Draco jak zwykle wrócił do domu w
podłym nastroju. Przez tyle lat pragnął się wyrwać z Malfoy Manor, ale nie mógł
zostawić całego spadku jaki zostawiła mu matka dokładnie cztery lata temu.
Miała ona służyć także jego rodzinie. Której w pewnym sensie nie miał. Stracił
już wszystkich. Miał szczęście, że wciąż miał przy sobie Blaise’a, Ginny i ich
malutką córkę, która była wręcz oczkiem w głowie jego przyjaciela. Jak się
spodziewał Blaise był niezwykle zabawnym ojcem i poświęcał mnóstwo czasu
czarnowłosej Agnes. Draco również lubił tę małą. W głębi duszy przyznał, że
chciałby już założyć rodzinę. Ale na pewno nie z Astorią, która doprowadzała go
do białej gorączki.
Astoria nie zmieniła się wiele.
Przez całe pięć lat od ślubu wydawała jego pieniądze. Nie przeszkadzało mu to,
dopóki nie zaczęła zmieniać wnętrza jego rodzinnego domu. Chciała go upodobnić
do jakiegoś pałacu dla ślicznych panienek. Nie dał sobie wejść na głowę.
Dlatego jego żona ograniczała się do wydawania pieniędzy wyłącznie na potrzeby
swojej własnej osoby. Ciuchy, kosmetyczka, Spa. Nie przeszkadzało mu to. Miał
mnóstwo pieniędzy. Zresztą Astoria wybierając się ze swoimi sztucznymi
przyjaciółkami zostawiała cały wolny dom, aż do późnej nocy.
Natomiast Draco od pięciu lat bez
przerwy pracował. Praca, praca i jeszcze więcej obowiązków. Ona jedyna
potrafiła skupić jego ponure myśli na czymś innym. Zajmował naprawdę szanowane
stanowisko, a każdy na jego widok drżał. Ci wszyscy czarodzieje… byli
beznadziejni. Odkąd Granger wyjechała powoli znów się zatracał i stawał taki
sam jak kiedyś. Chyba nawet jeszcze gorszy, bo smak gorzkiej porażki jaką
poniósł walcząc z przeznaczeniem wciąż nie mógł zniknąć. Prawda była taka, że
normalną rozmowę, która nie ograniczałaby się tylko do tematów pracy, mógł
przeprowadzić zaledwie z Blaisem, Potterem oraz Teodorem, który niedawno
wrócił, kiedy dowiedział się, że jego rodzice umarli na ciężką chorobę. Wybaczyli
sobie dawną nienawiść i stali się dobrymi kumplami jak kiedyś, przed wojną.
Otworzył drzwi domowe i wszedł do
środka. Wreszcie cisza i spokój. Zdjął marynarkę od garnituru i poluzował
krawat. Głupie wdzianko, które musiał zakładać do pracy. Wszedł do salonu,
gdzie siedziała Astoria, przeglądając pisemko dla czarownic i paląc papierosa.
Kiedy pojawił się w drzwiach zrobiła wielkie oczy. Odrzuciła gazetę w kąt i
zgasiła szybko papierosa.
-
Draco! – zarzuciła mu się na ramiona i pocałowała mocno. Draco przeklinał się w
myślach, dlaczego nie wziął drugiej zmiany na swoje i tak już zawalone
obowiązkami barki. Długonoga brunetka zaczęła masować jego spięte mięśnie
-
Przepracowujesz się – powiedziała cicho. – W ogóle nie spędzamy ze sobą czasu.
Już nawet nie pamiętam, kiedy gdzieś razem wyszliśmy. Tym bardziej nie
pamiętam, kiedy ostatni raz ze sobą spaliśmy.
Draco
bez słowa wyswobodził się z ramion żony i usiadł wygodnie w fotelu, by po
chwili zapalić papierosa. Wyszedł na skąpany w letnich promieniach słonecznych
balkon z widokiem na ogród. Prawda była taka, że nie potrzebował nigdzie
wychodzić z Astorią. Owszem, czasami była w porządku, kiedy nie miała swoich
humorów. Wtedy decydował się poświęcać swój dzień żonie. Na drugi dzień, kiedy
myślała, że już udało jej się jakoś opleść go wokół palca, wszystko wracało do
normy. Czasami robiło mu się jej szkoda, bo niekiedy wdawał się jak niegdyś w
nieliczne romanse z innymi kobietami, ale wiedział, że jeśli chce się od niej
uwolnić, to musi to zrobić. A nawet wygarnął jej, że ją zdradził. Płakała całą
noc. Niestety Astoria była niezwykle mściwą osobą. Na drugi dzień jego kochanka
przyszła do pracy z paskudną blizną na policzku.
-
Jeśli nie pokochasz mnie, nie pokochasz żadnej – usłyszał wtedy wściekły głos
Astorii.
Astoria
popatrzyła na niego z wielką tęsknotą. Kiedy w siódmej klasie dostała list od
matki z wiadomością, że zostanie żoną Dracona, była najszczęśliwszą kobietą na
ziemi. Ona pragnęła go zdobyć. Pragnęła z nim być. Z czasem nauczyła się go
jako tako kochać i oczekiwała tego od niego, ale nie doczekała się. Przez pełne
pięć lat. On jej nigdy nie pokochał. Spędzał z nią dzień i noc, ale kiedy mu
się znudziła, szukał sobie inne kochanki. Wiedziała, że jedyną kobietą jaką
kiedykolwiek pokochał była ta cała Granger. Podobno ostatni raz widzieli się na
ślubie Diabła z tą Weasley. Ona na niego nie poszła. Nie lubiła takiego
beznadziejnego towarzystwa.
Wszystko
wszystkim była kobietą i istotą ludzką. Potrzebowała miłości. Prawdziwej
miłości. Dlatego od jakiegoś roku zaczęła spotykać się z innymi mężczyznami.
Kiedy to robiła, na nowo czuła się taka kobieca i odzyskiwała wiarę w swoje
możliwości. Może nie działała na swojego męża, ale bez problemu umiała uwieść
innych czarodziei. Trzymała jednak to wszystko w tajemnicy przed nim. Nie
chciała, by się dowiedział. A właściwie nie chciała, by dowiedział się tego, że
znalazła kogoś, na kogo widok jej serce szalało z radości i oblewało się
przyjemnym ciepłem. Zakochała się. Od sześciu miesięcy regularnie się
spotykali. Był cudzoziemcem i nie wiedział, że jest zamężna. Zamierzała
powiedzieć mu to po pewnym czasie, kiedy będzie pewna, że chce z nim być.
Minęło już sześć miesięcy odkąd się ze sobą na poważnie spotykali.
- Jak
w pracy?- spytała Dracona, który dokańczał właśnie papierosa. Pamiętała jak
Draco pierwszy raz zapalił. Uzależnił się tylko i wyłącznie dlatego, że i ona
paliła.
- Jak
zwykle to samo. Urywanie głowy, setki tępych pracowników, którzy proszą o porady…
Mnóstwo zaplanowanych wyjazdów poza kraj.
-
Kiedy wyjeżdżasz? – dopytywała się.
-
Kolejny wyjazd mam za dwa dni.
- A
gdzie?
Draco
powoli zaczął się denerwować. Czy ona zawsze musi zadawać tak dużo pytań? Nie
wystarczy jej to, że wyjeżdża?
-
Hollywood.
Astoria
klasnęła w dłonie.
-
Och, cudownie! Zabierz mnie ze sobą, proszę, proszę, pro…
- Nie
ma mowy. To polecenie służbowe. Mam nawiązać kontakty z czarodziejami z tamtych
okolic oraz podpisać jakiś dokument z tamtejszym Ministrem. Jest mnóstwo
ważnych osobistości, które opłacałoby się poznać.
-
Dracoooo – narzekała dziewczyna. – Ważne, sławne osobistości z kolorowych pism
dla czarownic! Proszę, zabierz mnie! – nalegała niemal płaczliwie, ale na nim
nie zrobiło to wrażenia.
-
Powiedziałem nie i tyle – warknął i rzucił zgaszony niedopałek na balkon. Był
pewien, że jego skrzat to posprząta w nocy.
Wszedł
do domu, zostawiając kobietę w tyle. Astoria czasami była jak dziecko. Dawał
jej pieniądze, by zostawiła go w spokoju, ale i tak mało co ta metoda
zdziałała. Teraz chciała jechać z nim jeszcze do Hollywood! Nie miał
największej ochoty tam wyjeżdżać. Niby jakie sławy mógłby tam poznać? No cóż,
skoro Minister Magii tak uważał, to raczej nie mógł się mylić. Zresztą nigdy
nie jest za mało znajomości. Zawsze mógłby wykorzystać to dla własnych celów.
Poszedł
do swojej wielkiej sypialni. Nie spał razem z żoną. Mieli oddzielne pokoje.
Jego sypialnia utrzymana była w takich samych kolorach co jego prywatne
dormitorium w Hogwarcie. Zawsze przywoływała na myśl stare wspomnienia.
Wiedział, że jest głupcem. Sam zadawał sobie ból, chcąc wszędzie widzieć
Hermionę, ale nie potrafił inaczej. Zastanawiał się, gdzie ona może być.
Przeszukał już tyle krajów. Dla niej. Wszystko po to, by ją odnaleźć. Ale ona
dosłownie rozpłynęła się w powietrzu. Nie miał o niej żadnych wiadomości. Nigdy
nie dostał żadnego listu. Wiedział, że koresponduje ona z Ginny, ale nigdy
Blaiseowi nie udało się wyciągnąć informacji od swojej żony.
Ginny gdy tylko dostawała list, czytała go i
chowała w schowku, który mogła otworzyć tylko i wyłącznie ona. Draco mimo iż
normalnie z nią rozmawiał, nie mógł nie zauważyć tego jak Ginny czasami zerka
na niego niechętnie. Zawsze wtedy, kiedy podobno dostawała list od Granger. Był
tak cholernie ciekawy, co ona teraz robi, czy założyła rodzinę i czy jest
szczęśliwa. Kiedy zwykł o tym myśleć czuł jak jego żołądek zaciska się mocno, a
serce wypełnia zazdrość i wrogość. Wyjechała nic nie mówiąc. Nie miała takiego
prawa. Byli parą, planowali wspólne życie, a ona tak po prostu zniknęła.
Owszem, wziął z Astorią ślub, ale mówił jej przecież w szkole, że to będzie
konieczne.
Granger
zawsze się obrażała. Myślał, że po paru dniach wróci i porozmawiają. Jednak
przeliczył się. Dni mijały. Wtedy Blaise powiadomił go, że Ginny dostała list.
Hermiona wyjechała. Nie miała zamiaru wracać. Chciała oderwać się od wszystkich
bolesnych wspomnień i zapomnieć o upokorzeniu. Kiedy stracił już wszelką
nadzieję po dwóch latach, ona pojawiła się. Znikąd, tak po prostu. Pamiętał do
tej pory jak nim wstrząsnął jej widok. Po ślubie Zabinich chciał z nią pogadać.
Hermiona na drugi dzień wyjechała.
Dni…
Tygodnie…
Miesiące…
Lata.
Pięć
lat. Dokładnie 15 sierpnia. Nie potrafił zapomnieć tej daty. 15 sierpnia po raz
pierwszy zniknęła, a później znów pojawiła się w lecie. Dlatego też każdego
lata miał nadzieję, że przypadkowo na ulicy ujrzy ją ponownie.
Spojrzał na swoje zmęczone odbicie.
Coraz częściej zamiast siebie widział ojca. Nienawidził go. Nie chciał go
widzieć. Nie chodziło tu o wygląd, ale odbicie jego duszy. Podły egoista. Ma
żonę, ale nie kocha jej. Przymusowe małżeństwo. Coraz częściej znajdował sobie
nowe kobiety. Czuł się podle. Hermiona go znała i wiedziała, że tak będzie.
Przypomniały mu się jej słowa.
„- Kobiety zastąpił mi alkohol –
odparł. – Nie ruszę żadnej, tylko ciebie.
Uśmiechnęła się ironicznie.
- Do końca życia raczej nie
wytrzymasz. Znam cię – spojrzała mu prosto w oczy.”
„– Najlepiej daj sobie spokój i
ułóż to cholerne życie, bo ja już powoli je zdążyłam układać. I nikt, nawet ty,
nie zniszczy tego, co zbudowałam.”
Ona już wtedy powoli budowała własne
życie. Już wtedy miała faceta. Może zaledwie jakiś rok później wzięli ślub, a
teraz siedzi w swoim rodzinnym domu z najbliższymi jej osobami. Nie pamiętając
o swoich przyjaciołach. Zapominając o nim. I na dodatek ich dziecko, które nie
wiedziało o istnieniu swojego prawdziwego ojca. Podobno miał dziewczynkę.
Malutką, pięcioletnią Scarlett.
Przynajmniej
on nie miał dziecka z Astorią. Kiedyś Astoria cały czas go katowała, gadając o
tym, że chce mieć dziecko i stworzyć rodzinę. Na szczęście to było kiedyś. To
dziwne, ale zdał sobie sprawę, że od jakiejś połowy roku Astoria nie była taka
uparta i uciążliwa. Nie narzucała mu się tak bardzo. Westchnął ciężko. Może
gdyby nie nakrzyczał tak na Hermionę, kiedy dowiedział się, że zataiła przed
nim prawdę o dziecku, to wszystko byłoby dobrze i teraz wciąż byłby Draconem
Malfoyem, którego pokochała Hermiona. Może siedzieliby teraz w rodzinnym,
przytulnym domku i mieli dzieci.
Draco
stawał się sobą zawsze wtedy, kiedy był w towarzystwie przyjaciół. Czasami czuł
się jakby te dawne lata wróciły. Poczuł więc szczęście, bo wybierał się dzisiaj
do Blaisea. Podobno miał mu coś ciekawego do powiedzenia. Zastanawiał się, czy
aby na pewno. Czasami jego kumpel miał mu coś ważnego i interesującego do
powiedzenia, a czasami było to „Właśnie
zabiłem komara, posiedź ze mną, bo mi się nudzi.” Zupełnie jak duże
dziecko. Przynajmniej on się nie zmienił. Utrzymywał go w pewności, że świat, w
którym żył pięć lat temu nie był tylko jakąś cudowną fantazją.
Teleportował się pod dom Blaise’a i
zapukał do drzwi. Ledwo to zrobił, a już otworzył mu jego przyjaciel. Wyglądał
na zadowolonego i zaintrygowanego. Draco wszedł do środka i usiadł na kanapie w
kolorowym pokoju. Doskonale pamiętał to wydarzenie, kiedy wpadł do tego
pomieszczenia i dowiedział się od Ginny, że Hermiona wyjechała.
-
Gdzie Ginny i Agnes? – spytał Draco, kiedy Blaise ledwo wszedł do pokoju.
- I
właśnie o to mi chodzi – odpowiedział mu niejasno przyjaciel. – Dzisiaj Ginny
wyjechała z kraju.
-
Pokłóciliście się? – zdziwił się Draco. To było dość nietypowe, zwłaszcza, że
państwo Zabini w ogóle się nie kłócili. Rzadko kiedy zdarzały im się pojedyncze
kłótnie.
-
Absolutnie nie. Rzecz w tym, że wiem, do kogo prawdopodobnie wyjechała –
czarnoskóry spojrzał na niego sugestywnie, mając nadzieję, że blondyn się
domyśli, o co mu chodzi.
- Do
kogo? – spytał mężczyzna, a Blaiseowi ręce opadły.
-
Człowieku, a do kogo mogła wyjechać Ginny nic mi o tym nie mówiąc? – spytał
zrezygnowanym tonem.
-
Mnie się pytasz? Jej się spytaj. – wzruszył ramionami Draco. Zupełnie nie
wiedział, co Blaise ma na myśli.
- Ty
zawsze będziesz głąbem – przyjaciel podniósł oczy ku niebu i pokręcił z
niedowierzaniem głową nad głupotą kumpla. – Ginny wyjechała do Hermiony.
Draco
aż się wyprostował. Ginny wyjechała do Hermiony? Może jest jakaś nadzieja na
to, że w końcu dowie się, gdzie kobieta wyjechała?
-
Gdzie wyjechała? – w jego głosie słychać było niezmierne zainteresowanie.
- No
właśnie nie wiem. – ton Diabła mógł odebrać nadzieję nawet najbardziej
zapalonemu człowiekowi, ale nie Malfoyowi. Dla niego to zbyt wiele znaczyło.
Jako głupi szczeniak powiedział Hermionie, że nie wyszedł za nią, bo ona zawsze
była i będzie dla niego szlamą. Jakże głupi był. Jedno słowo i wszystko
przepadło na długie pięć lat. Możliwe, że teraz im się uda. Może w końcu
znajdzie jakikolwiek ślad.
- Ale
podsłuchałem jak Ginny mówiła coś o Ameryce. Prawdopodobnie zamawiała bilety,
ale nie wiem dokładnie dokąd.
-
Jadę do Hollywood za dwa dni w sprawie pracy – w Malfoya wstąpił nowy duch. A
może w Ameryce trafi na jakikolwiek ślad Hermiony? Może kobieta pracuje w
Ministerstwie, do którego on się udaje?
-
Zawsze warto będzie poszukać śladów. – odparł Blaise i spojrzał na Malfoya
dziwnie.
- Co
się tak gapisz? – skrzywił się.
-
Zastanawiam się, jak to możliwe, że potrafisz kochać tyle lat.
Draco
zdał sobie sprawę, że nie potrafi odpowiedzieć na to pytanie nawet sobie.
- Nie mam pojęcia, dlaczego w ogóle
ze mną idziesz – mruknął po raz kolejny Draco, kiedy przechodzili korytarzami
Ministerstwa Magii. Właśnie wychodził z pracy, kiedy nagle niewiadomo skąd
pojawił się jego szurnięty kumpel.
- Ja
też nie mogę zostawić Ginny samej, kiedy ty i Hermiona będziecie się bić, by w
końcu do siebie wrócić – odpowiedział Blaise, który jak zwykle był w doskonałym
humorze.
- Ile
dni urlopu masz?
- Trzy
tygodnie.
-
Super – mruknął Draco. – Kiedy ja będę pracować, ty będziesz grzać swoje dupsko
na słońcu, siedząc na plaży.
- To
będziesz się opalać razem ze mną. Plaża nudystów zawsze mnie korciła – nawijał,
a jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
- Ty
tak serio? – Draco spojrzał na przyjaciela dziwnie.
- No
oczywiście, mój dzióbasku – powiedział donośnie Blaise. Parę osób w
Ministerstwie popatrzyło na nich dziwnie.
-
Możesz się zamknąć i nie gadać takich rzeczy w moim miejscu pracy? Ja nie chcę być
brany za…
-
Ależ po co się ukrywać – wtrącił się Blaise, doskonale się bawiąc. – Wybij
sobie tę laskę z głowy, masz obok siebie atrakcyjnego mężczyznę! – wykrzyczał z
wyrzutem. Draco mimowolnie się roześmiał, ale szybko spoważniał, widząc jak
spojrzała się na niego pewna, starsza czarownica.
-
Dobra, a teraz się zamknij jeśli chcesz ze mną jechać.
Najwidoczniej
Diabeł posłuchał, bo kiedy się teleportowali wciąż milczał, ale uśmiechał się
widocznie z czegoś zadowolony.
W końcu byli na miejscu. Wielki napis
„Hollywood” powitał ich na wzgórzu, kiedy wyszli z ciemnej uliczki, na którą
się teleportowali. Teleportacja na długie dystans zwykle była bardzo męcząca,
ale kiedy tylko zobaczyli widok jaki ich otacza, od razu zapomnieli o wszelkich
potrzebach. Fontanny, kolorowe kwiaty, urocze kawiarenki oraz drogie samochody.
Draco pomyślał o Hermionie i zastanowił się, czy ona rzeczywiście mogłaby
mieszkać w tym mieście. To jakoś do niej nie pasowało, ale może właśnie dlatego
tutaj się odcięła od całego świata? Może myślała, że nikt jej tutaj nie będzie
szukać?
Większość czasu spędzili na
zapoznawaniu się z terenem. Blaise za wszelką cenę chciał odnaleźć Ginny, co
prawdopodobnie wiązało się też odnalezieniem Hermiony. Szczególnie Draco miał
taką nadzieję. Chociaż… jakby wyglądało ich spotkanie? I jak wygląda jego
córka? Miał nadzieję, że Hermiona da mu dojść do głosu, tylko gdzie ona była?
Przecież nie musiała mieszkać wcale w Hollywood. A Ameryka była wielka. Jeśli
jednak tutaj mieszka, nie spocznie póki jej nie znajdzie i nie zacznie walczyć
o swoje. Jeśli nawet nie odzyska Hermiony, to ma prawo do opieki i widywanie
się z Scarlett.
Swoją
drogą skąd Hermiona wiedziała, że bardzo podoba mu się to damskie imię? Może
wybrała je przypadkowo? I w ogóle co za głupie myśli kłębią mu się w głowie?
-
Najlepiej teleportujmy się już do mojego wynajętego mieszkania, bo zaczyna mnie
boleć głowa od tego wszystkiego – powiedział do Blaise’a, który z
zafascynowaniem gapił się na przejeżdżające samochody. Siedzieli właśnie w jakimś
oszklonym barze.
-
Muszę kiedyś się nauczyć tym jeździć – mruknął, a Draco westchnął
zniecierpliwiony.
-
Diable, rusz swoje cztery litery i idziemy.
- No
dlaczego taki jesteś? – spytał z miną naburmuszonego dziecka, z niechęcią
odrywając wzrok od nowiusieńkiego Porsche.
-
Jaki? – warknął.
- No
właśnie taki. Daj mi się nacieszyć. Skoro Ginny sobie pojechała, to pewnie robi
co chce, więc i ja korzystam z życia.
- Jak
chcesz, ja zobaczę to mieszkanie, które mi przyznali.
- A
idź sobie. Po co czekać na kumpla – Blaise wzruszył ramionami wyraźnie
obrażony.
-
Tylko później się nie zgub – Draco uśmiechnął się szyderczo. – Przecież nie
wiesz, gdzie jest to mieszkanie.
I nic więcej nie dodając wyszedł z
baru. Nie minęło dziesięć sekund, a pojawił się obok niego Blaise.
-
Będziesz coś chciał – burknął.
-
Straszne – zironizował Draco.
-
Żebyś wiedział. Okazuje się, że wcale nie jesteś facetem.
- Że
niby ja? To ty zachowujesz się jak dziecko, Blaise.
- Ja
jestem mężczyzną. Jakiego faceta nie zainteresowałyby takie maszyny jak te
samochody? – spytał z pretensją.
-
Sorry, stary, ale teraz w mojej głowie siedzi myśl jak odnaleźć Ginny. I tą jej
wredną przyjaciółkę Granger.
- To
nie nowość. Myślisz o tym prawie codziennie przez pięć lat.
Draco
spojrzał na niego wrednie, ale nic nie powiedział. Znaleźli jakiś ciemny zaułek
i teleportowali się z cichym pyknięciem.
Ministerstwo Magii w Los Angeles
było ogromne i pełne luksusów. Nie mogło się równać z ministerstwem u nich w
Londynie. Tutaj aż chciało się pracować. Oczywiście tak wielkim miejscem musiał
kierować idiota. Minister Magii okazał się być mężczyzną, który nie ma pojęcia
o zarządzaniu czarodziejami. Wszystko robił za niego jego prawa ręka. Nic więc
dziwnego, że Minister Magii Hollywood szybko podpisał papiery od nieznajomego
urzędnika z innego kraju. Oczywiście nie przeszkadzało to Draconowi. Jego szef
mówił, że może to zająć mnóstwo czasu, aż ludzie stąd wejdą z nimi w
przyjacielskie kontakty. Właściwie to miał już to załatwione. Miał cały czas
wykorzystać na wypoczynku w Hollywood zamiast uganiać się za sprawami z pracy.
Oczywiście mógł wrócić od razu do Londynu, ale kto normalny odmówiłby sobie dwa
tygodnie darmowego pobytu w Hollywood?
Draco wrócił
do wynajętego mieszkania w apartamencie. Było to nowoczesne, luksusowe wnętrze.
Nic mu tutaj nie brakowało. Najwidoczniej był niezwykle szanowany w pracy,
skoro dawali mu takie luksusy za darmo. Wszedł do pokoju gościnnego, które
miało wielkie okno na ocean i plażę i padł na kanapę. W końcu spokój, cisza i…
-
Smoku, nie zgadniesz, gdzie dzisiaj idziemy i to dzięki mnie! – do pokoju wpadł
rozentuzjazmowany Blaise.
A
było tak pięknie.
- No
pochwal się, co znów zrobiłeś – Draco odezwał się, nawet na niego nie patrząc.
-
Kupiłem bilety na ekskluzywny występ kobiet.
-
Masz żonę – odparł od razu.
- No
wiem, ale żyje się tylko raz, nie daj się prosić i urozmaićmy jakoś ten
wieczór.
Draco
spojrzał na przyjaciela trzymającego dwa bilety w ręku i uśmiechnął się.
-
Dobra, ale jak Ginny się dowie, to masz mnie w to nie wrabiać.
Blaise
zawył ze szczęścia i krzyknął.
-
Draco Malfoy i Blaise Zabini przybywają, piękne panie!
Hermiona i Ginny wysiadły z samochodu przed
wysokim budynkiem. Noc była piękna, a niebo miało kolor aksamitnego granatu. Hermiona
weszła do środka i udała się do pokoju dla artystów. Dzisiaj miała śpiewać po
występie burlesek. Przyjęła zaproszenie tylko dlatego, żeby cokolwiek innego
zrobić w swoim monotonnym życiu niż tylko siedzenie w nocy w domu. Jak zwykle
się stresowała, jednak teraz o wiele bardziej. Teraz śpiewała przed gronem
mężczyzn z „wyższych sfer”. Cieszyła się, że Ginny będzie ją wspierać,
obserwując występ zza sceny.
Siadła przed lustrem i spojrzała na
swoje odbicie. Była zwykłą kobietą. Nie chciała być sławna ani rozpoznawalna
dlatego zawsze podczas występów się przebierała. Wiedziała, że nie miałaby
życia, gdyby pokazała swoją prawdziwą twarz. I tak już czasami ludzie ją
zaczepiali na ulicy. Była też znana jako partnerka Andrew.
Machnęła różdżką, a jej włosy
przefarbowały się na blond, układając w piękne fale. Następnie wzięła się za
makijaż. Elegancki z klasą, ale jednocześnie seksowny, by kusić spojrzeniem.
Tego tutaj od niej oczekiwali, wiedziała o tym.
-
Wciąż nie mogę uwierzyć w to, że ty naprawdę robisz takie rzeczy – powiedziała
cicho Ginny, patrząc na Hermionę, która nałożyła koktajlową, błyszczącą
sukienkę.
-
Wiem, Ginny, ale zrozum, że to jest jedyną rzeczą, która oddziela mnie od
zanudzenia się w domu.
-
Andrew wie o dzisiejszym występnie?
-
Tak, będzie na nim – rozpromieniła się, a jej policzki przybrały różany odcień.
Nałożyła czarne, aksamitne rękawiczki i poprawiła ostatni raz swój wygląd.
-
Hermiono, mogę wiedzieć, dlaczego tak zwlekacie ze ślubem? – spytała znienacka
Ginny. Nie żeby chciała tego ślubu, bo jako przyjaciółka Hermiony wiedziała, że
kobieta męczy się w tym życiu. Nie miała pojęcia jak bardzo udany jest ich
związek, ale Hermiona wyglądała tak jakby… jakby naprawdę go kochała.
Może
była okropna, ale ona zdecydowanie wolałaby, żeby Hermiona była z Malfoyem.
Owszem, nie potraktował jej najlepiej, ale zdążyła zauważyć jak bardzo
mężczyzna się zmienił przez ten czas, i że z każdym dniem tęsknił coraz
bardziej. Kochał ją przez ten cały czas.
Nagle dobiegły ich oklaski
zgromadzonych i wtedy jakaś kobieta weszła do garderoby Hermiony.
-
Pora na panią, pani Grant.
Hermiona
zagryzła wargę i wzięła głęboki oddech.
-
Pani Grant? – spytała Ginny ze zdziwieniem. Czy ta Hermiona musi ją tak
zaskakiwać?
- Nie
chcę być popularna jako Hermiona Granger, więc na scenie jestem Carmen Grant. –
wyjąkała. – Och, Merlinie, wychodzę.
-
Trzymam kciuki.
Hermiona
miała właśnie wyjść na scenę, kiedy nagle odwróciła się w stronę przyjaciółki i
mocno przytuliła.
-
Dziękuję ci, że jesteś.
- Drodzy panowie, teraz wystąpi
przed wami uwielbiana przez was, kobieta waszych marzeń, Carmen Grant!
Wyszła
na scenę na drżących nogach i powitała tłum klaszczących szerokim uśmiechem.
Tak należało zrobić. Czuła niezwykłą tremę, bo pierwszy raz występowała przed
szanowanymi członkami tego miasta. Miała nadzieję, że nic nie zepsuje jej tego
występu, ale miała jakieś złe przeczucia.
Tłum mężczyzn w garniturach
siedzących przy stolikach wpatrywało się w nią łapczywym wzrokiem. Błysk lamp
oświetlał jej twarz, sprawiał, że sukienka rzucała błyski. Jej głos niósł się
po pomieszczeniu, a ona śpiewała. Zawsze śpiewała o swoich uczuciach, chociaż
nikt o tym nie wiedział. Jej piosenki brały się prosto z serca. Opisywały jej
życie. Znajdując się na scenie zawsze zapominała o otoczeniu. Liczyły się tylko
wspomnienia i emocje z nimi związane.
Kiedy skończyła śpiewać uśmiechnęła
się do publiczności i powiedziała parę słów, by podtrzymać atmosferę. Miała
przed sobą jeszcze parę utworów do wykonania. Rozejrzała się po twarzach
mężczyzn i nie zauważyła obecności Andrew. Zrobiło jej się strasznie przykro.
Przecież obiecał jej, że będzie, że wyjdzie wcześniej z pracy, a tymczasem
przed nią widniało tylko puste miejsce, gdzie powinien siedzieć.
Muzyka zaczęła grać, a ona była
zmuszona śpiewać znowu. Jednak straciła już swój zapał i dobry humor. Dlaczego
Andrew nigdy nie może być przy niej i Scarlett? Mała prawie nigdy z nim nie
rozmawiała, bo kiedy wracał spała już w swoim pokoju. Tak bardzo chciałaby
stworzyć szczęśliwą rodzinę. Chciała, by Scarlett odczuła obecność ojca, a nie
tylko matki.
Łzy
stanęły jej w oczach, a głos lekko się załamał, ale obiecała sobie, że
wytrzyma. Nie załamie się. Nie teraz.
I wtedy właśnie go dostrzegła. Tylko…
co on tutaj robił? Czy ona ma już jakieś zwidy? Przecież tęsknota za nim nigdy
tak na nią nie działała, że widziała go w różnych miejscach.
Draco.
Zakryła
usta ręką i niewiele myśląc uciekła ze sceny.
Wybiegła
na szpilkach z budynku, a za nią podążyła zdziwiona Ginny.
-
Hermiona, skarbie, co się stało? – spytała się jej niezwykle zmartwiona. Co
takiego się wydarzyło? Przecież obserwowała przyjaciółkę zza sceny i doskonale
sobie radziła, aż tu nagle wybiegła ze łzami w oczach.
-
Ginny… on tam był – wyszlochała i usiadła na krawężniku ukrywając twarz w
dłoniach, które kryły się pod czarnymi rękawiczkami.
- Ale
kto? – spytała zdezorientowana. Hermiona podniosła wzrok na jej twarz. Oczy
były szklane od łez.
- Draco
Malfoy…
~~~~~~~~~~~~~~
Notka dodana z pewnym opóźnieniem,
ale już jest :D Mam nadzieję, że jej nie zwaliłam, chociaż w pewnym momencie
się zacięłam i nie miałam pojęcia, co pisać.
Co tu więcej mówić. Chciałam
przeprosić za to, że nie odpisywałam na pytania na asku przez dłuższy czas. Jeśli
którakolwiek z Was czuła się jakoś zaniedbywana, to najmocniej przepraszam.
Staram się być w dobrych relacjach z czytelniczkami i rozmawiać z nimi, ale
jednak ktoś napisał mi, że Was nie szanuję i nie mam szacunku.
Czy któraś z Was też tak uważa?
Śmiało mówcie, może uda mi się coś zmienić, byście takiego wrażenia nie
odnosiły.
Ściskam
Sheireen ♥