Draco. To była jej pierwsza myśl, kiedy zmaterializowała się wraz z Teodorem Nottem przed ogromną, czarną bramą Nurmengardu. Krajobraz, który się rozprzestrzeniał dookoła nich zaparł jej dech w piersiach. Nie dlatego, że było tutaj pięknie, bo to ostatnie określenie, które by pasowało do tego ponurego miejsca.
Były tutaj ogromne, ostro zakończone skały, których czerń lśniła w świetle księżyca. Wyglądały jakby zostały zrobione z kryształu. Dookoła słychać było szum morza. Podłoże było śliskie i ledwo się parę razy nie wywróciła, kiedy brnęli ostrożnie ku majestatycznej bramie. Nagle Hermiona przystanęła, a Teodor, który szedł tuż za nią, prawie na nią wpadł.
- Mogę wiedzieć, co ty wyrabiasz? - warknął na nią cicho, ale ta przystawiła palec do ust.
- Tutaj coś jest. Wyczuwam magię. - odpowiedziała. Miała nadzieję, że się nie myliła, bo nie chciała wypaść na kretynkę przed Nottem. Kucnęła i podniosła ostry odłamek skałki. Poczuła, jak jej palec rozcina się, gdy wzmocniła uścisk. Rzuciła kamieniem przed siebie. Widziała, jak mały, ostry kawałek skały leci, a następnie znika im z oczu. Wystarczyła chwila i obydwoje zdali sobie sprawę, że uruchomili jakiś nieznany system. W jednej sekundzie pojawiła im się bariera ochronna, która zamigotała słabo, a w drugiej nastąpił ogromny wybuch, którego moc odrzuciła ich z maksymalną siłą.
Hermiona poczuła jak upada na czarną ziemię. Miała wiele szczęścia, ponieważ dookoła niej wystawały z podłoża ogromne, ostre jak igły skały. Siła uderzenia odebrała jej na chwilę zdolność mówienia i z trudem zaczerpnęła powietrza. Bolała ją klatka piersiowa, ale zdołała wyjąkać.
- Nott! Wszystko z tobą w porządku? - spytała. Odpowiedziała jej głucha cisza, która sprawiła, że przeszedł ją paskudny dreszcz, ale po chwili usłyszała z daleka dochodzący głos mężczyzny.
- Tak, ale mało co nie spadłem z klifu! Następnym razem ostrzegaj mnie o tym, co zamierzasz zrobić, bo pozabijasz nas wszystkich. - burknął.
- Tak się składa, że gdyby nie ja, to byś wpadł na tę barierę i już byś nie żył! - warknęła i podniosła się na drżących nogach, rozejrzała się i ujrzała Notta, który otrzepywał szatę parę metrów od niej. Poczekała, aż do niej podejdzie, a kiedy tak się stało, zobaczyła, że z ręki mężczyzny sączy się krew.
- Nott, jesteś ranny! - krzyknęła i zrobiła się blada na twarzy. Dłoń Notta była przebita na wylot.
- Zdążyłem zauważyć - warknął. - Nie rób takiej afery, zatamowałem krew paroma zaklęciami i już za chwilę rana powinna się zagoić - wymamrotał, a kiedy Hermiona wzięła jego rękę, by lepiej się jej przyjrzeć, wyrwał ją i schował do kieszeni peleryny, gdzie była ukryta różdżka.
- Jesteś pew... - zaczęła, kiedy nagle jej przerwał.
- SCHYL SIĘ! - krzyknął ile sił w pluchach i pociągnął ją na twardy grunt. Sekundę później skałę, która była za nimi, roztrzaskał na kawałki zielony promień światła.
Obok nich wylądowały postaci w czarnych pelerynach, a każda z nich miała maskę na twarzy. Unieśli ręce, w których trzymali różdżki i wycelowali prosto w nich. Hermiona i Teodor podnieśli się, a wtedy usłyszeli męski głos dochodzący spod maski.
- Proszę, proszę... Teodor Nott. Czyżbyś zmienił zdanie i chciał do nas dołączyć? - machnięcie różdżką i maska zniknęła w postaci czarnego dymu. Amycus Carrow patrzył zagadkowo na wysokiego Ślizgona, który milczał jak zaklęty, sztyletując śmierciożercę wzrokiem.
- A może chciałeś wedrzeć się tutaj, razem z tą oto nieznajomą, aby nas obalić? - zadrwił.
- Przeszedłem do was dołączyć - odpowiedział twardo Nott, nie spuszczając wzroku z Amycusa.
- Słusznie. Kim jest ta urocza dama? - Amycus oderwał wzrok od Teodora, jakby się go trochę obawiał i przyjrzał się uważnie Hermionie, która modliła się w duchu, by jej zaklęcia utrzymały się jak najdłużej.
- To moja partnerka. - odparł stanowczo Nott, a Hermiona ledwo co nie zaprzeczyła, kiedy przypomniała sobie, że lepiej siedzieć cicho.
- Pierwszy raz ją widzę.
- Mieszkała za granicą. Nazywa się... - tutaj się zaciął, a Hermiona natychmiast uratowała sytuację.
- Diana Black - przedstawiła się.
- Ach tak! Black! Musisz być czystej krwi, dziewczyno, czyż nie?
- Owszem. - odparła przekonująco, a Amycus uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Świetnie, bo gdybyś była mugolaczką, to już dawno byłabyś martwa - zaśmiał się, jakby to, co powiedział, na taką reakcję zasługiwało. Hermiona powstrzymała się od wyciągnięcia różdżki i zabicia tego mężczyzny. Jednak teraz jej myśli bardziej skupiły się na Draconie.
Nurmengard był ogromny, więc gdzie mogli być przetrzymywani jej przyjaciele? Co się stało z Harrym? Czy Draco wciąż żyje? Obawiała się także o Blaise'a i Melodię. Nie miała z nimi wizji. Czy to oznaczało, że już byli martwi?
Przestań tak myśleć, Hermiono! - skarciła się w myślach.
Poczuła jak Teodor Nott łapie ją za ramię i prowadzi za grupką śmierciożerców prosto do Nurmengardu. Zdała sobie sprawę, że się wyłączyła i nie słyszała rozmowy, która odbywała się między Nottem a Amycusem. Szli obok siebie, zaklęci w milczeniu. Kiedy weszli do byłego więzienia, które założył sam Grindelwald, poczuła się mała i bezbronna. Zimne, kamienne mury wydawały się być zarówno mocne, jak i niezwykle kruche. Mogły w każdej chwili runąć, przygniatając ich ciała i pogrzebać na wieki. Odrzuciła od siebie tę myśl. Musiała zachować trzeźwość umysłu i uratować przyjaciół. Tylko ona i Teodor mieli taką możliwość. Gdyby zostali schwytani i uwięzieni, nie byłoby dla nich ratunku.
Kiedy zeszli do podziemi i coraz bardziej się w nie zagłębiali, poczuła, że mają coraz mniejsze szanse. Zapamiętywała dokładnie każdy korytarz, ale zgubiła się, kiedy skręcili w dwudziesty z kolei. Rzuciła rozpaczliwe spojrzenie Nottowi, ale nic nie wyczytała z jego twarzy. Och, niech go szlag trafi! Draco był kiedyś dokładnie taki sam! Nie potrafiła odczytywać jego emocji, dopóki sama ich nie odkryła. Zauważyła, że grupa śmierciożerców pokręcała w różne korytarze i teraz byli oni sami oraz Amycus. Kiedy przechodzili obok pochodni, Hermiona dostrzegła, że Carrowa otacza mgiełka, która była zapewne ochroną przed nimi dwoma. Albo przed samym Nottem, bo odniosła dziwne wrażenie, że wszyscy się go tutaj lękają. Właściwie, to poczuła się lepiej. Miała silnego sojusznika, chociaż nie do końca mu ufała. Perspektywa tego, że mógłby ją nagle zdradzić i wydać śmieciożercom była dla niej koszmarna. Jednak nie sądziła, żeby był do tego zdolny. Jeśli już chciałby kogoś wydać, to i ją i śmierciożerców. Był typem samotnika, który działa na własną rękę.
Cóż, to odkrycie też nie było zbytnio pocieszające.
Kiedy zeszli parę pięter niżej, Hermiona poczuła, że się dusi w tych korytarzach. Było tutaj zimno, a w powietrzu unosiła się niemiła woń. Nagle usłyszała krzyk. Długi i pełen przerażenia. Dobiegał z daleka, ale wiedziała, że był to pisk Melodii. Teodor najwidoczniej dostrzegł jej bladą twarz, bo mocno złapał ją za rękę. Szczerze, to była mu za to wdzięczna, bo czuła, że ma kogoś przy sobie, kto jej pomoże. No i na pewno nie zdołałaby się wyrwać z tego uścisku.
- Ach tak! Karmienie duszy cierpieniem, krwią i umiejętnościami jeszcze bardziej ją wzmocni! - wymamrotał pod nosem zadowolony Amycus.
Przedzierali się korytarzami, kiedy śmierciożerca nagle się zatrzymał.
- Pokażcie swoje lewe przedramię - rozkazał. - Muszę wiedzieć, czy macie Mroczny Znak.
Obydwoje po tych słowach podnieśli rękawy, by pokazać czaszkę, z której buzi wychodził wąż, gotowy zaatakować. Hermiona odwróciła od niej wzrok. Nie mogła znieść tego widoku, nawet jeśli nie był to prawdziwy Mroczny Znak.
- Doskonale. Miło wiedzieć, że wybrałeś sobie partnerkę, która także służyła Czarnemu Panu, Teodorze. - uśmiechnął się Amycus, pokazując swoje czarne zęby. - Za tymi drzwiami jest wasz pokój. Strażnik będzie cały czas pilnował korytarz, więc nie myślcie o jakichś głupich wyskokach, a kiedy nadejdzie czas, byście spełnili wasze obowiązki, zaprowadzi was tam, gdzie trzeba.
Powiedziawszy to, zostawił ich samych, a Hermiona i Teodor popatrzyli na tęgiego śmierciożercę. Zdała sobie sprawę, że skądś go zna. Te wielkie barki, jasne, kręcone włosy... Już miała zobaczyć jego twarz, kiedy poczuła, że Nott ciągnie ją do pomieszczenia i zamyka za sobą drzwi. Znaleźli się w małym pokoju, gdzie stały dwa, niezwykle niekomfortowe łóżka, stół ze świecznikiem, komoda i zakurzone, brudne lustro.
- Nie odebrali nam różdżek - wyszeptała Hermiona, bojąc się, że w jakiś sposób Amycus słyszy każde ich słowo. Zobaczyła cwany uśmieszek na twarzy Notta.
- Udało mi się go do tego zmusić poprzez wdarcie się do jego umysłu. Tylko tyle zdołałem uczynić, bo miał barierę ochronną.
Hermiona zrobiła wielkie oczy, pełna podziwu dla umiejętności Notta. Nie chciała jednak, by to zauważył, ponieważ on cały czas drwił z jej zdolności. Zaczynała chyba wiedzieć, dlaczego. Ona nie potrafiłaby zmienić czyichś myśli. Usiadła na twardym łóżku, a Nott zajął miejsce na drugim.
- I co my teraz zrobimy? - spytała. - Korytarze na pewno są patrolowane, a nawet, jeśli tak nie jest, to znaleźliśmy się w podziemnym labiryncie. Zgubimy się tutaj, różdżki nam nie pomogą...
Nott milczał, nie racząc jej odpowiedzieć. Westchnęła.
Wstała i podeszła do lusterka, a następnie związała sobie włosy w warkocza paroma ruchami nadgarstka. Usłyszała, jak Nott kładzie się na łóżku i zdała sobie sprawę, że zapewne nie spał całą noc. Nie było tutaj okna, ale domyśliła się, że musi być świt. Poczuła nagłe zmęczenie i również położyła się na twardej pryczy. Trudno było jej się wygodnie ułożyć. Myślała o Scarlett, która obudzi się, a jej nie będzie.
Jak mogła tak zostawić swoje dziecko? Bez żadnych wyjaśnień... Dowiedziała się, że ma ojca, który nagle zniknął, a teraz to samo stało się i z nią. Modliła się, by im się udało. Żeby każde z nich wróciło bezpiecznie do domu. Ten cały pomysł wydawał jej się teraz strasznie głupi. Byli w potrzasku. Sami dobrowolnie zamknęli się w tym więzieniu.
W końcu była tak zmęczona, że zapadła w głęboki sen. Na początku śniła o czymś zupełnie bezsensowym i głupim, ale nagle poczuła, że coś mokrego dotyka jej stóp. Popatrzyła na dół i zobaczyła, że znajduje się w wielkiej, szklanej pułapce, która stopniowo napełniała się wodą. Zaczęła mocno walić w ściany, mając nadzieję, że szkło się stłucze, ale tymczasem nic się nie działo, a woda podchodziła jej już do piersi. Rozpaczliwie zaczerpnęła powietrza i poczuła, że woda wypełniła jej nos i uszy. Zamknęła oczy, by nie dostała się do nich. Przeraziła się, ponieważ zawsze bała się wody. Przypomniała sobie jak musiała skoczyć z grzbietu smoka, a potem jak Malfoy wypłynął z nią na środek jeziora w Hogwarcie. Poczuła, że nie może oddychać. Piekły ją płuca. Krzyknęła rozpaczliwie, kiedy zaczęła się dusić. Zrobiło jej się czarno przed oczami.
- Powiedz, gdzie uciekł Blaise Zabini, a darujemy ci życie.
- Nie mam pojęcia - usłyszała w głowie głos Dracona Malfoya.
Woda zalała jej cały organizm. Tonęła... umierała.
- Kłamiesz! - krzyknął ktoś wściekle. - Jesteś jego przyjacielem, pomogłeś mu stąd uciec. Czeka cię zasłużona kara. Chyba, że zdradzisz nam, jak udało mu się stąd uciec, a darujemy ci życie.
Nie było już ratunku.
Znikąd pomocy.
- Naprawdę, nic nie wiem. Nie wiedziałem się z nim tutaj, w Nurmengardzie.
Pożegnała się z życiem i zapłakała. Co za ironia losu, że nie uratuje swoich przyjaciół, że zginie w tak żałosny sposób, nie starając się chronić czyjegoś życia.
- Anapneo! - usłyszała z oddali czyjś znajomy głos i nagle szkło pękło, jej pułapka rozleciała się na milion kawałków, a ona sama obudziła się z krzykiem. Była cała zlana zimnym potem, a jej ciało się trzęsło. Zobaczyła, że obok niej na łóżku siedzi blady Nott. Wydawało się, iż lekko się rozluźnił, kiedy się obudziła.
- Co się stało? Co znowu widziałaś? - dopytywał się. Gryfonka skupiła się najpierw na regularnym oddychaniu. Płuca wciąż ją paliły, ale powoli się uspokajała.
- Ja... tonęłam... - głos jej się załamał. - Ale słyszałam, że znowu torturują Dracona... grożą mu odebraniem życia...
- Dlaczego? - Nott wydawał się być poruszony, a Hermiona zamilkła. Nie podobał jej się dziwny błysk podniecenia w oku, który dostrzegła u niego.
- Granger, gadaj! Musimy działać! - warknął na nią, ale ona się nie poddała.
- Skąd mam mieć pewność, że stoisz po naszej stronie?! Nie ufam ci, Nott.
Podniósł się, gdy ona wciąż siedziała skulona na swoim łóżku. Spojrzał na nią, a Hermiona dostrzegła cień bólu na jego twarzy. Jego szare oczy patrzyły na nią z wyrzutem.
- Czy gdybym chciał twojej śmierci, to czy uratowałbym cię wtedy, podczas pożaru?! - krzyknął, całkowicie tracąc nad sobą panowanie, a Hermiona lekko się przestraszyła.
- Czy gdybym chciał twojej śmierci, to ochroniłbym cię wtedy, na Nokturnie? Dzisiaj mogli cię zabić, ale pociągnąłem cię ze sobą na ziemię! Kiedy usłyszeliśmy krzyk Melodii, zatrzymałem cię, bo ty i twoja cholerna Gryfońska odwaga nakazały ci biec i ratować przyjaciół, co by cię zdradziło! I czy gdybym był ci wrogi, to uratowałbym cię, kiedy przed chwilą się dusiłaś?! - wykrzyczał i rzucił świecznik na ziemię.
- Ja... - wyjąkała Hermiona, czując, że policzki jej płoną. Podniosła się z łóżka, ale nie podeszła do niego.
- Nigdy mi nie ufałaś. Myślałem, że teraz, kiedy współpracujemy i ratujemy przyjaciół, to inaczej na mnie spojrzysz.
- Nie o to...
- Nie o to chodzi?! A więc o co?! - zadrwił, a kiedy Hermiona milczała, uśmiechnął się z pogardą, ale i pewnym cierpieniem.
- Nott... - próbowała dojść do słowa, ale Ślizgon znowu jej przerwał.
- Jesteś żałosna, Granger. Od dawnych lat cię podziwiam, jako dziewczynę, a teraz jako kobietę, ale okazałaś się być ślepa. Radź sobie sama.
Mówiąc to, odwrócił się od niej i wyszedł z pomieszczenia, trzaskając drzwiami. Hermiona stała jak zamurowana. Palące poczucie winy wypełniało ją od wewnątrz. Poczuła, że łzy napływają jej do oczu, ale powstrzymała się. Niewiele myśląc, wybiegła za nim z pokoju i zauważyła spetryfikowanego strażnika, w którym rozpoznała Cormaca McLaggena. Ten widok tak ją zaskoczył, że aż przystanęła. Jak to możliwe, że ten wielki osiłek dołączył do śmierciożerców? Owszem, był półgłówkiem, ale nigdy, przenigdy nie stanąłby po złej stronie.
Podbiegła do niego i wymruczała:
- Rennervate.
Cormac wybudził się z transu i spojrzał na nią ze zdezorientowaniem.
- Kim jesteś? I gdzie ja jestem?
- Nieważne - powiedziała szybko. - Pamiętasz, w którą stronę pobiegł mężczyzna, który cię oszołomił?
Ręka McLaggena powoli wskazała prawy korytarz. A więc ten, skąd przyszli razem z Amycusem.
- Dziękuję - powiedziała pośpiesznie i wstała.
Puściła się biegiem. Gnała tak szybko, jak tylko mogła. Zatrzymała się dopiero wtedy, kiedy stanęła przed wyborem jednego z pomiędzy trzech różnych korytarzy.
- Homenum Revelio - wyszeptała, mając nadzieję, że zaklęcie poskutkuje. Z jej różdżki wystrzelił biały płomyczek, który skręcił w lewy korytarz. Hermiona wiedziała, że nie musi on wcale wskazywać Notta, lecz wroga, ale nie dbała teraz o to. Rzuciła się biegiem, a jej jedynym przewodnikiem był biały płomyk, który wskazywał jej drogę ku nieznanemu. W prawo, prosto, na górę po schodach... Znowu prosto i w lewo. Zgubiła się i wiedziała, że nie dałaby rady z powrotem trafić do wyznaczonego jej pomieszczenia. Czuła przerażenie. Och, jaka była głupia! Dlaczego nie dostrzegła tego, że Nott cały czas był z nią, odkąd się tutaj znaleźli?
Miał rację.
Była ślepa.
Zastanawiała się tylko nad tym, co jej powiedział. "Od dawnych lat cię podziwiam, jako dziewczynę, a teraz jako kobietę, ale okazałaś się być ślepa."
Co to miało do jasnej cholery znaczyć?! Przecież za każdym razem drwił z jej umiejętności. Tylko ten jeden raz powiedział jej, że razem uda im się pokonać wszystkich śmierciożerców.
Prychnęła.
To była jego wina. Po co te wszystkie sekrety... był nieodgadniony... tajemniczy... wredny i kpił z niej. Dlaczego więc oczekiwał, że mu zaufa i polubi?! Tak, to zdecydowanie jego wina.
Wiedziała jednak, że okłamuje samą siebie. Teodor Nott nie był niczemu winien.
Do jej nozdrzy dotarł odurzający zapach świeżego powietrza i krwi. Zatrzymała się, a białe światełko zniknęło jej z oczu. Popatrzyła na podłogę, która była uwalona krwią i poczuła, że robi jej się niedobrze, a kiedy nagle usłyszała krzyk i przeszły ją ciarki i jeszcze większe mdłości. Od razu rozpoznała w tym głosie Dracona Malfoya.
Ruszyła powoli, starając się zlokalizować miejsce, skąd pochodził ten głos. Kiedy szła przed siebie, wydawał się być on coraz bardziej wyraźny. Włosy wypadły jej z warkocza i z przerażeniem stwierdziła, że odzyskała swój dawny wygląd. Nie było jednak czasu na metamorfozę. Draco od długiego czasu był torturowany. Jeśli miała wierzyć swoim wizjom, to przez to, że Blaise uciekł.
Tylko jak mu się to udało? Przecież wszędzie były straże.
I tutaj się właśnie zaczęła zastanawiać.
Odkąd znalazła się w korytarzach, nie spotkała żadnego śmierciożercy. A przecież było ich tylu, kiedy ich osaczyli. Miała wielką nadzieję, że Nott miał tyle samo szczęścia i również nikogo na swojej drodze nie spotkał.
Ponowny krzyk, pełen cierpienia i bólu rozdarł głuchą ciszę. Hermiona słyszała, że jest coraz bliżej. Zbliżała się właśnie do schodów i szybko wbiegła po nich na górę, kiedy nagle zaklęcie świsnęło jej koło ucha. Odwróciła się i schyliła, a kolejne zaklęcie przeleciało jej nad głową.
- Rictusempra! - odparowała atak.
- Protego!
- Confundo! - krzyknęła, a zaklęcie oszołomiło ofiarę, która padła na zimną, pokrytą krwią posadzkę.
Pobiegła dalej, kiedy usłyszała krzyk, dochodzący... Zmarszczyła brwi i nasłuchiwała. Coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że odgłosy dochodzą z podłogi, a to by oznaczało, że tuż pod nią może być pomieszczenie, a w nim Draco.
Wycelowała różdżką w posadzkę.
- Defodio.
Wystarczyła sekunda, a podłoga, na której stała, zapadła się razem z nią. Poczuła, jak spada w dół i ląduje w stosie gruzu. Zakaszlała, ponieważ wokół niej unosił się gęsty pył. Słyszała czyjeś krzyki i rozmowy.
- Ten budynek się rozpada! - wykrzyczał jeden głos.
- Mogło nas to przecież zabić! - poskarżył się drugi głos.
- Goyle! Tam ktoś jest!
- Gdzie?
- No tam, nie widzisz? Jakaś dziewczyna! - Hermiona rozpoznała głos Scabiora i wiedziała, że tylko sekundy dzielą ją od kolejnej walki. Z trudem zbiegła po gruzie i mało co nie skręciła sobie kostki. Kiedy pył opadł, dostrzegła oszołomione twarze szmalcowników.
- Ponownie się spotykamy, czyż nie? - uśmiechnęła się wrednie i jednym ruchem nadgarstka sprawiła, że Scabior odleciał i uderzył się w kamienną ścianę, tracąc przytomność. To samo stało się z Goylem, który upadł obok swojego towarzysza z głupim wyrazem twarzy.
Usłyszała czyjś jęk, a serce kroiło jej się z bólu. Dostrzegła Dracona Malfoya, leżącego na brudnej posadzce. Był zbroczony swoją własną krwią i powoli podnosił się na nogi. Podbiegła do niego i pomogła wstać. Pył przykleił się do jego ran, a ona poczuła wyrzuty sumienia, że nie znalazła jakiegoś innego rozwiązania, by się do niego dostać.
- Draco... - wyszeptała, a głos jej się załamał. Chciała go przytulić, pocałować, ale wiedziała, że sprawi mu tylko jeszcze więcej bólu.
Ślizgon otrząsnął się i spojrzał na nią swoimi cudownymi, szarymi oczami. Przez chwilę lśniła w nich tylko pustka, ale z czasem zmieniła się ona we wściekłość. Wyrwał jej się z uścisku.
- Czego ode mnie chcesz?! - warknął, a kobieta zamarła.
- Draco... to ja, Hermiona. - oznajmiła, ale czuła, że Draco doskonale wie, kim jest.
- Nie dotykaj mnie. Zdradziłaś nas wszystkich. To przez ciebie się tutaj znalazłem.
- Co ty wygadujesz? - w jej głosie słychać było niedowierzanie. Pył, który zatrzymał się na jej rzęsach, wpadł jej do oczu, więc je szybko przetarła. Kiedy się rozejrzała, Dracona nie było. Z trudem dowlekł się do drzwi, zostawiając na podłodze krwawe ślady.
- Gdzie ty idziesz?
- Zostaw mnie w spokoju, Granger! - warknął z nienawiścią. Tego już było dla niej za wiele.
- O co ci do cholery jasnej chodzi?! - krzyknęła, nie zważając na to, że ktoś może ją usłyszeć. Podeszła szybkim krokiem w stronę mężczyzny, kiedy znowu chciał odejść. Złapała go za ramię i szarpnęła, by na nią spojrzał.
- Jesteś podłą zdrajczynią! Nienawidzę cię! - spojrzał na nią z pogardą. - Siedziałem tutaj całymi miesiącami, a ty zjawiłaś się... z nim... - w jego głosie brzmiała wściekłość. - Dołączyłaś do śmierciożerców, bo on cię do tego namawiał, tak?
- Co...? Nie jestem śmierciożerczynią, Draco, co ty wygadujesz? - Hermiona czuła się tak, jakby nagle całkowicie zgłupiała. Draco brutalnie złapał ją za lewą rękę i podniósł jej rękaw od szaty, a ich oczom ukazał się Mroczny Znak. Uśmiechnął się pogardliwie.
- Na dodatek kłamiesz w żywe oczy. - to powiedziawszy odwrócił się, a Hermiona nie wytrzymała i rzuciła się na niego. Przygwoździła go do drzwi, aż jęknął z bólu, gdy drzazgi wbiły się w jego poranione plecy ale nie zwracała na to uwagi.
- Słuchaj mnie, Malfoy. Nie mam pojęcia, o jakich miesiącach mówisz, nie wiem, kogo masz na myśli, kiedy mówisz " z nim"... - zaczęła i zdmuchnęła gniewnie kosmyki włosów, które opadły na jej twarz.
Nagle Draco złapał ją mocno za ramiona i odepchnął z taką mocą, że upadła na stos gruzu, który boleśnie wbił jej się w ciało. Teraz naprawdę do niej dotarło, że Draco jej nienawidzi i to na dodatek z powodów, których nie rozumiała. Przecież nic złego nie zrobiła.
- Bolało? - zadrwił Malfoy. - Na pewno nie bardziej niż mnie, kiedy się dowiedziałem, że trzy miesiące temu się zaręczyłaś z Teodorem Nottem. Kto by pomyślał, że ukochana kobieta i przyjaciel mogą tak bardzo zranić?
~~~~~~~~~~~~~~
Kochani, wróciłam z nową notką ;3
Tak, tak, wiem xd zapewne przerwałam w złym momencie i zasługuję na surową karę xd Tak czy inaczej mam nadzieję, że Wam się podoba i nie zawiodłam, bo chciałam wrócić w dobrym stylu.
Niestety mam złą wiadomość. 23 czerwca wyjeżdżam na wakacje i wrócę dopiero 2 lipca. Próbowałam załatwić laptopa, by móc pisać na wakacjach, ale niestety mojej siostrze jest potrzebny na studia, a drugi jest w naprawie ;/
Postaram się jednak zapisywać wszystkie pomysły w zeszycie i zrealizować je zaraz po powrocie do domu ;)
Ściskam mocno
Sheireen ♥