niedziela, 22 czerwca 2014

W Podziemiach


Draco. To była jej pierwsza myśl, kiedy zmaterializowała się wraz z Teodorem Nottem przed ogromną, czarną bramą Nurmengardu. Krajobraz, który się rozprzestrzeniał dookoła nich zaparł jej dech w piersiach. Nie dlatego, że było tutaj pięknie, bo to ostatnie określenie, które by pasowało do tego ponurego miejsca.
Były tutaj ogromne, ostro zakończone skały, których czerń lśniła w świetle księżyca. Wyglądały jakby zostały zrobione z kryształu. Dookoła słychać było szum morza. Podłoże było śliskie i ledwo się parę razy nie wywróciła, kiedy brnęli ostrożnie ku majestatycznej bramie. Nagle Hermiona przystanęła, a Teodor, który szedł tuż za nią, prawie na nią wpadł.
- Mogę wiedzieć, co ty wyrabiasz? - warknął na nią cicho, ale ta przystawiła palec do ust.
- Tutaj coś jest. Wyczuwam magię. - odpowiedziała. Miała nadzieję, że się nie myliła, bo nie chciała wypaść na kretynkę przed Nottem. Kucnęła i podniosła ostry odłamek skałki. Poczuła, jak jej palec rozcina się, gdy wzmocniła uścisk. Rzuciła kamieniem przed siebie. Widziała, jak mały, ostry kawałek skały leci, a następnie znika im z oczu. Wystarczyła chwila i obydwoje zdali sobie sprawę, że uruchomili jakiś nieznany system. W jednej sekundzie pojawiła im się bariera ochronna, która zamigotała słabo, a w drugiej nastąpił ogromny wybuch, którego moc odrzuciła ich z maksymalną siłą.
Hermiona poczuła jak upada na czarną ziemię. Miała wiele szczęścia, ponieważ dookoła niej wystawały z podłoża ogromne, ostre jak igły skały. Siła uderzenia odebrała jej na chwilę zdolność mówienia i z trudem zaczerpnęła powietrza. Bolała ją klatka piersiowa, ale zdołała wyjąkać.
- Nott! Wszystko z tobą w porządku? - spytała. Odpowiedziała jej głucha cisza, która sprawiła, że przeszedł ją paskudny dreszcz, ale po chwili usłyszała z daleka dochodzący głos mężczyzny.
- Tak, ale mało co nie spadłem z klifu! Następnym razem ostrzegaj mnie o tym, co zamierzasz zrobić, bo pozabijasz nas wszystkich. - burknął.
- Tak się składa, że gdyby nie ja, to byś wpadł na tę barierę i już byś nie żył! - warknęła i podniosła się na drżących nogach, rozejrzała się i ujrzała Notta, który otrzepywał szatę parę metrów od niej. Poczekała, aż do niej podejdzie, a kiedy tak się stało, zobaczyła, że z ręki mężczyzny sączy się krew.
- Nott, jesteś ranny! - krzyknęła i zrobiła się blada na twarzy. Dłoń Notta była przebita na wylot.
- Zdążyłem zauważyć - warknął. - Nie rób takiej afery, zatamowałem krew paroma zaklęciami i już za chwilę rana powinna się zagoić - wymamrotał, a kiedy Hermiona wzięła jego rękę, by lepiej się jej przyjrzeć, wyrwał ją i schował do kieszeni peleryny, gdzie była ukryta różdżka.
- Jesteś pew... - zaczęła, kiedy nagle jej przerwał.
- SCHYL SIĘ! - krzyknął ile sił w pluchach i pociągnął ją na twardy grunt. Sekundę później skałę, która była za nimi, roztrzaskał na kawałki zielony promień światła.
Obok nich wylądowały postaci w czarnych pelerynach, a każda z nich miała maskę na twarzy. Unieśli ręce, w których trzymali różdżki i wycelowali prosto w nich. Hermiona i Teodor podnieśli się, a wtedy usłyszeli męski głos dochodzący spod maski.
- Proszę, proszę... Teodor Nott. Czyżbyś zmienił zdanie i chciał do nas dołączyć? - machnięcie różdżką i maska zniknęła w postaci czarnego dymu. Amycus Carrow patrzył zagadkowo na wysokiego Ślizgona, który milczał jak zaklęty, sztyletując śmierciożercę wzrokiem.
- A może chciałeś wedrzeć się tutaj, razem z tą oto nieznajomą, aby nas obalić? - zadrwił.
- Przeszedłem do was dołączyć - odpowiedział twardo Nott, nie spuszczając wzroku z Amycusa.
- Słusznie. Kim jest ta urocza dama? - Amycus oderwał wzrok od Teodora, jakby się go trochę obawiał i przyjrzał się uważnie Hermionie, która modliła się w duchu, by jej zaklęcia utrzymały się jak najdłużej.
- To moja partnerka. - odparł stanowczo Nott, a Hermiona ledwo co nie zaprzeczyła, kiedy przypomniała sobie, że lepiej siedzieć cicho.
- Pierwszy raz ją widzę.
- Mieszkała za granicą. Nazywa się... - tutaj się zaciął, a Hermiona natychmiast uratowała sytuację.
- Diana Black - przedstawiła się.
- Ach tak! Black! Musisz być czystej krwi, dziewczyno, czyż nie?
- Owszem. - odparła przekonująco, a Amycus uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Świetnie, bo gdybyś była mugolaczką, to już dawno byłabyś martwa - zaśmiał się, jakby to, co powiedział, na taką reakcję zasługiwało. Hermiona powstrzymała się od wyciągnięcia różdżki i zabicia tego mężczyzny. Jednak teraz jej myśli bardziej skupiły się na Draconie.
Nurmengard był ogromny, więc gdzie mogli być przetrzymywani jej przyjaciele? Co się stało z Harrym? Czy Draco wciąż żyje? Obawiała się także o Blaise'a i Melodię. Nie miała z nimi wizji. Czy to oznaczało, że już byli martwi?
Przestań tak myśleć, Hermiono! - skarciła się w myślach.
  Poczuła jak Teodor Nott łapie ją za ramię i prowadzi za grupką śmierciożerców prosto do Nurmengardu. Zdała sobie sprawę, że się wyłączyła i nie słyszała rozmowy, która odbywała się między Nottem a Amycusem. Szli obok siebie, zaklęci w milczeniu. Kiedy weszli do byłego więzienia, które założył sam Grindelwald, poczuła się mała i bezbronna. Zimne, kamienne mury wydawały się być zarówno mocne, jak i niezwykle kruche. Mogły w każdej chwili runąć, przygniatając ich ciała i pogrzebać na wieki. Odrzuciła od siebie tę myśl. Musiała zachować trzeźwość umysłu i uratować przyjaciół. Tylko ona i Teodor mieli taką możliwość. Gdyby zostali schwytani i uwięzieni, nie byłoby dla nich ratunku.
Kiedy zeszli do podziemi i coraz bardziej się w nie zagłębiali, poczuła, że mają coraz mniejsze szanse. Zapamiętywała dokładnie każdy korytarz, ale zgubiła się, kiedy skręcili w dwudziesty z kolei. Rzuciła rozpaczliwe spojrzenie Nottowi, ale nic nie wyczytała z jego twarzy. Och, niech go szlag trafi! Draco był kiedyś dokładnie taki sam! Nie potrafiła odczytywać jego emocji, dopóki sama ich nie odkryła. Zauważyła, że grupa śmierciożerców pokręcała w różne korytarze i teraz byli oni sami oraz Amycus. Kiedy przechodzili obok pochodni, Hermiona dostrzegła, że Carrowa otacza mgiełka, która była zapewne ochroną przed nimi dwoma. Albo przed samym Nottem, bo odniosła dziwne wrażenie, że wszyscy się go tutaj lękają.      Właściwie, to poczuła się lepiej. Miała silnego sojusznika, chociaż nie do końca mu ufała. Perspektywa tego, że mógłby ją nagle zdradzić i wydać śmieciożercom była dla niej koszmarna. Jednak nie sądziła, żeby był do tego zdolny. Jeśli już chciałby kogoś wydać, to i ją i śmierciożerców. Był typem samotnika, który działa na własną rękę.
Cóż, to odkrycie też nie było zbytnio pocieszające.
Kiedy zeszli parę pięter niżej, Hermiona poczuła, że się dusi w tych korytarzach. Było tutaj zimno, a w powietrzu unosiła się niemiła woń. Nagle usłyszała krzyk. Długi i pełen przerażenia. Dobiegał z daleka, ale wiedziała, że był to pisk Melodii. Teodor najwidoczniej dostrzegł jej bladą twarz, bo mocno złapał ją za rękę. Szczerze, to była mu za to wdzięczna, bo czuła, że ma kogoś przy sobie, kto jej pomoże. No i na pewno nie zdołałaby się wyrwać z tego uścisku.
- Ach tak! Karmienie duszy cierpieniem, krwią i umiejętnościami jeszcze bardziej ją wzmocni! - wymamrotał pod nosem zadowolony Amycus.
Przedzierali się korytarzami, kiedy śmierciożerca nagle się zatrzymał.
- Pokażcie swoje lewe przedramię - rozkazał. - Muszę wiedzieć, czy macie Mroczny Znak.
Obydwoje po tych słowach podnieśli rękawy, by pokazać czaszkę, z której buzi wychodził wąż, gotowy zaatakować. Hermiona odwróciła od niej wzrok. Nie mogła znieść tego widoku, nawet jeśli nie był to prawdziwy Mroczny Znak.
- Doskonale. Miło wiedzieć, że wybrałeś sobie partnerkę, która także służyła Czarnemu Panu, Teodorze. - uśmiechnął się Amycus, pokazując swoje czarne zęby. - Za tymi drzwiami jest wasz pokój. Strażnik będzie cały czas pilnował korytarz, więc nie myślcie o jakichś głupich wyskokach, a kiedy nadejdzie czas, byście spełnili wasze obowiązki, zaprowadzi was tam, gdzie trzeba.
  Powiedziawszy to, zostawił ich samych, a Hermiona i Teodor popatrzyli na tęgiego śmierciożercę. Zdała sobie sprawę, że skądś go zna. Te wielkie barki, jasne, kręcone włosy... Już miała zobaczyć jego twarz, kiedy poczuła, że Nott ciągnie ją do pomieszczenia i zamyka za sobą drzwi. Znaleźli się w małym pokoju, gdzie stały dwa, niezwykle niekomfortowe łóżka, stół ze świecznikiem, komoda i zakurzone, brudne lustro.
- Nie odebrali nam różdżek - wyszeptała Hermiona, bojąc się, że w jakiś sposób Amycus słyszy każde ich słowo. Zobaczyła cwany uśmieszek na twarzy Notta.
- Udało mi się go do tego zmusić poprzez wdarcie się do jego umysłu. Tylko tyle zdołałem uczynić, bo miał barierę ochronną.
Hermiona zrobiła wielkie oczy, pełna podziwu dla umiejętności Notta. Nie chciała jednak, by to zauważył, ponieważ on cały czas drwił z jej zdolności. Zaczynała chyba wiedzieć, dlaczego. Ona nie potrafiłaby zmienić czyichś myśli. Usiadła na twardym łóżku, a Nott zajął miejsce na drugim.
- I co my teraz zrobimy? - spytała. - Korytarze na pewno są patrolowane, a nawet, jeśli tak nie jest, to znaleźliśmy się w podziemnym labiryncie. Zgubimy się tutaj, różdżki nam nie pomogą...
Nott milczał, nie racząc jej odpowiedzieć. Westchnęła.
Wstała i podeszła do lusterka, a następnie związała sobie włosy w warkocza paroma ruchami nadgarstka. Usłyszała, jak Nott kładzie się na łóżku i zdała sobie sprawę, że zapewne nie spał całą noc. Nie było tutaj okna, ale domyśliła się, że musi być świt. Poczuła nagłe zmęczenie i również położyła się na twardej pryczy. Trudno było jej się wygodnie ułożyć. Myślała o Scarlett, która obudzi się, a jej nie będzie.
  Jak mogła tak zostawić swoje dziecko? Bez żadnych wyjaśnień... Dowiedziała się, że ma ojca, który nagle zniknął, a teraz to samo stało się i z nią. Modliła się, by im się udało. Żeby każde z nich wróciło bezpiecznie do domu. Ten cały pomysł wydawał jej się teraz strasznie głupi. Byli w potrzasku. Sami dobrowolnie zamknęli się w tym więzieniu.
W końcu była tak zmęczona, że zapadła w głęboki sen. Na początku śniła o czymś zupełnie bezsensowym i głupim, ale nagle poczuła, że coś mokrego dotyka jej stóp. Popatrzyła na dół i zobaczyła, że znajduje się w wielkiej, szklanej pułapce, która stopniowo napełniała się wodą. Zaczęła mocno walić w ściany, mając nadzieję, że szkło się stłucze, ale tymczasem nic się nie działo, a woda podchodziła jej już do piersi. Rozpaczliwie zaczerpnęła powietrza i poczuła, że woda wypełniła jej nos i uszy. Zamknęła oczy, by nie dostała się do nich. Przeraziła się, ponieważ zawsze bała się wody. Przypomniała sobie jak musiała skoczyć z grzbietu smoka, a potem jak Malfoy wypłynął z nią na środek jeziora w Hogwarcie. Poczuła, że nie może oddychać. Piekły ją płuca. Krzyknęła rozpaczliwie, kiedy zaczęła się dusić. Zrobiło jej się czarno przed oczami.
- Powiedz, gdzie uciekł Blaise Zabini, a darujemy ci życie.
- Nie mam pojęcia - usłyszała w głowie głos Dracona Malfoya.
Woda zalała jej cały organizm. Tonęła... umierała.
- Kłamiesz! - krzyknął ktoś wściekle. - Jesteś jego przyjacielem, pomogłeś mu stąd uciec. Czeka cię zasłużona kara. Chyba, że zdradzisz nam, jak udało mu się stąd uciec, a darujemy ci życie.
Nie było już ratunku.
Znikąd pomocy.
- Naprawdę, nic nie wiem. Nie wiedziałem się z nim tutaj, w Nurmengardzie.
Pożegnała się z życiem i zapłakała. Co za ironia losu, że nie uratuje swoich przyjaciół, że zginie w tak żałosny sposób, nie starając się chronić czyjegoś życia.
- Anapneo! - usłyszała z oddali czyjś znajomy głos i nagle szkło pękło, jej pułapka rozleciała się na milion kawałków, a ona sama obudziła się z krzykiem. Była cała zlana zimnym potem, a jej ciało się trzęsło. Zobaczyła, że obok niej na łóżku siedzi blady Nott. Wydawało się, iż lekko się rozluźnił, kiedy się obudziła.
- Co się stało? Co znowu widziałaś? - dopytywał się. Gryfonka skupiła się najpierw na regularnym oddychaniu. Płuca wciąż ją paliły, ale powoli się uspokajała.
- Ja... tonęłam... - głos jej się załamał. - Ale słyszałam, że znowu torturują Dracona... grożą mu odebraniem życia...
- Dlaczego? - Nott wydawał się być poruszony, a Hermiona zamilkła. Nie podobał jej się dziwny błysk podniecenia w oku, który dostrzegła u niego.
- Granger, gadaj! Musimy działać! - warknął na nią, ale ona się nie poddała.
- Skąd mam mieć pewność, że stoisz po naszej stronie?! Nie ufam ci, Nott.
Podniósł się, gdy ona wciąż siedziała skulona na swoim łóżku. Spojrzał na nią, a Hermiona dostrzegła cień bólu na jego twarzy. Jego szare oczy patrzyły na nią z wyrzutem.
- Czy gdybym chciał twojej śmierci, to czy uratowałbym cię wtedy, podczas pożaru?! - krzyknął, całkowicie tracąc nad sobą panowanie, a Hermiona lekko się przestraszyła.
- Czy gdybym chciał twojej śmierci, to ochroniłbym cię wtedy, na Nokturnie? Dzisiaj mogli cię zabić, ale pociągnąłem cię ze sobą na ziemię! Kiedy usłyszeliśmy krzyk Melodii, zatrzymałem cię, bo ty i twoja cholerna Gryfońska odwaga nakazały ci biec i ratować przyjaciół, co by cię zdradziło! I czy gdybym był ci wrogi, to uratowałbym cię, kiedy przed chwilą się dusiłaś?! - wykrzyczał i rzucił świecznik na ziemię.
- Ja... - wyjąkała Hermiona, czując, że policzki jej płoną. Podniosła się z łóżka, ale nie podeszła do niego.
- Nigdy mi nie ufałaś. Myślałem, że teraz, kiedy współpracujemy i ratujemy przyjaciół, to inaczej na mnie spojrzysz.
- Nie o to...
- Nie o to chodzi?! A więc o co?! - zadrwił, a kiedy Hermiona milczała, uśmiechnął się z pogardą, ale i pewnym cierpieniem.
- Nott... - próbowała dojść do słowa, ale Ślizgon znowu jej przerwał.
- Jesteś żałosna, Granger. Od dawnych lat cię podziwiam, jako dziewczynę, a teraz jako kobietę, ale okazałaś się być ślepa. Radź sobie sama.
  Mówiąc to, odwrócił się od niej i wyszedł z pomieszczenia, trzaskając drzwiami. Hermiona stała jak zamurowana. Palące poczucie winy wypełniało ją od wewnątrz. Poczuła, że łzy napływają jej do oczu, ale powstrzymała się. Niewiele myśląc, wybiegła za nim z pokoju i zauważyła spetryfikowanego strażnika, w którym rozpoznała Cormaca McLaggena. Ten widok tak ją zaskoczył, że aż przystanęła. Jak to możliwe, że ten wielki osiłek dołączył do śmierciożerców? Owszem, był półgłówkiem, ale nigdy, przenigdy nie stanąłby po złej stronie.
Podbiegła do niego i wymruczała:
- Rennervate.
Cormac wybudził się z transu i spojrzał na nią ze zdezorientowaniem.
- Kim jesteś? I gdzie ja jestem?
- Nieważne - powiedziała szybko. - Pamiętasz, w którą stronę pobiegł mężczyzna, który cię oszołomił?
Ręka McLaggena powoli wskazała prawy korytarz. A więc ten, skąd przyszli razem z Amycusem.
- Dziękuję - powiedziała pośpiesznie i wstała.
Puściła się biegiem. Gnała tak szybko, jak tylko mogła. Zatrzymała się dopiero wtedy, kiedy stanęła przed wyborem jednego z pomiędzy trzech różnych korytarzy.
- Homenum Revelio - wyszeptała, mając nadzieję, że zaklęcie poskutkuje. Z jej różdżki wystrzelił biały płomyczek, który skręcił w lewy korytarz. Hermiona wiedziała, że nie musi on wcale wskazywać Notta, lecz wroga, ale nie dbała teraz o to. Rzuciła się biegiem, a jej jedynym przewodnikiem był biały płomyk, który wskazywał jej drogę ku nieznanemu. W prawo, prosto, na górę po schodach... Znowu prosto i w lewo. Zgubiła się i wiedziała, że nie dałaby rady z powrotem trafić do wyznaczonego jej pomieszczenia. Czuła przerażenie. Och, jaka była głupia! Dlaczego nie dostrzegła tego, że Nott cały czas był z nią, odkąd się tutaj znaleźli?
Miał rację.
Była ślepa.
Zastanawiała się tylko nad tym, co jej powiedział. "Od dawnych lat cię podziwiam, jako dziewczynę, a teraz jako kobietę, ale okazałaś się być ślepa."
Co to miało do jasnej cholery znaczyć?! Przecież za każdym razem drwił z jej umiejętności. Tylko ten jeden raz powiedział jej, że razem uda im się pokonać wszystkich śmierciożerców.
Prychnęła.
To była jego wina. Po co te wszystkie sekrety... był nieodgadniony... tajemniczy... wredny i kpił z niej. Dlaczego więc oczekiwał, że mu zaufa i polubi?! Tak, to zdecydowanie jego wina.
Wiedziała jednak, że okłamuje samą siebie. Teodor Nott nie był niczemu winien.
  Do jej nozdrzy dotarł odurzający zapach świeżego powietrza i krwi. Zatrzymała się, a białe światełko zniknęło jej z oczu. Popatrzyła na podłogę, która była uwalona krwią i poczuła, że robi jej się niedobrze, a kiedy nagle usłyszała krzyk i przeszły ją ciarki i jeszcze większe mdłości. Od razu rozpoznała w tym głosie Dracona Malfoya.
Ruszyła powoli, starając się zlokalizować miejsce, skąd pochodził ten głos. Kiedy szła przed siebie, wydawał się być on coraz bardziej wyraźny. Włosy wypadły jej z warkocza i z przerażeniem stwierdziła, że odzyskała swój dawny wygląd. Nie było jednak czasu na metamorfozę. Draco od długiego czasu był torturowany. Jeśli miała wierzyć swoim wizjom, to przez to, że Blaise uciekł.
Tylko jak mu się to udało? Przecież wszędzie były straże.
I tutaj się właśnie zaczęła zastanawiać.
Odkąd znalazła się w korytarzach, nie spotkała żadnego śmierciożercy. A przecież było ich tylu, kiedy ich osaczyli. Miała wielką nadzieję, że Nott miał tyle samo szczęścia i również nikogo na swojej drodze nie spotkał.
Ponowny krzyk, pełen cierpienia i bólu rozdarł głuchą ciszę. Hermiona słyszała, że jest coraz bliżej. Zbliżała się właśnie do schodów i szybko wbiegła po nich na górę, kiedy nagle zaklęcie świsnęło jej koło ucha. Odwróciła się i schyliła, a kolejne zaklęcie przeleciało jej nad głową.
- Rictusempra! - odparowała atak.
- Protego!
- Confundo! - krzyknęła, a zaklęcie oszołomiło ofiarę, która padła na zimną, pokrytą krwią posadzkę.
Pobiegła dalej, kiedy usłyszała krzyk, dochodzący... Zmarszczyła brwi i nasłuchiwała. Coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że odgłosy dochodzą z podłogi, a to by oznaczało, że tuż pod nią może być pomieszczenie, a w nim Draco.
Wycelowała różdżką w posadzkę.
- Defodio.
Wystarczyła sekunda, a podłoga, na której stała, zapadła się razem z nią. Poczuła, jak spada w dół i ląduje w stosie gruzu. Zakaszlała, ponieważ wokół niej unosił się gęsty pył. Słyszała czyjeś krzyki i rozmowy.
- Ten budynek się rozpada! - wykrzyczał jeden głos.
- Mogło nas to przecież zabić! - poskarżył się drugi głos.
- Goyle! Tam ktoś jest!
- Gdzie?
- No tam, nie widzisz? Jakaś dziewczyna! - Hermiona rozpoznała głos Scabiora i wiedziała, że tylko sekundy dzielą ją od kolejnej walki. Z trudem zbiegła po gruzie i mało co nie skręciła sobie kostki. Kiedy pył opadł, dostrzegła oszołomione twarze szmalcowników.
- Ponownie się spotykamy, czyż nie? - uśmiechnęła się wrednie i jednym ruchem nadgarstka sprawiła, że Scabior odleciał i uderzył się w kamienną ścianę, tracąc przytomność. To samo stało się z Goylem, który upadł obok swojego towarzysza z głupim wyrazem twarzy.
  Usłyszała czyjś jęk, a serce kroiło jej się z bólu. Dostrzegła Dracona Malfoya, leżącego na brudnej posadzce. Był zbroczony swoją własną krwią i powoli podnosił się na nogi. Podbiegła do niego i pomogła wstać. Pył przykleił się do jego ran, a ona poczuła wyrzuty sumienia, że nie znalazła jakiegoś innego rozwiązania, by się do niego dostać.
- Draco... - wyszeptała, a głos jej się załamał. Chciała go przytulić, pocałować, ale wiedziała, że sprawi mu tylko jeszcze więcej bólu.
Ślizgon otrząsnął się i spojrzał na nią swoimi cudownymi, szarymi oczami. Przez chwilę lśniła w nich tylko pustka, ale z czasem zmieniła się ona we wściekłość. Wyrwał jej się z uścisku.
- Czego ode mnie chcesz?! - warknął, a kobieta zamarła.
- Draco... to ja, Hermiona. - oznajmiła, ale czuła, że Draco doskonale wie, kim jest.
- Nie dotykaj mnie. Zdradziłaś nas wszystkich. To przez ciebie się tutaj znalazłem.
- Co ty wygadujesz? - w jej głosie słychać było niedowierzanie. Pył, który zatrzymał się na jej rzęsach, wpadł jej do oczu, więc je szybko przetarła. Kiedy się rozejrzała, Dracona nie było. Z trudem dowlekł się do drzwi, zostawiając na podłodze krwawe ślady.
- Gdzie ty idziesz?
- Zostaw mnie w spokoju, Granger! - warknął z nienawiścią. Tego już było dla niej za wiele.
- O co ci do cholery jasnej chodzi?! - krzyknęła, nie zważając na to, że ktoś może ją usłyszeć. Podeszła szybkim krokiem w stronę mężczyzny, kiedy znowu chciał odejść. Złapała go za ramię i szarpnęła, by na nią spojrzał.
- Jesteś podłą zdrajczynią! Nienawidzę cię! - spojrzał na nią z pogardą. - Siedziałem tutaj całymi miesiącami, a ty zjawiłaś się... z nim... - w jego głosie brzmiała wściekłość. - Dołączyłaś do śmierciożerców, bo on cię do tego namawiał, tak?
- Co...? Nie jestem śmierciożerczynią, Draco, co ty wygadujesz? - Hermiona czuła się tak, jakby nagle całkowicie zgłupiała. Draco brutalnie złapał ją za lewą rękę i podniósł jej rękaw od szaty, a ich oczom ukazał się Mroczny Znak. Uśmiechnął się pogardliwie.
- Na dodatek kłamiesz w żywe oczy. - to powiedziawszy odwrócił się, a Hermiona nie wytrzymała i rzuciła się na niego. Przygwoździła go do drzwi, aż jęknął z bólu, gdy drzazgi wbiły się w jego poranione plecy ale nie zwracała na to uwagi.
- Słuchaj mnie, Malfoy. Nie mam pojęcia, o jakich miesiącach mówisz, nie wiem, kogo masz na myśli, kiedy mówisz " z nim"... - zaczęła i zdmuchnęła gniewnie kosmyki włosów, które opadły na jej twarz.
Nagle Draco złapał ją mocno za ramiona i odepchnął z taką mocą, że upadła na stos gruzu, który boleśnie wbił jej się w ciało. Teraz naprawdę do niej dotarło, że Draco jej nienawidzi i to na dodatek z powodów, których nie rozumiała. Przecież nic złego nie zrobiła.
- Bolało? - zadrwił Malfoy. - Na pewno nie bardziej niż mnie, kiedy się dowiedziałem, że trzy miesiące temu się zaręczyłaś z Teodorem Nottem. Kto by pomyślał, że ukochana kobieta i przyjaciel mogą tak bardzo zranić?

~~~~~~~~~~~~~~
Kochani, wróciłam z nową notką ;3 
Tak, tak, wiem xd zapewne przerwałam w złym momencie i zasługuję na surową karę xd Tak czy inaczej mam nadzieję, że Wam się podoba i nie zawiodłam, bo chciałam wrócić w dobrym stylu.
Niestety mam złą wiadomość. 23 czerwca wyjeżdżam na wakacje i wrócę dopiero 2 lipca. Próbowałam załatwić laptopa, by móc pisać na wakacjach, ale niestety mojej siostrze jest potrzebny na studia, a drugi jest w naprawie ;/ 
Postaram się jednak zapisywać wszystkie pomysły w zeszycie i zrealizować je zaraz po powrocie do domu ;) 
Ściskam mocno
Sheireen ♥

czwartek, 19 czerwca 2014

Wizje

         
Hermiona siedziała na podłodze przy łóżku swojej córki, która już dawno spała. Wpatrywała się w krople deszczu obijające się o okno w pokoju. Zegar tykał, wskazując parę minut po północy. Nie została na noc w domu Dracona. W ogóle nie miała takiego zamiaru. Minęły trzy dni, a ona nie postawiła nogi na progu Malfoy Manor. Wiedziała jednak, że dzisiaj będzie musiała tam zawitać, jednocześnie też znieść obecność Teodora Notta, który od czasu, kiedy rzuciła w niego muffinką patrzył na nią z jeszcze większą niechęcią.
            Otarła kolejną łzę, która potoczyła się po jej zarumienionym policzku. Nie płakała już od pewnego czasu, ale jej oczy nadal były szklane od łez. Od czasu do czasu upuściła samotną kroplę. Westchnęła głęboko. Tak bardzo tęskniła za przyjaciółmi. Nienawidziła tej bezczynności, kiedy nie mogła wyrwać się z domu, by pomóc im. Nawet nie potrafiła podnieść na duchu Ginny, która stała się ponura i milcząca, a uśmiechała się dopiero wtedy, kiedy spędzała czas razem z córką. Wiedziała jednak, co Ginny czuje, w końcu sama znalazła się w takiej samej sytuacji.
Nagle biały piorun rozdarł czarne niebo na pół, a Hermiona automatycznie się wzdrygnęła. Spojrzała na twarzyczkę swojej prześlicznej córeczki. Nie wydawało się, by cokolwiek mogło ją obudzić. Podniosła się z podłogi i cichutko wyszła z pokoju. Zeszła schodami na dół, uważając, by nie robić dużo hałasu i weszła do kuchni, by napić się trochę zimnej wody. Poczuła jak kręci jej się w głowie. Zamknęła oczy i oparła się o zimny blat. Przed oczyma mignęły jej jakiś straszne sceny.
Ciemne korytarze.
Krew.
Krzyki.
Draco siedzący samotnie w jakimś tajemniczym pomieszczeniu, upiornie blady na twarzy. Jego cudowne, szare oczy wydawały się być teraz białe niczym dwa księżyce. To nie był już człowiek.

  Ledwo zdusiła głośny krzyk. Zachwiała się, ale nie upadła na podłogę. Serce waliło jej szybko i boleśnie, jakby chciało wyrwać się z piersi. Draco był w niebezpieczeństwie. Skoro jemu się nie udało, to oznacza, że nie może uratować ani siebie, ani tym bardziej przyjaciół. Odgarnęła z twarzy kosmyki gęstych, brązowych włosów, które wypadły jej z wysokiego kucyka i otarła twarz dłońmi. Była cała gorąca, a na policzkach miała wypieki. Głowa ją bolała i czuła się jakby miała gorączkę, jednak to było przecież niemożliwe. Zaledwie parę minut temu czuła się całkowicie dobrze, a teraz czuła się jakby ktoś wyssał z niej wszelkie siły. Musiała iść do Malfoy Manor. Wiedziała, że to szaleństwo, ale te wizje były tak realistyczne, że musiały być prawdziwe. Nie mogła dopuścić do tego, by cokolwiek stało się jej najbliższym.
Nie zważając na to, czy robi dużo hałasu, czy nie, wbiegła po schodach na górę i wpadła do swojego pokoju. Otworzyła szybko szafę i ubrała się w pierwsze, lepsze ciuchy, które leżały na wierzchu. Wzięła pióro leżące na biurku i naskrobała szybko parę słów na pergaminie, a wielki księżyc służył jej jako lampa.

Kochani Rodzice
Nie mam zbyt wiele czasu na wyjaśnienia, ale w świecie czarodziejów znowu źle się dzieje, a przyjaciele mnie potrzebują. Nie mogę ich zostawić w potrzebie. Zaopiekujcie się Scarlett i wyjaśnijcie jej, że postaram się wrócić w ciągu paru dni. Proszę Was, róbcie wszystko, by nie czuła się samotna.
Przepraszam Was, że tak wyszło i znowu muszę zniknąć.
Wasza kochająca
Hermiona

  Machnęła różdżką nad kawałkiem pergaminu, jednocześnie skupiając myśli na szafce nocnej stojącej obok łóżka rodziców i teleportowała list. Schowała różdżkę do kieszeni spodni i już po chwili w jej pokoju dało się słyszeć ciche pyknięcie, a sama Hermiona zmaterializowała się przed wielką, czarną bramą Malfoy Manor. Ulewny deszcz od razu zmoczył jej całe ubranie, a kiedy doszła do drzwi wejściowych willi nie miała na sobie ani grama suchej nitki. Deszcz spływał z niej wręcz strumieniami.
  Zapukała głośno i modliła się, by Teodor ogarnął się i w miarę szybko otworzył jej, by mogła wejść i podzielić się z nim ową wizją. Owszem. Ona, Hermiona Granger właśnie miała zamiar podzielić się swoimi myślami z Nottem, osobą, której bardzo nie lubiła. Wiedziała jednak, że tylko on jest jej w stanie pomóc. Nigdy nie wpadał w panikę , a ona już teraz cała się trzęsła pod wpływem emocji. Oczywiście też było jej bardzo i zimno, ale teraz to nie miało znaczenia. Wrzesień zbliżał się wielkimi krokami a wraz z nim chłodne noce. Hermiona czuła, że coraz bardziej się niecierpliwi. W końcu nie dbała o grzeczność, tylko wyłamała zamek w drzwiach za pomocą zaklęcia i wpadła do środka.
  W domu było ciemno niczym w katakumbach, więc zapaliła światełko na końcu różdżki i wbiegła po schodach na górę. Zastanawiała się, gdzie może być Teodor, ale uznała, że szukanie go po całym domu jest pozbawione wszelkiego sensu. Wykrzyczała jego imię i usłyszała jak jej przerażony głos odbija się echem od zimnych ścian. Błądziła wciąż po ciemnych korytarzach, kiedy nagle pisnęła, widząc na końcu cień jakiejś wielkiej postaci.
- Co cię opętało kobieto, by wpadać w środku nocy do domu i mnie budzić? – usłyszała zdenerwowany głos Teodora, którego cień coraz bardziej rósł, aż w końcu mężczyzna pojawił się przed nią w całej swojej okazałości.
- Budzić? – spytała Hermiona ze zwątpieniem. – Nie wydaje mi się, bym cię obudziła. Czy ty kiedykolwiek śpisz?
            Rzeczywiście Ślizgon nie miał na sobie niczego, co by przypominało piżamę. Wisiała na nim jakaś wysłużona szata czarodzieja, ale na pewno nie była to piżama. Zwłaszcza, że na nogach miał idealnie wypolerowane buty.
- Przyszłaś tutaj, by zadać mi te pytania? – spytał z niedowierzaniem Teodor.
- Nie. Wiesz, że ci nie ufam… - zaczęła biorąc głęboki oddech, kiedy nagle jej przerwał.
- Ja tobie też nie ufam. - dodał mężczyzna bez cienia wątpiwości.
- Jednakże musisz mi pomóc. – wypaliła zrozpaczona Hermiona, czując, że serce podchodzi jej do gardła. Naprawdę miała nadzieję, że Nott choć raz okaże się przydatny, ale oczywiście okazało się inaczej.
- To ciekawe. – Nott skrzyżował ręce i uśmiechnął się wrednie. – Niby w czym  ja miałbym ci pomóc?
Hermiona przełknęła łzy, kiedy przypomniała sobie swoją wizję. Och, tak bardzo by chciała, żeby to nie było prawdą, by to był tylko sen, ale nie zapowiadało się na to. Wizja była tak realistyczna. Natychmiast wzięła się w garść i opowiedziała wszystko Teodorowi, od początku do końca. Mężczyzna wydawał się być zamyślony, ale w końcu nie wiedziała, czy cokolwiek do niego dotarło. Zadrżała, ponieważ mokre ciuchy przylepiły jej się do ciała. Widząc to Nott złapał ją dość mocno i zaprowadził do pokoju, który znajdował się za drzwiami w korytarzu obok.
Machnął różdżką, a ogień w kominku trzasnął wesoło. Wyszeptał drugie zaklęcie, a Hermiona poczuła jak jej ubrania automatycznie schną. Oniemiała. Teoedor Nott jeszcze nigdy nie zdobył się na jakikolwiek pozytywny gest wobec niej. Chociaż nie… już parę razy się to zdarzyło. Po raz pierwszy wtedy, kiedy wycierał jej rany wyciągiem ze szczuroszczeta, a drugi raz wtedy, kiedy oboje z trudem uratowali się po swoim pojedynku. Może jednak powinna mu choć trochę zaufać? Nie miała jednak czasu bardziej się nad tym zastanawiać, ponieważ Nott podał jej szklankę z czarną substancją wypełniającą  ją do połowy. Od razu rozpoznała w niej eliksir, który warzył Teodor.
- Granger, powiedzmy, że ja dzisiejszej nocy również miałem wizję. - orzekł po chwili głosem, w którym nie wyczuwała żadych emocji. Pozbawiony uczuć, zupełnie jak jego właściciel.
- Taką samą jak ja? – zaniepokoiła się, ale on pokręcił przecząco głową.
- Nie, ale również dotyczącą śmierciożerców.
- Musimy coś zrobić – wydukała Hermiona, czując jak wypełnia ją gryfońska odwaga, której nie mógł ugasić nawet chłód Ślizgona.
- Wiem, Granger. Wyruszamy już teraz.
- Słucham? - zdumiała się i zrobiła wielkie oczy.
- Dobrze słyszałaś. Wypij ten eliksir – rozkazał jej, a Hermiona popatrzyła na niego nieufnie.
- Nie otrujesz mnie…? – w jej głosie słychać było niepewność. Prychnął z pogardą.
- Aktualnie współpracujemy, więc nie masz się czego obawiać, pozabijać się możemy dopiero wtedy jak zakończymy tę misję. – zapewnił ją, a Hermiona uśmiechnęła się lekko.
- Bardzo pocieszające.
            Nott jednym tchem wypił zawartość szklanki, a Hermiona po paru sekundach namysłu poszła w jego ślady. I tak wiedziała, że jej to nie ominie. Ledwo co szklanka nie wypadła jej z ręki i nie roztrzaskała się na podłodze. Odstawiła ją na stolik stojący obok fotela i złapała się za rękę, która zaczęła piec ją niemiłosiernie mocno. Zacisnęła zęby z bólu i podsunęła do góry rękaw swojej już całkowicie suchej bluzki. Nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Na jej lewej ręce widniał znienawidzony przez nią znak. Czarna czaszka wydawała się patrzeć na nią złowrogo, a wąż prężył się jakby gotowy do ataku. Miała wyryty na skórze Mroczny Znak.
- Coś ty mi zrobił?! – krzyknęła rozwścieczona.
- Spokojnie… - odezwał się Teodor.
- Jak mam być spokojna, mając ten znak na skórze?! – wybuchła kobieta i podniosła się wściekła z fotela, by przywalić wysokiemu mężczyźnie.
- Zanim cokolwiek zrobisz wiedz, że to z czasem mija. – oznajmił chłodno Nott, a Hermiona zatrzymała się w pół kroku.
Czuła, że powoli się uspokaja, a gniew wypływa z niej jak powietrze z przedziurawionego balona. Dobrze, że była cała rozpalona, bo Nott nie mógł dostrzec jej rumieńców zakłopotania. Jednak uważała, że miała prawo się zdenerwować. Nie chciała być postrzegana jako śmierciożerczyni, a tego znaku nienawidziła jak żadnego innego. Do tej pory pamiętała, że śmierciożercy oznaczali nim miejsce zbrodni. Nawet teraz, gdy wiedziała, że z czasem jej zniknie, czuła się oszpecona i brudna. Odczuwała dyskomfort, którego nie potrafiła opisać.
Nagle całkowicie zdała sobię sprawę z tego, co mają zrobić. Popatrzyła niepewnie na Notta. Skąd mogła wiedzieć, że nie wciąga jej w pułapkę? Mógł przecież podstępem zaciągnąć ją do Nurmengardu, a tam wydać śmierciożercom. W końcu jej nienawidził za klątwę, którą na niego rzuciła. Dlaczego więc miałby jej pomagać? Zawahała się.
- Jaki jest plan? - spytała, by przerwać ogłuszającą ciszę. Nott prychnął i spojrzał na nią jak na idiotkę.
- Mówiłem przecież, że teleportujemy się jako śmierciożercy do Nurmengardu.
- No dobrze, a co potem? Myślisz, że przyjmą mnie jak przyjaciela, kiedy jestem najbliższą przyjaciółką samego Harry'ego Pottera? - zadrwiła. Teodor podszedł do wielkiej skrzyni i wyjął z niej parę czarnych szmat, a następnie rzucił w nią jakąś czarną szatą i peleryną. Złapała ją i spojrzała na ubranie. Poważnie? Czy ten Ślizgon myśli, że gdy nałoży na siebie głupią pelerynę, to nikt jej nie rozpozna?
Nott jakby czytając w jej myślach odpowiedział.
- Zmienisz sobie wygląd za pomocą zaklęcia. - zawiesił na niej wzrok przez krótką chwilę. - Chyba, że nie potra...
- Potrafię. - przerwała twardo Hermiona i podeszła do zbitego lustra, wyciągając różdżkę. Już po chwili za pomocą drobnych, lecz skomplikowanych zaklęć jej włosy przybrały smolistą barwę, nos stał się bardziej zadarty, oczy zmieniły kolor na niebieski, a usta zdawały się być bardziej wydętne. Spojrzała zadowolona na swoją metamorfozę i uśmiechnęła się z satysfakcją.
Nott, który ją przez cały czas bacznie obserwował, teraz zaczął się przebierać w czarne szaty. Zrzucił swoją bluzkę, a Hermiona odwróciła wzrok skrępowana. Po chwili usłyszała jego głos.
- Mogę wiedzieć, na co czekasz? Dlaczego się nie przebierasz, tylko marnujesz cenny czas? - spytał, a w jego głosie wyczuła lekką złość. Odwróciła się w jego stronę, ale nie dostrzegła twarzy, ponieważ była ukryta za kapturem. I nagle wspomnienia wróciły z zadziwiającą pędkością.
Ten mężczyzna z ulicy Przekątnej... był dokładnie tego samego wzrostu, chudy... Teraz była prawie pewna, że miał taki sam głos jak Teodor Nott.
- To ty... - wyszeptała. Mężczyzna zdjął kaptur i po raz pierwszy zobaczyła jak jego kąciki ust leciutko się podnoszą. Ten widok był jeszcze bardziej zdumiewający, niż jej odkrycie.
- Następnym razem nie bądź taka wścibska, Granger. Nie zawsze będę pod ręką, by uratować twoją rozczochraną głowę. - w jego głosie wyraźnie usłyszała rozbawienie i tym bardziej osłupiała.
Zdała sobie sprawę, jak beznadziejnie musi teraz wyglądać, stojąc i gapiąc się na niego z lekko otwartymi ustami. Otrząsnęła się, odkaszlnęła i uznała, że czas przebrać się w szaty czarodziejów, które leżały rzucone na kanapie. Spojrzała wyczekująco na Teodora.
- Mógłbyś wyjść lub chociażby się odwrócić? - spytała. - Chcę się przebrać. - oznajmiła twardo, kiedy chłopak nie zareagował.
- Czy ja ci przeszkadzam? - rozsiadł się na fotelu, a Hermiona poczuła niedowierzanie.
- Nawet nie masz pojęcia jak bardzo!
- A niby co ja robię?
- Gapisz się. - ucięła krótko.
- Nie pochlebiaj sobie, kobieto.
Hermiona obrzuciła go zabójczym wzrokiem. Mężczyzna po krótkim czasie odwrócił się, a Hermiona chcąc nie chcąc zdjęła z siebie bluzkę i spodnie, by nałożyć na siebie mocno za dużą szatę. Narzuciła na siebie pelerynę i zakryła twarz kapturem. Odwróciła się do Teodora i ujrzała coś, co przedtem umknęło jej uwadze.
- Ty parszywy oszuście! - krzyknęła. Teodor Nott może i był odwrócony, ale bezczelnie gapił się w lustro i miał doskonałyy widok na to, co się działo za jego plecami. Ruszyła w jego stronę szybkim krokiem, by porządnie go stłuc.
- Skąd masz tą bliznę na lewym udzie? - to pytanie tak ją zdziwiło, że aż przystanęła.
- Jakim prawem... - zaczęła, a w jej głosie brzmiała wściekłość.
- Nie denerwuj się, tylko odpowiedz - jego głos znowu brzmiał obojętnie, a twarz nie wyrażała żadnych oznak uczuć i emocji. Hermiona odetchnęła głęboko parę razy, by się uspokoić, ale nie potrafiła. Krew wciąż gotowała jej się w żyłach. Słyszała, jak szumi jej w głowie.
- Nie udawaj, że nie wiesz - warknęła.
Nott wyglądał na zaskoczonego, co dało jej lekką satysfakcję, ale nie mogła uwierzyć, że nie  pamięta tego wydarzenia...
- Niby skąd mam to wiedzieć? - znowu ten ton zdziwienia. Jego zimny wzrok przeszył ją na wylot. Czuła, że nie kłamie. Niby czemu miałby się nagle pytać o tę bliznę, kiedy sam ją zrobił, nawet jeśli nie celowo?
- Powstała podczas naszego pojedynku, kiedy wybuchł pożar w jednej z tych sal w lochach... Jeśli pamiętasz. - odpowiedziała na jednym wydechu i odwróciła wzrok. Naprawdę, nie było łatwo wracać jej do tamtych chwil, kiedy po raz pierwszy się z nim zmierzyła. Nott powoli podniósł się z kanapy, a Hermiona wiele by dała, aby teraz nie było go obok. Sama nie wiedziała, czy lubi towarzystwo tego mężczyzny, czy też nie. Był jedną wielką zagadką. Tajemniczy, budzący strach, nieprzewidywalny, a jednak czasami potrafił pokazywać uczucia.
Teodor Nott delikatnie wziął ją za rękę, a ona się wzdrygnęła i ledwo co nie wyrwała mu się.
- Chyba czas się teleportować, prawda? - powiedział, a Hermiona bąknęła coś nierozumiałego, co miało być potwierdzeniem jego słów. Zamknęła oczy, czekając, aż Nott przeniesie ich w inne miejsce, kiedy nagle zdała sobie z czegoś sprawę.
- Poczekaj! - krzyknęła, choć wcale tego nie chciała. Nott wytrącony z równowagi spojrzał na nią z naganą.
- Co znowu?
- Nie mamy żadnego planu... - zaczęła.
- Pieprzyć plany i tak nigdy nie wypaliły - odpowiedział, a ją zamurowało. Wyrwała rękę z jego uścisku. On był szalony!
- Odbiło ci? Tam będzie mnóstwo śmierciożerców... Jak mamy odbić naszych przyjaciół bez konkretnego planu? Przez ciebie od razu zostaniemy złapani.
- Nie zostaniemy - odparł spokojnie jej atak słów.
- Skąd na pewność? - jej głos brzmiał podejrzliwie.
- Jeśli połączymy nasze siły, to nikt nam nie dorówna. - na jego ustach pojawił się uśmieszek. Hermiona udobruchała się lekko.
Nagle poczuła oszołamiający ból w skroniach i ledwo co nie upadła na podłogę. Nott podtrzymał ją, ale Hermiona już tego nie czuła. Przed jej oczami rozciągał się okropny widok.
Harry, jej najlepszy przyjaciel,  jedna z najbliższych osób wpatrywał się tępo w róg ogromnej sali. Nie mogła jednak dostrzec, co się tam znajduje, ponieważ w pokoju panował mrok.
Ponowny ból, jeszcze gorszy od poprzedniego.
Patrzyła oczami Harry'ego. Czuła jego emocje.
Nienawiść do ludzi, do całego świata.
Żądza mordu i chęć władzy.
Kolejny ból. Klęczała na posadzce, ręce miała przywiązane do jakiegoś słupa. Nagle usłyszała świst i poczuła olbrzymi ból. Czuła, jak coś rozdziera jej plecy.
Krzyknęła z przerażenia i bólu. Zaczęło jej się kręcić w głowie. Patrzyła teraz na scenę biczowania Malfoya, który był blady i przypominał upiora.
Chciała do niego podbiec, ale coś ją zatrzymywało.
- Granger!
Łzy spłynęły jej po policzkach.
- Nie róbcie mu krzywdy! - krzyczała, chcąc rzucić się na nieznajomą postać. Musi pomóc Draconowi! Nie może go zostawić w takiej sytuacji. Przecież oni go torturują! On może niedługo umrzeć!
- GRANGER!
Podniesiony głos Teodora Notta podziałał na nią jak kubeł zimnej wody. Sceny zniknęły sprzed jej oczu, ale uczucia wciąż zostały. Cała się trzęsła, a jej policzki były mokre od łez. Nie wiedząc, co robi, rzuciła się w ramiona mężczyzny, który cały się spiął. Nie obchodziło jej to, czy mu ufa, czy nie. Czy jest wrogiem, czy przyjacielem. Tylko on potrafił jej pomóc w tej sytuacji.
- Co widziałaś? - spytał zaniepokojony i delikatnie objął ją ramieniem. Hermiona zaszlochała w jego ramię.
- Harry'ego... tylko-o, że t-to nie był o-on - wyjąkała przez łzy.
- Uspokój się już, weź się w garść - burknął, a Hermiona odsunęła się od niego i odgarnęła mokre włosy z policzków.
- Byłam w jego umyśle... czułam jego myśli i emocje... Prawdziwemu Harry'emu nigdy takie coś po głowie nie chodziło.
Nott nie odpowiedział, tylko zmarszczył brwi, a ona ciągnęła.
- Torturują Dracona! Nie mamy czasu, Nott... teleportujmy się tam i to w tej chwili.
Czarnowłosy Ślizgon złapał ją za rękę i w ułamku sekundy teleportowali się prosto pod mury więzienia.

~~~~~~~~~~~~~~~~
Wakacje zawitały, a wraz z nimi zwróciłam i ja ;3
Rozdział może i nie jest najlepszy, ale muszę się rozkręcić xd
Nie było mnie strasznie długo, ale teraz przynajmniej w spokoju dokończę bloga. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś mi tutaj został, a jeśli już przeczytał notkę, to mi się ukaże.
Merlinie, jak ja się stęskniłam za Wami, za blogiem i za pisaniem. Czuję, że w końcu po tylu miesiącach wracam do siebie. Jestem w swoim żywiole :)
Jak tam u Was oceny końcowe? c;
Całusy
Sheireen ♥