sobota, 28 września 2013

Historia Draco

            Draco jak zwykle wrócił do domu w podłym nastroju. Przez tyle lat pragnął się wyrwać z Malfoy Manor, ale nie mógł zostawić całego spadku jaki zostawiła mu matka dokładnie cztery lata temu. Miała ona służyć także jego rodzinie. Której w pewnym sensie nie miał. Stracił już wszystkich. Miał szczęście, że wciąż miał przy sobie Blaise’a, Ginny i ich malutką córkę, która była wręcz oczkiem w głowie jego przyjaciela. Jak się spodziewał Blaise był niezwykle zabawnym ojcem i poświęcał mnóstwo czasu czarnowłosej Agnes. Draco również lubił tę małą. W głębi duszy przyznał, że chciałby już założyć rodzinę. Ale na pewno nie z Astorią, która doprowadzała go do białej gorączki.
            Astoria nie zmieniła się wiele. Przez całe pięć lat od ślubu wydawała jego pieniądze. Nie przeszkadzało mu to, dopóki nie zaczęła zmieniać wnętrza jego rodzinnego domu. Chciała go upodobnić do jakiegoś pałacu dla ślicznych panienek. Nie dał sobie wejść na głowę. Dlatego jego żona ograniczała się do wydawania pieniędzy wyłącznie na potrzeby swojej własnej osoby. Ciuchy, kosmetyczka, Spa. Nie przeszkadzało mu to. Miał mnóstwo pieniędzy. Zresztą Astoria wybierając się ze swoimi sztucznymi przyjaciółkami zostawiała cały wolny dom, aż do późnej nocy.
            Natomiast Draco od pięciu lat bez przerwy pracował. Praca, praca i jeszcze więcej obowiązków. Ona jedyna potrafiła skupić jego ponure myśli na czymś innym. Zajmował naprawdę szanowane stanowisko, a każdy na jego widok drżał. Ci wszyscy czarodzieje… byli beznadziejni. Odkąd Granger wyjechała powoli znów się zatracał i stawał taki sam jak kiedyś. Chyba nawet jeszcze gorszy, bo smak gorzkiej porażki jaką poniósł walcząc z przeznaczeniem wciąż nie mógł zniknąć. Prawda była taka, że normalną rozmowę, która nie ograniczałaby się tylko do tematów pracy, mógł przeprowadzić zaledwie z Blaisem, Potterem oraz Teodorem, który niedawno wrócił, kiedy dowiedział się, że jego rodzice umarli na ciężką chorobę. Wybaczyli sobie dawną nienawiść i stali się dobrymi kumplami jak kiedyś, przed wojną.
            Otworzył drzwi domowe i wszedł do środka. Wreszcie cisza i spokój. Zdjął marynarkę od garnituru i poluzował krawat. Głupie wdzianko, które musiał zakładać do pracy. Wszedł do salonu, gdzie siedziała Astoria, przeglądając pisemko dla czarownic i paląc papierosa. Kiedy pojawił się w drzwiach zrobiła wielkie oczy. Odrzuciła gazetę w kąt i zgasiła szybko papierosa.
- Draco! – zarzuciła mu się na ramiona i pocałowała mocno. Draco przeklinał się w myślach, dlaczego nie wziął drugiej zmiany na swoje i tak już zawalone obowiązkami barki. Długonoga brunetka zaczęła masować jego spięte mięśnie
- Przepracowujesz się – powiedziała cicho. – W ogóle nie spędzamy ze sobą czasu. Już nawet nie pamiętam, kiedy gdzieś razem wyszliśmy. Tym bardziej nie pamiętam, kiedy ostatni raz ze sobą spaliśmy.
Draco bez słowa wyswobodził się z ramion żony i usiadł wygodnie w fotelu, by po chwili zapalić papierosa. Wyszedł na skąpany w letnich promieniach słonecznych balkon z widokiem na ogród. Prawda była taka, że nie potrzebował nigdzie wychodzić z Astorią. Owszem, czasami była w porządku, kiedy nie miała swoich humorów. Wtedy decydował się poświęcać swój dzień żonie. Na drugi dzień, kiedy myślała, że już udało jej się jakoś opleść go wokół palca, wszystko wracało do normy. Czasami robiło mu się jej szkoda, bo niekiedy wdawał się jak niegdyś w nieliczne romanse z innymi kobietami, ale wiedział, że jeśli chce się od niej uwolnić, to musi to zrobić. A nawet wygarnął jej, że ją zdradził. Płakała całą noc. Niestety Astoria była niezwykle mściwą osobą. Na drugi dzień jego kochanka przyszła do pracy z paskudną blizną na policzku.
- Jeśli nie pokochasz mnie, nie pokochasz żadnej – usłyszał wtedy wściekły głos Astorii.
Astoria popatrzyła na niego z wielką tęsknotą. Kiedy w siódmej klasie dostała list od matki z wiadomością, że zostanie żoną Dracona, była najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Ona pragnęła go zdobyć. Pragnęła z nim być. Z czasem nauczyła się go jako tako kochać i oczekiwała tego od niego, ale nie doczekała się. Przez pełne pięć lat. On jej nigdy nie pokochał. Spędzał z nią dzień i noc, ale kiedy mu się znudziła, szukał sobie inne kochanki. Wiedziała, że jedyną kobietą jaką kiedykolwiek pokochał była ta cała Granger. Podobno ostatni raz widzieli się na ślubie Diabła z tą Weasley. Ona na niego nie poszła. Nie lubiła takiego beznadziejnego towarzystwa.
Wszystko wszystkim była kobietą i istotą ludzką. Potrzebowała miłości. Prawdziwej miłości. Dlatego od jakiegoś roku zaczęła spotykać się z innymi mężczyznami. Kiedy to robiła, na nowo czuła się taka kobieca i odzyskiwała wiarę w swoje możliwości. Może nie działała na swojego męża, ale bez problemu umiała uwieść innych czarodziei. Trzymała jednak to wszystko w tajemnicy przed nim. Nie chciała, by się dowiedział. A właściwie nie chciała, by dowiedział się tego, że znalazła kogoś, na kogo widok jej serce szalało z radości i oblewało się przyjemnym ciepłem. Zakochała się. Od sześciu miesięcy regularnie się spotykali. Był cudzoziemcem i nie wiedział, że jest zamężna. Zamierzała powiedzieć mu to po pewnym czasie, kiedy będzie pewna, że chce z nim być. Minęło już sześć miesięcy odkąd się ze sobą na poważnie spotykali.
- Jak w pracy?- spytała Dracona, który dokańczał właśnie papierosa. Pamiętała jak Draco pierwszy raz zapalił. Uzależnił się tylko i wyłącznie dlatego, że i ona paliła.
- Jak zwykle to samo. Urywanie głowy, setki tępych pracowników, którzy proszą o porady… Mnóstwo zaplanowanych wyjazdów poza kraj.
- Kiedy wyjeżdżasz? – dopytywała się.
- Kolejny wyjazd mam za dwa dni.
- A gdzie?
Draco powoli zaczął się denerwować. Czy ona zawsze musi zadawać tak dużo pytań? Nie wystarczy jej to, że wyjeżdża?
- Hollywood.
Astoria klasnęła w dłonie.
- Och, cudownie! Zabierz mnie ze sobą, proszę, proszę, pro…
- Nie ma mowy. To polecenie służbowe. Mam nawiązać kontakty z czarodziejami z tamtych okolic oraz podpisać jakiś dokument z tamtejszym Ministrem. Jest mnóstwo ważnych osobistości, które opłacałoby się poznać.
- Dracoooo – narzekała dziewczyna. – Ważne, sławne osobistości z kolorowych pism dla czarownic! Proszę, zabierz mnie! – nalegała niemal płaczliwie, ale na nim nie zrobiło to wrażenia.
- Powiedziałem nie i tyle – warknął i rzucił zgaszony niedopałek na balkon. Był pewien, że jego skrzat to posprząta w nocy.
Wszedł do domu, zostawiając kobietę w tyle. Astoria czasami była jak dziecko. Dawał jej pieniądze, by zostawiła go w spokoju, ale i tak mało co ta metoda zdziałała. Teraz chciała jechać z nim jeszcze do Hollywood! Nie miał największej ochoty tam wyjeżdżać. Niby jakie sławy mógłby tam poznać? No cóż, skoro Minister Magii tak uważał, to raczej nie mógł się mylić. Zresztą nigdy nie jest za mało znajomości. Zawsze mógłby wykorzystać to dla własnych celów.
Poszedł do swojej wielkiej sypialni. Nie spał razem z żoną. Mieli oddzielne pokoje. Jego sypialnia utrzymana była w takich samych kolorach co jego prywatne dormitorium w Hogwarcie. Zawsze przywoływała na myśl stare wspomnienia. Wiedział, że jest głupcem. Sam zadawał sobie ból, chcąc wszędzie widzieć Hermionę, ale nie potrafił inaczej. Zastanawiał się, gdzie ona może być. Przeszukał już tyle krajów. Dla niej. Wszystko po to, by ją odnaleźć. Ale ona dosłownie rozpłynęła się w powietrzu. Nie miał o niej żadnych wiadomości. Nigdy nie dostał żadnego listu. Wiedział, że koresponduje ona z Ginny, ale nigdy Blaiseowi nie udało się wyciągnąć informacji od swojej żony.
 Ginny gdy tylko dostawała list, czytała go i chowała w schowku, który mogła otworzyć tylko i wyłącznie ona. Draco mimo iż normalnie z nią rozmawiał, nie mógł nie zauważyć tego jak Ginny czasami zerka na niego niechętnie. Zawsze wtedy, kiedy podobno dostawała list od Granger. Był tak cholernie ciekawy, co ona teraz robi, czy założyła rodzinę i czy jest szczęśliwa. Kiedy zwykł o tym myśleć czuł jak jego żołądek zaciska się mocno, a serce wypełnia zazdrość i wrogość. Wyjechała nic nie mówiąc. Nie miała takiego prawa. Byli parą, planowali wspólne życie, a ona tak po prostu zniknęła. Owszem, wziął z Astorią ślub, ale mówił jej przecież w szkole, że to będzie konieczne.
Granger zawsze się obrażała. Myślał, że po paru dniach wróci i porozmawiają. Jednak przeliczył się. Dni mijały. Wtedy Blaise powiadomił go, że Ginny dostała list. Hermiona wyjechała. Nie miała zamiaru wracać. Chciała oderwać się od wszystkich bolesnych wspomnień i zapomnieć o upokorzeniu. Kiedy stracił już wszelką nadzieję po dwóch latach, ona pojawiła się. Znikąd, tak po prostu. Pamiętał do tej pory jak nim wstrząsnął jej widok. Po ślubie Zabinich chciał z nią pogadać. Hermiona na drugi dzień wyjechała.
Dni…
Tygodnie…
Miesiące…
Lata.
Pięć lat. Dokładnie 15 sierpnia. Nie potrafił zapomnieć tej daty. 15 sierpnia po raz pierwszy zniknęła, a później znów pojawiła się w lecie. Dlatego też każdego lata miał nadzieję, że przypadkowo na ulicy ujrzy ją ponownie.
            Spojrzał na swoje zmęczone odbicie. Coraz częściej zamiast siebie widział ojca. Nienawidził go. Nie chciał go widzieć. Nie chodziło tu o wygląd, ale odbicie jego duszy. Podły egoista. Ma żonę, ale nie kocha jej. Przymusowe małżeństwo. Coraz częściej znajdował sobie nowe kobiety. Czuł się podle. Hermiona go znała i wiedziała, że tak będzie. Przypomniały mu się jej słowa.
„- Kobiety zastąpił mi alkohol – odparł. – Nie ruszę żadnej, tylko ciebie.
Uśmiechnęła się ironicznie.
- Do końca życia raczej nie wytrzymasz. Znam cię – spojrzała mu prosto w oczy.”
„– Najlepiej daj sobie spokój i ułóż to cholerne życie, bo ja już powoli je zdążyłam układać. I nikt, nawet ty, nie zniszczy tego, co zbudowałam.”
            Ona już wtedy powoli budowała własne życie. Już wtedy miała faceta. Może zaledwie jakiś rok później wzięli ślub, a teraz siedzi w swoim rodzinnym domu z najbliższymi jej osobami. Nie pamiętając o swoich przyjaciołach. Zapominając o nim. I na dodatek ich dziecko, które nie wiedziało o istnieniu swojego prawdziwego ojca. Podobno miał dziewczynkę. Malutką, pięcioletnią Scarlett.
Przynajmniej on nie miał dziecka z Astorią. Kiedyś Astoria cały czas go katowała, gadając o tym, że chce mieć dziecko i stworzyć rodzinę. Na szczęście to było kiedyś. To dziwne, ale zdał sobie sprawę, że od jakiejś połowy roku Astoria nie była taka uparta i uciążliwa. Nie narzucała mu się tak bardzo. Westchnął ciężko. Może gdyby nie nakrzyczał tak na Hermionę, kiedy dowiedział się, że zataiła przed nim prawdę o dziecku, to wszystko byłoby dobrze i teraz wciąż byłby Draconem Malfoyem, którego pokochała Hermiona. Może siedzieliby teraz w rodzinnym, przytulnym domku i mieli dzieci.
Draco stawał się sobą zawsze wtedy, kiedy był w towarzystwie przyjaciół. Czasami czuł się jakby te dawne lata wróciły. Poczuł więc szczęście, bo wybierał się dzisiaj do Blaisea. Podobno miał mu coś ciekawego do powiedzenia. Zastanawiał się, czy aby na pewno. Czasami jego kumpel miał mu coś ważnego i interesującego do powiedzenia, a czasami było to „Właśnie zabiłem komara, posiedź ze mną, bo mi się nudzi.” Zupełnie jak duże dziecko. Przynajmniej on się nie zmienił. Utrzymywał go w pewności, że świat, w którym żył pięć lat temu nie był tylko jakąś cudowną fantazją.
            Teleportował się pod dom Blaise’a i zapukał do drzwi. Ledwo to zrobił, a już otworzył mu jego przyjaciel. Wyglądał na zadowolonego i zaintrygowanego. Draco wszedł do środka i usiadł na kanapie w kolorowym pokoju. Doskonale pamiętał to wydarzenie, kiedy wpadł do tego pomieszczenia i dowiedział się od Ginny, że Hermiona wyjechała.
- Gdzie Ginny i Agnes? – spytał Draco, kiedy Blaise ledwo wszedł do pokoju.
- I właśnie o to mi chodzi – odpowiedział mu niejasno przyjaciel. – Dzisiaj Ginny wyjechała z kraju.
- Pokłóciliście się? – zdziwił się Draco. To było dość nietypowe, zwłaszcza, że państwo Zabini w ogóle się nie kłócili. Rzadko kiedy zdarzały im się pojedyncze kłótnie.
- Absolutnie nie. Rzecz w tym, że wiem, do kogo prawdopodobnie wyjechała – czarnoskóry spojrzał na niego sugestywnie, mając nadzieję, że blondyn się domyśli, o co mu chodzi.
- Do kogo? – spytał mężczyzna, a Blaiseowi ręce opadły.
- Człowieku, a do kogo mogła wyjechać Ginny nic mi o tym nie mówiąc? – spytał zrezygnowanym tonem.
- Mnie się pytasz? Jej się spytaj. – wzruszył ramionami Draco. Zupełnie nie wiedział, co Blaise ma na myśli.
- Ty zawsze będziesz głąbem – przyjaciel podniósł oczy ku niebu i pokręcił z niedowierzaniem głową nad głupotą kumpla. – Ginny wyjechała do Hermiony.
Draco aż się wyprostował. Ginny wyjechała do Hermiony? Może jest jakaś nadzieja na to, że w końcu dowie się, gdzie kobieta wyjechała?
- Gdzie wyjechała? – w jego głosie słychać było niezmierne zainteresowanie.
- No właśnie nie wiem. – ton Diabła mógł odebrać nadzieję nawet najbardziej zapalonemu człowiekowi, ale nie Malfoyowi. Dla niego to zbyt wiele znaczyło. Jako głupi szczeniak powiedział Hermionie, że nie wyszedł za nią, bo ona zawsze była i będzie dla niego szlamą. Jakże głupi był. Jedno słowo i wszystko przepadło na długie pięć lat. Możliwe, że teraz im się uda. Może w końcu znajdzie jakikolwiek ślad.
- Ale podsłuchałem jak Ginny mówiła coś o Ameryce. Prawdopodobnie zamawiała bilety, ale nie wiem dokładnie dokąd.
- Jadę do Hollywood za dwa dni w sprawie pracy – w Malfoya wstąpił nowy duch. A może w Ameryce trafi na jakikolwiek ślad Hermiony? Może kobieta pracuje w Ministerstwie, do którego on się udaje?
- Zawsze warto będzie poszukać śladów. – odparł Blaise i spojrzał na Malfoya dziwnie.
- Co się tak gapisz? – skrzywił się.
- Zastanawiam się, jak to możliwe, że potrafisz kochać tyle lat.
Draco zdał sobie sprawę, że nie potrafi odpowiedzieć na to pytanie nawet sobie.

            - Nie mam pojęcia, dlaczego w ogóle ze mną idziesz – mruknął po raz kolejny Draco, kiedy przechodzili korytarzami Ministerstwa Magii. Właśnie wychodził z pracy, kiedy nagle niewiadomo skąd pojawił się jego szurnięty kumpel.
- Ja też nie mogę zostawić Ginny samej, kiedy ty i Hermiona będziecie się bić, by w końcu do siebie wrócić – odpowiedział Blaise, który jak zwykle był w doskonałym humorze.
- Ile dni urlopu masz?
- Trzy tygodnie.
- Super – mruknął Draco. – Kiedy ja będę pracować, ty będziesz grzać swoje dupsko na słońcu, siedząc na plaży.
- To będziesz się opalać razem ze mną. Plaża nudystów zawsze mnie korciła – nawijał, a jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
- Ty tak serio? – Draco spojrzał na przyjaciela dziwnie.
- No oczywiście, mój dzióbasku – powiedział donośnie Blaise. Parę osób w Ministerstwie popatrzyło na nich dziwnie.
- Możesz się zamknąć i nie gadać takich rzeczy w moim miejscu pracy? Ja nie chcę być brany za…
- Ależ po co się ukrywać – wtrącił się Blaise, doskonale się bawiąc. – Wybij sobie tę laskę z głowy, masz obok siebie atrakcyjnego mężczyznę! – wykrzyczał z wyrzutem. Draco mimowolnie się roześmiał, ale szybko spoważniał, widząc jak spojrzała się na niego pewna, starsza czarownica.
- Dobra, a teraz się zamknij jeśli chcesz ze mną jechać.
Najwidoczniej Diabeł posłuchał, bo kiedy się teleportowali wciąż milczał, ale uśmiechał się widocznie z czegoś zadowolony.

            W końcu byli na miejscu. Wielki napis „Hollywood” powitał ich na wzgórzu, kiedy wyszli z ciemnej uliczki, na którą się teleportowali. Teleportacja na długie dystans zwykle była bardzo męcząca, ale kiedy tylko zobaczyli widok jaki ich otacza, od razu zapomnieli o wszelkich potrzebach. Fontanny, kolorowe kwiaty, urocze kawiarenki oraz drogie samochody. Draco pomyślał o Hermionie i zastanowił się, czy ona rzeczywiście mogłaby mieszkać w tym mieście. To jakoś do niej nie pasowało, ale może właśnie dlatego tutaj się odcięła od całego świata? Może myślała, że nikt jej tutaj nie będzie szukać?
            Większość czasu spędzili na zapoznawaniu się z terenem. Blaise za wszelką cenę chciał odnaleźć Ginny, co prawdopodobnie wiązało się też odnalezieniem Hermiony. Szczególnie Draco miał taką nadzieję. Chociaż… jakby wyglądało ich spotkanie? I jak wygląda jego córka? Miał nadzieję, że Hermiona da mu dojść do głosu, tylko gdzie ona była? Przecież nie musiała mieszkać wcale w Hollywood. A Ameryka była wielka. Jeśli jednak tutaj mieszka, nie spocznie póki jej nie znajdzie i nie zacznie walczyć o swoje. Jeśli nawet nie odzyska Hermiony, to ma prawo do opieki i widywanie się z Scarlett.
Swoją drogą skąd Hermiona wiedziała, że bardzo podoba mu się to damskie imię? Może wybrała je przypadkowo? I w ogóle co za głupie myśli kłębią mu się w głowie?
- Najlepiej teleportujmy się już do mojego wynajętego mieszkania, bo zaczyna mnie boleć głowa od tego wszystkiego – powiedział do Blaise’a, który z zafascynowaniem gapił się na przejeżdżające samochody. Siedzieli właśnie w jakimś oszklonym barze.
- Muszę kiedyś się nauczyć tym jeździć – mruknął, a Draco westchnął zniecierpliwiony.
- Diable, rusz swoje cztery litery i idziemy.
- No dlaczego taki jesteś? – spytał z miną naburmuszonego dziecka, z niechęcią odrywając wzrok od nowiusieńkiego Porsche.
- Jaki? – warknął.
- No właśnie taki. Daj mi się nacieszyć. Skoro Ginny sobie pojechała, to pewnie robi co chce, więc i ja korzystam z życia.
- Jak chcesz, ja zobaczę to mieszkanie, które mi przyznali.
- A idź sobie. Po co czekać na kumpla – Blaise wzruszył ramionami wyraźnie obrażony.
- Tylko później się nie zgub – Draco uśmiechnął się szyderczo. – Przecież nie wiesz, gdzie jest to mieszkanie.
            I nic więcej nie dodając wyszedł z baru. Nie minęło dziesięć sekund, a pojawił się obok niego Blaise.
- Będziesz coś chciał – burknął.
- Straszne – zironizował Draco.
- Żebyś wiedział. Okazuje się, że wcale nie jesteś facetem.
- Że niby ja? To ty zachowujesz się jak dziecko, Blaise.
- Ja jestem mężczyzną. Jakiego faceta nie zainteresowałyby takie maszyny jak te samochody? – spytał z pretensją.
- Sorry, stary, ale teraz w mojej głowie siedzi myśl jak odnaleźć Ginny. I tą jej wredną przyjaciółkę Granger.
- To nie nowość. Myślisz o tym prawie codziennie przez pięć lat.
Draco spojrzał na niego wrednie, ale nic nie powiedział. Znaleźli jakiś ciemny zaułek i teleportowali się z cichym pyknięciem.

            Ministerstwo Magii w Los Angeles było ogromne i pełne luksusów. Nie mogło się równać z ministerstwem u nich w Londynie. Tutaj aż chciało się pracować. Oczywiście tak wielkim miejscem musiał kierować idiota. Minister Magii okazał się być mężczyzną, który nie ma pojęcia o zarządzaniu czarodziejami. Wszystko robił za niego jego prawa ręka. Nic więc dziwnego, że Minister Magii Hollywood szybko podpisał papiery od nieznajomego urzędnika z innego kraju. Oczywiście nie przeszkadzało to Draconowi. Jego szef mówił, że może to zająć mnóstwo czasu, aż ludzie stąd wejdą z nimi w przyjacielskie kontakty. Właściwie to miał już to załatwione. Miał cały czas wykorzystać na wypoczynku w Hollywood zamiast uganiać się za sprawami z pracy. Oczywiście mógł wrócić od razu do Londynu, ale kto normalny odmówiłby sobie dwa tygodnie darmowego pobytu w Hollywood?

             Draco wrócił do wynajętego mieszkania w apartamencie. Było to nowoczesne, luksusowe wnętrze. Nic mu tutaj nie brakowało. Najwidoczniej był niezwykle szanowany w pracy, skoro dawali mu takie luksusy za darmo. Wszedł do pokoju gościnnego, które miało wielkie okno na ocean i plażę i padł na kanapę. W końcu spokój, cisza i…
- Smoku, nie zgadniesz, gdzie dzisiaj idziemy i to dzięki mnie! – do pokoju wpadł rozentuzjazmowany Blaise.
A było tak pięknie.
- No pochwal się, co znów zrobiłeś – Draco odezwał się, nawet na niego nie patrząc.
- Kupiłem bilety na ekskluzywny występ kobiet.
- Masz żonę – odparł od razu.
- No wiem, ale żyje się tylko raz, nie daj się prosić i urozmaićmy jakoś ten wieczór.
Draco spojrzał na przyjaciela trzymającego dwa bilety w ręku i uśmiechnął się.
- Dobra, ale jak Ginny się dowie, to masz mnie w to nie wrabiać.
Blaise zawył ze szczęścia i krzyknął.
- Draco Malfoy i Blaise Zabini przybywają, piękne panie!

             Hermiona i Ginny wysiadły z samochodu przed wysokim budynkiem. Noc była piękna, a niebo miało kolor aksamitnego granatu. Hermiona weszła do środka i udała się do pokoju dla artystów. Dzisiaj miała śpiewać po występie burlesek. Przyjęła zaproszenie tylko dlatego, żeby cokolwiek innego zrobić w swoim monotonnym życiu niż tylko siedzenie w nocy w domu. Jak zwykle się stresowała, jednak teraz o wiele bardziej. Teraz śpiewała przed gronem mężczyzn z „wyższych sfer”. Cieszyła się, że Ginny będzie ją wspierać, obserwując występ zza sceny.
            Siadła przed lustrem i spojrzała na swoje odbicie. Była zwykłą kobietą. Nie chciała być sławna ani rozpoznawalna dlatego zawsze podczas występów się przebierała. Wiedziała, że nie miałaby życia, gdyby pokazała swoją prawdziwą twarz. I tak już czasami ludzie ją zaczepiali na ulicy. Była też znana jako partnerka Andrew.
            Machnęła różdżką, a jej włosy przefarbowały się na blond, układając w piękne fale. Następnie wzięła się za makijaż. Elegancki z klasą, ale jednocześnie seksowny, by kusić spojrzeniem. Tego tutaj od niej oczekiwali, wiedziała o tym.
- Wciąż nie mogę uwierzyć w to, że ty naprawdę robisz takie rzeczy – powiedziała cicho Ginny, patrząc na Hermionę, która nałożyła koktajlową, błyszczącą sukienkę.
- Wiem, Ginny, ale zrozum, że to jest jedyną rzeczą, która oddziela mnie od zanudzenia się w domu.
- Andrew wie o dzisiejszym występnie?
- Tak, będzie na nim – rozpromieniła się, a jej policzki przybrały różany odcień. Nałożyła czarne, aksamitne rękawiczki i poprawiła ostatni raz swój wygląd.
- Hermiono, mogę wiedzieć, dlaczego tak zwlekacie ze ślubem? – spytała znienacka Ginny. Nie żeby chciała tego ślubu, bo jako przyjaciółka Hermiony wiedziała, że kobieta męczy się w tym życiu. Nie miała pojęcia jak bardzo udany jest ich związek, ale Hermiona wyglądała tak jakby… jakby naprawdę go kochała.
Może była okropna, ale ona zdecydowanie wolałaby, żeby Hermiona była z Malfoyem. Owszem, nie potraktował jej najlepiej, ale zdążyła zauważyć jak bardzo mężczyzna się zmienił przez ten czas, i że z każdym dniem tęsknił coraz bardziej. Kochał ją przez ten cały czas.
            Nagle dobiegły ich oklaski zgromadzonych i wtedy jakaś kobieta weszła do garderoby Hermiony.
- Pora na panią, pani Grant.
Hermiona zagryzła wargę i wzięła głęboki oddech.
- Pani Grant? – spytała Ginny ze zdziwieniem. Czy ta Hermiona musi ją tak zaskakiwać?
- Nie chcę być popularna jako Hermiona Granger, więc na scenie jestem Carmen Grant. – wyjąkała. – Och, Merlinie, wychodzę.
- Trzymam kciuki.
Hermiona miała właśnie wyjść na scenę, kiedy nagle odwróciła się w stronę przyjaciółki i mocno przytuliła.
- Dziękuję ci, że jesteś.
           
            - Drodzy panowie, teraz wystąpi przed wami uwielbiana przez was, kobieta waszych marzeń, Carmen Grant!
Wyszła na scenę na drżących nogach i powitała tłum klaszczących szerokim uśmiechem. Tak należało zrobić. Czuła niezwykłą tremę, bo pierwszy raz występowała przed szanowanymi członkami tego miasta. Miała nadzieję, że nic nie zepsuje jej tego występu, ale miała jakieś złe przeczucia.
            Tłum mężczyzn w garniturach siedzących przy stolikach wpatrywało się w nią łapczywym wzrokiem. Błysk lamp oświetlał jej twarz, sprawiał, że sukienka rzucała błyski. Jej głos niósł się po pomieszczeniu, a ona śpiewała. Zawsze śpiewała o swoich uczuciach, chociaż nikt o tym nie wiedział. Jej piosenki brały się prosto z serca. Opisywały jej życie. Znajdując się na scenie zawsze zapominała o otoczeniu. Liczyły się tylko wspomnienia i emocje z nimi związane.
            Kiedy skończyła śpiewać uśmiechnęła się do publiczności i powiedziała parę słów, by podtrzymać atmosferę. Miała przed sobą jeszcze parę utworów do wykonania. Rozejrzała się po twarzach mężczyzn i nie zauważyła obecności Andrew. Zrobiło jej się strasznie przykro. Przecież obiecał jej, że będzie, że wyjdzie wcześniej z pracy, a tymczasem przed nią widniało tylko puste miejsce, gdzie powinien siedzieć.
            Muzyka zaczęła grać, a ona była zmuszona śpiewać znowu. Jednak straciła już swój zapał i dobry humor. Dlaczego Andrew nigdy nie może być przy niej i Scarlett? Mała prawie nigdy z nim nie rozmawiała, bo kiedy wracał spała już w swoim pokoju. Tak bardzo chciałaby stworzyć szczęśliwą rodzinę. Chciała, by Scarlett odczuła obecność ojca, a nie tylko matki.
Łzy stanęły jej w oczach, a głos lekko się załamał, ale obiecała sobie, że wytrzyma. Nie załamie się. Nie teraz.
            I wtedy właśnie go dostrzegła. Tylko… co on tutaj robił? Czy ona ma już jakieś zwidy? Przecież tęsknota za nim nigdy tak na nią nie działała, że widziała go w różnych miejscach.
Draco.
Zakryła usta ręką i niewiele myśląc uciekła ze sceny.
Wybiegła na szpilkach z budynku, a za nią podążyła zdziwiona Ginny.
- Hermiona, skarbie, co się stało? – spytała się jej niezwykle zmartwiona. Co takiego się wydarzyło? Przecież obserwowała przyjaciółkę zza sceny i doskonale sobie radziła, aż tu nagle wybiegła ze łzami w oczach.
- Ginny… on tam był – wyszlochała i usiadła na krawężniku ukrywając twarz w dłoniach, które kryły się pod czarnymi rękawiczkami.
- Ale kto? – spytała zdezorientowana. Hermiona podniosła wzrok na jej twarz. Oczy były szklane od łez.
- Draco Malfoy…

~~~~~~~~~~~~~~
Notka dodana z pewnym opóźnieniem, ale już jest :D Mam nadzieję, że jej nie zwaliłam, chociaż w pewnym momencie się zacięłam i nie miałam pojęcia, co pisać.
Co tu więcej mówić. Chciałam przeprosić za to, że nie odpisywałam na pytania na asku przez dłuższy czas. Jeśli którakolwiek z Was czuła się jakoś zaniedbywana, to najmocniej przepraszam. Staram się być w dobrych relacjach z czytelniczkami i rozmawiać z nimi, ale jednak ktoś napisał mi, że Was nie szanuję i nie mam szacunku.
Czy któraś z Was też tak uważa? Śmiało mówcie, może uda mi się coś zmienić, byście takiego wrażenia nie odnosiły.
Ściskam

Sheireen ♥

wtorek, 24 września 2013

Historia Hermiony

Niewysoka, zgrabna brunetka w letniej sukience od najlepszych projektantów wyszła z samochodu i pobiegła na obcasach w stronę lotniska. Dziś miała przyjechać jej najlepsza przyjaciółka, której nie widziała od tylu lat. Korespondencja jej nie zadowalała tak bardzo jak spotkania. Hermiona Granger już nie mogła się doczekać, kiedy wyściska Ginny Zabini. Ostatni raz widziała się z nią na jej wieczorze panieńskim i ślubie. Z początku miała nie przybyć do Londynu i nie pokazywać się na tej uroczystości. Z tym miejscem wiązało się wiele przyjemnych, a także przykrych wspomnień. W szczególności nie chciała już więcej widzieć Dracona Malfoya, mężczyzny, który ją wykorzystał. Wiedziała, że nigdy mu tego nie wybaczy. Obiecywał, mówił, że będzie wszystko dobrze, że będą razem, a później…? Nie miał odwagi porzucić Astorii Greengrass przed czujnym spojrzeniem matki. Jednak nawet żal do Dracona za to, co zrobił nie mógł zatrzymać jej przed pojechaniem na ślub swojej najlepszej przyjaciółki.
Hermiona czekała, siedząc na ławce. Nerwowo zaciskała palce na uchwycie torebki. Wszystko wszystkim nie widziała się z przyjaciółką od trzech lat. Przez ten czas dużo musiało się zmienić. Ginny przyjedzie z dzieckiem. Do Hermiony wciąż nie mogło to dotrzeć, że jej przyjaciółka ma dziecko. Małą, trzyletnią Agnes. Hermiona w każdym liście dostawała opis swojej chrześniaczki. Nie mogła się doczekać, kiedy ją zobaczy. Podobno była śliczna. Nie mogła się doczekać, aż jej mała Scarlet zaprzyjaźni się z Agnes.
Nagle dostrzegła drobną kobietę o rudych włosach aż do pasa. Trzymała dziecko pod rękę. Serce Hermiony drgnęło ze wzruszenia. To naprawdę były one. Podniosła się z ławki i szybkim krokiem ruszyła w stronę przyjaciółki. Gdy Ginny tylko ją dostrzegła, aż stanęła w miejscu. Hermiona natomiast nie czekając dłużej rzuciła jej się na szyję i mocno przytuliła. Roześmiała się wesoło razem z Rudą. Kiedy już się nacieszyły swoją bliskością, Hermiona kucnęła i popatrzyła na malutką dziewczynkę, która skryła się za mamusią. Ginny pogładziła ją po głowie i powiedziała.
- To jest ciocia Hermiona, do której przyjechałyśmy – nachyliła się w stronę córeczki.
- Ciocia Miona? – spytało dziecko, a Ginny kiwnęła głową. Hermiona zamrugała szybko, ale nie wytrzymała. Łzy radości popłynęły jej po policzkach. Szybko wytarła policzek dłonią i się uśmiechnęła do dziewczynki. Miała czarne, kręcone włoski sięgające do ramion. Na bladej twarzyczce rysowały się pełne usteczka, małe, ale urocze oczka i zadarty nosek. Widniały na nim delikatne piegi.
- Rzeczywiście jest prześliczna – rozczuliła się brązowowłosa i wyprostowała się. Zauważyła, że na policzkach jej przyjaciółki również pojawiły się ślady łez.
- Daj bagaże i idziemy do samochodu – powiedziała, a jej głos drżał od emocji. Ginny podała jej jedną walizkę, która i tak była zmniejszona za pomocą zaklęcia. Drugą ręką chwyciła malutką rączkę chrześniaczki i wyszły z lotniska prosto na parking.
- Te samoloty to istny koszmar – skomentowała Ginny. – Gdybym mogła to bym się po prostu teleportowała, ale Blaise przecież nie może wiedzieć, gdzie mieszkasz.
Hermiona kiwnęła głową.
- Przepraszam cię za ten problem… - zaczęła.
- Jaki problem, Hermiono, nie widziałam cię tyle czasu. Zmieniłaś się, oczywiście na lepsze – uśmiechnęła się Ginny, widząc idealnie uczesane włosy Hermiony i ciuchy jakie miała na swoim zgrabnym ciele.
            Dziewczyny wsiadły do samochodu po zapakowaniu walizek. Hermiona usiadła za kierownicą i odpaliła samochód. Ginny gadała jak najęta komentując widoki w Los Angeles. Hermiona zdążyła już pokochać jak i znienawidzić swoje miejsce zamieszkania. Kiedy przejechały przez bramę, Ruda zamilkła, a jej oczy stały się wielkie jak galeony.
- Mieszkasz w Bel Air?! Najlepszej dzielnicy?! – niedowierzała. Gapiła się właśnie na prześliczną dzielnicę z entuzjazmem.
- Nie ja, ale Andrew, mój narzeczony - Hermiona uśmiechnęła się perliście. – Prowadzi jedną z najlepszych firm w całej Ameryce.
- Twój NARZECZONY?! – wybuchła Ginny, a jej twarz zbladła. – Kiedy miałaś zamiar mi powiedzieć? – piekliła się.
- To miała być niespodzianka. Chciałam zobaczyć twoją minę.
- Długo jesteście razem? – dopytywała się.
- Prawie trzy lata – odpowiedziała brązowowłosa.
- To mugol? Wie o tym, że jesteś czarownicą? – popatrzyła na swoje dziecko, by sprawdzić, czy siedzi wygodnie. Hermiona pokręciła przecząco głową.
- Nikt tutaj nie wie o moim pochodzeniu, ale gdy nikogo nie ma w domu, to sobie używam czarów dla rozrywki – oznajmiła Hermiona i wjechała przez elektryczną bramę, aż do garażu. Wysiadły z samochodu i zmniejszyły walizki do wielkości pudełka do zapałek, które Ginny wsunęła do kieszeni. Wyszły z garażu, a Ginny zabrakło tchu w piersiach.
            Przed nią rozpościerał się widok najpiękniejszego domu jaki kiedykolwiek widziała. Jasne ściany, mnóstwo wysokich kolumn i okien. Na soczyście zielonej trawie kwitły kwiaty i wysokie palmy, które zasłaniały budowlę przed osobami z zewnątrz. Przed wejściem do willi, bo tylko takim określeniem mogła to nazwać, znajdowała się spora fontanna, która tryskała strumieniem wody ku górze. Z trudem ruszyła się z miejsca i poszła w ślad za Hermioną. Do wejścia głównego prowadziły schody z lewej i prawej strony. Kiedy znalazły się przed drzwiami Ginny podziwiała cudowny, kryształowy żyrandol nad ich głowami, który zapewne oświetlał tę część domu w nocy.
            Hermiona otworzyła drzwi i zaprosiła przyjaciółkę do środka. Zdawało jej się jakby dla Ginny było to za wiele. Kiedy zobaczyła przedpokój była blada jak ściana. Wielkie, marmurowe schody z pozłacanymi poręczami prowadziły do górnych części domu. Wszystko utrzymane w nienagannej czystości. Czerwone kanapy, białe pianino i świeże kwiaty. Kryształowe żyrandole i cudowna, ozdabiana toaletka z ogromnym lustrem w oddali.
- Nie stój tak, tylko chodź – uśmiechnęła się Hermiona na widok miny Rudej.
- Nie wiem czy dam radę. Ten dom jest absolutnie cudowny i już pozbawił mnie tchu – wyszeptała z ręką na piersi. Hermiona roześmiała się i wzięła przyjaciółkę za rękę, by po chwili pociągnąć za sobą.
- Tutaj jest salon – omiotła ruchem dłoni całe pomieszczenie. Ściany były tutaj również białe. Zielone, wielkie firany wisiały na oknach, za którymi rozciągał się widok na roślinność. Dwa czerwone fotele, zielonkawa, jasna kanapa, szklany stolik z ozdobami i również świeżymi kwiatami. Stało tam również kolejne pianino, tyle że czarne. Kominek był wygaszony.
- Idziemy dalej do kuchni, by wyjąć jakieś przekąski. Na pewno musisz być głodna po tak długiej podróży.
Przeszły przez parę niesamowitych, pięknych i luksusowych pomieszczeń, by po chwili znaleźć się w kuchni. Ginny bardzo powoli zdążała się przyzwyczaić do niezwykłego luksusu jaki panował w tym domu.
            Kuchnia utrzymana była w ciepłych barwach. Drewniane szafki z marmurowym blatem, świeże owoce, barek z alkoholami oraz winami. Kuchnię oświetlały halogeny, które zbudowane były w sufit. Kobiece obcasy postukiwały na kamiennej podłodze.
- Powinnam zdjąć buty – Ginny zdała sobie sprawę.
- Daj spokój, ten dom jest zdecydowanie za czysty. – machnęła lekceważąco ręką Hermiona i podeszła do lodówki, wyjmując z niej apetycznie wyglądające domowe lody owocowe. Wyjęła kryształowe naczynia i nałożyła gałki lodowe. Już po chwili trzy desery unosiły się w powietrzu za pomocą magii i podążały za dziewczynami prosto do jadalni.
- To jest jadalnia dla bliższych gości, a nie ta na bankiety i przyjęcia. Tutaj jest o wiele przyjemniej – powiedziała Hermiona, kiedy weszły do jadalni. Okazała się być ona małym pokoikiem. Brązowa podłoga, białe ściany, wielkie okna i oszklone drzwi do wyjścia na dwór. Na środku stał szklany stół, którego otaczało sześć krzeseł. Ginny stwierdziła, że nigdy nie widziała piękniejszego domu.
            Hermiona otworzyła drzwi balkonowe, wpuszczając świeże powietrze do pomieszczenia.
- Żyjesz jak jakaś księżniczka. Szczęściara z ciebie. Bel Air, willa, bogaty książę – uśmiechnęła się i podała łyżeczkę małej Agnes. Hermiona zagryzła wargę i powiedziała.
- Tylko jakoś księcia brakuje – w jej głosie wyczuła irytację. Od razu zorientowała się, że coś jest nie tak.
- Gdzie podziewa się Andrew? – spytała.
- Całymi dniami siedzi w pracy. Wraca późnymi wieczorami, przynosi kwiaty i przeprasza, że nie mógł być wcześniej. – westchnęła, a Ginny nagle zorientowała się skąd w domu tyle świeżych kwiatów, które stały właściwie w każdym kącie.
- Czyli wasze kontakty się oziębiły? – spojrzała czujnie na Hermionę, która z małym entuzjazmem dłubała łyżeczką w lodach.
- Nie, wciąż jest jak dawniej. Ja mu wybaczam i spędzamy przynajmniej miło noc, bo w dzień nie ma mowy, bym go widywała. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, Ginny, jak ja nienawidzę tego domu – odłożyła ze stuknięciem łyżkę na szklany stół i oparła twarz na splecionych dłoniach.
- Dlaczego? Masz tutaj wszystko…
- A jednak czuję się niezwykle samotna. Moi sąsiedzi to zadufane w sobie snoby.
- Nie masz tutaj nikogo? – niedowierzała przyjaciółka. Hermiona pokręciła głową.
- Mam wielu znajomych. Znam nawet parę mugolskich gwiazd. Mam całkiem sporo przyjaciółek i przyjaciół, ale to w sercu Los Angeles, a nie tutaj na tej dzielnicy. Odwiedzają mnie często, ale ja wciąż czuję tę cholerną samotność. – skrzywiła się z niezadowolenia. Ginny zaczynała jednak współczuć Hermionie.
- Dlaczego więc nie przyjedziesz do nas? Hermiono, mogłabyś żyć normalnie w Londynie wśród przyjaciół, zamiast tkwić tutaj…
- Nie wrócę do Londynu, Ginny. Bardzo bym chciała, ale na to już za późno. Mam narzeczonego i poukładane życie. Niedługo planujemy ślub i założenie rodziny. Nie zrezygnuję z tego.
- Rozumiem – powiedziała beznamiętnie Ruda, ale w głębi duszy nie rozumiała Hermiony. Dlaczego nie mogła sobie ułożyć życia w Londynie? Czy to, że mieszkał tam Malfoy wciąż jej jakoś przeszkadzało? Po pięciu latach nie potrafiła mu wybaczyć?
- Gdzie jest Scarlett? – spytała Ginny, ciekawa, jak też wygląda jej chrześnica.
- Jest u pani Law, miłej staruszki. Scarlett często bawi się z jej wnukami – odpowiedziała Hermiona i utkwiła wzrok w czarnowłosej Agnes. – Wiesz, Scarlett woli bawić się z rówieśnikami niż siedzieć tutaj w domu.
- Będę mogła ją poznać?
- Oczywiście – rozpromieniła się brązowowłosa. – I to najlepiej jak najszybciej. Myślę, że będziemy mogły zostawić Agnes u pani Law, która zapewne bardzo chętnie weźmie kolejne dziecko pod swój dach, a same gdzieś sobie wyjdziemy i w końcu normalnie porozmawiamy – w jej brązowych oczach widniały wesołe, podekscytowane iskierki.
- Kiedy pójdziemy? – zainteresowała się Ruda.
- Nawet teraz – Hermiona klasnęła w dłonie i naczynia zniknęły ze stołu. - Co powiesz na wycieczkę i wielkie zakupy w mieście? – uśmiechnęła się. Ginny wydawała się bardzo podekscytowana tą propozycją.
Ani się obejrzały, a już były gotowe do wyjazdu. Ginny szła w stronę garażów, kiedy Hermiona odciągnęła ją za rękę.
- Nie tym razem – wskazała jej limuzynę, a Ginny ledwo co nie stanęła jak wryta. Wsiadły do świetnie wyposażonej limuzyny, a panna Granger sięgnęła do barku po lampkę szampana. Natomiast małej Agnes dała sok. Ginny nigdy nie widziała Hermiony tak szczęśliwej i wygadanej. Kiedyś w szkole to ona zawsze miała rolę tej, która gadała bez przerwy podtrzymując rozmowę. Dotarło do niej jak bardzo brązowowłosa dziewczyna musi być samotna w tym sztucznym, snobistycznym miejscu. Ono do niej nie pasowało. Ten chaos jaki panował w życiu Hermiony zdecydowanie ją przetłaczał. Po prawie piętnastu minutach jazdy samochód zatrzymał się i Hermiona wyszła na zewnątrz. Znajdowały się na jakimś skromnym, ale bardzo przytulnym miejscu. Kobiety podeszły razem do lekko zardzewiałej furtki, by po chwili znaleźć się pod starymi, dębowymi drzwiami.
Hermiona zapukała do drzwi domu pani Law, która opiekowała się Scarlet. Był to mały, ale przytulny domek na przedmieściach. Scarlett uwielbiała się tutaj bawić z wnukami pani Law. Niestety Hermiona coraz częściej musiała ją odrywać od towarzystwa, ponieważ u dziewczynki już pojawiały się pewne, magiczne zdolności. Cieszyła się, że jej córka będzie mogła w końcu poznać Agnes. Miała wielką nadzieję, że ich córki się zaprzyjaźnią. Zdawała sobie sprawę, że będzie musiała w końcu kiedyś uświadomić dziewczynce, że jest czarownicą i będzie musiała udać się do Hogwartu. Jednak nie była teraz na to gotowa. Świat magii, w którym żyła wydawał jej się tak bardzo odległy…
            Otworzyła im drobna staruszka w niebieskiej sukience i nałożonym fartuchu. Z pomieszczeń słychać było głosy dzieci i można było wyczuć cudowny zapach ciepłych ciasteczek.
- Dzień dobry, pani… - zaczęła Hermiona, ale pani Law jej przerwała.
- Cieszę się, że cię widzę, kochanie. I nie mów do mnie „pani”, ile razy mam ci powtarzać? – w jej głosie słychać było lekką pretensję, ale ogólnie głos staruszki był przepełniony takim ciepłem i miłością, że Ginny od razu poczuła dziwną sympatię do tej kobiety.
- No dobrze, Betty.
- Tak lepiej, córciu – uśmiechnęła się starucha. – Proszę, wejdź zrobiłam ciasteczka.
- Och, niestety nie mogę dzisiaj wejść – Hermiona wskazała na Ginny. – Przyjechała do mnie przyjaciółka ze szkolnych lat i miałabym bardzo wielką prośbę.
- Jaką, skarbeńku?
- Czy jej córka Agnes mogłaby zostać dzisiaj i pobawić się ze Scarlett?
Betty wydawała się być zachwycona.
- Ależ oczywiście – rozpromieniła się. Nagle u jej boku pojawiła się pewna, drobna, blond włosa osóbka.
- Mama – uśmiechnęła się i rzuciła się w ramiona matki. Hermiona kucnęła, by przytulić swoje dziecko i pocałowała blondynkę w czoło.
            Ginny przyjrzała się dziecku Hermiony. Musiała przyznać, że dziewczynka miała może rysy twarzy matki, ale jej szare oczy i platynowe, kręcone włosy zupełnie przypominały Malfoya. Dziewczynka obrzuciła ją zaciekawionym spojrzeniem.
- Ciocia Ginny? – zmrużyła oczy, jakby nad czymś mocno rozmyślała. Ruda kiwnęła głową, a dziewczynka uśmiechnęła się cwaniacko. Oho, zupełnie jak Malfoy.
- Wiedziałam – wyglądała na bardzo zadowoloną z siebie. Podeszła do niej i przytuliła się do kobiety. Ginny odwzajemniła uścisk dziewczynki. Ciekawe, skąd wiedziała jak wygląda? Nigdy nie widziała Scarlett. Najwidoczniej Hermiona musiała jej opowiadać dużo o niej.
- Tak więc mogłabym zostawić córkę Ginny u ciebie? – spytała się Hermiona, kiedy jak zwykle jej ciekawska córka poznawała małą Agnes.
- Oczywiście, moja kochana, oczywiście.
- Bardzo ci dziękuję. No to, my się zbieramy. Scarlett, masz się zajmować Agnes, dobrze?
- Mhm – w oczach dziewczynki rozbłysły tajemnicze iskierki.
- Jest bardzo odpowiedzialna – oznajmiła Hermiona Ginny, kiedy siedziały już w limuzynie i jechały do miasta.
- Jest bardzo podobna do… niego – wyznała jej Ginny, a Hermiona zagryzła wargę.
- I ma bardziej jego charakter…
- Powiedziałaś jej, że Andrew jest jej ojcem?
- Czuję się okropnie, ale tak. Andrew zdaje się bardzo ją kochać. Jednak Scarlett nie jest głupią dziewczynką.
- Zauważyłam – odpowiedziała Ginny, a Hermiona kiwnęła głową.
- Ostatnio spytała się mnie, czy Andrew rzeczywiście jest jej tatą, bo on ma ciemne włosy i zielone oczy, a ona nie jest do niego podobna.
- I co jej odpowiedziałaś?
- Powiedziałam, że mimo wszystko to on będzie jej ojcem, bo bardzo nas kocha, i żeby już tak nie myślała nad tym, ale nie wydawała się być przekonana.
- A co z jej magicznymi umiejętnościami? – dopytywała się Ginny, pijąc wykwintnego szampana.
- Wydaje mi się, że są bardzo rozwinięte jak na jej wiek. Prosiłam ją, żeby tego nie robiła przy dzieciach. Może tylko przy mnie używać magii.
- Kiedy jej powiesz prawdę? Wiesz, że nie można tak oszukiwać dziecka, prawda?
Hermiona czuła się trochę tak, jakby Ginny właśnie robiła jej wyrzuty. Nagle limuzyna zatrzymała się, a Hermiona uśmiechnęła się perliście. Otworzyła drzwi i razem z Ginny wyszły na zewnątrz. Hermiona wskazała na wielki napis umieszczony na wzgórzu.
- Witaj w Hollywood, kochana.
Ginny patrzyła na to wszystko oczarowana.
A to jeszcze nie był koniec niespodzianek.

            Wystrojone kobiety z rękami pełnymi toreb z zakupami usiadły przy stoliku w pobliskiej kafejce. Były już w wielkiej galerii, gdzie nakupowały mnóstwo pięknych ciuchów oraz śliczną biżuterię, która teraz zdobiła ich szyję, nadgarstki i uszy. Pierścionki lśniły na palcach w mocnym słońcu.
- Padam z nóg – odezwała się Ginny i opadła na krzesło. Hermiona położyła u nóg siedzenia wszystkie torby i sama usiadła z gracją na krzesełku. Chwilę później zamówiły już zimne napoje od kelnera.
- Przystojniak – zagwizdała Ginny, kiedy mężczyzna odszedł. Hermiona popatrzyła na nią z naganą, ale i szelmowskim uśmieszkiem na ustach.
- Hej, hej, nie zapominaj o Blaisie. Swoją drogą, co tam u niego?
- Nawet bardzo dobrze. Doskonały z niego ojciec, a Agnes to jego oczko w głowie.
- Kto by się spodziewał, że może być taki odpowiedzialny – odpowiedziała Hermiona. Bardzo chciałaby znów zobaczyć się z Blaisem, ale obawiała się, że może to być niemożliwe. W końcu… czarnoskóry wciąż pozostawał jego najlepszym przyjacielem.
            Nagle ktoś podszedł do ich stolika i zwrócił się do Hermiony. Był to wysoki mężczyzna. Patrzył na nią z fascynacją.
- Mogę prosić o autograf? – wydawał się być niezwykle podekscytowany. Hermiona westchnęła ciężko w duchu i odparła.
- Przepraszam, ale chyba musiał mnie pan z kimś pomylić.
- Nie sądzę. To pani śpiewa w tej uroczej kawiarence, jestem pewien.
Hermiona ze zrezygnowaniem podpisała czarny notes mężczyźnie, który odszedł  i usiadł przy stoliku obok tak, by dobrze ją widzieć. Ginny spojrzała na nią z niemałym zdziwieniem.
- Co to miało być? Jakie znów śpiewanie w kawiarence, Hermiono?
- To długa historia.
- Wiesz, że ci nie odpuszczę? – utkwiła w niej ciekawski wzrok. – Opowiadaj. Nie możesz mieć przede mną żadnych tajemnic.
Brązowowłosa odchrząknęła. Nienawidziła wspominać tamtych chwil. Wtedy dosłownie wszystko powoli się waliło, zostawiając w gruzach jej poukładane jak dotąd życie.
- Jak wiesz wyjechałam pracować tutaj do amerykańskiego Ministerstwa Magii. Miałam dobrą posadę i całkiem dobrze zarabiałam. Przynajmniej na tyle dobrze, by utrzymać siebie i małe mieszkanko. Później urodziłam Scarlett i wtedy wszystko zaczęło się walić. Miałam coraz mniej czasu by pracować, nie miałam z kim zostawić dziecka. Byłam sama i nikogo nie mogłam prosić o pomoc. Niedługo później wywalili mnie z pracy. Czasami nawet magia nie może pomóc w życiu i przekonałam się o tym na własnej skórze. Byłam zmuszona zamieszkać u kogoś. Jakimś cudem trafiłam na panią Law, która bardzo chętnie mi pomogła. Gdyby nie ona, zapewne już dawno odebraliby mi dziecko. Niestety nie mogła zajmować się Scarlett w dzień, więc znalazłam pracę nocną. Właśnie od tamtej pory przez prawie dwa lata śpiewałam w małych kawiarenkach, by jakkolwiek zarabiać na życie.
Zrobiła krótką przerwę, którą przerwała Ginny.
- Ale jak doszłaś do tego, że masz tyle pieniędzy i nawet wydajesz się być lekko sławna? – zdumiała się Ruda. Nie spodziewała się, że Hermiona mogła tyle przejść w ciągu tych pięciu lat, od kiedy wyjechała. W listach nie pisała nigdy o tym, że jest jej ciężko. Zapewne gdyby to zrobiła, to Ginny ściągnęłaby ją od razu do Londynu, a tego nie chciała. Hermiona czasami bywała naprawdę uparta.
- No właśnie… - zaczęła ponownie Hermiona. – Ten dzień był jak wszystkie inne. Ciężki i monotonny. Zeszłam ze sceny, by wyjść na zaplecze, kiedy właściciel kawiarni powiedział mi, że ktoś chce ze mną porozmawiać. Tą osobą okazał się Andrew – dziewczyna mimowolnie się uśmiechnęła, a w jej oczach zalśniły ciepłe błyski. Ginny zastanawiała się, czy Hermiona pokochała tego mężczyznę tak samo mocno jak Dracona. Nie wydawało jej się. Tak mocno zakochanej w sobie pary nie widziała chyba nigdy w całym swoim życiu. Lata w Hogwarcie wydały jej się nagle niezwykle odległe. Chciałaby cofnąć czas, by i sprawić, by wszystko potoczyło się inaczej.
- Poprosił mnie o rozmowę. Nie wiem, skąd wiedział o mojej sytuacji, ale postanowił mi pomóc. Muszę przyznać, że byłam bardzo nieufna wobec niego, ale co miałam zrobić? Zgodziłam się, mając nadzieję, że rzeczywiście od tej pory będę wiodła lepszy życie i nie będę musiała się codziennie martwić o przyszłość swojej córki. Właśnie od tego czasu moje życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Niecały rok później Andrew zaręczył mi się i planujemy założyć rodzinę.
Hermiona dopiła swój sok i wbiła wzrok w wysokie palmy, które rosły przy ulicy. Ginny potrzebowała chwili, by ułożyć sobie jakoś to wszystko w głowie. Cieszyła się, że Hermionie się udało i nie cierpiała już tak bardzo, ale zastanawiała się też, czy właśnie od tych trzech lat jej przyjaciółka nie cierpi najbardziej. Nie była już sobą. Zgubiła po drodze prawdziwą Hermionę Granger. Bez bliskich osób u boku, mając jedynie córkę, która tak boleśnie przypominała jej o utraconej miłości. Miała nadzieję, że przez cały pobyt tutaj uda jej się jakoś odzyskać dawną Hermionę.
            Było już ciemno, kiedy wróciły do domu. Ginny rozpakowała walizki w pokoju, który wskazała jej Hermiona. Było tam też wystarczająco dużo miejsca dla dziecka, jednak kiedy razem z Hermioną przyszły odebrać córki, okazało się, że pani Law zorganizowała dzisiaj dla nich i dla jej wnuków małe przyjęcie i dzisiaj będą nocować u niej. To dziwne, ale jej mała Agnes wcale nie wydawała się jakoś tęsknić za mamą. Trzymała się boku Scarlett jak ona kiedyś chodziła cały czas z Hermioną. Siedziała właśnie w pokoju gościnnym razem z Hermioną, urządzając sobie mały pojedynek czarów. Brązowowłosa Gryfonka szybko odnalazła w sobie zapał do magii i zaklęć, który utraciła z biegiem czasu.
Nagle usłyszały jak drzwi do domu się otwierają, a Hermiona natychmiast schowała różdżkę do głębokiej kieszonki w swojej luźnej sukience. Ginny natomiast upchnęła ją do kieszeni spodenek.
- To Andrew – szepnęła kobieta. I nie pomyliła się. Do pokoju wszedł wysoki, brązowowłosy mężczyzna ubrany w garnitur. W jednej ręce trzymał marynarkę, a w drugiej bukiet kwiatów. Hermiona pokręciła niezauważalnie głową, widząc bukiet róż. O wiele bardziej wolałaby obecność swojego narzeczonego w domu zamiast tych kwiatów, ale nic nie mogła na to poradzić. Podniosła się z kanapy i podeszła do mężczyzny, który przywitał ją krótkim pocałunkiem.
- Wybacz, kochanie, nie mogłem wcześniej wyjść z pracy.
- Rozumiem – odpowiedziała głosem, który każdemu wydawałby się obojętny, ale Ginny znała zbyt długo Hermionę, by nie usłyszeć w nim nutki smutku i rozgoryczenia. Wzięła od niego kwiaty i wskazała mu kobietę o rudych włosach, siedzącą na miękkiej kanapie.
- To jest Ginny Zabini. Moja przyjaciółka ze szkoły – przedstawiła ją. Ginny wstała z siedzenia i uścisnęła krótko rękę bruneta.
- Andrew, mąż Hermiony – odpowiedział.
- Narzeczony – podkreśliła brązowowłosa i szybko wyczarowała wazon z wodą, kiedy Andrew nie patrzył. Włożyła do niego bukiet z różami.
- Mieszkasz w Londynie, tak? – spytał z zainteresowaniem, siadając w fotelu.
- Tak. Od urodzenia.
- A gdzie chodziłyście razem do szkoły? Hermiona nie lubi zbytnio o tym mówić – wpatrzył się w Rudą ciemnozielonymi oczami, której zabrakło języka w buzi. I co ona miała powiedzieć? Na szczęście Hermiona uratowała sytuację, szybko się wtrącając.
- Mówiłam ci, że chodziłyśmy razem najpierw do Headington School, szkoły z internatem, a później poszłyśmy razem na Uniwersytet Brown.
Ginny patrzyła na to lekko zdezorientowana. W ogóle nie wiedziała, co to za szkoły. Cóż, pewnie Hermiona podała nazwy szkół mugolskich.
- Zawsze mówi tylko tyle na ten temat – zwrócił się do Ginny. – Może opowiedziałabyś coś więcej na temat tego jak się poznałyście i…
- To nie jest wcale takie interesujące. Tyle informacji ci wystarczy, Andrew – odparła Hermiona z naciskiem. Mężczyzna wzruszył ramionami, ale zostawił to w spokoju. Hermiona usiadł na kanapie naprzeciw Ginny, by jak coś dawać jej jakies znaki.
- A założyłaś już jakąś rodzinę tam w Anglii? – ponownie się zainteresował.
- Tak, mieszkam razem z moim mężem i córką. Mam też wielu braci, więc nasza rodzina jest całkiem spora.
- Kiedy się pobraliście?
- Trzy lata temu – odpowiedziała Ginny zgodnie z prawdą. Uwielbiała wspominać swoje wesele. Andrew popatrzył na Hermionę.
- No widzisz? Twoja przyjaciółka pobrała się trzy lata temu, a ja za nic nie mogę cię przekonać do ślubu.
Hermiona uśmiechnęła się niemrawo.
- Przecież już planujemy ślub. Powoli wszystko załatwiamy – odpowiedziała zmęczonym głosem. – Wiesz co, ja i Ginny chyba już się położymy spać.
- Znów zmieniasz temat – odparł brunet, Ginny wyczuła napiętą atmosferę i natychmiast wstała z kanapy.
- Wiesz, Hermiono, rzeczywiście jestem bardzo zmęczona po podróży.
- W takim razie chodźmy.
            Ruszyły po schodach na górę. Hermiona wydawała się być jakaś bledsza niż z rana. Ginny zaniepokoiła się o przyjaciółkę. Wszystko stało się wtedy, kiedy zboczyli na temat ślubu. Ona i Andrew już teraz planowali wszystko do ceremonii. Zdała sobie sprawę, że czeka ją niezwykle trudne zadanie, bo nie będzie łatwo teraz tego odkręcić.

~~~~~~~~~~~~~~
No witam C: Jeśli chodzi o rozdział, to wiadomo, w pierwszych rozdział nigdy właściwie nic się nie dzieje. Chcę Was jednak zapoznać z życiem Hermiony, a w drugiej notce będzie też trochę o życiu Draco. Myślę, że coś więcej zacznie się dziać w 3 notce, ale może uda mi się wyrobić już pod koniec drugiej. Mam nadzieję, że jesteście całkiem zadowoleni z rozdziału, bo mnie się on średnio podoba.
Ściskam

Sheireen ♥

sobota, 21 września 2013

Wspomnienia Przeszłości


           Szczęśliwa, ruda dziewczyna przeglądała się w lustrze. Biała, szeroka suknia w koronki szeleściła przy każdym jej ruchu. Ginny wyglądała pięknie. Nie była to kwestia stroju, który sprawiał, że wyglądała jak księżniczka, ale jej uśmiech. Piękny, naturalny i szczery. Oczy lśniły jej od szczęścia. To był jej dzień.
- Tak bardzo się cieszę, że przyjechałaś – powiedziała Ginny siadając obok Hermiony. Granger jako druhna siedziała w pokoju panny młodej i pomagała jej w przygotowaniach. – I myślę, że nie tylko ja. Harry i Ron nic nie wiedzą o twoim powrocie – zaszczebiotała i przytuliła brązowowłosą.
- Ginny, ale ja nie wróciłam… to znaczy, nie na stałe. Gdy ślub się skończy ponownie wyjeżdżam. – westchnęła Hermiona i poprawiła swoją jasnoróżową sukienkę z wielkim wycięciem na plecach i tego samego koloru kokardą. Ginny zagryzła wargę i zastanowiła się.
- Nawet nie wiesz jak wszyscy tutaj za tobą tęsknią. Miona, nie możesz zostawiać przyjaciół i uciekać tylko przed jedną osobą – powiedziała Ruda. Hermiona wstała i spojrzała przez okno, gdzie był już tłum gości gromadzących się w wielkim ogrodzie Zabinich. Naszyjnik z brylantów zaświecił się od promieni słońca na jej smukłej szyi. Zauważyła wiele znajomych twarzy, których nie widziała przez dwa lata. Tak bardzo tęskniła, ale nie mogła wrócić. Nie, kiedy on mieszkał w tym samym mieście. Pracował w tym samym budynku, co ona kiedyś.
- On codziennie o ciebie wypytuje… jak nie mnie, to Blaise’a. Przez te dwa lata nie pisnęłam słówkiem o tym, że mieszkasz w Los Angeles… - zaczęła panna młoda, ale Hermiona jej przerwała.
- Nie obchodzi mnie to. Ginny, ja nie potrafię spojrzeć mu w oczy po tym, co się stało – jęknęła.
- To on powinien się wstydzić i wyjechać, a nie ty! – powiedziała twardo Ginewra.
- Ale Ginny! – wybuchła Hermiona. – Ty nie masz pojęcia, co się stało w ciągu tego miesiąca po szkole.
- To mi powiedz, bo czegoś tutaj nie rozumiem. – rozkazała przyjaciółka.
- W ciągu tego miesiąca było wszystko dobrze, wyjechaliśmy na Hawaje, cudownie się bawiliśmy. Zupełnie jak w szkole. Zaufałam mu tak bardzo… - przerwała na chwilę Hermiona. – Niestety każde z nas miało swoje tajemnice. Ja nosiłam nasze dziecko, o którym nie miał pojęcia, a on mówił, że sprawa z Astorią jest już rozwiązana. Że będzie dobrze. Ale oczywiście jak zwykle wszystko się spieprzyło… - złapała się za głowę i westchnęła. – Nie mogłam dłużej kłamać. Powiedziałam mu o dziecku. Wściekł się. Powiedział, że nie powinnam była tego przed nim ukrywać, że może to jakoś rozwiązałoby jego ślub z Astorią, a w tamtym momencie było już wszystko gotowe. Wtedy mocno się pokłóciliśmy. Ja wybiegłam z domu i wtedy miałam ten wypadek, pamiętasz? – zrobiła pauzę, a Ginny pokiwała głową na znak, że pamięta. – Zapadłam w śpiączkę, a kiedy się obudziłam, powiedzieli mi, że wziął ślub…
Przełknęła łzy. Nie mogła się rozpłakać w tak szczęśliwym dniu swojej przyjaciółki. Jednak rany były wciąż zbyt głębokie i najwidoczniej nie zagoiły się całkowicie przez te dwa lata.
- ...Gdy się obudziłam, nie zastałam go. Myślałam, że może przyjdzie do mnie do szpitala, ale nie pojawił się - wyrzucała z siebie cały gniew. – W Proroku pojawił się artykuł – zacisnęła palce na parapecie i zacytowała. – „Jedyny potomek Malfoyów poślubił swoją wybrankę.”, „Dwoje kochanków połączyło stare rody”…
Ginny milczała. Dopiero teraz zdała sobie sprawę jak bardzo to bolało Hermionę. Po dwóch latach. Po dwóch latach życia bez przyjaciółki u boku dowiedziała się, że mimo iż jest silną kobietą, to wciąż bardzo to przeżywa. Gdyby nie to, że Draco był przyjacielem Blaisea, to już by go zabiła za to, że tak paskudnie wykorzystał Hermionę. Dziewczyna wiele potrzebowała, by mu zaufać. Posunęła się do przodu, by jeszcze bardziej się do niego zbliżyć, a ten porzuca ją i bez słowa bierze ślub z inną.
Nagle zabrzmiały dzwony rozpoczynające ceremonię. Ginny pisnęła i z wrażenia przewróciła się na drugą stronę kanapy. Hermiona przytknęła dłoń do ust i podbiegła do Rudej, która śmiała się w najlepsze.
- Pomóż mi, przez tą suknię nie mogę się podnieść – zarechotała. Hermiona trzęsąc się ze śmiechu podniosła z trudem Rudą i poprawiła strój. Nałożyła jeszcze na jej śliczne, rude, pokręcone włosy wianek z welonem i sama poprawiła swoje idealnie ułożone, lśniące loki. Wyszły z pokoju Ginny i zeszły po schodach.
- Trzymaj mnie, bo się przewrócę i dopiero wtedy będzie – powiedziała wciąż się śmiejąc. Hermiona pomogła Ginny zejść ze wszystkich schodów i oddała ją w ręce pana Weasleya, który miał poprowadzić córkę do łuku weselnego. Hermiona natomiast wyszła tylnymi drzwiami i zmieszała się w tłumie gości.
            Cholernie obawiała się swojej roli. Ogólnie to cały czas marzyły sobie z Ginny, że będą druhnami na swoich ślubach, ale… Malfoy był drużbą. Blaise go wybrał. MERLINIE DOPOMÓŻ! Nagle jej rozmyślania przerwał widok dwóch chłopaków. Nie, nie chłopców. Mężczyzn. Harry i Ron w czarnych garniturach. Jej serce podskoczyło radośnie na ten widok. Nie zmienili się ani trochę. Mogli jedynie bardziej podrosnąć. Harry miał delikatny zarost na twarzy. Nie zważając na to, co robi rzuciła się biegiem w ich stronę i – ku niezmiernemu przerażeniu dwóch mężczyzn – zarzuciła im się na szyję.
- Kim jest…?! – zawołał Ron, ale spojrzał na twarz dziewczyny i zaniemówił.
- H-Hermiona?! – zawyli obydwaj ze szczęścia i mocno ją wyściskali. Gryfonce łzy stanęły w oczach na widok jej przyjaciół, z którymi tak wiele przeżyła. Powachlowała ręką przed oczami, by nie uronić żadnej łezki i roześmiała się. Tymczasem rozległa się muzyka i drgnęła.
- O matko, muszę iść na miejsce druhny! – krzyknęła przerażona. – Najlepiej jak zajmiecie najbliższe miejsca. Ginny wygląda cudownie.
I już jej nie było.

            Chwilę później z domu, którego bardziej można było nazwać dworem wyszedł Blaise, Draco i Harry. Wszyscy w odświętnych szatach. Prawdziwi mężczyźni. Najprzystojniejsi uczniowie z Hogwartu. Każda dziewczyna, która chodziła z nimi do szkoły i była tutaj obecna ich pamiętała. Trzech mężczyzn doszło do łuku weselnego. Draco stanął z boku, niedaleko Blaisea. Brązowowłosa nie spodziewała się, że Harry będzie drużbą. Ale ucieszyła się. Przynajmniej będzie miał ją kto tam podtrzymywać na duchu. Ale gdy tylko zauważyła zawadiacki uśmiech Malfoya, który coś powiedział Blaiseowi straciła nadzieję. Pobladła na twarzy. Zwróciła się do Ginny.
- Nie. Dam. Rady. – wyjąkała trzy słowa z trudem.
- Dasz radę. Jak zawsze. Tylko spokojnie, kochanie – panna młoda ją przytuliła, a Hermiona się uśmiechnęła.
- Jestem beznadziejną druhną – roześmiała się. – Zamiast cię wspierać i dodawać odwagi to ci jęczę.
Ginny się uśmiechnęła i wyprostowała. Teraz ich kolej. Hermiona stanęła za przyjaciółką i przełknęła ślinę. Wdech. Wydech.
Tylko spokojnie. Och, nie bądź żałosna i weźże się w garść! Postawa niegodna Gryfonki!
            Pan Weasley pojawił się u boku córki i wyszli na promienie letniego słońca. Na widok ojca z panną młodą goście westchnęli z zachwytu. Ginny szła powolnym krokiem z uśmiechem na twarzy. Promieniowała takim entuzjazmem i szczęściem, że udzielał się on każdemu, kto tylko na nią spojrzał. Hermiona razem z Luną, która wyglądała naprawdę ładnie w swojej sukience o kolorze niezapominajek i rozpuszczonych włosach, wyszła za Ginny. Modliła się, by nie przewrócić się na oczach wszystkich, by iść w miarę normalnie, a nie drżeć na całym ciele. Droga do pana młodego wydawała jej się teraz jakimś maratonem. Po jakiejś minucie, która dla dziewczyny ciągnęła się w nieskończoność stanęła niedaleko Ginny. Dokładnie naprzeciw Harry’ego i Malfoya. Uśmiechnęła się do czarnowłosego, ale nie spojrzała na blondyna.
            Draco, gdy tylko zobaczył, kim jest druga druhna, aż zaniemówił. Źrenice mu się powiększyły. Nie widział jej całe dwa lata. Zanim zdołał jej wyjaśnić wszystko, okazało się, że wyjechała z kraju. Nie miał pojęcia gdzie. Szukał jej przez ten cały czas, ale nigdzie nie znalazł o niej informacji. A teraz stała przed nim, unikając jego wzroku. Jakby nie istniał.
Bo dla niej już nie istniejesz. To przez ciebie wyjechała. Nigdy nie będzie już chciała na ciebie spojrzeć.
            Przez myśli nie słyszał nawet czarodzieja, który wygłaszał przemowę i łączył węzłem małżeńskim Rudą i Diabła. Dla niego to były jakieś żarty. Sen… Bo przecież Hermiona nie mogła być tak blisko. Nie zmieniła się zbytnio, ale zauważył na jej szyi brylanty, które dał jej kiedyś jako prezent na Bal w siódmej klasie. A więc nie zapomniała. Wciąż nosiła przy sobie jego cząstkę. Nie mógł się cwaniacko nie uśmiechnąć.
            Hermiona widziała kątem oka jak chłopak na nią spogląda. Wręcz rozbiera wzrokiem, co niezbyt jej się spodobało. I dlaczego się cieszy? Wygląda jak idiota. Niezwykle przystojny idiota. Fuknęła cicho pod nosem.
- Blaisie Zabini, czy chcesz poślubić Ginewrę Molly…
Hermiona uśmiechnęła się, próbując się nie roześmiać, gdy Ginny się skrzywiła jak usłyszała swoje pełne imię. Zawsze miała pretensję, że pani Weasley nazwała ją Ginewra, a nie po prostu Ginny.
- … a więc ogłaszam, że jesteście mężem i żoną oraz, że jesteście złączeni na całe życie.
Goście zaklaskali, kiedy Ginny nie panując nad swoim szczęściem zarzuciła się Blaiseowi na ręce i pocałowała. Kwiaty wystrzeliły z łuku weselnego, obsypując płatkami róż młode małżeństwo. Parę ptaków zaćwierkało głośno.
- Mówi się, że to pan młody może pocałować żonę – przypomniał jej Blaise, ale ta się tylko roześmiała. Popatrzyła z czułością jak pani Weasley i pani Zabini siedzące w pierwszym rzędzie łkały cicho w niebieskie chusteczki. Hermiona uśmiechnęła się do Ginny z oczami pełnymi łez. Och, ślub, kochająca się para i ich nowa droga życia. To takie wzruszające. Hermiona podbiegła do Harry’ego, zupełnie nie zwracając uwagi na Malfoya. Nawet się nie przejmowała tym, że on gapi się na nią niezbyt zadowolony z tego, że go unika.
            - Idziemy po Rona – Hermiona złapała Wybrańca za rękę. – Musimy złożyć im gratulacje, a później długo porozmawiać! Tyle was nie widziałam… - mówiła, a jej sukienka falowała pod wpływem każdego ruchu jaki wykonywała. Draco nie wytrzymał i się odezwał.
- Trudno, żebyś ich widziała, skoro zniknęłaś na całe dwa lata i nic się nie odzywałaś – usłyszała jego głos i westchnęła w duchu. Poczuła jak ogarnia ją panika i jeszcze większa złość. Spojrzała na niego badawczo, po czym odparła spokojnie.
- Przykro mi, ale my się chyba nie znamy, więc nie miałam potrzeby się odzywać – ścisnęła mocniej dłoń Pottera i odwróciła się do niego plecami. Draco zazgrzytał zębami i szybkim krokiem do niej doszedł. Chwycił ją za ramię i brutalnie obrócił w swoją stronę.
- Zabieraj łapy! – warknęła i z całej siły uderzyła go w tors, by go odepchnąć. Jednak Draco był zbyt silny.
- Słuchaj no, Granger – syknął, a jego ręce mocniej zacisnęło się na jej ramieniu. – Nie miałaś prawa wyjeżdżać nic mi o tym nie mówiąc…
Hermiona syknęła z bólu, bo jego uścisk był niezwykle mocny.
- Draco, zostaw ją – Harry z groźną miną szarpnął jego rękę tym samym uwalniając Hermionę. Młody arystokrata odwrócił się wyraźnie wściekły i podszedł do barku z alkoholem.
- I znów pije, gdy coś go zdenerwuje – spostrzegła dziewczyna, a Harry kiwnął głową.
- Dokładnie od 15 sierpnia. Wtedy, kiedy wyjechałaś – oznajmił.
- Pamięta datę? – zdziwiła się.
- Przez cały czas.
            Nie odezwał się już więcej. Ona też wolała już o nic nie pytać. Zerknęła na swoje ramię, na którym odciśnięty był uścisk Malfoya. Miała nadzieję, że nie dojdzie już do żadnego spotkania z nim podczas wesela. Kiedy to się skończy znów wyjedzie. I już nigdy go nie zobaczy.

            Odgłosy śmiechu i podnieconych głosów dobiegały ze stolika trojga najlepszych przyjaciół. Ginny również chciała z nimi posiedzieć, ale cały czas musiała tańczyć i rozmawiać z gośćmi. I oczywiście swoim nowym mężem. Blaise zawsze był zadowolony, ale teraz przekroczył swoje możliwości. Przypomniała sobie jak dogryzał Ginny z przezwiskiem „Wiewióra” i ponownie, chyba z tysięczny raz się uśmiechnęła. Piła szampana i rozmawiała z Ronem oraz Harrym o ich życiu. Ron na razie nie planował ślubu z Clemense. Zajmowali się swoją karierą. Ron jako auror w ministerstwie, a Clemense jako pielęgniarka w szpitalu Morgany, gdzie były o wiele poważniejsze problemy niż fasolka wszystkich smaków w nosie jakiegoś dziwaka. Natomiast Harry całkowicie oddawał się swojej karierze również jako auror.
- Masz na oku jakąś dziewczynę, czy na razie o tym nie myślisz? – spytała go przyjaciółka i zamoczyła usta w szampanie.
- To znaczy… jest taka jedna – zaczerwienił się lekko. Hermiona uznała to za urocze.
- Co to za szczęściara? – zaintrygowała się.
- Eee… no, tego… - zawahał się przez chwilę czarnowłosy, a Ron wyszczerzył zęby.
- Wyduś to z siebie, stary – szurnął go łokciem.
- Melodia – wypalił, czerwieniejąc na twarzy. Hermiona zakrztusiła się szampanem, ale szybko się zrehabilitowała.
- Poważnie? – uśmiechnęła się. – Co u niej? – spytała. W siódmej klasie nawiązała całkiem fajny kontakt z leśną elfką.
- Mieszka w takim lesie we wspólnocie z naturą oraz zwierzętami – odpowiedział czarnowłosy.
- Harry co tydzień chodzi sobie na poranny spacer po lesie, ale wraca wieczorami, Herm – powiedział Ron i spojrzał znacząco na Hermionę. Nagle ktoś nachylił się nad nią. Miała przed sobą rozradowanego Blaisea.
- Zatańczysz?
- Z wielką chęcią – chłopak wziął jej dłoń i po chwili oboje wesoło bawili się na przyjęciu. Hermiona nawet nie pamiętała, ile godzin spędziła na parkiecie z przeróżnymi osobami. Wydawało jej się, że obtańczyła wszystkich kawalerów z wyjątkiem tego jednego, wiadomego. I właśnie wtedy, kiedy goście krzyknęli „odbijany”, trafiła w czyjeś niezwykle mocne ramiona.

            Po jego pierwszym spotkaniu Granger po tak długim czasie nie mógł się otrząsnąć. Oczywiście musiał zatopić swoje myśli w alkoholu. Robił tak prawie codziennie. Codziennie od 15 sierpnia, kiedy to Blaise powiedział mu, że zastał zapłakaną Ginny z listem pożegnalnym w ręce. Draco nigdy sobie tego nie wybaczył, że nie wytłumaczył Granger wszystkiego. On po prostu nie mógł zrezygnować z tradycji. Ona była jego przeznaczeniem. Jedynym sposobem na rozstanie była zdrada obydwu stron i przyznanie się do niej przed swoim partnerem. Draco nie zdradził… no właśnie. Astorii? Nie, gdyby tutaj chodziło o nią to z przyjemnością by ją zdradził. Tutaj chodziło o zdradzenie Hermiony. A kiedy wyjechała nie miał ochoty patrzeć na inną. Po ślubie z Astorią nawet nie miał z nią nocy poślubnej. Także nie było szans. Astoria nigdy, by go nie zdradziła. Cieszyła się jak idiotka, bo w końcu osiągnęła swój cel. Zdobyła go.
            Draco jednak nie miał zamiaru źle się bawić na imprezie kumpla. Zdążył już zrobić z nim parę śmiesznych żartów i wygłupów oraz zatańczyć z dziewczynami. Właśnie trwała jakaś głupia, mugolska zabawa polegająca na „odbijaniu” sobie partnera i tańczenia z innym, kiedy nagle w jego ramiona nie wpadł nikt inny jak…
- No proszę, ponownie się spotykamy, nieznajoma – uśmiechnął się wrednie na widok jej przestraszonej miny. – Chyba teraz już powinnaś mnie pamiętać?
- Och, pamiętam nawet za bardzo – syknęła wściekle.
- Dlaczego wyjechałaś i nic nie powiedziałaś? – spytał twardo. Złapał Hermionę za udo i przyciągnął do siebie
- To dlaczego ty nic mi nie powiedziałeś o tym, że nie znalazłeś rozwiązania, by nie poślubić Greengrass?… a teraz raczej Astorii Malfoy – warknęła.
- Bo rozwiązanie tego związku w moim przypadku jest niemożliwe.
- Nie musiałeś jednak kłamać mi, że wszystko będzie dobrze i dawać złudnych nadziei. W końcu przyznałeś się, że szlamy zawsze będą dla ciebie nikim – odepchnęła go od siebie i ruszyła szybkim krokiem na tyły ogrodu. Jak się spodziewała, Draco poszedł za nią. Nie zmienił się najwidoczniej ani trochę. Zatrzymał ją łapiąc za ramię. Teraz jednak trochę delikatniej, ale wciąż stanowczo.
- A ty powinnaś była powiedzieć mi od razu o dziecku.
W jej oczach zalśniły łzy.
- Nawet nie wspominaj o Scarlet – syknęła.
- Urodziła nam się córka, a ty nic o tym nie wspomniałaś?
- To nie jest twoje dziecko – warknęła.
- Gdzie ona jest? – Draco patrzył się na nią z nienawiścią i bólem w szarych tęczówkach.
- Nigdy ci tego nie powiem.
Uchwyt na jej ramieniu wzmocnił się, a Hermiona skrzywiła się z bólu.
- Mam prawo zobaczyć moje dziecko.
- Nie nadajesz się na ojca.
- I co? Co jej powiesz, kiedy spyta się o tatę? – w jego głosie brzmiała ironia.
- Scarlet wie, kto jest jej drugim rodzicem.
- Niby jak?
- Nie jesteś ostatnim mężczyzną w moim życiu – w jej głosie było mnóstwo jadu. Draco przyciągnął ją do siebie. Miał ochotę zrobić jej krzywdę. Ta kobieta pozwoliła sobie na zbyt wiele. Wyjechała i nie pozwoliła mu zobaczyć się z dzieckiem. To ON był ojcem, a nie jakiś nowy mężczyzna Hermiony.
- Gdybyś wtedy tak nie krzyczał i tak mnie nie przestraszył, to nie wybiegłabym z domu. – odezwała się cicho, a ich oddechy splatały się ze sobą. Ich ciała stykały się. – Gdyby to się nie wydarzyło, może wciąż byłoby dobrze.
- Wtedy nie panowałem nad sobą. – próbował się tłumaczyć, ale wiedział, że to jego wina. Wtedy, kiedy dowiedział się prawdy, zachowywał się karygodnie. Gdyby mógł cofnąć czas, nigdy by się tak nie zachował. Nigdy nie wypowiedziałby w jej stronę takich słów. Dziewczyna prychnęła.
- Na dodatek, kiedy zapadłam w śpiączkę, nie pojawiłeś się podobno ani razu. Nie było cię przy mnie, kiedy się zbudziłam…
- Byłem codziennie. Dzień i noc błagałem, byś się zbudziła. Nie wiedziałem, co robić. Powiedzieli mi, że możesz się nie obudzić - wyjąkał.
- Dlatego porzuciłeś mnie i odszedłeś jak zwykły tchórz. Wziąłeś ślub, nie mając odwagi przeciwstawić się matce! – jego uścisk stał się o wiele mocniejszy, ale nie pokazała po sobie tego jak wiele sprawiał jej bólu.
- Nie jestem tchórzem – wycedził cicho przez zęby. Czuła, że niedługo wybuchnie, i że Draco już nie będzie panować nad sobą.
- Po prostu mnie wykorzystałeś, by umilić sobie dni przed ślubem z tą wiedźmą. Niby po co zabrałeś mnie na te głupie wakacje?  – wyrwała mu się, ale nie odeszła. Draco pokręcił głową wściekły. Nie myśląc nad tym, co robi przyciągnął ją do siebie i pocałował. Nie trwało to jednak nawet trzy sekundy. Hermiona odepchnęła go z całej siły i odsunęła się.
- Nie dotykaj mnie. Nigdy. Więcej. Myślisz, że zdołasz coś jednym pocałunkiem? – powiedziała cicho z groźbą w głosie. Zachód słońca oświetlił ich twarze rzucając ciepłe, pomarańczowe cienie.
- Dlaczego nie możemy zacząć od nowa?! – krzyknął. – Dlaczego nie chcesz dać nam szansy?!
- Do cholery Draco, ja nie chcę dawać nam żadnej szansy! Nie chcę już cierpieć! Przez te dwa lata wiodłam okropne życie, ale los w końcu się do mnie uśmiechnął! – wykrzyczała mu rozpaczliwie w twarz. – Dlatego odczep się ode mnie i sam zacznij sobie układać życie, bo nie uda ci się zniszczyć tego, co zbudowałam. – spojrzała mu twardo w oczy.  
- Jak mogę zacząć sobie układać życie, skoro ty już dawno stałaś się jego częścią? – wysyczał groźnie.
Roześmiała się, ale w jej głosie nie było nawet nutki wesołości. Te słowa bardzo dziwnie na nią działały. Wiedziała, że jeśli tak dłużej będzie, jeśli będzie ciągnąć to w nieskończoność, to rany otworzą się na nowo ze zdwojoną siłą.
- Nie bądź dzieckiem – zatopiła się w tych szarych tęczówkach, które pokochała jako pierwsze.
- Kobiety zastąpił mi alkohol – odparł jakby nie usłyszał tego, co do niego powiedziała. – Nie ruszę żadnej, tylko ciebie.
Uśmiechnęła się ironicznie.
- Do końca życia raczej nie wytrzymasz. Znam cię – pokręciła głową nad jego słowami.
I nic więcej nie mówiąc zostawiła go samego. Odprowadził ją wzrokiem dopóki nie zniknęła mu w tłumie. Po raz pierwszy zaczął się zastanawiać, czy jest jakikolwiek sens w staraniu się o nią. Dlaczego nie jest lepiej zapomnieć?
Szybko znalazł odpowiedź.

Tutaj chodziło o Granger. O kobietę, której pierwszy raz oddał swoje serce. Nawet jeśli już jej nigdy nie zobaczy, a ona ułoży sobie życie i założy rodzinę z dala od niego, to nigdy nie zapomni tego, że to jej po raz pierwszy obiecywał. Nie Astorii. Wraz z tą obietnicą wiedział, że pozostanie wierny tej jednej kobiecie. Żadnej innej. Tylko Hermionie. Jego Hermionie.

~~~~~~~~~~~~~~
Witam na nowym blogu, z pierwszym, nowym rozdziałem :) Jest on krótszy, niż będą pozostałe notki, ale nie chciałam zaczynać bloga jakimś wypracowaniem. „Wspomnienia przeszłości” są wspomnieniami Hermiony 2 lata po jej wyjeździe, ale akcja ogólnie będzie się dziać 5 lat później. Myślę, że nowy rozdział pojawi się jakoś tak 3-4 dni po tym.
Ściskam
Sheireen ♥