niedziela, 27 października 2013

Rozmowy

            Hermiona odetchnęła z ulgą, kiedy samochód wreszcie się zatrzymał. Wiedziała, że mu tego nie podaruje. Wredny, podstępny Ślizgon. No oczywiście, wszystko to sobie zaplanował. Och, jak ona go nie lubiła. Jak mogła być kiedyś z kimś takim jak Draco Malfoy? Spojrzała na niego i szybko zrozumiała. No tak, ten jego „urok osobisty”.
- Musimy porozmawiać, Granger. – odezwał się jako pierwszy. Hermiona przez dłuższy czas milczała, a on nie przerywał tej ciszy. W końcu odezwała się tak niezwykle spokojnym głosem, że aż go to trochę przestraszyło.
- Najpierw mówisz, że jedziemy do ciebie… Później zostawiasz nasze dziecko Ginny i Blaiseowi… Chwilę potem mnie porywasz i nie chcesz wpuścić… - wyliczała na palcach mówiąc szeptem.
- Noo… - zaczął Draco ostrożnie. – Zgadza się, ale musimy porozmawiać.
- JESTEŚ NIENORMALNY! – wrzasnęła w końcu i złapała za klamkę od drzwi samochodu. Niestety, były zamknięte. Szarpała się przez chwilę, dopóki Draco nie złapał jej za ręce i nie odciągnął. Hermiona wyrwała dłonie z jego uścisku, ale usiadła spokojnie. Z bardzo niezadowoloną miną zdmuchnęła kosmyki włosów z twarzy.
- Czy ty nigdy nie możesz się zachować jak normalny człowiek? – spytał Draco z pretensją, a Hermiona odwróciła wzrok w prawą stronę udając, że widok rozciągający się za oknem był niezwykle ciekawy.
- To samo mogłabym powiedzieć tobie – odburknęła. – Co pomyśli Scarlett, kiedy zobaczy, że odjechaliśmy?
Draco lekko się zmieszał, ale wiedział, że Blaise i Ginny doskonale zajmą ich córkę. Ginny niezbyt się spodobał ten plan, ale po długich namowach w końcu się zgodziła. Co z tego, że po powrocie może mieć rozwalony cały apartament. Ważne, żeby Scarlett bawiła się wtedy, kiedy on będzie rozmawiać z matką jego dziecka.
- Ma dobrą opiekę i z pewnością będzie się dobrze bawić – oznajmił i przeczesał swoje włosy palcami. Hermiona prychnęła na ten widok, ale nic nie odpowiedziała. Ona po prostu już to wiedziała, że kiedy Draco po raz pierwszy się u niej pojawił, to znów zaczną się te same problemy, od których uciekała. Rozglądała się po samochodzie szukając drogi ucieczki. Nie chciała siedzieć tutaj z nim, ani rozmawiać.
- Słuchaj Hermiono – odezwał się ponownie Draco, odwracając się w jej stronę. Kobieta nawet na niego nie spojrzała, ale wiedział, że słucha uważnie. – Chciałbym mieć kontakt ze Scarlett.
- Rozumiem, że chcesz ze mnie wręcz wymusić zgodę, stawiając mnie w takiej sytuacji? – spytała, nadal rozglądając się po samochodzie. Draco musiał przyznać, że jak zwykle umiała bezbłędnie przejrzeć jego plany.
- Może i tak, ale nie o tym teraz. Wiesz, doskonale, że Scarlett potrzebuje ojca.
- Ma już go.
- Ale prawdziwego ojca – warknął Draco i zacisnął dłonie w pięści. – On nigdy nie da jej tego, co ja mogę jej dać. Co jej po tym, że kupi jej jakąś zabawkę, skoro w ogóle nie spędza z nią czasu?
Hermiona wbiła wzrok w swoje kolana, jednak wciąż milczała.
- Tobie też nie daje on szczęścia, Hermiono. Myślisz, że nie zauważyłem?
Kobieta zacisnęła usta, a w jej oczach pojawiły się łzy, które z trudem starała się hamować. Nie chciała się przy nim rozpłakać. Nie chciała, by wiedział, że ma racje i trafił w sedno. Opanowała się biorąc parę głębokich oddechów.
- Bądź tak dobry i zostaw moją rodzinę w spokoju.
- Nigdy tego nie zrobię. Nie popełnię dwa razy tego samego błędu – Hermiona spojrzała na Dracona. Jego szare oczy były tak tajemnicze… Tak cudowne i ukochane.
            Odwróciła wzrok swoich brązowych oczu, które utkwiła w stacyjce. Kluczyki znajdowały się w niej, gotowe, by odpalić samochód. Wystarczył tylko jeden ruch… Niezwykle trudny, ale nie chciała już więcej rozmawiać na ten temat. Jednym, szybkim ruchem weszła Malfoyowi na kolana i przekręciła kluczyki w stacyjce. Mężczyzna był tak oszołomiony, że nie zdążył zareagować.
- Co ty robisz, Granger?! Zostaw mój samochód! – krzyknął, kiedy Hermiona gwałtownie cofnęła samochód do tyłu, by wyjechać znad wzgórza.
- Daj mi spokój, bo inaczej rozbiję ten wóz! – warknęła, ale Draco nie dał za wygraną.
- To już jest przesada! - unieruchomił jej ręce i zgasił silnik. Hermiona jeszcze przez chwilę się wyrywała, ale zdała sobie sprawę, że na nic jej się to przydało. Teraz była tylko w jeszcze gorszej pozycji, bo siedziała bokiem na kolanach Malfoya. Czuła cholerny dyskomfort, ale za nic nie chciała, by to zauważył.
            Draco był natomiast tak wściekły, że nie myślał nawet o tym, jak Hermiona próbowała wybrnąć z sytuacji, a rzeczywiście miała dobry plan. Rozbić jego samochód! Dobre sobie! Nawet z czarami byłoby mu trudno go naprawić. Nie znał się jeszcze tak bardzo na tej całej mechanice, więc nie mógł wiedzieć, czy przypadkiem jeszcze bardziej go nie popsuje. Hermiona siedziała zdenerwowana na jego kolanach. Jak zwykle wyglądała niezwykle seksownie w takiej wersji. Te włosy w nieładzie, te kosmyki opadające na twarz. Powoli zapominał jak piękna potrafiła być i jak na niego działała.
- Czy mogę się spotykać ze Scarlett? – powtórzył swoje pytanie, zmuszając ją, by spojrzała mu w oczy. Zrobiła to, ale bardzo niechętnie.
- Jak to będzie wyglądać w oczach Andrew? Jego kumpel, którego poznał ostatnio będzie się spotykać z jego córką… Dziwne, nie sądzisz? – spytała rozjuszonym głosem, ale siedziała spokojnie.
- Jego i tak nie ma całymi dniami w domu. Moglibyśmy razem wychodzić i…
- Zapomnij. – przerwała mu twardo i założyła ręce na piersiach.
- Hermiono, proszę, daj nam jeszcze jedną szansę – wyszeptał błagalnie Draco, a w oczach Hermiony coś zapłonęło. Prawdziwy ogień buchnął z oblicza Gryfonki.
- Jesteś bezczelny! Jak możesz w ogóle mi to proponować?! – syknęła wbijając w niego mordercze spojrzenie bazyliszka.
- Proszę cię, zrób to dla Scarlett.
- Nie pozwolę, by moja córka miała takiego tatę.
- Hermiono… - Draco starał się za wszelką cenę do niej dotrzeć, ale Hermiona pozostawała przy swoim.
- Ja też nigdy nie popełnię tego samego błędu, Malfoy – warknęła i szybkim ruchem otworzyła szyberdach, by po chwili zwinnie wyjść przez niego i zeskoczyć z dachu samochodu. Draco patrzył na nią z oniemieniem, kiedy szybkim krokiem odchodziła.
- Co za kobieta – mruknął z podziwem i z lekkim uśmiechem na ustach wyszedł z auta, by dogonić Hermionę.
            Brązowowłosa odwróciła się i zauważyła jak mężczyzna wychodzi z samochodu. Co za typ! Czy on nigdy nie da jej spokoju? To już podchodzi pod prześladowanie. Mogła w ogóle nie wysyłać mu tej durnej wiadomości. Co on sobie wyobraża, skoro tak się zachowuje?! I jeszcze prosi ją o kolejną szansę! Niedoczekanie.
Nie, nie i jeszcze raz nie.
Postanowiła sobie coś.
Tylko przyjaciele, jeśli to możliwe.
            Przyśpieszyła, kiedy usłyszała jego kroki, ale po chwili i tak poczuła delikatny ucisk jego dłoni na ramieniu.
- No i czego znowu chcesz? – spytała zmęczona tym, że nie odpuszcza.
- Przepraszam – odpowiedział. – To nie miało tak wyjść. Chciałbym być z tobą w dobrych stosunkach. Niekoniecznie jako para… - wyznał, a Hermiona ze zdziwieniem zauważyła w jego oczach lekką niepewność.
- Jako… przyjaciele? – wyksztusiła z niedowierzaniem. A jemu co się stało?
Draco pokiwał głową, a Hermiona odchrząknęła.
- Nic nie stoi na przeszkodzie, Malfoy – powiedziała spokojnie. – Tylko jest jeden problem, że przyjaźń nie pojawia się o tak o. Przychodzi z czasem…
- Wiem, ale czekałem już pięć lat – wyszeptał i pogładził jej policzek dłonią.
- Ja również… - wydukała Hermiona. Draco delikatnie się uśmiechnął.
- Więc co stoi na przeszkodzie? – spytał i przysunął się trochę bliżej niej.
- Draco… to wszystko dzieje się tak szybko – wyszeptała zdezorientowana.
- Nie przeszkadza mi to.
            Hermiona delikatnie zadrżała, kiedy pogładził ponownie jej policzek. Taka bliskość nie była dla nich dobra. Nie po tym, co przeszli razem i nie po tym, co się wydarzyło później.
- Przepraszam, Draco.
            Ledwo to powiedziała Draco poczuł jak niewidzialna bariera delikatnie go od niej odpycha, a chwilę później Hermiona teleportowała się z cichym pyknięciem. Odetchnął głęboko. Nie udało się. Znów od niego uciekła. Chyba rzeczywiście musiał działać powoli. Musiał zdobyć jej zaufanie.

            Blaise wychylił się znad stołu z wielkim uśmiechem na twarzy i krzyknął.
- Uwaga, dzieciaki, uciekać! – w tym samym momencie wyczarował dwa małe fajerwerki, które pomknęły w stronę dziewczynek. Agnes i Scarlett ukryły się za kanapą i zachichotały. Blaise schował się pod stołem i chwilę później wyszedł spod niego z garnkiem na głowie. Nagle z innego pomieszczenia wyłoniła się Ginny, którą aż wbiło w ziemię jak zobaczyła swojego męża w takim przebraniu i w połowie porozwalany apartament. Draco nie będzie zachwycony. Szybkim ruchem machnęła różdżką, rzucając zaklęcia obronne na drogie przedmioty znajdujące się w pomieszczeniu. Zaśmiała się głośno, kiedy Blaise uderzył o ścianę, uciekając przed dziewczynkami.
            Już po chwili toczyła się prawdziwa wojna. Po pomieszczeniu latały zaklęcia. Blaise z garnkiem na głowie walczył przeciwko Ginny i dziewczynkom, które odbijały zaklęcia zza kanapy. Ginny włożyła swoją różdżkę w rączkę Agnes i pokręciła nią. Z końca różdżki wystrzeliło zaklęcie, które odbiło się od garnka na głowie Blaise’a. Agnes pisnęła z radości, a jej ojciec zarechotał, lekko oszołomiony. Tym razem z różdżki, którą trzymała Scarlett wystrzeliło zaklęcie, ale nie do końca takie, jakie chciała Ginny. Niebieski strumień trafił w stół, który natychmiast pokrył się lodem i pękł, zbijając się na tysiące kawałeczków.
            Ginny spojrzała zdumiona na swoją chrześniaczkę. Czyżby miała umiejętności po swoich rodzicach? Nie zastanawiała się jednak zbyt długo. Jeszcze przez dłuższą chwilę zaklęcia latały, a po apartamencie rozchodziły się śmiechy i co jakiś czas odgłos niszczonych rzeczy. Cała czwórka biegała po pokoju. Nagle Ginny wpadła na Blaise’a i upadli razem na dywan. Zaśmiali się.
- Wyglądasz jak idiota w tym garnku – rzekła Ginny rozbawionym głosem i zdjęła z głowy Blaise’a naczynie. Mężczyzna pochylił się, by ją pocałować. Odwzajemniła pocałunek, ale szybko przerwała.
- Daj spokój, dzieci patrzą – stwierdziła lekko zarumieniona. Zrezygnowane małżeństwo podniosło się z podłogi, kiedy nagle usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi.
            Szybkim krokiem wpadli do holu i zauważyli stojących w wejściu Dracona i Hermionę. Draco miał niezwykle zadowolony wyraz twarzy, czego nie można było powiedzieć o brązowowłosej.
- Coś ci się nie udało, Granger – odpowiedział Draco rozbawionym głosem. Gryfonka obrzuciła go chłodnym spojrzeniem.
- Weź się już zamknij – odpowiedziała. Była zdenerwowana, bo teleportowała się pod budynek Malfoya, by odebrać córkę, kiedy zdała sobie sprawę, że nie ma zielonego pojęcia, w jakim mieszkaniu mieszka mężczyzna. Siadła więc na murku i była zmuszona czekać na Malfoya, który zaczął się z niej śmiać, widząc, że na niego czeka, bo nie ma pojęcia, w jakim mieszkaniu się zatrzymał. Widział jaka była upokorzona i wściekła i niezbyt jej się to spodobało, ze dała mu taką satysfakcję.
Weszli do salonu. Hermiona stanęła jak wryta, a chwilę później za nią, Draco. Widok rozwalonego apartamentu odebrał im mowę. Ginny i Blaise zaczerwienili się.
- Co tu się działo? – spytał niedostępnym głosem Draco, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Hermiona odwróciła głowę, by spojrzeć z przerażeniem na stojącego za nią blondyna.
- Bawiliśmy się – odpowiedział Blaise już w swoim żywiole. Machnął różdżką, by ponaprawiać stłuczone, lub porozwalane rzeczy. Ginny się do niego przyłączyła.
- Gdzie są dzieci? – zaniepokoiła się Hermiona i jak na zawołanie nagle z innego pomieszczenia wypadła Scarlett i podbiegła do niej. Hermiona kucnęła, by przytulić córkę i uśmiechnęła się do niej.
- Dobrze się bawiliście? – spytała.
- Jasne! Ciocia Ginny i wujek Blaise są super! – podskoczyła rozradowana blondynka i podeszła do Dracona, by przybić z nim piątkę na przywitanie. Draco rzucił Hermionie cwaniacki uśmieszek, ale ta tylko go zignorowała. Jak to możliwe, że Draco znał się ze Scarlett od zaledwie paru dni, a już miał z nią lepszy kontakt niż Andrew? Jej narzeczony przecież też traktował ją jak własną córkę, a Scarlett nie była taka przy nim wyluzowana. Może dlatego, że Andrew jak już wspólnie spędzali ze sobą czas, ciągle zwracał jej uwagę, gdy robiła coś, co mu się nie spodobało. Draco natomiast pozwalał jej na wszystko. No tak, w końcu Scarlett należała do rodu Malfoyów. A każdy Malfoy dostanie to, na co ma ochotę.
            Przyłączyła się do naprawiania apartamentu, a kiedy ten wyglądał już w miarę normalnie, usiadła razem z przyjaciółmi na kanapie i wpatrywała się na piękny krajobraz, który rozciągał się za wielkim, szklanym oknem. Draco usiadł obok niej, a Hermiona musiała niemile stwierdzić, że używał wciąż tych samych, boskich perfum, co kiedyś. Ten mężczyzna wiedział, jak ją zdenerwować.
- Blaise, chodźmy weźmiemy coś z kuchni, bo wydaje się, że Hermiona zostanie tu trochę dłużej niż zamierzała – powiedział Draco i razem z przyjacielem poszli do kuchni.
- Co tam u Harry’ego i Rona? – spytała zaciekawiona Hermiona, zwracając się do Ginny.
- Harry spotyka się wciąż z Melodią, pamiętasz ją? – zaczęła Ginny, a Hermiona kiwnęła głową. – Widać ma do niej bardzo poważne plany, ale wiadomo, jak to elfy, Melodia nie należy do łatwych dziewczyn. Jak Harry zrobił coś, co jej się bardzo nie spodobało, to zaczęła mu grozić, celując w niego z łuku.
            Hermiona zakryła usta dłonią, ale po chwili się roześmiała.
- Jednak widać, że oboje ich do siebie ciągnie – dokończyła Ginny. – Natomiast Ron miał pewien kryzys z Clemense. Ona wyjechała do Francji, mówiąc, że nie chce do znać i rzucając w niego pierścionkiem zaręczynowym.
- Ojej, co on znów zrobił? – Hermiona załamała ręce. Clemense naprawdę była fajną kobietą, a Ron wciąż zachowywał się czasami jak dziecko.
- Ron zrobił jej jakieś wyrzuty w związku ze zdradą, do której nie doszło.
- Skąd ja to znam – mruknęła, ale szybko się opanowała.
- Wtedy Ron się załamał, ale nie dał za wygraną i odnalazł ją tam po dłuższym czasie. Przeprosił ją, ponownie oświadczył i wyjechali na jakieś długie wakacje. Wrócili dopiero w tym roku. Nie wiem, czy nie mają zamiaru wziąć ślubu niedługo.
- Tak bardzo chciałabym tam być – powiedziała Hermiona.
- Nikt ci nie broni – uśmiechnęła się Ginny, ale kobieta potrząsnęła głową.
- Ginny, Andrew ustalił już datę ślubu – westchnęła z trudem.
- Słucham? – Ginny zmarszczyła brwi. – Przecież ty nie chcesz tego ślubu…
- Ale on chce jak najszybciej mnie poślubić.  Według niego ja nie mam nic do gadania – odpowiedziała z goryczą Hermiona i poprawiła podwiniętą sukienkę. Ginny spojrzała surowo na Hermionę. Jej przyjaciółka była zła na nią, wiedziała to.
- Ale on nie może cie zmuszać do ślubu, to nie jest fajne z jego strony!
- Ginny, ja wiem! Chciałabym mu się postawić, ale… nie potrafię. – jęknęła rozpaczliwie Hermiona. – To cholerne miasto odebrało mi wszystkie cechy Gryfonki. Zatraciły się gdzieś we mnie…
- Dlatego wyjedź ze mną, nie tkwij tutaj dłużej – namawiała ją Ruda.
- On mnie odnajdzie. Zabije mnie, jeśli wyjadę – wyszeptała Hermiona i ukryła twarz w dłoniach. Ginny zrobiła się blada na twarzy. Co jeśli Hermiona trafiła w ręce jakiegoś psychopaty? Ależ to absurdalne! Kiedy go pierwszy raz poznała Andrew wyglądał na naprawdę fajnego faceta. Hermiona jest czarownicą, ale o tym zapomniała. Hollywood wysysało z niej powoli życie i moce magiczne. A co jeśli to jej narzeczony osłabiał ją psychicznie przez tyle lat?
- Hermiono, czy on… czy on kiedykolwiek ci groził w ten sposób? – zapytała ostrożnie.
Hermiona uniosła głowę i spojrzała na nią. Miała właśnie coś odpowiedzieć, kiedy do pomieszczenia wszedł Draco i Blaise z winem i latającymi kieliszkami. Ginny zaklęła w duchu. Czy oni zawsze muszą się pojawiać w nieodpowiednich momentach? Hermiona chciała już jej przecież coś powiedzieć, coś bardzo ważnego, ale oczywiście nie dała rady, bo ci dwaj kretyni tutaj weszli. Ukryła jednak swoją wściekłość. Mężczyźni usiedli przy na kanapie, a wino i kieliszki opadły spokojnie na szklany stolik. Hermiona, która w ciągu tych paru sekund zrobiła się bardzo roztrzęsiona, wstała z kanapy i odparła drżącym głosem.
- Przepraszam was, ale ja już będę musiała iść do domu.
- Hermionko, zostań z nami – poprosił ją Blaise, kiedy szła w stronę wyjścia. Miał już nadzieję, że wszyscy razem porozmawiają ze sobą jak dawniej i powspominają stare lata. Malfoy spojrzał na Hermionę, starając się odgadnąć, dlaczego nagle zachciało jej się wyjść.
- Scarlett, kochanie, idziemy już! – zawołała kobieta i już po chwili jej córka pojawiła się obok niej gotowa do wyjścia. Ginny podeszła do przyjaciółki i przytuliła ją. Hermiona wtuliła się w nią. Nie chciała ich opuszczać, ale jeszcze trudniej byłoby jej teraz zostać w ich towarzystwie. Jak zwykle uciekała…
- Na pewno nie chcesz zostać? – spytała się jej Ruda, ale ona potrząsnęła głową.
- Pójdę już. – powiedziała cicho i spojrzała krótko na Malfoya, który oparł się o framugę i wpatrywał jakoś dziwnie w jej osobę. Znał ją i już teraz wiedział, że nie wychodziła bez jakiegoś znaczącego powodu. Wyszła razem z córką i znalazły pierwszą lepszą taksówkę, która zawiozła ich z powrotem do znienawidzonego przez nią domu. Musiała porozmawiać z Andrew na temat ich ślubu. Ginny miała rację. On nie mógł decydować za nią. Ślub był dla niej czymś ważnym i to ona samodzielnie chciała podjąć tą decyzję, czy wyjdzie za mąż.
           
            Ginny zamknęła drzwi za przyjaciółką. Blaise poszedł do Agnes, ale Draco został. Domyślała się czego chce. Wyjaśnień. Ale ona sama też chciała z nim pogadać. Wiedziała, że ona nie ma tak wielkiego wpływu na Hermionę jak on. Może i była jej najlepszą przyjaciółką, ale Malfoy wciąż był jej miłością. Dostrzegła to w jej spojrzeniach, kierowanych w jego stronę. Jeśli ktoś miałby jej pomóc, to tylko on. Musiała z nim porozmawiać.
- Możemy…? – zaczęła, ale ten szybko jej przerwał.
- Chodźmy.
            Poszła za nim do jego sypialni. Jak zwykle panował w niej porządek. Draco może i nie różnił się zbytnio od innych mężczyzn, ale jak mało który dbał o porządek. Może miało to coś wspólnego z krwią arystokraty, chociaż Blaise w niczym go nie przypominał pod tym względem.
- Mam do ciebie wielką prośbę – zwróciła się do niego. – Chodzi o Hermionę.
- Domyśliłem się.
- Wiesz, że cię obwiniam o to, że wyjechała i nawet ty nie możesz zaprzeczyć, że to przez twoją głupotę ona wyjechała.
- Nie musisz mi tego wypominać – mruknął, mimo iż musiał się z nią zgodzić.
- Dlatego też twoim zadaniem jest to wszystko naprawić – rozkazała.
- Ty masz na nią największy wpływ – zauważył Draco.
- I właśnie tutaj się myślisz – uśmiechnęła się delikatnie Ginny i przeczesała swoje ogniście rude włosy.
- Co masz na myśli? – zdziwił się Draco, widząc jej zagadkową minę.
- Mężczyźni są ślepi i ja nie zamierzam ci pomagać przejrzeć na oczy – odpowiedziała natychmiast. – Mogę ci jedynie powiedzieć, że to właśnie ty masz na nią większy wpływ.
- Ale co ja mam zrobić? – Draco usiadł na skraju łóżka i złączył ze sobą palce obydwu dłoni. Oczywiście, że chciał coś zrobić, by pomóc Granger, ale nie miał zielonego pojęcia co.
- Jesteś podstępnym Ślizgonem i nie wiesz? – Ginny położyła rękę na klamce, by wyjść.
- Mam zrobić jeszcze większą krzywdę Hermionie? – spojrzał na nią jakby nie dowierzał w to, co też Ruda wygaduje.
- Niekoniecznie jej, ale ten Andrew wydaje się być niezłym draniem. Mógłbyś trochę nim pomanipulować i zbliżyć się do Hermiony – posłała mu paskudny uśmieszek i wyszła z jego sypialni.
            Draco przez chwilę zastanawiał się nad tym, co usłyszał. Czyżby Ginny wiedziała o narzeczonym Hermiony o wiele więcej niż on?
Nieprzypadkowo miał cechy Ślizgona.
Chyba już wiedział, co też ma robić.
Najpierw musiał opanować umysł Andrew, a potem zbliżyć się do Hermiony. Zdobycie jej zaufania będzie najtrudniejszym zadaniem, ale jeśli mu się uda, to już wszystko będzie dobrze.
Miał nadzieję, że mu się uda.

            Hermiona leżała na kanapie w salonie, popijając brandy i czytając niezwykle ciekawą książkę. Myślała już o tym, co ma powiedzieć dzisiaj swojemu narzeczonemu. Teraz wystarczyło tylko na niego poczekać. Jak zwykle pewnie wróci późną nocą. Scarlett już dawno spała wykończona zabawą z Blaisem i Ginny. Ciekawe jak Andrew zareaguje, kiedy powie mu, że nie ma zamiaru się żenić, po tym jak spędzili taki cudowny dzień wczoraj. Pewnie będzie w lekkim szoku. Mimo wszystko bardzo bała się jego reakcji. Wiedziała już, że nie rzuca słów na wiatr. Co jeśli groźby, które wypowiedział ostatnio też wprowadzi w życie? Nie chciała zostać wyrzucona z dzieckiem. Co powie wtedy Scarlett, kiedy zostaną na progu ulicy? Chociaż czy tak naprawdę ma się czym przejmować? Miała przyjaciół, miała rodziców. Zawsze mogłaby poprosić o tymczasowy dom.
Ale ona nie chciała też być na czyjejś głowie. Nigdy tego nie lubiła.
            Usłyszała trzask zamykanych drzwi i zamknęła oczy. Czekała ją poważna rozmowa, która nie wiadomo jak mogła się dla niej skończyć. Położyła książkę na stoliku i wstała z kanapy. Miała właśnie iść do swojego narzeczonego, kiedy ten ją uprzedził. Miał bardzo zadowolony wyraz twarzy, a w ręku trzymał…
- Nie… - jęknęła Hermiona, której zrobiło się słabo na ten widok. Musiała aż usiąść na sofie. To jakiś absurd, w końcu on nie może trzymać sukni ślubnej.
- Witaj kochanie – Andrew pochylił się, by ją pocałować. – Ładna, prawda? Moja asystentka ją wybrała.
- Skąd w ogóle ten pomysł? – wydukała, patrząc z niedowierzaniem na to wszystko.
- Wczoraj tak fajnie spędziliśmy dzień, widziałem jak patrzyłaś na suknie ślubne, kiedy przechodziliśmy obok sklepów. To jak, przymierzysz? – położył sukienkę na kanapie, a Hermionę aż zemdliło.
- Andrew, wczorajszy dzień tylko był taki.
- Będzie ich więcej. Tylko zgódź się na ślub, kochanie. – przyciągnął Hermionę do siebie i objął w pasie, a ta uciekła od niego wzrokiem. – Zrób to dla mnie.
- Zastanowię się – mruknęła i wzięła suknię ślubną, by ją przymierzyć. Była śliczna, ale zupełnie nie w jej guście. W końcu wybierała ją jego asystentka. Andrew zachował się naprawdę nie fajnie. Razem poszli na górę, a Hermiona poszła do garderoby, by przyodziać suknię. Źle na niej leżała i na dodatek pogrubiała. Wyglądała jak wielka, słodka beza na torcie.
            W garderobie pojawił się Andrew i podszedł do niej. Hermiona wciąż stała bez ruchu przed lusterkiem. Narzeczony objął ją od tyłu i szepnął do ucha.
- Wyglądasz prześlicznie.
Uśmiechnęła się delikatnie. Wpatrywała się w ich odbicie w lustrze. Nie widziała się w roli jego żony. Jakoś nie mogła się przyzwyczaić do tego, że są razem. Nie pasowali do siebie.
            Wyswobodziła się z jego ramion i poszła się przebrać. Wyszła z garderoby z suknią w ręce i podeszła do narzeczonego, który mierzył szykowny garnitur.
- Andrew, ja nie jestem jeszcze gotowa na ślub – oznajmiła mu delikatnym głosem. Zauważyła jak jego szczęki zaciskają się ze złości.
- Mogę wiedzieć, dlaczego?
- To ja chciałabym się dowiedzieć, dlaczego ustalasz wszystkie przygotowania do ślubu za moimi plecami. Dlaczego nie możemy poczekać, aż ja będę gotowa! – warknęła. Andrew podszedł do niej wściekły i złapał za ramiona. Wiedziała, że chce ją w ten sposób przestraszyć, ale nie dała się.
- Powiedz mi, ile mogę czekać! Tyle już ze sobą jesteśmy, a ty wciąż nie jesteś pewna!
- Dlaczego nigdy nie weźmiesz mojego zdania do serca? – krzyknęła z pretensją Hermiona. – Wszystko byś chciał robić po swojemu.
- Jesteś moją kobietą i chcę spędzić z tobą resztę życia.
Hermiona odepchnęła go od siebie. Andrew zrobił głupią minę.
- Skoro chcesz spędzić ze mną resztę życia, to niepotrzebnie się śpieszysz. Ja nigdzie nie odejdę.
- Ty nic nie rozumiesz! – Andrew złapał się za głowę. Jego głos odbił się echem po wielkim pomieszczeniu.
- W takim razie wyjdź sobie za tą swoją asystentkę! Może ona rozumie więcej niż ja!
            To powiedziawszy rzuciła w niego suknią ślubną i szybkim krokiem wypadła z pomieszczenia. Miała już dość tego wszystkiego. Zawsze to samo! „Musisz za mnie wyjść”. Ona nic nie musiała. Dlaczego on do jasnej cholery nie potrafi zaakceptować jej decyzji? Czy coś się stanie, jeśli poczekają z tym jeszcze przez jakiś czas?


~~~~~~~~~~~~~~
  • http://i-cant-love-you-but-i-love.blogspot.com/  - czytelniczka poprosiła mnie o udostępnienie bloga, zapraszam :)
Notka znowu późno, ale muszę się przyznać, że czuję się tak, jakbym się już powoli wypalała. Mam mnóstwo pomysłów, ale nie potrafię ich skleić ze sobą w coś sensownego. To irytujące, że napisałam łącznie 70 rozdziałów, a nie potrafiłam napisać jednego. Nie chcę się poddać po tak długim czasie, więc uprzedzam, że czasami rozdziały będą się pojawiały w większym odstępie niż zazwyczaj ;c
Informuję, że czytam na bieżąco wszystkie komentarze i pod następną notką napiszę parę wyjaśnień, co do niektórych :)
Ściskam

Sheireen ♥

wtorek, 22 października 2013

Tajemnica Andrew

            Hermiona wycierała makijaż przed lusterkiem i zastanawiała się nad dzisiejszym wieczorem. Jej zachowanie było nadzwyczaj dziwne. Była taka wściekła na Malfoya, a wystarczyła minuta, by te uczucia poszły w niepamięć. Ona po prostu nie miała już ani ochoty ani siły, aby się kłócić. Co jak co, ale Draco był ojcem jej dziecka i doszła do wniosku, że nie może mu ograniczać kontaktów z córką. Zwłaszcza wtedy, kiedy zauważyła wielki uśmiech na twarzy córki i to jak Scarlett dobrze się przy nim czuła. Nie zachowałaby się uczciwie, gdyby znów ukryła małą przed nim. Na dodatek musiała być z nim w dobrych kontaktach, bo musiała przyznać, że obawiała się go. Jego groźba niebezpiecznie błąkała się po jej głowie. Tak bardzo nie chciała, by kwestia jego pieniędzy przesądziła o tym, że Scarlett zostanie od niej zabrana. Dlatego jeśli zostaną na nowo przyjaciółmi, to nie zrobi jej takiej krzywdy, prawda? Przede wszystkim robiła to tylko i wyłącznie dla dobra córki. Może to były tylko puste słowa ze strony Malfoya, ale wzięła je do siebie. To, co powiedział jeszcze bardziej zwiększyły jej brak zaufania do blondyna. Może i kierowała się znów stereotypami, ale niektórym Ślizgonom nie można było ufać przez całe życie. Ona się już przecież na tym mocno przekonała. Nie zamierzała popełniać drugi raz tego samego błędu. Tego nie zmieni nawet przystojna buźka Ślizgona.
            Wyszła z łazienki i pierwsze co rzuciło jej się w oczy, to Andrew leżący na łóżku z laptopem. Kiedy tylko się pojawiła w sypialni od razu odłożył urządzenie na bok. Już miał otworzyć buzię, by coś powiedzieć, kiedy Hermiona mu przerwała.
- Nie mam ochoty o tym rozmawiać.
- Ale Hermiono… - zaczął.
- Nie, Andrew. – przerwała mu stanowczo. Obeszła łóżko i już miała wejść pod kołdrę, kiedy Andrew jej to uniemożliwił.
- Musimy porozmawiać – powiedział z naciskiem. Hermiona westchnęła i przetarła twarz dłońmi. Wiedziała, że jej narzeczony nie odpuści. Lepiej już teraz zacząć i szybko skończyć tę rozmowę, niż jakby mieli z tym czekać do kolejnej nocy. Ona była po prostu nieunikniona.
- No dobrze, byle szybko.
- Nie będę cię już pytać o to, co robiłaś tej nocy. Ufam ci, ale jestem bardzo zazdrosny, bo bardzo cię kocham, Hermiono – rzekł czarnowłosy mężczyzna. Hermiona poczuła dziwne mrowienie w żołądku, kiedy usłyszała jego słowa. Bądź co bądź jej też bardzo na nim zależało.
- Zauważyłem jednak, że w naszym związku coś się psuje.
- Długo ci to zajęło – mruknęła i zakręciła swoje włosy w luźnego warkocza. Andrew złapał ją za rękę i ścisnął ją lekko. Wzdrygnęła się. Już nie pamiętała, kiedy ostatnio był taki czuły wobec niej.
- Wiem, kochanie, przepraszam. Najmocniej cię za wszystko przepraszam – wydukał.
Hermiona spojrzała na niego niezbyt mu wierząc.
- Andrew, przebaczam ci tylko dlatego, że mi na tobie zależy – odpowiedziała z trudem. Mężczyzna się uśmiechnął, ale ona wyswobodziła rękę z jego uścisku. – Jednak muszę ci postawić parę warunków.
- Jakich? – jego uśmiech zbladł.
- Musisz wcześniej pojawiać się w domu. Scarlett potrzebuje ojca, a ja mężczyzny. Tworzymy rodzinę. Skoro planujemy ślub, to musimy spędzać ze sobą więcej czasu. – odparła bardzo szybko. Nie musiała się zastanawiać nad tym, co ma powiedzieć. Już dawno miała gotowe to, co jej nie pasowało i co miała ochotę mu wygarnąć.
- No dobrze, postaram się… - jego ton głosu był niezbyt pewny, co bardzo jej się nie spodobało.
- Mam nadzieję, że bardziej się o nas postarasz, bo inaczej ja nie będę miała zamiaru tak dłużej żyć.
- Odejdziesz? – spytał z niedowierzaniem. Hermiona zastanowiła się przez chwilę, ale szybko kiwnęła głową.
            Oczy Andrew jak na zawołanie pociemniały. Podniósł się do pozycji siedzącej i wyprostował.
- Tego mi nie zrobisz… - z jego gardła wydobył się groźny szept. Hermionę opuściła pewność siebie. Serce zabiło jej mocniej, a myśli zaczęły pędzić szybciej.
- Jeśli mnie do tego zmusisz, to tak, zrobię to. – odpowiedziała drżącym głosem.
- Tak mi się odwdzięczysz?! – ryknął.
- Proszę cię, ciszej, Ginny już śpi z dziewczynkami…
- Twoja przyjaciółka ma się stąd wynieść jak najszybciej!
- Ale Andrew – syknęła Hermiona oburzona. – Ona przyjechała do mnie w odwiedziny, nie mogę jej tak po prostu odprawić.
- To ona wywołała u ciebie takie zachowanie – zacisnął dłonie na jej nadgarstkach. Zabolało, ale nie pokazała tego po sobie. Nie chciała mu dawać tej przyjemności, którą czerpał już tyle lat. – Nigdy wcześniej się nie stawiałaś, nie wdawałaś się w niepotrzebne dyskusje, a teraz coś się z tobą stało.
- Nadal jestem taka sama – odwarknęła. Andrew zmrużył oczy z wściekłości.
- Wystarczy jedno moje słowo, a zostaniesz sama z dzieckiem na progu ulicy bez dachu nad głową i pieniędzy. Zapamiętaj – mruknął i puścił ją.
Hermiona była w takim szoku, że nie potrafiła w żaden sposób zareagować. Mężczyzna odwrócił się od niej i zgasił lampkę na etażerce obok niego.
- Dobranoc, moja narzeczono – powiedział obojętnym głosem, a Hermiona w stanie głębokiego szoku odwróciła się do niego plecami i również zgasiła światło.
            Musiała przyznać, że reakcja Andrew bardzo ją przestraszyła. On nigdy się tak nie zachowywał. Owszem, zmuszał ją do ślubu i mówił, że musi mu się jakoś odwdzięczyć, ale nie pamiętała, by kiedykolwiek zaczynał jej grozić. Zawsze był spokojny, bo ona się nie stawiała. Taki układ mu pasował. Miał kobietę pod ręką, która była na jego zawołanie, a tutaj w ciągu zaledwie paru dni wszystko zaczynało mu się wymykać spod kontroli. Hermiona zastanowiła się nad tym wszystkim. Nie może już prowokować tak narzeczonego. Kochała go, oczywiście, ale bała się takiego zachowania z jego strony. Chciała się czuć przy nim bezpiecznie, a podczas tego wieczoru coś się w niej złamało. W ogóle od kiedy przyjechała Ginny sprawy potoczyły się bardzo, ale to bardzo szybko. Zapomniała już jak to jest mieć nieźle przewalone w życiu i funkcjonować w towarzystwie swoich przyjaciół.
Musiała zwolnić tempo, bo bała się, że sprawy wymknął się jej spod kontroli.

            Draco teleportował się prosto do apartamentu. Był bardzo zadowolony z tego jak potoczył się ten wieczór. Co prawda dziwiło go trochę to, że Hermiona tak szybko zmieniła swoje nastawienie do niego. Zdecydowanie na szybko. Przecież za to, co jej zrobił powinien wciąż być przez nią wyklinany i powinien oberwać paroma zaklęciami. W końcu to Hermiona Granger.
Chociaż niekoniecznie ona.
            Może i nie przebywali ze sobą długo, ale on już podczas pierwszej wizyty zdążył zauważyć, że kobieta, którą spotkał po pięciu latach nie była sobą. Ten tryb życia ją wyniszczał. Zdał sobie sprawę, że to on zmontował po części Hermionie taki los. Miał mocne wyrzuty sumienia, ale przecież znalazł ją i miał zamiar jakoś za to wszystko ją przeprosić, naprawić. Już nie musiał się nawet starać o serce tej kobiety. Jeśli Hermionę miałoby to skrzywdzić, to nie pragnął tego. Wolał z nią żyć jak przyjaciel z przyjacielem i w tajemnicy ją kochać, niż na mus ją podrywać i starać się, by i ona go pokochała.
            W jego myśli wpłynęły nowe pomysły. A co jeśli Hermiona wciąż go kocha? Nie, absurdalne. Przecież za to, co jej zrobił nie mogła go kochać. Nie wydawało mu się, by kochała go tak bardzo jak on ją. Hermiona znalazła nowego mężczyznę i miała zamiar wziąć z nim ślub.
            Wszedł do swojej sypialni i rzucił się na łóżko. W ogóle nie czuł się zmęczony. Czy mężczyźnie należy tyle myśleć o jednej kobiecie? Czy to nie wychodziło już poza granice normalności? Może był już tak samo stuknięty jak ta cała Luna Lovegood, z którą chodził do Hogwartu.
            Popatrzył na zegarek. Dochodziła prawie trzecia w nocy. Hermiona już pewnie spała u boku swojego narzeczonego. Poczuł zalewającą go falę gorąca. Przypomniał sobie jej słowa, które powiedziała mu tak dawno temu, kiedy po raz ostatni ją widział przed zniknięciem.
„Jak to możliwe, że kocham cię bardziej niż te wszystkie zdziry przede mną i bardziej niż Astoria, a będę musiała żyć bez ciebie?”
            A więc kiedy wyjeżdżała, to wciąż go kochała. Merlinie, on chyba nigdy sobie nie wybaczy tego, że zachował się tak lekkomyślnie. Teraz kobieta, którą kocha śpi w ramionach innego, Scarlett nie wie, że jest czarownicą i nie wie, że to on jest jej ojcem. Na dodatek ten cały Andrew odebrał mu Hermionę. Niedługo przecież staną przed ołtarzem. Nie mógł znieść tej myśli.
Wizja uśmiechniętej Hermiony w białej sukni stojącej przed innym mężczyzną chyba zawsze będzie dla niego koszmarem…

            Hermiona cała wypoczęta przeciągnęła się na łóżku i ze zdziwieniem zauważyła, że Andrew leży obok niej. A więc nie poszedł dzisiaj do pracy? To właściwie było dla niej zadowalające zwłaszcza, że Ginny spędzała dzisiaj dzień z Blaisem. Rodzinny wypad na miasto. Może i oni wybiorą się dzisiaj, by spędzić ze sobą trochę czasu?
            Nie myliła się. Kiedy już się ogarnęła i zjadła śniadanie ze Scarlett, Ginny i Agnes oraz odprowadziła do bramy swoją przyjaciółkę. Machnęła różdżką, by podlać kwiaty rosnące przed domem i weszła z powrotem do środka. Mile się zdziwiła, kiedy zastała w salonie swojego narzeczonego. Uśmiechnęła się do niego szeroko, a ten wskazał jej, by usiadła obok. Z uczuciem lekkości na duszy usiadła mu na kolanach i odwzajemniła pocałunek.
- Tak się cieszę, że zostałeś dzisiaj w domu – powiedziała.
- Zamierzam walczyć o swoją rodzinę – odpowiedział i zaczął bawić się jej włosami. – Pomyślałem, że może dzisiaj wyjdziemy gdzieś razem ze Scarlett? – zaproponował, a Hermiona się rozpromieniła.
- Oczywiście, o której? – dopytywała się.
- Nawet teraz.
            Hermiona klasnęła w dłonie i jeszcze raz pocałowała narzeczonego, by po chwili zejść z jego kolan i polecieć się przygotować. Zamknęła się w łazience i nałożyła delikatny, prawie niewidoczny makijaż. Nie zamierzała się stroić. Dzisiejszy dzień spędzała ze swoją rodziną. Nie mogło być lepiej. Jeśli Andrew naprawdę zacznie o nie bardziej dbać, to będzie gotowa na ten ślub bez chwili wahania. Owszem, rzadko kiedy udawało mu się wywołać na jej twarzy uśmiech, ale może to się zmieni? Nigdy nie była tak bardzo pełna wszelkich nadziei.
            Nie minęło pół godziny, a wszyscy troje jechali już samochodem do miasta.
- Masz coś w planach? – dopytywała się Hermiona zadowolona z dotychczasowego rozwoju dnia. Wpatrywała się w czarnowłosego mężczyznę i przypomniała sobie jak po raz pierwszy poczuła do niego coś innego niż zaufanie i przyjaźń. Długo to trwało. Andrew pierwszy przyznał się do swoich uczuć. Czuła się wtedy niezwykle szczęśliwa. Nie wydawał się być taki jak jej poprzedni mężczyźni. Mimo wszystko i tak podchodziła do tego całego związku z największą ostrożnością. W końcu miała już wiele razy złamane serce. Nie chciała, by to znów się powtórzyło. Nie udałoby się jej wtedy ponownie pozbierać. Nie potrafiłaby ponownie pokochać. Wtedy uznałaby, że miłość już ją opuściła.
- Pospacerujemy po mieście, kupimy coś mojej córeczce i oczywiście mojej cudownej żonie – odpowiedział mężczyzna i dał jej krótkiego całusa. Hermiona uśmiechnęła się delikatnie. Dzień zapowiadał się przyjemnie. Miała nadzieję tylko, że nic jej im go nie popsuje.

            Spędzili mnóstwo godzin chodząc po mieście i jedząc lody. Wstąpili do paru sklepów, by kupić ciuchy dla Scarlett i dla siebie. Hermiona czasami przyłapywała się na tym, że zawieszała wzrok na sukniach ślubnych. Może i jej myśli były zdecydowanie zbyt pochopne, ale tak bardzo pragnęła szczęścia… A teraz, kiedy dano jej tak wielką jego dawkę czuła się tak, jakby była nie z tego świata. Najszczęśliwsza kobieta. Nie liczyły się już teraz żadne problemy.
Zapomniała prawie o Draconie.
Prawie.
            Kiedyś miała marzenia, by to on spędził z nią resztę życia, by stał obok niej przy ołtarzu i budził się codziennie obok niej każdego ranka. By byli szczęśliwą rodziną. Oczywiście nie mogła narzekać. Andrew dawał jej tyle, ile mógł. Może zdolna by była do tego, by obdarzyć go kiedyś uczuciem tak wielkim, jakim obdarzyła Ślizgona.
            Robiło się już ciemno na dworze, kiedy postanowili wrócić do domu i położyć Scarlett spać. Hermiona pocałowała w złote loki najbliższą jej serce istotkę i siedziała obok niej, póki nie usnęła. Andrew czekał na nią w salonie. Miał najwidoczniej jeszcze jakieś plany wobec nich. Szczerze mówiąc cieszyła się, że Andrew chce spędzić z nią czas sam na sam. Zeszła na dół i już miała wejść do salonu, kiedy usłyszała jak Andrew rozmawia przez telefon. Jego głos drżał.
- Doskonale pamiętam o naszej umowie. Jutro się spotkamy i wszystko wyjaśnimy. Zostawię ci pieniądze tam gdzie zawsze. Na pewno.
Hermiona zmarszczyła brwi. Przez chwilę wahała się, czy wejść do salonu, czy wrócić na górę. Na rozmowa szczerze ją zaniepokoiła. Jaka umowa? Jakie pieniądze? O co tutaj we wszystkich chodziło? Czyżby Andrew miał kłopoty? Nie mogła być pewna, że ich nie ma. W końcu bardzo mało wiedziała o Andrew. Nigdy jej się zbytnio nie zwierzał.
W końcu podjęła decyzję i z mocno bijącym sercem weszła do salonu. Zastała swojego narzeczonego siedzącego w pokoju ze szklanką jakiegoś alkoholu. Był bardzo blady. Drżał na całym ciele z wściekłości. Uniósł głowę, kiedy usłyszał jak wchodzi i posłał jej słaby uśmiech. Hermiona usiadła obok niego i położyła mu rękę na ramieniu. Sama nie wiedziała, czy ma się spytać o to, co słyszała, czy zostawić to w spokoju i po prostu pokazać mu w pewien sposób, że z nim jest i zawsze może na nią liczyć. W końcu on jej pomógł, kiedy była w ciężkiej sytuacji. Dlaczego ona nie miałaby zrobić tego samego? W końcu oto w związku chodziło. O wzajemne wspieranie się.
- Skarbie, dzisiaj już nigdzie nie wyjdziemy, przepraszam – mruknął i odstawił szklankę z alkoholem na blat. Hermiona przez chwilę milczała. Nie miała mu tego za złe. Zastanawiała się tylko, co tak bardzo mogło przestraszyć jej mężczyznę.
- Nie ma sprawy. Ja też jestem zmęczona. Najlepiej połóżmy się już – wstała z kanapy i wzięła go za rękę. Andrew podniósł się i wyszli za rękę z salonu. Weszli po schodach, ale przed sypialnią Andrew zatrzymał się.
- Co się stało? – spytała cicho Hermiona. Nie chciała obudzić córki, która spała w pokoju obok.
- Idź spać, ja niedługo przyjdę.
- Masz zamiar gdzieś wychodzić? – popatrzyła na niego podejrzliwie. W ogóle jej się to nie podobało.
- Tylko na chwilę. Jutro idę do pracy, więc nie mogę wrócić późno, prawda?
- Och – wyrwało się Hermionie, która nagle spochmurniała. A więc jutro już wraca do pracy i wszystko będzie tak jak dawniej? W końcu był właścicielem firm. Mógł brać sobie dłuższe wolne, ale najwidoczniej praca była wciąż najważniejsza. – Rozumiem – wydukała.
- Przepraszam, kochanie, nie chciałem, by tak to wszystko wyszło – nachylił się i ją pocałował. Hermiona nic nie odpowiedziała. Patrzyła jak Andrew schodzi po schodach i znika za rogiem, zabierając za sobą cały jej dobry nastrój. Jakie miał przed nią tajemnice?

            Draco wrócił w złym nastroju do luksusowego, nowoczesnego apartamentu jaki dostał na czas wyjazdu. Usiadł niezadowolony na kanapie, a Blaise od razu przyszedł do niego i wystarczyło jedno spojrzenie, by wiedzieć, że Draco nie jest w nastroju.
- Co znów się stało? – spytał. On jakąś godzinę temu wrócił z Ginny i Agnes. Najważniejsze kobiety w jego życiu już spały, ponieważ zabawa jaką mieli na mieście całkowicie je wykończyła.
- Spędziliśmy wczoraj genialny wieczór, a dzisiaj nie odezwała się do mnie ani słowem. Nie było jej na występnie. Odwołała – burknął niezadowolony.
- Daj spokój, w końcu ma też swoje życie.
- Mogła mnie poinformować, a nie ja jak głupi poszedłem na jej występ, na którym jej nie było. Mieliśmy dzisiaj wieczorem wyjść gdzieś razem. – oczy Dracona Malfoya były chłodne jak dwa sople lodu.
- Najwidoczniej miała swoje powody, Smoku. – odrzekł Blaise i wzruszył ramionami. Draco prychnął niezadowolony. Był najzwyczajniej w świecie obrażony na Hermionę. Tak się nie postępowało. Najpierw się umawiali, a teraz kobieta robiła mu takie żarty. Musiał z nią koniecznie porozmawiać. Najchętniej teleportowałby się teraz pod drzwi jej domu i zaczął się do nich dobijać, ale nie zapominał o kulturalności i dobrym zachowaniu. Pogada z nią jutro. Nie miał zamiaru zostawiać tej sprawy bez wyjaśnień.

           Letnia bryza powiewała znad oceanu. Rozgrzany piasek parzył ją w stopy, które chłodziła brodząc po kostki w wodzie. Scarlett bawiła się wesoło lepiąc zamki z piasku i co jakiś czas robiąc magiczne sztuczki. Nie zabraniała robić tego córce w swojej obecności. I tak w końcu Scarlett zostanie wysłana przez nią do Hogwartu. Nie zamierzała wysyłać jej do innej, magicznej szkoły. Chciała, by Scarlett uczyła się tam, gdzie uczyli się jej rodzice. Zwiewna, plażowa sukienka powiewała pod wpływem delikatnego wiatru. Liście palm dawały niewielki cień tam, gdzie rosły. Hollywood jakby nie patrzeć było rajem. Kiedy tu przybyła po raz pierwszy nie spodziewała się, że to miasto może kryć w sobie tyle nieszczęść i katastrof. Kasyna, kluby nocne, snobistyczne, sławne osobistości. Przelewający się alkohol, narkotyki sprzedawane na ulicy i uliczne zamieszki. Nie tego chciała dlamałej. Wiedziała, że jeśli jej córka będzie spędzać tutaj lata nastoletnie, to będzie bardzo się o nią bać. Owszem, była rozsądną dziewczynką. Już nawet w tym wieku to przejawiała, ale nigdy nie wiadomo, co się stanie jak zaufa się komuś, kto wciągnie ją w to bagno.
            Odgarnęła za ucho kosmyki włosów, które wypadły jej z warkocza i uklękła przy Scarlett, by poczarować razem z nią. Przed oczami stanęła jej scena Dracona z córką. Jak na zawołanie Scarlett spytała.
- Mamo, kiedy Draco u nas będzie?
- Polubiłaś go? – spytała delikatnie Hermiona i spojrzała na córkę, która żywiołowo pokiwała głową.
- Pozwala mi robić to, co ty zabraniasz.
            Hermiona mimowolnie się uśmiechnęła. No tak. Malfoy demoralizuje ich dziecko. Zamyśliła się, ale szybko oderwała ją od tego blondynka.
- No to kiedy u nas będzie?
- Możemy teraz do niego zadzwonić – palnęła Hermiona zanim zorientowała się, co też mówi. W stalowoszarych oczach Scarlett błysnęły tajemnicze iskierki.
Tak bardzo podobne do Malfoya.
- Zadzwoń do niego, mamo – ponagliła ją Scarlett. Hermiona z westchnięciem podniosła się i wyciągnęła różdżkę. Rozejrzała się, czy ktoś nie patrzy, a dopiero po chwili wyczarowała patronusa z wiadomością do Malfoya. Nie miała pojęcia, czy Draco zgodzi się przyjść. Niby dlaczego miałby to zrobić? Jest w Hollywood. Na pewno nie przyjechał tutaj do niej. Przecież nawet nie wiedział, że ona mieszka w tym mieście.
Na pewno miał swoje sprawy lub wykorzystywał czas na różne, inne przyjemności.
Niby dlaczego miałby chcieć przyjść tutaj do nich, by posiedzieć z nią i ze Scarlett.
            Zdała sobie sprawę, że wysłanie wiadomości do niego było głupie. Co ona sobie myślała? Chociaż spędzili ostatnio ze sobą bardzo miły wieczór. Może jednak Draco skusi się, by tutaj do nich przyjść.
A jeśli nie? Co powie Scarlett?
            Nie musiała się jednak zastanawiać, co ma też powiedzieć córce, bo nagle obok nich zmaterializował się Draco. Zapewne teleportował się niedaleko, by uniknąć spojrzeń mugoli i nie spowodować u nich oszołomienia.
Swoją drogą bardzo szybko się pojawił.
            Hermiona spojrzała na niego niepewnie. Zupełnie nie miała pojęcia, co też powiedzieć. Jednak po chwili się przełamała.
- Dziękuję, że się zjawiłeś. Scarlett bardzo chciała cię zobaczyć – odchrząknęła. Draco jedynie skinął głową i podszedł do swojej córki. Hermionie jak zwykle szybciej zabiło serce, kiedy zobaczyła ich razem. Wyglądali naprawdę uroczo.
Drogi Godryku… Draco Malfoy, ten sam, który upokarzał ją tyle lat, którego tak nienawidziła, był teraz ojcem jej dziecka. Czy takie rzeczy dzieją się w normalnym życiu?
            Hermiona nie podeszła do tej dwójki. Obserwowała ich z boku, a ciepło rozchodziło się po jej ciele. Naprawdę żałowała, że to wszystko tak się potoczyło. Nagle Scarlett i Malfoy podeszli do niej.
- Mamo, Draco powiedział, że zabiera nas do siebie! Do cioci Ginny i Agnes.
- Naprawdę? – zdziwiła się Hermiona i spojrzała zdumiona na Dracona.
- Mam trochę do roboty w domu – odpowiedział Ślizgon, a Hermiona poczuła się naprawdę skrępowana.
- Jeśli ci w czymś przeszkodziłam, to przepraszam. Jak chcesz, to przekonam Scarlett, że… - zaczęła cicho Hermiona, kiedy mała blondynka szła przed nimi. Draco jednak szybko jej przerwał.
- Nie mam zamiaru rezygnować z czasu, który mogę spędzić z moją córką – odpowiedział dość ozięble. I z tobą – pomyślał.
            Hermiona jeszcze mocniej się skrępowała. Gdzie ten pozytywny nastrój, który ich opanował ostatniego wieczoru? Brązowowłosa czuła się niekomfortowo w jego towarzystwie. Czuła się głupio, bo najwidoczniej przerwała mu pracę. Naprawdę nie chciała, by to tak wyszło.
- Pojedziemy moim samochodem – powiedział krótko Draco, a Hermiona przystanęła – Coś nie tak? – spytał się i spojrzał na nią dziwnie.
- Eee… A ty potrafisz tym jeździć? – wydukała i z lekkim zdenerwowaniem przygładziła sukienkę, którą miała na sobie.
- Oczywiście, sama się przekonasz. – uśmiech, który wpłynął na jego twarz był lekko kpiący.
- Nie wiem, czy chcę…
- Nie marudź i choć, bo pojadę sam ze Scarlett.
            Wskazał na czarny, sportowy samochód, który niewiadomo skąd pojawił się na parkingu. Hermiona pomodliła się w myślach i wsiadła do środka auta. Scarlett już siedziała wygodnie z tyłu zapięta pasami. Draco odpalił, a silnik zawarczał głośno.
- Boże… - jęknęła Hermiona i ukryła twarz w dłoniach. – Pozabijasz nas wszystkich…
Usłyszała śmiech Dracona, który nie zwracając na nią uwagi ruszył szybko z miejsca i momentalnie przyśpieszył.
- Kretynie, jedziemy z dzieckiem! – warknęła przerażona Hermiona, widząc ile na godzinę jadą. Malfoy jak na zawołanie zwolnił.
- Teraz lepiej? – spytał z pretensją.
- Nigdy nie będzie dobrze. Nie z tobą – odpyskowała i odwróciła głowę, by oglądać widoki. Draco przewrócił oczyma i mrugnął do siedzącej z tyłu Scarlett. Dziewczynka zachichotała cichutko.
            Po niecałych dziesięciu minutach byli na miejscu. Draco miał w końcu apartament z widokiem na plażę, więc nie miał daleko. Hermiona odetchnęła z ulgą. Blaise i Ginny wyszli na zewnątrz, a Scarlett już wybiegła z samochodu, by spotkać się z Agnes.
- Tak strasznie było? – spytał Draco z nutką zadowolenia w głosie. Hermiona spiorunowała go spojrzeniem. – Rzuciłem na samochód parę zaklęć. Dzięki nim potrafi osiągać niezwykłe prędkości – dodał.
- Jesteś nienormalny – mruknęła tylko Hermiona i miała wyjść z samochodu, kiedy Draco zamknął drzwi w samochodzie. Gryfonka natychmiast się do niego odwróciła.
- Wypuść mnie – zaczęła w miarę spokojnie, ale już czuła jak coś się w niej gotuje.
- Nie ma mowy, Hermiono – odpowiedział Draco i odpalił samochód, a Hermiona otworzyła usta w niedowierzaniu.
- Masz mnie natychmiast stąd wypuścić – rozkazała. Draco jakby nigdy nic ruszył z miejsca i powiedział.
- Porywam cię na parę godzin.
- Że co ja proszę? – Hermiona nie miała pojęcia co robić. Mogłaby wywalić drzwi za pomocą różdżki, ale przecież nie wyskoczy z pędzącego samochodu. On jest chyba jakiś popieprzony! Jak może zostawiać Scarlett Ginny i Blaiseowi, a teraz jechać z nią mimo jej woli?!
- TO JEST PRZESTĘPSTWO! – krzyknęła.
- Nie wymyślaj – mruknął Draco i przyśpieszył. Hermiona pisnęła i wcisnęła się bardziej w siedzenie. Wyglądała tak, jakby ktoś wypompował z niej całe powietrze.
- To jest porwanie! Robisz coś wbrew mojej woli! Malfoy, do cholery masz natychmiast się zatrzymać! – Hermiona rwała sobie włos z głowy. Przecież oni się zaraz rozbiją.
- Czy ty możesz choć na chwilę się zamknąć? – spytał Draco z pretensją. – Skończ już, Granger, bo zaczynasz mnie denerwować.
- Niech cię szlag trafi, tleniony baranie – jęknęła i zamknęła oczy. Draco parsknął śmiechem widząc jej reakcję. On uwielbiał szybką jazdę. Mugole, którzy wymyślili coś takiego jak samochód byli genialni. Wiedział, że musi przyzwyczaić do tego Hermionę.
Jest Gryfonką. Uwielbiała adrenalinę i uczucie wolności.
Musi tylko odnaleźć w niej zakopane cechy prawdziwego Gryfona.
            Zatrzymał się na jakimś wzgórzu, które miało cudowny widok na miasto, ale Hermiona nawet tego nie zauważyła. Wyglądała na wyczerpaną. Wzięła głęboki oddech, ale nie odezwała się ani słowem.
- Musimy porozmawiać, Granger.


~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział nie jest sprawdzany!
Późno, późno, bardzo późno, ale dzisiaj spędziłam prawie dwie godziny na gadaniu i się nie wyrobiłam na tą godzinę, na którą chciałam.
Ja nie jestem zadowolona z rozdziału. Nie miałam na niego żadnego pomysłu. No, ale opinię pozostawiam Wam ;)
Cieszę się z tego, że mam już przynajmniej swój Internet i mogę regularnie wstawiać rozdziały :D
Ściskam

Sheireen ♥

niedziela, 13 października 2013

Wieczorne Spotkanie



                Hermiona wpatrywała się zlękniona w całą tą scenę. Tak bardzo chciała, by do czegoś takiego nigdy nie doszło. Robiła wszystko, by Scarlett nie była narażona na towarzystwo kogoś tak podstępnego jak jej prawdziwy ojciec. Tymczasem wszyscy stali nieruchomo, nie wiedząc zupełnie co zrobić. Draco jak zwykle był w swoim żywiole.
- Ale jak to cała czwórka? – wyjąkała Ginny.
- Blaise jest w naszym apartamencie, ale myślę, że dość szybko się zjawi.
- Powiedziałeś mu, gdzie mieszkam? – spytała z wyrzutem Hermiona odwracając się w jego stronę. Draco jedynie wzruszył ramionami. Wszyscy czuli się bardzo nieswojo w swoim towarzystwie. Dawni przyjaciele nie potrafili powiedzieć słowa.
- Witam kochani! – usłyszeli dobiegający z drzwi wejściowych głos. Stał w nich uradowany Blaise i z podziwem gapił się na dom w jakim mieszkała. – No Hermiono, bardzo ładny dom…
- BLAISE! – Ginny podniosła głos. Podeszła do swojego męża i złapała go za ucho, pomimo jego znacznie większego wzrostu. Mężczyzna zawył z bólu.
- O co ci chodzi, ty rudy diable? – spytał Ginny z tak niewiedzącą i przestraszoną miną, że Hermiona zaczęła mu współczuć.
- Musimy porozmawiać – warknęła jej przyjaciółka.
- Ale o czym?
- O tym występnie kobiet – Ginny mocniej zacisnęła palce na uchu i poprowadziła go do innego pomieszczenia. Blaise zwrócił swój oburzony wzrok na Malfoya zaczął krzyczeć coś w stylu „Miałeś przecież nic nie mówić!”.
            Hermiona otrząsnęła się po zobaczeniu tej sceny dopiero wtedy, kiedy Agnes podeszła do niej i wsunęła swoją malutką rączkę w jej dłoń. Hermiona zlustrowała śliczną twarzyczkę swojej chrześniaczki, a ta powiedziała słodziutkim głosikiem.
- Gdzie poszła mama i tata?
- Poszli porozmawiać, kochanie – odpowiedziała Hermiona i przeczesała czarne włosy Agnes. – Możesz pójść ze Scarlett się pobawić w ogrodzie – uśmiechnęła się, by rozweselić dziewczynkę i odwróciła się, by zawołać Scarlett, kiedy nagle mocniej zabiło jej serce.
            Ojciec i córka. Dopiero teraz zauważyła jak bardzo podobni byli. Te same blond włosy, stalowoszare, duże oczy i blada cera arystokraty. Jedynie rysy twarzy miała jej. Teraz jednak w ogóle tego nie dostrzegała. Draco kucnął naprzeciw Scarlett, a mała w ogóle się go nie krępowała. Ta scena niezwykle rozgrzała Hermionę. To urocze widzieć Scarlett ze swoim prawdziwym ojcem.
            Powinna była im nie przeszkadzać, ale nagle przypomniało jej się jak Draco groził jej odebraniem dziecka. Nie mogła być pewna, czy teraz przypadkiem w jego głowie nie układa się chytry plan przeciągnięcia małej na swoją stronę, a później odebrania złotowłosej. Natychmiast podeszła do nich i kucnęła obok Malfoya, patrząc na córkę.
- Scarlett, kochanie, pokaż Agnes nasz ogród i pobawcie się razem. – wtrąciła swoje zdanie.
- Mamo, właśnie poznałam Dracona – spojrzała wielkimi oczkami na swojego ojca, o którym - o zgrozo! - nie miała pojęcia.
- Naprawdę? I jak wam się rozmawiało? – spytała Hermiona z mocno bijącym sercem.
- Jest zupełnie inny niż Andrew – powiedziała z entuzjazmem.
- Tata Andrew, skarbie – zwróciła jej uwagę Hermiona, przy okazji cała się czerwieniąc.
- Draco powiedział, że możecie wyjść ze mną na lody – Scarlett obrzuciła matkę pełnym oczekiwania spojrzeniem. Natomiast Hermionę zamurowało. Posłała morderczy wzrok Malfoyowi, który uśmiechnął się do niej cwaniacko. Natychmiast odezwała się do córki.
- Kiedyś może się wybierzemy, Scarlett, ale raczej nie teraz.
- Draco mógłby mi wiele poopowiadać! – klasnęła w dłonie uradowana – Podobno chodziliście razem do szkoły i jesteście przyjaciółmi. I wiesz co mamo? – Scarlett promienia ze szczęścia.
Hermiona, której serce już zaczęło ciążyć w piersi wyszeptała dwa słowa z trudem.
- Co takiego?
- Draco też umie robić takie sztuczki jak ja!
            Aby potwierdzić prawdziwość swoich słów wyciągnęła naprzeciw nich rączkę i skierowała palcem na wazonik. Ten natychmiast pokrył się lodem i pękł z hukiem. Draco pokiwał głową z uznaniem. Jego córka już w tak młodym wieku miała sporą moc. On jak był dzieckiem to robił mniej groźne rzeczy. Najwidoczniej Scarlett udzielił się mocny charakter Hermiony i jego olewanie wszelkich zasad.
- Scarlett! Mówiłam, byś nie bawiła się w ten sposób w domu! – krzyknęła Hermiona i natychmiast podeszła do wazonu, by naprawić go za pomocą różdżki.
- Mama zawsze jest taka zdenerwowana? – spytała Draco patrząc się na dziewczynkę, która po skarceniu mamy mocno się skrępowała.
- Nie, ale zawsze, kiedy robie takie rzeczy przy ludziach – bąknęła i spuściła wzrok swoich ślicznych, szarych ocząt. Draco parsknął śmiechem.
- Bardzo dobrze, możesz robić tak dalej – zachęcił ją, a Scarlett uniosła głowę niepewnie.
- Mama zabrania… - mruknęła.
- Co tam mama, patrz na to – wyjął różdżkę z kieszeni i wycelował w wazon, który przed chwilą został naprawiony przez Hermionę. Ten ponownie pękł z hukiem.
- Właśnie tak! – odrzekł mężczyzna, a Scarlett się roześmiała. Draco przybił z nią piątkę. – Pamiętaj, nie słuchaj się tak bardzo mamy, bo ona nie ma zawsze racji jak pewnie twierdzi.
- A właśnie, że mam! – w progu drzwi stanęła Hermiona. Wyglądała jakby ją piorun trafił. Tym razem nie naprawiła już zbitego wazonu, tylko zwróciła się do swojej ślicznej córki.
- Scarlett – zaczęła najłagodniej jak tylko się dało. – Idź do ogrodu i pobaw się z Agnes.
Scarlett cała w skowronkach pobiegła do jakiegoś pomieszczenia i zniknęła im z oczu. Draconowi szybko zlazł zadowolony uśmieszek z twarzy, kiedy złapał spojrzenie czekoladowych par oczu. Niezwykle wściekła Hermiona jak zwykle prezentowała się oszałamiająco. Teraz jednak nie liczył na nic innego, jak tylko na porządną kłótnię, którą już mu szykowała.
- Nie uważasz, że musimy porozmawiać? - syknęła patrząc na niego groźnie. Draco przełknął ślinę i ruszył za szatynką.

            Siedział na kanapie i wpatrywał się w nią z miną, która nie wyrażała żadnych emocji. Ona sama miała ochotę go udusić. Hermiona chodziła w kółko przed nim nie chcąc stracić panowania nad sobą.
- Może w końcu przestaniesz się kręcić? – zapytał Draco.
- Siedź cicho! – warknęła, ale usiadła na kanapie obok niego.
- No wreszcie.
- Słuchaj, Malfoy – groźny szept wydobył się z jej gardła. – Postawię sprawę jasno. Nie ty wychowujesz Scarlett, tylko ja. I nie będę tolerować tego, że nastawiasz ją przeciwko mnie.
- Mogłabyś trochę wyluzować – wtrącił niezadowolony Draco. – Bądź sobą tak jak kiedyś i nie udawaj kogoś kim nie jesteś.
- Co ty mi będziesz mówić jak ja mam się zachowywać? – syknęła.
- W takim razie ty mi nie mów, co ja mam mówić Scarlett – uśmiechnął się do niej szelmowsko. Hermiona, którą rozsadzało od środka wzięła głęboki oddech.
- Ale ona jest moją córką!
- Moją też, jeśli nie zauważyłaś!
- Ty nie jesteś jej ojcem! Sam zdecydowałeś się nas opuścić, kiedy wziąłeś ślub! – jęknęła.
- A Andrew niby nim jest?! – warknął. – Przecież jego całymi dniami nie ma w domu.
Hermiona wstała gwałtownie z kanapy.
- Nie musisz mi o tym przypominać.
Nie chciała się załamywać. A już na pewno nie przy nim, ale nie wytrzymała. Samo to, że kolejna osoba uświadomiła jej, że Andrew rzadko pojawia się w domu i prawie w ogóle nie rozmawia z nią a już tym bardziej ze Scarlett mocno ją zdołowała. Przetarła twarz dłońmi i już miała wyjść, kiedy usłyszała skrzypienie sprężyn w kanapie i nagle Draco delikatnie złapał ją za rękę. Poczuła jak przechodzi ją fala gorąca, ale jednocześnie zadrżała. Spojrzała na niego. Draco nie wyglądał już na wściekłego. Wręcz przeciwnie. Uspokoił się równie szybko jak ona.
- Przepraszam, nie powinienem tak na ciebie krzyczeć, to nie twoja wina – szepnął. Hermiona miała ochotę się teraz do niego przytulić i wyżalić, ale jakoś nie potrafiła mu teraz zaufać. Wyswobodziła delikatnie rękę z jego uścisku i z ciężkim sercem wyszła na z pomieszczenia zostawiając go samego.

            Draco siedział w salonie na fotelu i patrzył przez okno na Granger, która bawiła się z dziećmi. Nagle do pomieszczenia wszedł Blaise. Jego przyjaciel usiadł na kanapie i westchnął ciężko.
- I co, bardzo cię męczyła? – spytał Draco byle tylko jakoś zacząć rozmowę. Blaise pokręcił głową.
- Daj spokój, nadal jest zła, ale już nie tak bardzo.
- Ja jej nic nie mówiłem jak coś – powiedział Draco, by się obronić.
- Wiem, Smoku, widziała mnie, bo była tam razem z Hermioną, która śpiewała na scenie.
- Dopiero teraz widzę jak wiele kosztowała mnie zła decyzja. Jedno złe słowo… - powiedział Draco patrząc na szczęśliwą Hermionę bawiącą się ze Scarlett. To była jego prawdziwa rodzina, której niestety częścią nie był. Wątpił, by Hermiona zakochała się w nim ponownie. Nie po tym, co jej zrobił. Za bardzo ją skrzywdził. Ale przecież nic nie stoi na przeszkodzie do tego, by zostali na nowo przyjaciółmi, prawda? Mógł zacząć być przy niej, pomagać jej i starać się zdobyć jej zaufanie. Na pewno będzie trudno, ale dla niej warto się starać. Przy tym będzie też w bliższych kontaktach ze swoją córką. Była naprawdę przesłodka. Była jego dzieckiem. Jego i Hermiony.
            Przypomniał sobie jak Hermiona skłamała mu, że nie jest w ciąży i że już jest wszystko dobrze. Wtedy go okłamała, ale nie dziwił jej się. Nie był jeszcze gotowy na dziecko. Byli bardzo młodzi. To on tak bardzo zmarnował jej życie, ale jeśli się uda, to będą mogli spędzić resztę życia na byciu przyjaciółmi. Blaise nie odzywał się. Zapewne sam myślał o czymś zupełnie innym. Draco wpatrywał się w uśmiechniętą Hermionę i Scarlett, które zrywały kolorowe kwiaty z krzaczka i robiły z niego wianek.
Dwie najważniejsze kobiety w jego życiu.
Warto było walczyć.

            Muzyka. Kolorowe światła. Widownia, która ją oglądała. Nie czuła się komfortowo, jednak nie potrafiła też z tym skończyć. To zbyt bardzo wpłynęło na jej życie. I jak zwykle nie była sobą. Musiała w końcu z tym skończyć. Miała przecież pieniądze, piękne ciuchy i drogi dom. Jednak to w śpiewaniu znajdowała szczęście. To w nich ukryte były jej wspomnienia, łzy i uśmiech. Wiele dla niej znaczyły. Tymczasem nikt, kto siedział naprzeciw niej nie wiedział o tym, że śpiewa o swoim życiu.
            Kolejny występ miała już za sobą. Kolejny występ bez Andrew. Miała już tego dość. Musiała poważnie z nim dzisiaj porozmawiać. Najlepiej od razu jak wróci. Bez żadnych wstępów. Postawi sprawę jasno. Nie miała zamiaru dłużej żyć w takim związku. To nie było w porządku nawet jeśli jej pomógł. Nawet nie miała ochoty się przebierać i zdejmować z siebie zaklęć, które czyniły ją Carmen Grant.
            Wyszła w długiej, czerwonej sukience z wielkim wycięciem po boku. Jej blond włosy powiewały delikatnie przez nocny wiatr. Obcasy stukały o chodnik, kiedy szła oświetlonymi nocami. Było dość chłodno jak na hollywoodzką noc, ale miała ochotę przynajmniej mały kawałek wrócić piechotą. Zawsze lubiła spacerować nocami. Miała wtedy dużo czasu na rozmyślanie i - co ją najbardziej dziwiło - na marzenia. Tak, nawet ona, Hermiona Granger nauczyła się marzyć i bujać w obłokach. Często zastanawiała się jakby wyglądało jej życie, gdyby wszystko poszło dobrze lub gdyby w ogóle nie poznała Dracona Malfoya. Jednak nawet zmieniacz czasu nic by jej nie pomógł. Wspomnienia wciąż by były, nie opuściłyby jej głowy.
            Nagle usłyszała jakieś podniesione głosy i odwróciła się. Zauważyła paru mężczyzn biegnących do niej z aparatami i parę kobiet. Mugolscy paparazzi. Jak ona nienawidziła tych osobników. Człowiek naprawdę nie może już żyć spokojnie?
Natychmiast została otoczona przez grupkę ludzi. Zaczynali jej zadawać pytania i świecić fleszami z aparatów po oczach. Nagle wokół niej też zebrał się tłum ciekawskich ludzi, by sprawdzić, kogo też sławnego na ulicy wypatrzono. Hermiona miała powoli dość, ale zamierzała być cierpliwa. Odpowiadała na pytania i uśmiechała się. Musiała nauczyć się dobrze grać. To miasto tego od niej oczekiwało. Ludzie wykrzykiwali jej imię. Po paru minutach głowa pękała jej od krzyków ludzi i pytań paparazzich, a oczy nie znosiły widoku kolejnych fleszy.
            Ruszyła szybko przed siebie, a tłum za nią. Była już coraz bardziej zdenerwowana. Zawsze to samo. Była wdzięczna, że przynajmniej jako prawdziwa Hermiona miała całkiem normalne życie. Ludzie prawie w ogóle nie rozpoznawali w niej tworu, jakim była Carmen. Śliczna, seksowna blondynka w ciele normalnej, kobiecej brunetki? Mało kto zdałby sobie z tego sprawę.
Machnęła ręką, by zatrzymać taksówkę i pojechać do domu bez tłumu ciekawskich. Miała właśnie wejść do taksówki, kiedy jeden z paparazzich złapał ją za rękę i pociągnął całkiem mocno.
- Co ty do cholery robisz?! – krzyknęła zdenerwowana i zaklęła paskudnie na mężczyznę, ponieważ prawie na niego wpadła.
Takie życie ją przytłaczało.
Głowa pulsowała jej z bólu.
Czuła jak serce bije jej niezwykle mocno.
Ludzie zablokowali dostęp do taksówki. Nie miała gdzie uciec przed tłumem ciekawskich. Och, gdyby tylko mogła wyciągnąć różdżkę i obronić się przed tymi wszystkimi ludźmi. Jednak nie mogła. Od razu zaczęliby pisać o tym w gazetach, a nie potrzebowała większego rozgłosu.
            Nagle huknęło i mężczyzna, który pociągnął ją mocno za rękę wylądował boleśnie na chodniku. To samo stało się z paroma innymi paparazzi. Hermiona rozejrzała się przerażona, kiedy tłum gapiów uciekł w popłochu.
- Mugole to okropne typki – usłyszała za sobą głos. Odwróciła się szybko w jego stronę i ujrzała przed sobą Malfoya. Cały zadowolony chował różdżkę do kieszeni spodni. Hermiona chyba po raz pierwszy odetchnęła z ulgą w jego towarzystwie od kiedy pojawił się w jej mieście.
- Draco? – zdziwiła się. – Co ty tutaj robisz?
- Aktualnie cię obroniłem – mrugnął do niej, a Hermiona uśmiechnęła się delikatnie.
- Dziękuję, to było straszne… - mruknęła.
- Nie ma za co.
Hermiona utkwiła w nim tajemnicze spojrzenie, kiedy nagle usłyszała za sobą głos taksówkarza.
- Wsiada pani, czy nie?
Już miała złapać za klamkę taksówki, kiedy zawahała się i odpowiedziała.
- Proszę jechać.
Taksówkarz bez zbędnych komentarzy odjechał z piskiem opon i zniknął za zakrętem. Hermiona odwróciła się do Dracona i odchrząknęła.
- Odpowiesz mi może w końcu jak się tutaj znalazłeś? – zapytała.
- Byłem na twoim występnie – uśmiechnął się do niej. Hermiona spłonęła rumieńcem. Musiała przyznać, że w ogóle nie zauważyła Ślizgona na widowni. To naprawdę miłe, że przyszedł na jej występ. Andrew tego nie zrobił…
- Och… - wyrwało jej się. – To miło z twojej strony.
            Draco nic nie odpowiedział, za to złapał ją za rękę i zaciągnął w mało widoczne miejsce. Przez chwilę zaczęła się obawiać, ale szybko się uspokoiła.
- Możesz coś dla mnie zrobić? – spytał. Hermiona zdziwiła się, ale też i wzmocniła swoją czujność.
- Zależy co – odpowiedziała, a jej blond włosy poruszyły się pod wpływem wiatru.
- Zamknij oczy – rozkazał, ale jego głos był delikatny. Uwielbiała go słuchać. Teraz jednak się zawahała.
- Co ty chcesz zrobić? – zaniepokoiła się i objęła rękami swoje ramiona, by choć troszkę się ogrzać po powiewie chłodnego wiatru.
- Ufasz mi? – spytał się i przeszył ją swoimi cudnymi, szarymi tęczówkami.
- To nie ma sensu, Draco – westchnęła i już miała odejść, kiedy ponownie ją zatrzymał.
- Nie zrobię nic, co by ci się nie spodobało. Możesz mi wierzyć – powiedział, a jego głos był niezwykle przekonujący. Wyglądał naprawdę bardzo fajnie w swojej białej koszuli i szarych spodniach. Lubiła go w takim wydaniu.
- No dobrze – mruknęła i w mocno bijącym sercem zamknęła oczy. Zadrżała, ale nie poczuła nic znaczącego. Jedynie delikatne ciepło rozchodzące się po jej ciele.
- Możesz już otworzyć oczy.
Spełniła polecenie i zmarszczyła brwi. Uśmiechnęła się i spojrzała na niego dziwnie.
- Co już wykombinowałeś? – spytała z ciekawością.
- Wolę ciebie jako Hermionę, niż jako jakąś wymyśloną Carmen – uśmiechnął się do niej, a Hermiona poczuła motylki w żołądku. Wzięła w palce pukiel brązowych loków. To było naprawdę cudowne. Częściej ludzie woleli ją jako Carmen Grant. Piękność ze sceny, niż naturalną Hermionę jaką była naprawdę.
- Co u Scarlett? – spytał Draco. Nie było go dwa dni u Hermiony, ale nie mógł nie skorzystać, kiedy dowiedział się o jej kolejnym występnie. Pieniądze nie grały roli. Ważne, że mógł ją zobaczyć. Nawet pod przykrywką zaklęć.
- Ginny jest u mnie w domu i zajmuje się nią. Chociaż mała już pewnie dawno śpi. – odrzekła.
- W takim razie mogę cię wyciągnąć na małą przechadzkę? – Draco zrobił tak słodką minę, że nie potrafiła się oprzeć i roześmiała się.
- Niech ci już będzie.
Kolorowe światła wychodziły na zewnątrz z klubów, kasyn i innych atrakcji. Wysokie palmy pięły się ku granatowemu niebu, pełnemu gwiazd. Noc była przyjemna, a Hermiona czuła się naprawdę dobrze. Przechodzili właśnie obok mugolskiego kina, kiedy Hermiona się zatrzymała i spojrzała na aktualnie grane filmy.
- A to co? – spytał Draco.
- To kino. Mugole przychodzą tutaj i oglądają najnowsze filmy. – odpowiedziała i nadal patrzyła na repertuar.
- Interesujące. – Draco również się zainteresował. – Może pójdziemy razem do kina? Pokażesz mi jak to wygląda.
Hermiona spojrzała na niego z niedowierzaniem. Arystokrata czystej krwi w jednym pomieszczeniu mugolami? Na dodatek wtedy, kiedy są tak blisko niego? Nie mogła uwierzyć, że Draco naprawdę tak się zmienił od samego początku Hogwartu.
- Ty nie mówisz poważnie…
- Nie no, mówię poważnie.
Hermiona nadal była nieprzekonana. Draco widząc jej minę dodał.
- No serio!
Uśmiechnęła się i podeszli razem do kasy.
- Ja zapłacę – oznajmił i wyciągnął złote galeony, zanim zorientował się, co też robi.
- Przykro mi, ale tego nie przyjmujemy, cokolwiek to jest. – stara kasjerka wyglądała tak, jakby sobie z niego kpiła. Hermiona zaczerwieniła się na twarzy i podała kobiecie mugolskie papierki, które uważali za pieniądze. Kasjerka dała jej jakieś dwa bilety.
- I co się z tym robi? – spytał się Draco. Musiał przyznać, że świat jaki go otaczał był naprawdę dziwny. Mugole w ogóle byli pokręceni i wynajdywali mnóstwo sposobów, by ułatwić sobie życie. W końcu nie mieli pojęcia o magii. Musiał przyznać,, że chyba całkiem dobrze im się żyło.
- To są bilety, które pokażemy przy wejściu, i za które obejrzymy film – wytłumaczyła Hermiona z uśmieszkiem na twarzy.
- Kpisz sobie ze mnie – zauważył Draco i z niezadowoleniem przeczesał palcami swoje włosy.
- Nie, coś ty – odpowiedziała Hermiona, ale w jej głosie wyczuwał nutkę rozbawienia.
- Nie kłam mi tu, Granger.
- Absolutnie! Jakbym mogła – zachichotała. Draco spojrzał na nią oburzony i dźgnął ją w bok. Wtedy to już się na dobre roześmiała.
Owszem, była wściekła na Dracona, ale minęło już tyle lat. Zawsze przecież mogą zostać przyjaciółmi lub być po prostu w dobrych kontaktach. Nie może przecież żywić nienawiści do kogoś przez całe życie. Draco przecież nie był taki zły. Był naprawdę bardzo fajnym mężczyzną. I pamiętała, że był też niezłym kumplem. A teraz byli dorośli i na pewno o wiele bardziej rozsądni niż kiedyś.

            Hermiona musiała przyznać, że genialnie się bawiła. Mina Draco, gdy zobaczył wielki ekran, a później, kiedy na ekranie pojawiły się pierwsze sekundy filmu, nie mógł zamknąć buzi z wrażenia. Hermiona z zadowoleniem dotknęła palcem jego podbródka i zamknęła mu usta. Popatrzył na nią z zachwytem.
- Mugole nie są tacy beznadziejni jak myślałem. To kino jest genialne!
- A nie mówiłam? – uśmiechnęła się z zadowoleniem.
- Nienawidzę jak wypowiadasz te słowa – stwierdził.
- Siedź cicho, film się zaczął – odparła i rozsiadła się w fotelu, zręcznie ignorując spojrzenie Dracona.

~*~
- Przepraszam? – Hermiona usłyszała za sobą głos jakiegoś mężczyzny. Odwróciła się do niego i spytała.
- O co chodzi?
- Może pani zrobić porządek ze swoimi włosami? Zasłaniają mi trochę ekranu…
- Och, jasne – mruknęła niezadowolona Hermiona, a Draco parsknął śmiechem. Hermiona przygładziła ręką swoje włosy i obniżyła się w fotelu. Draco nie potrafił zmyć uśmieszku z twarzy, co ją niezwykle irytowało.
- No i co się cieszysz? – syknęła.
- Nie tylko ja zauważyłem, że te twoje włosy przypominają grzywę lwa.
- Bardzo śmieszne – mruknęła. – Ja przynamniej nie miałam kiedyś na głowie idealnie przylizanych na jakiś czarodziejski żel włosów. Na dodatek tlenionych. – uśmiechnęła się wrednie, co ledwo zobaczył, bo w kinie panowały egipskie ciemności.
- Nie bądź wredna… Taka była wtedy moda… - próbował się bronić. Tym razem Hermiona nie wytrzymała i się roześmiała. Parę osób zaczęło ją uciszać, przykładając palec do ust.
- Proszę cię. Jeśli taka fryzura była kiedyś modna, to ja nie wiem kim jestem – ściszyła głos, dusząc się ze śmiechu z jego miny.
- Jesteś wredna.
- Powtarzasz się – zauważyła. Draco nie wytrzymał i odnalazł jej ręce w ciemności. Przyciągnął ją tak, że leżała na dwóch miejscach w kinie, a jej głowa była teraz na kolanach Malfoya. Ten chcąc się zemścić zaczął dźgać Hermionę w brzuch. Dziewczyna natychmiast zaczęła się śmiać i próbowała wyrwać się Draconowi. Starała się skulić i usiąść bezpiecznie na swoim miejscu, ale Draco był zbyt silny i jej na to nie pozwolił. Kobieta, która siedziała obok Malfoya już dawno przesiadła się parę miejsc dalej od nich.
            W końcu do kina przyszła ochrona i ich wprosiła, bo ktoś naskarżył, że robią hałas. Nie przejęli się tym. Wyszli na kolorowe ulice Hollywood, a Hermiona odetchnęła świeżym powietrzem. Już dawno nie spędziła tak genialnego dnia. Było po prostu cudownie. I wiedziała, że to zasługa Dracona. On doskonale ją znał i wiedział jak ją rozbawić.
Jednak pamiętała to, co sobie obiecała.
Tylko przyjaźń.
Nic więcej.
            Dyskretnie ziewnęła, kiedy usiedli na jakiejś ławce. Draco przyglądał jej się uważnie. Nie mógł uwierzyć, że to wszystko się dzieje. Najwidoczniej kobieta nie była już na niego taka wściekła. Miał nadzieję, że powoli zmierzał ku sukcesowi w swoich planach. Chociaż po Hermionie nic nigdy nie było wiadome. Dzisiaj świetnie się dogadywali, a może przy następnym spotkaniu będzie chciała rzucić niego Avadę Kedavrę.
- Jesteś zmęczona?
- Troszkę – przyznała i poprawiła swoje włosy, które rozwiał wiatr.
- Odprowadzę cię do domu – oznajmił. Hermiona pokręciła głową.
- Nie musisz.
- I tak wiesz, że to zrobię – uśmiechnął się do niej, a Hermiona odpowiedziała tym samym. Najchętniej to teraz zasnęłaby na tej ławce. Przytulona do Dracona Malfoya.
Potrząsnęła głową.
Tych myśli nie było! Ona po prostu nie myśli normalnie, bo jest zmęczona.
I upita szczęściem.
            Draco wstał z ławki i podał jej rękę. Ujęła ją i również się podniosła.
- Trzymaj się mocno. Będziemy się teleportować – poinformował ją.
Hermiona mocniej ścisnęła jego dłoń i zamknęła oczy. Nagle poczuła znajome ciągnięcie w okolicach pępka i usłyszała zgiełk miasta. Otworzyła oczy dopiero wtedy, kiedy zmaterializowali się przed bramą do jej domu.
Hermiona niechętnie puściła dłoń Dracona.
- Dziękuję za cudowny wieczór – powiedziała nieśmiało.
- Ja również. Mam nadzieję, że to powtórzymy.
- Może po kolejnym występnie? – zaproponowała, rumieniąc się jak dziewczynka.
- Bardzo chętnie – Draco nachylił się nad nią i pocałował w policzek.
- Draco… - mruknęła Hermiona i westchnęła.
- Tak, tak, wiem – machnął lekceważąco ręką. – A ty mnie od razu podejrzewasz o złe zamiary – burknął niezadowolony. Uśmiechnęła się delikatnie, ale czuła jak powieki zamykają jej się ze zmęczenia.
- Już nie będę, ale ty też skończ z czymś takim – powiedziała. – Dobranoc.
- Dobranoc – odpowiedział Draco i poczekał, aż znajdzie się za bramą posiadłości. Odprowadził ją wzrokiem, dopóki nie weszła do domu, a chwilę później teleportował się z cichym pyknięciem.

            Hermiona weszła do domu cała w skowronkach, ale potwornie zmęczona. Zdjęła buty przy wejściu i skierowała się do sypialni. Zdziwiła się, kiedy zobaczyła Andrew. Był niezwykle zdenerwowany.
- Gdzie byłaś? – warknął, wstając z łóżka. – Czekałem na ciebie, a ty wracasz mi po trzech godzinach do domu.
- Przecież miałam występ – odpowiedziała, ale serce zabiło jej mocniej z podenerwowania. Zagryzła wargę.
- Zwolniłem się wcześniej z pracy, by zrobić ci niespodziankę, a ciebie nie ma w domu! – krzyknął. Hermiona nie wytrzymała i również się uniosła.
- W takim razie dostałeś za swoje!
- Co ty wygadujesz? – wściekł się.
- To, że ja też wiele razy czekałam na ciebie do późna, a ty przychodziłeś o wiele później, niż miałeś przyjść!
- Ja byłem w pracy! A ty gdzie polazłaś?! Masz kogoś?! – Andrew podszedł do niej i złapał mocno za ramiona. Hermiona zrobiła oburzoną minę.
- Nie! Jak możesz tak myśleć, Andrew!
- To co robiłaś?!
Hermiona cała w nerwach odepchnęła go od siebie, a ten spojrzał na nią zdziwiony. Hermiona nigdy się tak nie zachowywała. Zawsze była potulna i nie kłóciła się z nim. To nie była ta kobieta.
- Wiesz co? Nie żałuję tego, że nie spędziliśmy tego wieczoru razem. Tyle razy na ciebie czekałam, a ty nie przychodziłeś. I bardzo się z tego cieszę, że w końcu dowiedziałeś się, jak to jest!
I zamknęła się w łazience, zostawiając swojego narzeczonego w stanie głębokiego szoku.


~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział nie jest sprawdzany, od razu informuję C;
Nie, nie mam jeszcze Internetu, ale udało mi się zgrać rozdział na pendrive’a i wstawić go z komputera mojej siostry ciotecznej. Mam nadzieję, że już wkrótce będę miała już u siebie i więcej takich żartów Internet mi nie spłata.
Dzięki Veritaserum za poinformowanie tutaj wszystkich xd
Nie dość, że nie mam połączenia z Internetem, to jeszcze nie mam balona. A tak się cieszyłam, że sobie kupiłam :D
Bardzo Wam dziękuję za cierpliwość i zrozumienie, jesteście najlepsze ;3
Jednocześnie dziękuję za tak wiele głosów, które oddałyście na mnie w głosowaniu na Stowarzyszeniu DHL.
Nie mogę się otrząsnąć ze szczęścia, że pomimo mojego dość długiego pobytu na blogosferze wciąż jestem doceniana ;)
Ściskam i życzę bardzo udanego dnia
Sheireen ♥