętrza apartamentu. Draco jeszcze
przez chwilę stał na balkonie, myśląc nad jej słowami. Hermiona była o wiele
bardziej dorosła niż kiedyś. Wiedziała, co mówi. Mógł być wolnym człowiekiem.
Powoli
zaczął sobie wybaczać.
Hermiona stanęła jak wryta, kiedy
zauważyła kuchnię całą uwaloną w mące. Blaise i Ginny stali naprzeciwko siebie
i mierzyli się wściekłym wzorkiem. Oboje byli cali w białym proszku.
- Ty
zawsze musisz robić po swojemu?! – krzyknęła wściekła Wiewióra.
- Tak
byłoby lepiej, gdybyś niczego nie popsuła!
- Ja
wszystko popsułam?! To ty nigdy mnie nie słuchasz!
-
Gdybym cię posłuchał, nie wyszłoby tak, jakbym chciał! – warknął Blaise.
Hermiona stała spetryfikowana. Nie
wiedziała zupełnie, co robić. Jeszcze nigdy nie słyszała, by jej przyjaciele
tak bardzo się kłócili. Właśnie miała się spytać, o co im poszło i spróbować
ich pogodzić, kiedy wydał się temat ich kłótni.
- No
i przez ciebie nie będziemy mieć naleśników na śniadanie!
Blaise
wściekły wziął szklankę z wodą i wylał ją na głowę Ginny.
- Nie
no ja cię zabiję! – na jej włosach z mąki zaczęło robić się ciasto. Hermiona
nie wytrzymała i zaczęła się śmiać jak opętana. Dopiero teraz ją zobaczyli.
Mieli trochę głupie miny. Gdy brązowowłosa to zobaczyła, jeszcze bardziej
zaczęła się śmiać.
- Idę
wziąć prysznic– mruknęła Ginny i zniknęła im z oczu. Hermionie powoli mijała
głupawka, ale wciąż śmiała się, trzymając się za brzuch. Blaise wyglądał
komicznie w białej mące.
Nagle do kuchni wszedł Draco, ku
zdziwieniu wszystkich nawet nie zauważył w jakim stanie jest jego kuchnia.
Wyjął z kredensu kubek i za pomocą zaklęcia Aquamenti,
napełnił ją zwykłą wodą.
- Co
za syf – skomentował, a Hermiona i Blaise zachichotali.
- Nie
martw się, pojutrze już będziecie mieć dom tylko dla siebie – Blaise mrugnął
porozumiewawczo do Dracona, a w oczach blondyna błysnęły dziwne iskierki.
Hermionie natychmiast uśmiech znikł z ust. Odkaszlnęła skrępowana.
-
Dlaczego pojutrze was nie będzie? – spytała się skrępowana i lekko zawiedziona.
-
Znaleźliśmy z Ginny fajny apartament, w którym moglibyśmy się zatrzymać na ten
czas, bo ten oto tutaj – wskazał palcem na Malfoya, który właśnie otwierał
okno, by wpuścić sowę z Prorokiem Codziennym do środka. – Nie życzy sobie
naszej obecności.
- No
nie gadaj – Hermiona spojrzała z pretensją na Malfoya.
-
Gada bzdury – skomentował Draco i usiadł obok Hermiony na krześle, czytając
gazetę.
-
Teraz to się bronisz – Blaise zrobił oburzoną minę i wyszedł obrażony. Hermiona
podniosła brew i wyrwała Draconowi gazetę z dłoni.
- Co
ty znów ode mnie chcesz? – spytał zdziwiony blondyn. – Oddaj mi gazetę,
czytałem.
-
Dlaczego chcesz, by Ginny i Blaise się wynieśli stąd? – warknęła, a w jej
oczach zapłonął ogień. Draco podniósł się wkurzony i westchnął.
-
Zabije go.
-
Najpierw wyjaśnij to mnie! – zawołała za nim i złapała go za ramię, przyciągając
do siebie, by nigdzie jej nie uciekł. Nagle usłyszeli śmiech Zabiniego, który
wychylił głowę zza framugi.
-
Och, Hermionko, to takie urocze, że się tak o nas troszczysz.
- Co?
– zdziwiła się dziewczyna, patrząc raz na Blaisea i raz na Malfoya.
-
Zostajesz z tym baranem tylko dlatego, że ja i Ginny się z własnej woli
wyprowadzamy, by pobyć samym – mrugnął porozumiewawczo. – Współczuję ci.
Mówiąc to zniknął z powrotem za
framugą drzwi i słyszeli tylko jak nuci piosenkę, która podejrzanie
przypominała „Kociołek pełen gorącej miłości” Celestyny Warbeck, ulubionej
piosenkarki magicznej pani Weasley. Puściła delikatnie ramię Dracona i machnęła
różdżką parę razy, by wysprzątać kuchnię.
-
Masz jakieś plany na dzisiaj? – spytał Draco z dziwną nutką w głosie.
- Nie
wydaje mi się. – odpowiedziała Hermiona i wspólnie poszli do salonu.
-
Może wyjdziemy gdzieś ze Scarlett? – zaproponował.
-
Dzisiaj jest sobota, więc Scarlett idzie na podwieczorek do takiej miłej
staruszki, gdzie bawi się z jej wnukami. Jak zawsze co tydzień. – odpowiedziała
Hermiona.
-
Wysyłasz nasze dziecko do jakieś obcej baby? – burknął niezadowolony Draco, a
Hermiona zgromiła go spojrzeniem.
- Ta,
jak to powiedziałeś „baba”, pomagała mi oraz Scarlett, kiedy byłyśmy w
potrzebie – warknęła. – Accio książka
– mruknęła, i książka, która leżała na regale przyfrunęła do jej rąk. Draco
wzruszył ramionami.
- A
ty wciąż siedzisz w książkach? – zagadnął ją. Kiwnęła niezauważalnie głową,
czytając recenzję książki. - A ty? Masz jakieś plany na dzisiaj?
Spojrzała
na niego znad książki. Przez chwilę gapiła się na niego, jakby sprawdzała, czy
mówi na poważnie, ale po chwili odpowiedziała.
- Nie
mam – odrzekła ostrożnie i odłożyła książkę na bok. Draco uśmiechnął się
szelmowsko.
-
Czyli zabieram cię dzisiaj na miasto – klasnął w dłonie i wstał z kanapy.
- Nie
mam nic na ten temat do powiedzenia? – roześmiała się mimo wszystko.
- Nie,
kochanie – puścił jej oczko i zniknął jej z oczu. Hermiona jeszcze chwile
patrzyła się w miejsce, gdzie zniknął z lekkim uśmiechem, a następnie sięgnęła
ponownie po książkę, by pogrążyć się w lekturze.
Wpatrywała się w ciuchy, które
wyjęła ze swojej walizki. Było ich mnóstwo, a jednak nie miała się w co ubrać.
Miała przeważnie jakieś eleganckie sukienki, albo suknie, w których
prezentowała się na scenie jako Carmen Grant. Zaledwie parę par spodni i
bluzek. Jak mogła być prawdziwą Hermioną w ciuchach wartych nawet parę tysięcy?
Czułaby się tak jak przez ostatnie parę lat. Jakby była w ciele innej kobiety.
Chciała być sobą. W końcu Draco wolał Hermionę od kobiety, którą się stała.
Owszem, nałożyła delikatny makijaż, ale lubiła o siebie dbać.
Westchnęła. Dlaczego Ginny i Blaise
musieli się już wynieść do nowego mieszkania? Mieli przecież zamieszkać w nim
jutro… Przydałaby jej się rada przyjaciółki, bo zupełnie nie miała pojęcia w co
się ubrać. W końcu wzięła czerwoną sukienkę. Może choć trochę uda jej się
podkreślić swoją gryfońską naturę.
Teraz stała przed lustrem i nerwowo
przygładzała sukienkę. Miała delikatny dekolt, wprost idealny jak dla niej.
Sukienka sięgała połowy ud, ale nie przejmowała się tym, bo na dworze w
Hollywood było ciepło nawet w nocy. Uśmiechnęła się, a oczy jej rozbłysły. Już
dawno nie była tak podekscytowana. Andrew rzadko kiedy z nią wychodził. Coś
czuła, że z Malfoyem nie będzie się nudzić.
-
Jesteś gotowa? – usłyszała jego głos za drzwi.
- Tak
– odpowiedziała.
Klamka poruszyła się i po chwili do
środka wszedł Draco. Chciał coś powiedzieć, ale odebrało mu mowę, kiedy ją
zobaczył. Była piękna. Inaczej nie mógł jej opisać. Nie chodziło tutaj mu o
strój i jej wygląd, chociaż to też się liczyło. Najwięcej uroku dodawał jej
uśmiech na rumianej twarzy i rozweselone oczy.
- W
takim razie chodźmy – wydukał Draco, a Hermiona z uśmiechem na twarzy wzięła go
za rękę i wyprowadziła z pokoju.
Przechadzali się po tętniących
życiem uliczkach. Mijali roześmianych ludzi, przyjaciół i pary oraz co jakiś
czas w ciemnych uliczkach kręciły się podejrzane typy, które załatwiały pewnie
swoje mroczne sprawy. Mijali za sobą kawiarenki, dyskoteki, kasyna i kluby
nocne. Uwielbiała ciszę i spokój, ale musiała przyznać, że to miasto miało swój
urok. Widzieli jakiś wielki tłum i błyski fleszy. Najwidoczniej jakaś mugolska
gwiazda została zauważona i już nie dali jej spokoju.
-
Cieszę się, że mało kto rozpoznaje we mnie Carmen Grant – powiedziała Hermiona.
Cudownie czuła się w towarzystwie Malfoya. Draco obejmował ją w pasie, ale
wiedziała, że jest w towarzystwie przyjaciela. Nie miała zamiaru się z nim
aktualnie wdawać w jakieś inne stosunki.
-
Przecież i tak jesteś sławna w świecie czarodziejów – zauważył Draco.
- Ale
to nie jest to samo. Tutaj gdy ktoś zauważy gwiazdę, od razu rzucają się na nią
i chcą tysiące autografów i zdjęć. Nienormalne zachowanie. Zero prywatności –
odpowiedziała Hermiona. Bardzo tęskniła za prawdziwym domem. Wiedziała, że ma
zamiar wrócić z przyjaciółmi do Londynu od razu, gdy tylko nadarzy się okazja.
Nie chciała znów pozostać sama.
- Co
powiesz, by tutaj wstąpić? – zaproponował Draco, wskazując na jakiś wielki
budynek oświetlony tysiącami kolorowych świateł. Hermiona od razu wiedziała, co
to za miejsce. Raz miała tam występ i mocno się do niego zraziła, ale jeśli
jest z Malfoyem, to nic jej nie groziło. W jego towarzystwie zawsze czuła się
bezpiecznie.
-
Kręci się tutaj sporo podejrzanych typów, a jednocześnie jest to jedno z
najpopularniejszych miejsc w Hollywood – powiedziała, a Draco uśmiechnął się
dziwnie.
-
Zaszalejmy – odparł i skierowali swoje kroki w stronę budynku, gdzie kierowało
się i wychodziło sporo bogato ubranych osób.
Przy wejściu zapłacili sporą sumę, a
u progu przywitała ich dudniąca muzyka. Weszli do środka, gdzie panował gwar.
Ludzie bawili się do puszczanych utworów, siedzieli przy stolikach oraz barze.
Jacyś bogacze z cygarami w ustach grali w kasynie.
- Nie
spodziewałem się, że tak może wyglądać zabawa bogatych mugoli – skomentował
Draco patrząc z wstrętem na młodą dziewczynę siedzącą na kolanach jakiegoś
starszego mężczyzny. - Kiedy tutaj byłaś?
- Jak
śpiewałam na przyjęciu jakiegoś biznesmena. – odpowiedziała Hermiona, zajmując
wolny stolik i siadając na wygodnym krześle. Naprzeciw niej usiadł Malfoy. -
Nie powiedziałabym, że jest to bezpiecznie i normalne miejsce. Przerażające,
jak bardzo inne jest tutaj życie, w Hollywood.
-
Zauważyłem – Draco spojrzał na facetów w garniturach. Na ich stoliku leżała
broń. Słyszał coś o tym. Coś w stylu metalowej różdżki, którą można było kogoś
zabić. Nie był jeszcze taki ciemny jeśli chodziło o mugoloznawstwo. Co prawda
nigdy nie chodził na te zajęcia, ale związek z Hermioną zrobił swoje.
Do ich stolika podeszła kelnerka
ubrana w krótką, szmaragdową sukienkę. Zamówili u niej drinki, a ona podała im
jakieś „przystawki” w postaci małych, kolorowych ciasteczek.
-
Wygląda apetycznie – stwierdził Draco.
-
Raczej podejrzanie – mruknęła Hermiona, przyglądając się tęczowym ciasteczkom.
- Daj
spokój, rozerwijmy się.
-
Jeśli przez ciebie zrobimy coś głupiego, to cię zabiję – odpowiedziała, ale
dała się skusić. Już po chwili zjadła parę przystawek i wypiła drinka. Czuła
się trochę tak, jakby zamroczyło jej zmysły, ale jakaś nieznana siła kazała jej
się bawić do upadłego.
Pociągnęła za sobą Malfoya na scenę.
Wiedziała już, że nie zamierzała wyjść stąd zbyt szybko. Draco, który również
poczuł się trochę otumaniony uznał, że mugolskie wynalazki są po prostu
genialne. Jeszcze nigdy nic nie przytłumiło tak jego zmysłów i nie pozostawiło
problemów daleko gdzieś. Miał ochotę się tylko bawić. A noc była jeszcze młoda.
Dopiero się zaczynało.
To wszystko było jak z jakiegoś
szalonego snu. Piła coraz więcej drinków, podłoga pod jej stopami dudniła,
wprawiając jej ciało w ruch. Kiedy w końcu byli zmęczeni zasiedli przy grze
kasynowej. Skupiony wzrok Dracona i jego wrodzona przebiegłość oraz kobieta u
boku zmusiły go do wygrania sporej sumy pieniędzy.
Pamiętała,
że grali dalej. Siedziała mężczyźnie na kolanach, obejmując go ramieniem i
szepcząc do ucha różne słowa. On nagradzał ją czułymi pocałunkami w szyję.
Ciepłe fale rozkoszy.
Chciała zrobić dzisiaj wszystko.
Czerpać przyjemności z życia.
Bawić się i nie zwracać na nic
uwagi.
Była wolna…
Drinki i przystawki pojawiały się
cały czas, a ona coraz bardziej traciła panowanie nad sobą. Całe towarzystwo,
które tutaj przebywało zdawało się jednak myśleć tak samo jak ona.
Nie
pamiętała nawet kiedy weszła na parkiet i zaczęła tańczyć obok półnagich
tancerek przy rurach.
Coś w
głębi duszy mówiło jej, że nie powinna się obnażać tak jak one i nie zrobiła
tego. Żyła dla siebie i tańczyła dla niego. Wpatrywała się głęboko w szare oczy
Ślizgona, posyłając flirciarskie uśmieszki.
Próbowała się uwolnić.
To, co robili było złe. Coś się z
nimi działo.
Powinna
to przerwać, ale jej się nie udawało. Zdawało się, że umysł coraz bardziej
pokrywał się płaszczem wolności i niezależności oraz jakiejś niezrozumiałej
dzikości.
Nie, nie powinna się tak zachowywać.
Słyszała rozmowy, śmiechy i wrzaski.
Jacyś mężczyźni rzucali pieniędzmi w tancerki, które skutecznie ich uwodziły.
Hermiona kucnęła i przyciągnęła do siebie Dracona, który złapał ją w pasie i
zdjął z parkietu. Przyciągnął do siebie i wziął kolejnego drinka od seksownej
kelnerki, a następnie wypili go na spółkę. Czuł niezmierzoną ochotę pocałowania
jej. Jeszcze nigdy nie widział takiej Hermiony. Nie była sobą, ale zdał sobie sprawę,
że on też nie zachowywał się tak jak powinien.
Prawdziwy
Draco Malfoy wyciągnął by z tego fałszywego miejsca kobietę i nie pozwolił jej
robić takich rzeczy.
Ale pragnął zabawy. A drinki i
przystawki miały w sobie coś, co ją dawało.
Zaprowadził Hermionę pod ścianę.
Kobieta niechętnie to zrobiła. Wyjął papierosa i zapalił go, a Hermiona
spojrzała na niego dziwnie. Jej brązowe oczy były przymglone, ale wydawało mu
się, że on też wygląda dokładnie tak samo.
-
Czemu palisz to świństwo? – spytała, a Draco wzruszył ramionami. Podeszła do
niego niezwykle blisko i wyjęła mu papierosa z ręki, a następnie zaciągnęła
się, ku jego wielkiemu zdziwieniu. Położył ręce na jej biodrach. Odkaszlnęła, a
on się roześmiał. Wydmuchała dym papierosowy prosto w jego usta, marząc o tym,
by je pocałować. Nieznana siła zmuszała ją do działania. Pobudzała umysł i
rozpalała ciało.
-
Skończ z tym – rzuciła papierosa na podłogę i zgniotła go obcasem. Zarzuciła mu
ręce na szyję, a on przybliżył swoją twarz do jej. Przylgnęła do niego całym
swoim ciałem i już przybliżała swoje usta do jego, kiedy usłyszeli czyjś
niezadowolony głos.
-
Łapy precz od tej kobiety.
Zgrzyt i szczęk naładowanych broni.
Natychmiast oderwała się od Dracona, który spojrzał groźnie na paru mężczyzn z
garniturach. Dwóch z nich miało w rękach pistolety, które niezauważalnie w nich
celowali.
- Co
to ma wszystko znaczyć? – odezwał się Malfoy, zaciskając palce na różdżce.
- Nie
zadawaj niepotrzebnych pytań – odezwał się jeden z nieznanych jej mężczyzn. –
Chcemy tylko ją – wskazał czubkiem broni w stronę Hermiony, której piersi
niespokojnie unosiły się podczas szybkiego oddechu.
- O
co tutaj chodzi? – spytała Hermiona, mrużąc gniewnie oczy i przybliżając się do
Dracona.
- Twój
narzeczony chciałby cię dostać z powrotem.
- Nie
ma mowy! – krzyknęła, a jej włosy naelektryzowały się ze złości.
-
Odejdźcie stąd, dopóki jeszcze nie jestem tak wkurzony – zagroził im Malfoy,
wychodząc przed Hermionę, by na wszelki wypadek ją osłonić. Złapała go mocno za
rękę.
-
Uważaj na słowa, bo źle skończysz.
-
Skąd znacie Andrew? – wtrąciła Hermiona. Nigdy nie widziała tych mężczyzn na
żadnej kolacji, a było ich mnóstwo. Na pewno nie należeli do normalnych ludzi.
Kto normalny nosi przy sobie broń? Bała się, ale ona i Draco mieli o wiele
większą przewagę.
-
Pracuje dla nas – odrzekł ochrypłym głosem tajemniczy mężczyzna. – Nie
wiedziałaś, laluniu, że twój Andrew od roku nie jest taki święty na jakiego
wygląda? – zarechotał z uciechy. Hermiona poczuła się tak, jakby ktoś wylał na
nią kubeł zimnej wody.
-
Andrew nigdy nic złego nie zrobił. – wyjąkała drżącym głosem. Mężczyzna obrócił
broń między palcami, jakby była zabawką.
- Nie
jedną złą rzecz ma już na koncie… Nawet jedno życie – odpowiedział z zadowoloną
miną.
Hermiona zakryła usta dłonią z
niedowierzania. Drugą rękę mocniej zacisnęła na dłoni blondyna, który z
tajemniczą miną i zabójczym wzrokiem wpatrywał się mężczyzn. Hollywoodzcy
gangsterzy nie mieli dobrej opinii. Znani byli ze swoich przekrętów, a czasem
nawet i zabójstw. Nikt nie zamierzał z nimi zadzierać.
- Nie
wierzę wam… - wyjąkała Hermiona, chociaż poczuła jak łzy napływają jej do oczu.
To wszystko by się zgadzało. Agresywne zachowanie jej narzeczonego i te
tajemnicze telefony. Późne wracanie do domu…
Była
z przestępcą i zabójcą.
Draco poczuł jak coś w nim
eksploduje. Wyciągnął różdżkę i wycelował nią szybko w ścianę, przy której
stali agresorzy.
- Bombarda Maxima – krzyknął, a ściana
wybuchła. Mężczyźni upadli na ziemię, przygnieceni przez odłamki ciężkich
ścian. Zgromadzeni goście spojrzeli z przerażeniem na scenę.
-
Teleportuj się! – krzyknęła z rozpaczą Hermiona. Ona sama już próbowała, ale
zdała sobie sprawę, że w przekąskach i napojach dosypywane były środki
odurzające, które tępiły jej zmysły. Nocne, świeże powietrze, które wpłynęło do
środka powoli ją ocucało, ale wciąż nie mogła wyzwolić swoich mocy.
- Nie
mogę – odpowiedział załamany Draco. – Musimy uciekać, nie mogą nas dopaść.
Ile sił w nogach rzucili się do
ucieczki. Hermiona nie wiedzieć czemu podbiegła do mężczyzny i wyrwała mu broń
z ręki, a następnie wybiegła przez dziurę w ścianie za Draconem. Uciekali ile
sił w nogach przez oświetlone ulice. Jednak ciało odmawiało im posłuszeństwa.
Zostali nafaszerowani narkotykami. Przeklinała samą siebie, że zrobiła coś tak
bardzo nierozsądnego.
Nienawidziła
tego miejsca.
Usłyszeli za sobą pisk opon.
Wiedziała, że są ścigani. Adrenalina podskoczyła jej do najwyższego poziomu.
Oni chcieli jej.
-
Draco, musisz uciekać! – zawołała w biegu. – Oni chcą mnie, nie pozwolę, by coś
ci zrobili!
-
Nigdy cię nie zostawię – odkrzyknął Draco.
Musieli
ich zgubić. Zaciskała mocno zęby, a paznokcie zostawiały krwawe półkola we
wnętrzu jej dłoni.
- Co
robimy? – spytała zrozpaczona. Serce biło jej jak szalone.
Czy
takie rzeczy mają miejsce w normalnym życiu?!
Wpakowała
się w związek, który zagrażał jej życiu. Na dodatek wciągnęła w to Dracona.
Nigdy sobie tego nie wybaczy. Skręcili w jakiś mały zaułek, który zakończył się
wysokim murem. Byli w pułapce.
-
Musimy się teleportować. Jeśli połączymy siły, to damy radę. – oznajmił Draco.
Złapali
się za ręce i mocno skupili się na obrazie salonu. Nie było łatwo, bo wciąż
odczuwali odurzające wpływy narkotyku na ich organizm, ale w końcu poczuli
niemiłe szarpnięcie w okolicach pępka i teleportowali się prosto do apartamentu
Malfoya.
Padli całkowicie wyczerpani na
kanapę. Wciąż trzymali się za ręce, ale nie zamierzali się puścić. Byli
bezpieczni. Na razie. Hermiona zapłakała gorzko i w końcu odsunęła się od
blondyna.
-
Najmocniej cię przepraszam, że cie w to wpakowałam – szlochała. Draco objął ją
ramieniem.
- To
nie twoja wina. To Andrew musi ponieść za to odpowiedzialność.
-
Byłam z mordercą… to okropne – Hermiona nie potrafiła się uspokoić. Przez tyle
lat żyła pod jednym dachem z takim mężczyzną. Przecież jej też mógłby coś
zrobić. Mógłby zrobić coś złego Scarlett. Trochę trwało zanim Hermiona doszła
do siebie i przestała płakać.
-
Połóżmy się spać. Wszystko ustalimy jak będziemy trzeźwo myśleć – zaproponował
Draco, kiedy się uspokoiła. Pokiwała głową i wstali razem z kanapy, a nogi
uginały im się w kolanach.
-
Pójdę tylko do kuchni się czegoś napić – mruknęła Hermiona. Draco ruszył do
sypialni, a głowa pękała mu od tego, co dzisiaj się wydarzyło.
Gryfonka cała się trzęsąc weszła do
kuchni i napełniła szklankę zwykłą wodą. Oparła się o blat i popijała płyn,
który ochładzał jej rozgrzane od emocji ciało. Ukradkiem zerknęła na tytuł
Proroka Codziennego. Myślała, że nie mogło być gorzej, ale się pomyliła. Na
pierwszej stronie widniał napis, zapisany grubą, czarną czcionką.
Harry Potter zaginął?
~~~~~~~~~~~~~~
ROZDZIAŁ NIESPRAWDZANY!
Przyznam się od razu:
Bling Ring i filmy akcji zrobiły
swoje, co mocno widać po tym rozdziale.
Ale tak to już jest, kiedy czegoś
za dużo się naogląda, a ja nabrałam ochoty na napisanie czegoś podobnego. Co
prawda nie mam pojęcia jak z tego wybrnę i sama wpakowałam się w kłopoty, ale
może jakoś to rozwiążę.
Rozdział mocno nietypowy, więc
nie mam pojęcia, jakie będą opinie… Trochę się tego obawiam, bo chyba mocno
zaryzykowałam wstawiając ten rozdział...
U mnie okropnie i nienawidzę siebie, bo znów nie potrafiłam się wyrobić.
Mam nadzieję, że u Was o niebo lepiej ;)
Ściskam
Sheireen ♥